Strona główna > Projekty > Zrealizowane

Bookmark and Share

Podlasie 2013

HF (2013-08-20)

Dlaczego Podlasie

Nasze podróże są tradycją stowarzyszenia. Jeździmy od 2006 roku. Przez ostatnie lata najczęściej wybieramy rower. Z kilku powodów - łatwiej jest dojechać tam, gdzie chcemy (a chcemy często tam, gdzie inaczej nie sposób dojechać), łatwiej nawiązywać kontakty z ludźmi po drodze, no a poza tym rower to wyzwanie.

Podróż w tym roku jest dla nas pod wieloma względami nowa. Przede wszystkim ze względu na teren. Do tej pory jeździliśmy poznając historię naszego regionu - Lubelszczyzny, a zebrane doświadczenia, poznane miejsca i osoby pojawiały się później w naszych projektach, głównie edukacyjncyh (jak na przykład Wyprawka).

Tym razem nasza trasa wiodła przez miejsca, o których kiedyś słyszeliśmy historie mniej lub bardziej prawdziwe; przez miejsca, o których ktoś nam opowiadał, polecał, o których gdzieś przeczytaliśmy, albo które po prostu wyrosły na naszej drodze zupełnie przypadkiem. Pewnie nie są one obrazem Podlasia, nie mówią wszystkiego o tym regionie. Ale też nie to było naszym celem. Po latach wedrówek po "swoim" miejscu postawowiliśmy dać sobie szerszą perspektywę. I to dla tego pojechaliśmy poza obszar Lubelszczyzny. A Podlasie wydało nam się pod wieloma względami bliskie.
Jako że był to wyjazd rozpoznawczy i podyktowany ciekawością, przyweźliśmy ze sobą wiele wrażeń, masę zdjęć i ogromną chęć powrotu. Nie nagrywaliśmy jednak relacji - nie czuliśmy się dostatecznie przygotwani. Ale dzięki nawiązanym po drodze kontaktom z ludźmi i organizacjami, mamy nadzieję na kolejne wyjazdy w te miejsca.


Mapa trasy + oznaczenie


Przez sześć dni odwiedziliśmy 14 miejscowości, zrobiliśmy ponad 270 km na rowerach. 








Ekipa


Oto kto podjął wyzwanie:




 Agnieszka Małek

Te 270 km pokonanych na rowerze po Podlasiu było niezwykłe. Pod wieloma względami. Nie tylko ze względu na sam środek transportu, ale również (a może przede wszystkim)  miejsca jakie odwiedziliśmy, wszystkich ludzi jakich poznałam i tych tajemniczych zakamarków, które kryją w sobie niesamowite historie. Niejednokrotnie zostałam zaskoczona podczas całego wyjazdu: nie spodziewałam się tak rozległych przestrzeni, tak wielkich i tak pachnących lasów, spotkania tylu różnych religii, które uzupełniają się nawzajem a nie walczą ze sobą, trafienia w zapomniane miejsce, w ktrym ludzie mieli ocaleć kiedy nadejdzie koniec świata(!). Zaskoczeniem był też sam Białystok, który zaprezentował się mimo rozkopanego centrum i pewnych utrudnień, w pełnej krasie podczas obchodów 70lecia wybuchu powstania w Getcie Żydowskim. Moje serce skradły natomiast w przedziwny sposób Krynki i Wierszalin, które nie wiedzieć czemu, są mi bardzo bliskie przywodząc na myśl inne, dobrze znane tereny. Z pewnością przez długi czas będę miała w pamięci śniadania na trawie z drużyną HF w jesienne już coraz bardziej poranki, świeże powietrze oraz wszystkie zasłyszane historie. Nie mogłam sobie lepiej wymarzyć mojego wakacyjnego wypoczynku. Było cudownie! Naprawdę.




 Alicja Kawka

Zachęcam, jeśli Was tam jeszcze nie było, aby koniecznie udać się do meczetu tatarskiego w Kruszynianach. Nasłuchałyśmy się tam opowieści o kulturze tatarskiej i muzułmańskiej wierze od Polaka, pochodzenia tatarskiego, a może od Tatara..

