Strona główna > Warto poczytać > Archiwum Opornika > Numer 35 (8/2008)
Mam doświadczenie bycia animatorką społeczną w dwóch sytuacjach - w jednej, gdy byłam osobą zupełnie z zewnątrz, w Korytkowie Dużym koło Biłgoraja i w drugiej - miejscowości skąd pochodzę.
W przypadku Korytkowa pojechałam tam pierwszy raz - jako animatorka lokalna Instytutu Spraw Publicznych i próbowałam się dostać do tej społeczności. Byłam tam rok. I jak to przeżyłam, to stwierdziłam, że nie ma nic trudniejszego i zdecydowałam się wrócić do miejscowości, z której pochodzę. To jest wieś popegeerowska na Pomorzu. Od powrotu tam minął rok, więc nie mogę powiedzieć, że już to przeżyłam [śmiech]. Oczywiście okazało się, że właśnie tam jest trudniej, bo to ja - "taka wielka pani z Warszawy najmądrzejsza" - przyjechała i próbuje coś tam zrobić [z Warszawy, bo program Uniwersytetu zakłada roczny pobyt w Teremiskach i kontynuacje nauki w Warszawie - red.]. Powiem szczerze, że do dziś mnóstwo drzwi jeszcze jest zamkniętych. To, że będąc w Warszawie, próbowałam utrzymywać kontakt z tą społecznością np. organizując wakacje dla dzieci czy wyjazdy do teatru do Słupska, nie zadziałało pozytywnie tylko negatywnie - że się panoszę, że jestem nie wiadomo kim. Przez ostatni rok próbowałam znaleźć tam pracę, co okazało się nieosiągalne. Za to w gminie sąsiedniej przyjęto mnie z otwartymi rękami. Napisałam projekt z "Kapitału Ludzkiego" [konkurs grantowy] i ludzie z urzędu tej drugiej gminy dali mi kredyt zaufania. Nie mam żadnego wsparcia jakiejś instytucji czy organizacji, więc złożyli ten projekt jako gmina. W ramach tego współpracuję z organizacjami wiejskimi - kołami gospodyń, radami sołeckimi, Ochotniczymi Strażami Pożarnymi, jakoś ich animując - nie w takim sensie, że im coś oferuję, tylko próbuję ich popychać, żeby sami coś wymyślili. Projekt trwa od marca, celem jest przygotowanie w każdej miejscowości konkretnego działania, np. zagospodarowania terenu przy jeziorze, zrobienie Kącika Malucha.
W każdej grupie jest około 10 osób. Mamy przygotować wspólnie wniosek. Siadamy i wypełniamy tabele. Tłumaczę pojęcia, np. "rezultat". I tak czasem grupy stwierdzają, że nie wypełnią, bo nie umieją. W pięciu miejscach próbowałam zaczynać takie działanie, w trzech przypadkach rady sołeckie złożyły wnioski, a dwie się poddały. Te wnioski są dość standardowe, ale trzeba dużo ogólnych rzeczy o społeczności napisać - na przykład scharakteryzować problemy wsi. "Pani, przecież my nie mamy żadnych problemów!". Kiedy mówię o bezrobociu lub braku miejsc spotkań dla młodzieży, słyszę: "Pani, a po co, przecież oni wyjeżdżają, ich to nie interesuje!". W tym wniosku trzeba przełożyć sytuację wsi na tabelki i formułki, co nie jest dla nich proste.
Komentarze
PRZECIEŻ WYJEŻDZAJĄ
Roza Zając (2008-09-05)Roza, jedna z pierwszych studentek uniwersytetu powszechnego.
Fot. Anna Dąbrowska
Więcej fotek w galerii
Roza Zając, absolwentka Uniwersytetu Powszechnego im. J. J. Lipskiego w Teremiskach.Fot. Anna Dąbrowska
Więcej fotek w galerii
Mam doświadczenie bycia animatorką społeczną w dwóch sytuacjach - w jednej, gdy byłam osobą zupełnie z zewnątrz, w Korytkowie Dużym koło Biłgoraja i w drugiej - miejscowości skąd pochodzę.
