Strona główna > Warto poczytać > Archiwum Opornika > Numer 38 (11/2008)
WYRAŹNIE LEKKO
Maciej Topolski (2008-12-15)Może to wina koprodukcji z Austriakami, którzy użyczyli do Lekcji pana Kuki najwięcej tła - mój święty krokodyl (odsyłam do biografii Marqueza) zakrzyknął spod płaszcza: "Wiedeń. Jakie to piękne miasto!". Może to wina książki autorstwa Radka Knappa, na podstawie której powstał film - wyszedłem zaintrygowany i wcale pozytywny. Może to wina obsady, zbieranej po europejskich stolicach - że, jak powiedział Andrzej Grabowski (3 x świetny, choć krótki epizod tytułowego bohatera), film ten przypomina po trosze Gombrowicza i jego Trans-Atlantyk, prozę Hrabala i kolumbijski realizm magiczny. I jest to na pewno wina Dariusza Gajewskiego, który pozwolił na lekki misz-mówisz-masz w polskim wykonaniu, taki pyszny kogel-mogel.
Pierwsze obrazy: kwiaty i bzyczenie pszczół, i oczywiście trzy lekcje, w tym ważne: "How can I serve you?" - proszę zapamiętać! Kuka poprawia protezę, rozsiada się na skrzypiącej kanapie i nalewając wina tłumaczy Waldemarowi (nieprzemawiający Łukasz Garlicki), gdzie, w jaki sposób i do kogo. Dwudziestolatek objuczony prawdziwie turystycznym plecakiem i z zapalniczką w kieszeni wsiada do obskurnego autobusu i wyrusza w swoją pierwszą, zagraniczną i nieco bajeczną podróż. Poznaje "sprzątaczkę" (będzie śmiech, oj będzie - rola Anny Przybylskiej) i, po dotarciu na miejsce, doświadcza losu Polaka na Zachodzie. Tułaczki, braku pracy, pustej kieszeni i innych stereotypowych sytuacji i wypowiedzi. Bohater w genialnie ironiczny sposób wychodzi z nich tylko trochę pobity i tylko dwa razy okradziony. Pomaga mu w tym cudotwórcze "Szczęść Boże" i uśmiech wiejskiego chłopca.
Chwilę później Waldemar wchodzi w świat magii i absurdu, tego "może się wydawać" i "nie musi być". Zaczyna pracować dla dziwacznego lalkarza, napada na bank i biega za ucieleśnioną Wenus (drugorzędna Nadia Cameron-Blakey). Na swojej drodze po austriackich schodach, ulicach i mostach spotyka niemieckiego pianistę (akuratny August Diehl), który zamiast grać kompozycje Rossiniego, kradnie - a jako że jest z zamożnej rodziny - łososie w puszkach i inne drogie przysmaki. A także Mirka (jadalny Tomasz Karolak), któremu, dziwnie bezinteresownie, zawdzięcza w obcym świecie jako taki punkt zaczepienia. Wreszcie pojawia się trochę sensacji oplecionej nienajgorszym humorem, nieśmiały romans, nauka o błędnie pojmowanej istocie piękna i pozytywny ending.
Lekcje pana Kuki są nienachlanie przyjemne. Tych kilka ciekawie i prawdziwie literacko podanych scen z wiedeńskiej tułaczki Waldka pokazuje, że jeśli się chce, można zrobić polską i wcale niegłupią komedię. Film Dariusza Gajewskiego ogląda się bez większego znużenia, z rozbawioną miną i gotowością do poskładania w głowie rozrzuconych elementów. Złączenia małpy i lalki, magii fontanny, skrzypiec pana Kuki i jego machającej na "do zobaczenia" ręki.
Lekcje pana Kuki, reż. Dariusz Gajewski, scen. Radek Knapp, Dariusz Gajewski, zdj. Wojciech Szepel. Austria, Polska, 2008.
Komentarze
Pierwsze obrazy: kwiaty i bzyczenie pszczół, i oczywiście trzy lekcje, w tym ważne: "How can I serve you?" - proszę zapamiętać! Kuka poprawia protezę, rozsiada się na skrzypiącej kanapie i nalewając wina tłumaczy Waldemarowi (nieprzemawiający Łukasz Garlicki), gdzie, w jaki sposób i do kogo. Dwudziestolatek objuczony prawdziwie turystycznym plecakiem i z zapalniczką w kieszeni wsiada do obskurnego autobusu i wyrusza w swoją pierwszą, zagraniczną i nieco bajeczną podróż. Poznaje "sprzątaczkę" (będzie śmiech, oj będzie - rola Anny Przybylskiej) i, po dotarciu na miejsce, doświadcza losu Polaka na Zachodzie. Tułaczki, braku pracy, pustej kieszeni i innych stereotypowych sytuacji i wypowiedzi. Bohater w genialnie ironiczny sposób wychodzi z nich tylko trochę pobity i tylko dwa razy okradziony. Pomaga mu w tym cudotwórcze "Szczęść Boże" i uśmiech wiejskiego chłopca.
Chwilę później Waldemar wchodzi w świat magii i absurdu, tego "może się wydawać" i "nie musi być". Zaczyna pracować dla dziwacznego lalkarza, napada na bank i biega za ucieleśnioną Wenus (drugorzędna Nadia Cameron-Blakey). Na swojej drodze po austriackich schodach, ulicach i mostach spotyka niemieckiego pianistę (akuratny August Diehl), który zamiast grać kompozycje Rossiniego, kradnie - a jako że jest z zamożnej rodziny - łososie w puszkach i inne drogie przysmaki. A także Mirka (jadalny Tomasz Karolak), któremu, dziwnie bezinteresownie, zawdzięcza w obcym świecie jako taki punkt zaczepienia. Wreszcie pojawia się trochę sensacji oplecionej nienajgorszym humorem, nieśmiały romans, nauka o błędnie pojmowanej istocie piękna i pozytywny ending.
Lekcje pana Kuki są nienachlanie przyjemne. Tych kilka ciekawie i prawdziwie literacko podanych scen z wiedeńskiej tułaczki Waldka pokazuje, że jeśli się chce, można zrobić polską i wcale niegłupią komedię. Film Dariusza Gajewskiego ogląda się bez większego znużenia, z rozbawioną miną i gotowością do poskładania w głowie rozrzuconych elementów. Złączenia małpy i lalki, magii fontanny, skrzypiec pana Kuki i jego machającej na "do zobaczenia" ręki.
Lekcje pana Kuki, reż. Dariusz Gajewski, scen. Radek Knapp, Dariusz Gajewski, zdj. Wojciech Szepel. Austria, Polska, 2008.
Komentarze
- Brak komentarzy