W Michałowie powstało miejsce, gdzie tradycja i historia harmonijnie przenika się z nowoczesnością – zajrzyjcie do Pracowni Filmu, Dźwięku i Fotografii. 

Miasto Białystok. Jeszcze wiele do zobaczenia, ale i do zrobienia.

A jak przemierzać Podlasie to na rowerze. Będziecie zachwycone tym, co zobaczycie. Obrazy warte do zachowania w pamięci.  












Anna Dąbrowska

Przez kilka kolejnych dni zrobię przeszło 270 km na rowerze, odwiedzając kilkanaście miejscowości na Podlasiu… Ale teraz wysiadam z pociągu w Białymstoku. Wprost w wielki deszcz. Mokre włosy. Dziś wieczorem wyjdzie słońce. Poznam zaczyn historii buntu w białostockim getcie latem 43 roku, poczuję chłód podwórek na Marjańskiego, zapatrzę się w zachodzące słońce… Ale to jeszcze nie teraz; teraz wysiadam. W plecaku mam historię akwarel Diny, zabraną w pośpiechu wiele dni temu. Ona właśnie wsiada do pociągu.
Wysiadam. Za kilka dni zerwę jabłko z drzewa w Nowym Jeruzalem, jabłko o zapachu ziemi; ziści się sen Azrila w tykocińskiej synagodze; to już miesiąc elul. Deszcz. Na placu gwiaździstym drogi się kończą. Chłodno."Unikajcie nacjonalizmu do końca Waszych dni" - przesłanie z traw kirkutu. Peron 3. Czuję wodę w butach. W Jewabnem nie ma już Żydów, w Gródku ktoś rozkopał groby, w Krynkach epitafia w roztopionym asfalcie, w Tykocinie młodzi Izraelczycy snują się po cmentarzu... Dworzec. Jestem w Białystoku. Już wiem, że będę chciała wrócić.






