Strona główna > Warto poczytać > Archiwum Opornika > Numer 41 (3/2009)
Ameryka. Egzotyczny ląd dla mieszkańców Europy Wschodniej, Indii, Meksyku, Kolumbii. Znamy świetnie ten mit w Polsce. Kuszący smak i zapach gumy do żucia, doskonałość lalki Barbie, masło orzechowe i szampon przeciwłupieżowy. Niegdyś takie paczki przyprawiały o zawrót głowy, niczym konfetii z raju rozsypane nad szarzyzną PRL-u...
Dla wszystkich "biednych tego świata" słynny już fenomen "American dream" wciąż funkcjonuje. Wciąż gdzieś tam kłębi się pod powiekami, nie daje spać w nocy i kołacze się w głowie niczym czechowowska fraza "Do Moskwy, do Moskwy". Pragnienie wyjazdu góruje nad codziennością istnienia. Poddaje się mu Raina, bohaterka prozy Franco. Zakochany w Rainie jest Marlon. To jego kolumbijski pisarz wciela w rolę narratora pierwszosobowego. Ta silnie więc zindywidualizowana narracja biegnie dwoma torami. Tory opowieści przeplatają się i składają się z dwóch częsci. Pierwsza to przygotowania do wyruszenia w upragnioną podróż do Ameryki (beznadziejność egzystencji w kraju bez perspektyw, korupcja urzędników i upokarzające procedury, przez które przechodzą ci, marzący o lepszym swiecie, majaczącym gdzieć za granicą z Meksykiem), szczegóły długotrwałej i wycieńczającej podróży aż do rozdzielenia z Rainą już w Ameryce. Część druga obejmuje, nieco lunatyczne w początkowej fazie, perypetie Marlona, który w wyniku akcydentalnej ucieczki przed amerykańskimi stróżami prawa gubi się na przepastnych nowojorskich ulicach i od tej pory zdany jest na łaskę pewnych restauratorów. Nad tymi dwiema opowieściami unosi się trzecia: nadrzędna, o poszukiwaniu Rainy, kiedy to Marlon przemierza ogromne amerykańskie dystanse, by dotrzeć do dawnej ukochanej, z którą niegdyś snuł marzenia. Proza będzie zagęszczać się w trzeciej linii narracji, z nieznaczną przewagą czasu teraźniejszego, kiedy nastąpi w końcu upragnione spotkanie z Rainą. Raina odnaleziona. I cóż mamy? Koniec poszukiwań - ostateczny koniec wielkiego uczucia. Miłość, dla której poświęca się wszystko, okazuje warta tyle, co nic. Podobnie jak Ameryka, uwodzi, odziera z romantyzmu a potem wypluwa.
Znamy takie historie. Dzieją sią codziennie. Młodymi ludźmi steruje pęd do nowej rzeczywistości, chciałoby się rzec "nowego, lepszego świata". Ameryka sprzyja młodości, zagrzewa do walki o swoje. Liczą się ci, którzy wyrabiają normę w korporacjach, a nie ci, którzy parzą im latte i podają w papierowym kubku z logo Starbucks. Marlon, uwięziony na kartach powieści patrzy na zmieniające się krajobrazy Ameryki. Patrzy także na Rainę. Jest wyzwolony ze złudzeń.
Jorge Franco: Paraiso travel. Wołowiec 2006.
Komentarze
O MICIE ZIEMI OBECANEJ
Kinga Cybulska (2009-03-24)Ameryka. Egzotyczny ląd dla mieszkańców Europy Wschodniej, Indii, Meksyku, Kolumbii. Znamy świetnie ten mit w Polsce. Kuszący smak i zapach gumy do żucia, doskonałość lalki Barbie, masło orzechowe i szampon przeciwłupieżowy. Niegdyś takie paczki przyprawiały o zawrót głowy, niczym konfetii z raju rozsypane nad szarzyzną PRL-u...
Dla wszystkich "biednych tego świata" słynny już fenomen "American dream" wciąż funkcjonuje. Wciąż gdzieś tam kłębi się pod powiekami, nie daje spać w nocy i kołacze się w głowie niczym czechowowska fraza "Do Moskwy, do Moskwy". Pragnienie wyjazdu góruje nad codziennością istnienia. Poddaje się mu Raina, bohaterka prozy Franco. Zakochany w Rainie jest Marlon. To jego kolumbijski pisarz wciela w rolę narratora pierwszosobowego. Ta silnie więc zindywidualizowana narracja biegnie dwoma torami. Tory opowieści przeplatają się i składają się z dwóch częsci. Pierwsza to przygotowania do wyruszenia w upragnioną podróż do Ameryki (beznadziejność egzystencji w kraju bez perspektyw, korupcja urzędników i upokarzające procedury, przez które przechodzą ci, marzący o lepszym swiecie, majaczącym gdzieć za granicą z Meksykiem), szczegóły długotrwałej i wycieńczającej podróży aż do rozdzielenia z Rainą już w Ameryce. Część druga obejmuje, nieco lunatyczne w początkowej fazie, perypetie Marlona, który w wyniku akcydentalnej ucieczki przed amerykańskimi stróżami prawa gubi się na przepastnych nowojorskich ulicach i od tej pory zdany jest na łaskę pewnych restauratorów. Nad tymi dwiema opowieściami unosi się trzecia: nadrzędna, o poszukiwaniu Rainy, kiedy to Marlon przemierza ogromne amerykańskie dystanse, by dotrzeć do dawnej ukochanej, z którą niegdyś snuł marzenia. Proza będzie zagęszczać się w trzeciej linii narracji, z nieznaczną przewagą czasu teraźniejszego, kiedy nastąpi w końcu upragnione spotkanie z Rainą. Raina odnaleziona. I cóż mamy? Koniec poszukiwań - ostateczny koniec wielkiego uczucia. Miłość, dla której poświęca się wszystko, okazuje warta tyle, co nic. Podobnie jak Ameryka, uwodzi, odziera z romantyzmu a potem wypluwa.
Znamy takie historie. Dzieją sią codziennie. Młodymi ludźmi steruje pęd do nowej rzeczywistości, chciałoby się rzec "nowego, lepszego świata". Ameryka sprzyja młodości, zagrzewa do walki o swoje. Liczą się ci, którzy wyrabiają normę w korporacjach, a nie ci, którzy parzą im latte i podają w papierowym kubku z logo Starbucks. Marlon, uwięziony na kartach powieści patrzy na zmieniające się krajobrazy Ameryki. Patrzy także na Rainę. Jest wyzwolony ze złudzeń.
Jorge Franco: Paraiso travel. Wołowiec 2006.
Komentarze
- Brak komentarzy