W przypadku Korytkowa pojechałam tam pierwszy raz - jako animatorka lokalna Instytutu Spraw Publicznych i próbowałam się dostać do tej społeczności. Byłam tam rok. I jak to przeżyłam, to stwierdziłam, że nie ma nic trudniejszego i zdecydowałam się wrócić do miejscowości, z której pochodzę. To jest wieś popegeerowska na Pomorzu. Od powrotu tam minął rok, więc nie mogę powiedzieć, że już to przeżyłam [śmiech]. Oczywiście okazało się, że właśnie tam jest trudniej, bo to ja - "taka wielka pani z Warszawy najmądrzejsza" - przyjechała i próbuje coś tam zrobić [z Warszawy, bo program Uniwersytetu zakłada roczny pobyt w Teremiskach i kontynuacje nauki w Warszawie - red.]. Powiem szczerze, że do dziś mnóstwo drzwi jeszcze jest zamkniętych. To, że będąc w Warszawie, próbowałam utrzymywać kontakt z tą społecznością np. organizując wakacje dla dzieci czy wyjazdy do teatru do Słupska, nie zadziałało pozytywnie tylko negatywnie - że się panoszę, że jestem nie wiadomo kim. Przez ostatni rok próbowałam znaleźć tam pracę, co okazało się nieosiągalne. Za to w gminie sąsiedniej przyjęto mnie z otwartymi rękami. Napisałam projekt z "Kapitału Ludzkiego" [konkurs grantowy] i ludzie z urzędu tej drugiej gminy dali mi kredyt zaufania. Nie mam żadnego wsparcia jakiejś instytucji czy organizacji, więc złożyli ten projekt jako gmina. W ramach tego współpracuję z organizacjami wiejskimi - kołami gospodyń, radami sołeckimi, Ochotniczymi Strażami Pożarnymi, jakoś ich animując - nie w takim sensie, że im coś oferuję, tylko próbuję ich popychać, żeby sami coś wymyślili. Projekt trwa od marca, celem jest przygotowanie w każdej miejscowości konkretnego działania, np. zagospodarowania terenu przy jeziorze, zrobienie Kącika Malucha.
W każdej grupie jest około 10 osób. Mamy przygotować wspólnie wniosek. Siadamy i wypełniamy tabele. Tłumaczę pojęcia, np. "rezultat". I tak czasem grupy stwierdzają, że nie wypełnią, bo nie umieją. W pięciu miejscach próbowałam zaczynać takie działanie, w trzech przypadkach rady sołeckie złożyły wnioski, a dwie się poddały. Te wnioski są dość standardowe, ale trzeba dużo ogólnych rzeczy o społeczności napisać - na przykład scharakteryzować problemy wsi. "Pani, przecież my nie mamy żadnych problemów!". Kiedy mówię o bezrobociu lub braku miejsc spotkań dla młodzieży, słyszę: "Pani, a po co, przecież oni wyjeżdżają, ich to nie interesuje!". W tym wniosku trzeba przełożyć sytuację wsi na tabelki i formułki, co nie jest dla nich proste.
W jednej miejscowości okazało się, że są tam aktywne młode mamy - i tam pomysłem był Kącik Malucha czyli kawałek dywanu i jakieś zabawki, być może uda się zatrudnić przedszkolankę, która przyjeżdżałaby kilka razy w tygodniu.
Teraz Działania Lokalne [konkurs grantowy] wystartowały na Pomorzu, jest pierwszy nabór wniosków. Zobaczymy jakie będą efekty.
Oprac. Ola Gulińska
Teraz Działania Lokalne [konkurs grantowy] wystartowały na Pomorzu, jest pierwszy nabór wniosków. Zobaczymy jakie będą efekty.
Oprac. Ola Gulińska
Komentarze
- Brak komentarzy