Anna Kulikowska

Kiedyś mój instytut promował się hasłem: "Etnologia - zadziw się światem". Nigdy nie ciągnęło mnie w odległe zakątki, byłam świadoma, że aby poznać jakąś część rzeczywistości, trzeba posiadać kompetencje (chociażby językowe), by nie być zupełnie obcym turystą tworzącym kolejne kalki. A jako że nie znam egzotycznych języków, więc daleko się nie pchałam. Ale jednak - nie była to najbliższa okolica. Trudno było pakować się w wielki plecak, brać całkiem niezłych gabarytów aparat, czasem dwa, dyktafon, przekraczać granicę, szukać noclegu, martwić się o jedzenie, transport. I chociaż światem się zadziwiałam, to jednak było to wyczerpujące.
Podczas ostatniej wyprawy było zupełnie inaczej. Wspólnie z osobami z Homo Faber przemierzałam drogi, trakty, ścieżki podlaskie. Czyli coś co miałam na wyciągnięcie ręki, a raczej koła roweru. I choć zawsze wiedziałam, że Podlasie jest ciekawe, może i przesiąknięte swego rodzaju mistycyzmem, to jednak nie korciło mnie, by poznać historię miasta, miasteczek, wsi, nazw ulic. Już więcej wiedziałam na temat powstania w getcie warszawskim, niż w tym białostockim.
Pięknie było drałować na rowerze do Krynek, przez Wasilków, Supraśl, zajechać do Wierszalina, odwiedzić Kruszyniany, Gródek, Michałowo. Jednak najbardziej przejmujące były dla mnie trzy momenty: dokładne prześledzenie mapy z wyznaczonym obszarem getta białostockiego, wyjaśnienie zagadki "kim był Icchok Malmed" oraz dowiedzenie się co to za cmentarz mieszczący się tuż przy drodze lokalnej z Łysek do Tykocina.
Pierwszy moment uświadomił mi dość banalny fakt: chodzenie tymi samymi ulicami, robienie zakupów jak gdyby nigdy nic, picie kawy czy piwa w miejscach naznaczonych, pamiętających. I znów mam wrażenie (którego doświadczałam w odleglejszych miejscach, w których byłam tylko na chwilę), że tkanka miasta jest czymś na kształt palimpsestu, w którym nakładają się na siebie przeszłe - dalsze i bliższe oraz współczesne znaki. Mogę w każdej chwili przysiąść na takiej ulicy i zamknąć po prostu oczy…
Tajemnica nazwy ulicy Malmeda również się wyjaśniła. Icchok Malmed podczas okupacji oblał kwasem solnym żołnierza SS. Kiedy komendant gestapo dowiedział się o tym, kazał wymordować blisko 100 osób pochodzenia żydowskiego: kobiet, mężczyzn i dzieci. Niemcy zagrozili, że jeśli Icchok Malmed sam się nie zgłosi, wszystkie osoby przebywające na terenie getta zostaną zlikwidowane. Malmed w obliczu takiej groźby oddał się w ręce Niemców. Został powieszony w bramie Judenradu, na ulicy Kupieckiej, w pobliżu miejsca, w którym dokonał zamachu. Dziś ulica ta nazywa się ulicą Malmeda. Zwykła ulica w ścisłym centrum. Bank, węgierska restauracja (przed jej wejściem w ramach reklamy upiorne manekiny w niby tradycyjnych strojach, jeden bez ręki), salon kosmetyczny, kebab, fryzjer i kilka sklepów. A gdzieś pośród tego tablica upamiętniająca tamto wydarzenie. Czy to przez własną ignorancję nigdy nie wysiliłam się, by dotrzeć do tych informacji? Czy może ulica ta kojarzy mi się tak mocno z historiami własnego życia, że trudno mi jej nazwę odnieść do szerszego kontekstu?
Niezwykła dla mnie była także chwila spędzona na cmentarzu nieopodal mojej wsi. Do tej pory słyszałam opowieści , że są tam pochowani pacjenci z pobliskiego szpitala psychiatrycznego, którzy zmarli podczas II wojny światowej. Jednak przekonałam się, przeczytawszy tablicę na murze, że jest to miejsce pochówku 7 tysięcy jeńców rosyjskich zamordowanych przez gestapo w obozie, jaki stworzono na terenie szpitala psychiatrycznego w Choroszczy. I znów opad szczęki. Szczególnie, gdy zobaczyłam twarz żołnierza pochodzenia kazachskiego wygrawerowaną na jednym z pomników. Jakby oko w oko z człowiekiem, który już nic powiedzieć ani wykrzyczeć nie może.
I w sumie mogłabym opisywać wiele dobrych, choć czasem trudnych chwil podczas tej wyprawy. Chcąc uniknąć patosu - skończę tutaj. Uważna obecność w znanych sobie miejscach zmienia perspektywę.




Marta Sienkiewicz

Białystok wydawał mi się znany. I może to wydarzenia skupione wokół rocznicy powstania w getcie spowodowały, że moje widzenie tego miejsca zmieniło sie o 180 stopni. Białystok to puste miejsce po tysiącach Żydów, którzy stanowili przed wojną 80 % mieszkańców miasta. Historia widoczna na każdym kroku. Wystarczy tylko zatrzymać się na chwilę i popatrzeć. Mi sie udało.

Więc Białystok, miasto z potencjałem i trudną historią, choć raczkujące, kulawe, z wieloma przestrzeniami do zapełnienia. Ciągle próbujące, układajace, mierzące się z nowymi sytuacjami społecznymi. To jest mój numer jeden tej wyprawy.


Nie omieszkam pogratulować sobie również przejechanego dystansu, wytrwałości i uporu na trasie :)






Piotr Skrzypczak

TOP TEN tej podróży:
1. Wierszalin, ale nie jako ośrodek w Supraślu, ale jako zagubionych kilka chałup w lesie - miejsce, które przetrwa koniec świata. Wierzę w to.
2. Krynki - olbrzymi, niewykorzystany potencjał miasta. Szkoda, że z 10 tys. mieszkańców zrobiło się 2,5. To widać. 
3. Kruszyniany - całokształt: meczet wraz ze wspaniałym oprowadzaczem, cmentarz, jedzenie, klimat.
4. Kirkut w Białymstoku - dotąd nie zdawałem sobie sprawy, że w Polsce jest taki cmentarz: tak rozległy, mający tyle dobrze zachowanych macew, i tak zadbany (z tabliczkami pozwalającymi poznać historię leżących tam ludzi i ich tradycje).
5. Tykocin - synagoga - przeciwieństwo do innych, sypiących się lub już nieistniejących w Polsce.
6. Michałowo - świetne miejsce Pracowni Filmu, Dźwięku i Fotografi. Zazdroszczę.
7. Supraśl - za krótko. Jeszcze tu wrócę, żeby poznać mnichów.
8. Białystok - ciekawe, ładne, całkiem zadbane i żyjące miasto. I ludzie. Podczas całej podróży spotyklaiśmy tylko ich dobre odsłony.
9. Jedwabne - symbol wielu takich miejscowości.
10. Gródek - kirkut z rozgrzebanymi żydowskimi grobami. Namacalny znak jak słaba jest jednak ludzka kondycja.
(Kolejność nie do końca istotna)




Podróż

Dzień 1 (wtorek) 13 sierpnia
Spacerek.
Fot. Agnieszka Małek
Więcej fotek w galerii
Białystok. Zwiedzanie miasta.
Do Białegostoku dotarliśmy wraz z rowerami pociągiem. Spacer po mieście zaczęliśmy od Placu Kościuszki, gdzie zamontowano część czasowej wystawy "Byliśmy tu" opowiadającej o społeczności białostockich Żydów. W opisie czytamy: Sformułowanie "Byliśmy tu" przypomina, że białostoccy Żydzi nie byli przybyszami z dalekich światów, oni współtworzyli Białystok od zawsze. [...] Pierwsza część wystawy, prezentowana w Ratuszu, to opowieść o dawnym, nieistniejącym już mieście. Podzielona na sekwencje, w których znajdzie się Dom, Ulica, Synagoga, w sposób symboliczny, umowny, wprowadza widza w mury miasta sprzed dziesiątków lat. Ten celowy układ wystawy pozwala uruchomić wyobraźnię odbiorcy i trudno jest oprzeć się wrażeniu, że właśnie znaleźliśmy się w tamtym świecie. Dom to miejsce, gdzie przeglądamy rodzinne albumy ze starymi fotografiami. Stamtąd podpatrujemy przez okna mieszkańców miasta, wychodząc tym samym na ulice Suraską, Kupiecką, Żydowską czy Rabinacką. Mijając nieistniejące już kamienice przechadzamy się białostockimi ścieżkami i alejami. Zaglądamy do sklepów i warsztatów. Widzimy, że centrum dawnego miasta, tak obfite w sklepiki, kramiki, tętniło niegdyś zgiełkiem i pełne było codziennej krzątaniny. Miało swój niepowtarzalny charakter. To tu powstawały fortuny Zabłudowskich, Gordonów, Nowików czy Tryllingów. Na Rynku Kościuszki prężnie działało blisko 500 sklepików. W samym Ratuszu było ich niemal 120. Handlowano wszystkim pierzem, żelazem, począwszy od galanterii, a skończywszy na samochodach. [...].
Historia Żydów w Białymstoku przywołana przez obchody 70 rocznicy wybuchu powstania w getcie 16 sierpnia 1943 roku. 

Idziemy dalej. Odwiedzamy kolejno budynek dawnej synagogi przy ul. Pieknej 3, ul. Marjańskiego, Filharmonię Podlaską, obelisk w miejscu dawnego cmentarza, kościół św. Rocha. 
Przez cały czas towarzyszą nam kolejne części wystawy.


Dzień 2 (środa) 14 sierpnia
Wasilków. Kirkut.
Fot. Anna Dąbrowska
Więcej fotek w galerii
Białystok – Karakule – Wasilków – Supraśl – Studzianki – Krynki
77 km
Karakule to jedna z najpiękniejszych wsi Podlasia (według konkursu na takąż). 
Podziwiamy jej piękno jedząc szybkie drugie śniadanie na krawężniku przy sklepie spożywczym.

W Wasilkowie w centrum duchowym wsi stoi cerkiew pw. św. Apostołów Piotra i Pawła z 1853 roku, a w centrum handlowym kamień upamiętniający mieszkańców Wasilkowa, którzy zginęli w Katyniu. I dwa krzyże: katolicki i prawosławny. Na obrzeżach, przy ul. Słowackiego jest też kirkut z XIX wieku. Zadbany i opisany.
Chana córka Metla, Ajsza Gitel Raszkies córka Józefa, Israel Nachum syn Chaima Pokrzewca, Dwora Polak, Leja córka Ratnera, Jakow Mordechaj syn Meira Gite...
Przed wojną w Wasilkowie mieszkało ok. tysiąca Żydów. Niemcy w sierpniu 1941 roku utworzyli w Wasilkowie getto, w którym przebywało około 1250 Żydów. Żydów z getta w liczbie 1180 osób wywieziono przez obóz przejściowy w Białymstoku do Treblinki gdzie zostali zgładzeni 15 listopada 1942 roku. 

W Supraślu jesteśmy za późno. Nie udaje się nam zobaczyć ani monasteru, ani muzeum ikon. Jedziemy przez Studzianki do Krynek. 


Dzień 3 (czwartek) 15 sierpnia
Wierszalin.
Fot. Anna Dąbrowska
Więcej fotek w galerii
Krynki – Nowa Grzybowszczyzna – Stara Grzybowszczyzna – Wierszalin – Krynki (+ kirkut)
34 km
Gdybyśmy, porzucając naszą codzienność, znaleźli się w województwie podlaskim, w powiecie sokólskim, i trafili do gminy Krynki, to jakieś półtora kilometra od wsi Stara Grzybowszczyzna, najlepiej poruszając się na rowerze, dotarlibyśmy do osady Wierszalin. [...] Osadę Wierszalin założyl w latach trzydziestych ubiegłego stulecia Eliasz Klimowicz, znany jako prorok Ilja, twórca sekty religijnej, w której uważany był za proroka, Jana Chrzciciela, Drugiego Mesjasza i Jezusa Chrystusa. Wierszalin, według niego, miał być nie tylko ośrodkiem sekty, ale też stolicą świata, nową Jerozolimą. [...]. To Leonard Neuger. Zanim trafiliśmy do Wierszalina, po drodze odwiedziliśmy Starą i Nową Grzybowszczyznę - miejsca faktycznie na końcu świata, do których faktycznie najlepiej podróżować rowerem. 
Prorok Ilja nie był jedyny. Jak wieść niesie, było ich wielu, proroków, uzdrowicieli, cudotwórców, carów cudem ocalonych po rewolucji 1915 roku. Eliasz Klimowicz miał sporą konkurencję. Taki czas. Ale i tak niezwykłym pozostaje fakt, że ten prosty niepiśmienny chłop wpadł na pomysł nie tylko okrzyknięcia się mesjaszem ale i podął trud budowania nowego Jeruzalem. Zmarł na zsyłce w Krasnojarsku w 1939 roku. 
Z Jerozolimy w środku lasu została duża drewniana chata, stodoła i studnia. I zdziczałe jabłonie. Ktoś na drzwiach przybił wydruk ze zdjęciem Klimowicza. 

Krynki. Takich domó jest tu dużo, opuszczone, ale piękne.
Fot. Marta Sienkiewicz
Więcej fotek w galerii
Krynki były niegdyś sporym miasteczkiem. I tą dawną świetność wciąż widać. Nie tylko stojąc na Placu Gwiaździstym skąd wybiega promieniście dwanaście ulic. W 1905 roku miasteczko liczyło blisko 10 000 mieszkańców, rozwijał się przemysł (włókiennictwo, garbarstwo). To właśnie wtedy strajkujący robotnicy na kilka dni proklamowali Republikę Krynecką. Fantazja godna Klimowicza.
Krynki były prawie zupełnie żydowskie - przeszło 90% mieszkańców przed I wojną światową stanowili Żydzi. Działało kilkanaście chederów, jesziwa, mykwa i klika synagog. W latach powijennego kryzysu większość Żydów wyjechała do Stanów Zjednoczonych i Palestyny. Ci, którzy zostali, w 1942 roku trafili najpierw do getta a potem do Trebinki.
Wciąż stoi pięć synagog, jest też rozległy cmentarz Beth ha Kworet. Jego najstarsza część została założona na mocy przywileju króla Jana Kazimierza z 1662 roku. Macew użyto do budowy mleczarni, a co cenniejsze z marmuru i granitu rozkradziono po wojnie. Kilkadzesiąt widać jeszcze w wielkiej trawie.
Synagoga Słonimskich chasydów jeszcze stoi. Wpisana do rejestru zabytków A-11. W synagodze Kaukaskiej puszczają filmy, na zamurowanych ścianach babińca.


Dzień 4 (piątek) 16 sierpnia
Meczet w Kruszynianach.
Fot. Marta Sienkiewicz
Więcej fotek w galerii
Krynki – Kruszyniany – Gródek – Michałowo - Białystok
85 km

W roku 1679, przywilejem króla Jana III Sobieskiego, Tatarzy za wierną służbę osadzeni zostali w trzech królewskich ekonomiach. Jedną z nich była ekonomia grodzieńska [...].

Do Kruszynian jedzie się, aby popatrzeć na muzułmanów. Całe więc szczęście, że po meczecie i wierze opowiada Dżemil Gembicki. Jest to historia wsi, w której mieszkają katolicy, prawosławni i muzułmanie. Śmieje się, że jak świętują z sąsiadami, to nie ma czasu na robotę. Turyści grzecznie słuchają. Chyba się trochę dziwią, że Dżemil mądry i dowcipny (i z dziarą na szyi). Potem idą na mizar, gdzie nagrobki pisane są na przemian arabskim, cyrylicą i łacinką. W drodze do tatarskiej jurty mijają drogowskaz (Krym 1815 km, Warszawa 253 km, Mekka 5504 km, Pekin 7235 km - dobór pewnie nieprzypadkowy, choć my nie znaleźliśmy klucza pasującego do wszystkich nazw) i już siedzą przy stole z widokiem na jutrę. Zamawiają belysz albo
Jurta od środka. Jaramy się :)
Fot. Marta Sienkiewicz
Więcej fotek w galerii
czak-czak, chyba że jak my wege - wtedy tatarską pyzę z serem. Pozostaje jeszcze wsadzenie głowy najpierw do jutry (uwaga na głowę!) i do wyciętego otworu w planszy z Tatarem (zdjęcie w stroju jak malowane!). I w drogę.

Gródek wita totemem i tablicą informacyjną. 

Michałowo. Trafiamy do Pracowni Filmu, Dźwięku i Fotografii. Wow! W odremontowanej chacie (to słowo już nie pasuje do obecnego stanu budynku ale zważywszy, że historycznie była to chata, pozostańmy przy tej nazwie) można zobaczyć fotografie i pocztówki Białegostoku, Grodna, Wilna do 1939 roku (pięknie wyeksponowane) a na zawieszonych kilku ekranach kilkadziesiąt filmów dokumentalnych dotyczących wszelkich zagadnień związanych z regionem (od wypieku chleba, poprzez historię tykocińskiej synagogi aż do historii prawosławia na tych ziemiach -  w tym filmową impresję Marka Włodzimierowa "Drewniane cerkwie Podlasia w technologii 3D"). Wszystko ciekawe, ładnie podane, w nowoczesnej oprawie. Na podwórzu właśnie trwają warsztaty. 


Dzień 5 (sobota) 17 sierpnia
Jedwabne.
Fot. Marta Sienkiewicz
Więcej fotek w galerii
Jedwabne 

Stało się to 15 dnia miesiąca tamuz roku 5701, albo 10 lipca 1941 roku. Idąc na miejsce spalonej stodoły mijamy kościół i równo ustawione domki z ogródkami. Za chwilę jesteśmy na piaszczystej drodze. Po prawej pomnik, po lewej ogrodzony kirkut. Pod drzewem pasie się krowa, w oddali chłopi zwożą siano z pól. Na kirkucie zwyczajowy bałagan (jak to w Polsce), pod drzewem ktoś niedawno zrobił kupę. Kilka fragmentów macew.
Przy pomniku kilka wypalonych świec, kamienie, zdjęcia, lista zamordowanych. Napis: Pamięci Żydów z Jedwabnego i okolic, mężczyzn, kobiet, dzieci, współgospodarzy tej ziemi, zamordowanych, żywcem spalonych w tym miejscu 10 lipca 1941 roku. Jedwabne 10 lipca 2001 r. 
Na cmentarzu katolickim duże pomniki, cisza. W końcu alejki niewielka brama na cmenatrz żołnierzy niemieckich poległych w I wojnie światowej. Równo ułożone kwatery. 

W Białymstoku dziś czeka nas jeszcze spotkanie wokół książki Kres świata białostockich Żydów (D. Boćkowski, E. Rogalewska, J. Sadowska) i koncert Leny Piękniewskiej Kołysanki na wieczny sen.



Wizyta w Domu. Tykocin.
Fot. Agnieszka Małek
Więcej fotek w galerii

Dzień 6 (niedziela) 18 sierpnia
Tykocin
60 km

Do Tykocina jadą tłumy, akyrat dziś, bo dziś w Tykocinie jest XIV Tykocińska Biesiada Miodowa (drugi dzień), więc Plac oblepiony straganami i ludźmi, którzy właśnie wyszli z kościoła.
Zostawiamy rowery na podwórku dawnego kina Hetman. Naszym przewodnikiem będzie dziś Marcin Kwiatkowski, na codzień związany z inicjatywą Kino Hetman. Magazyn Kultury. Po obejrzeniu kina (a smutny to widok zwłaszcza, że potencjał ogromny), przez Plac Czarneckiego (gdzie nadal króluje miód) wchodzimy do domu pod numerem 10, gdzie mieści się Fundacja Centrum Badań nad Historią i Kulturą Małych Miast. A potem ulicą Piłsudckiego wprost do synagogi. Synagoga w Tykocinie przy ulicy Koziej 2 została zbudowana w 1642 roku. Zanim jednak wejdziemy do głownej sali, której ściany
Kirkut w Białymstoku.
Fot. Anna Dąbrowska
Więcej fotek w galerii
pokrywają polihromie w języku hebrajskim , mijamy sklep z pamiątkami. Są tu i matrioszki, i Żyd z grosikiem, i portret Jana Pawła II... 
Na cmentarzu młodzi Izraelczycy.  

Cmentarz żydowski w Białymstoku przy ul. Wschodniej jest ogromny. Już sama brama wskazuje na jego wiekość. Oficjalnie został założony w 1892 roku. Inskrypcje w językach hebrajskim, jidysz, polskim, niemieckim i rosyjskim. W głebi ochel rabina Chaima Herza Halperna. 


Dzień 7 (poniedziałek) 19 sierpnia
Powrót do Lublina



Do obejrzenia // poczytania:
Powrót. Dworzec w Białymstoku.
Fot. Agnieszka Małek
Więcej fotek w galerii
- fotoblog Agnieszki Małek 
- stronę Pracowni Filmu Dźwieku i Fotografii w Michałowie
- książkę Włodzimierza Pawluczuka Wierszalin: reportaż o końcu świata (raczej tylko w bibliotece)
- trzy dramaty Tadeusza Słobodzianka Śmierć proroka i inne historie o końcu świata
- stronę Teatru Wierszalin
Księga Pamięci Żydów z Krynek
- Kino Hetman. Magazyn Kultury w Tykocinie
- Meczet w Kruszynianach








Komentarze
Aby dodać komentarz pod własnym nazwiskiem musisz się zalogować, lub napisać pod tymczasowym nickiem (wymaga aktywacji)

Nick:Komentarz:
~Emalia - 2013-08-26
No to pokonaliście moją trasę, tylko w przeciwną stronę - przeprowadziłam się do Lublina z Białegostoku - teraz pewnie możecie zrozumieć moją tęsknotę za lasem, którego tu jest jak na lekarstwo albo i mniej... :)