Strona główna > Warto poczytać > Archiwum Opornika > Numer 41 (3/2009)

Bookmark and Share

MARIA, MAŃKA, MARIAN, MARYSIA, MARIANNA

Ola Gulińska (2009-04-23)


Więcej fotek w galerii
Fragmenty spotkania z Sylwią Chutnik, autorką książki Kieszonkowy atlas kobiet - historii Bazarowej Mańki, uczestniczki powstania - Marii, zbuntowanej Marysi i paniopana Mariana.


Jestem warszawianką z urodzenia, znam to miasto, jego topografię, jestem przewodniczką miejską, znam o nim sporo historii, które łatwo było wykorzystać tworząc książkę. Jak zamieszkałam w przedwojennej kamienicy przy Opaczewskiej na Ochocie, stało się dla mnie jasne, że to właśnie Warszawa będzie bohaterką tej książki.


Mańka i inne Marie
Ja mam zawsze problem z zapamiętywaniem imion bohaterów i bohaterek książek czy filmów. Wszystkie bohaterki Atlasu mają to same imię - Maria i ułatwienie zapamiętania to jeden trop. Drugi to to co się wiąże z imieniem Maria w kraju takim jak Polska, czyli nawiązanie do imienia Matki Boskiej. Nie znam się za bardzo na katolicyzmie, ale znam się trochę na tym, co determinuje kobiety w sferze symbolicznej w życiu w takim kraju jakim jest Polska. Pytanie, jakie sobie zadaję w tej książce to w jaki sposób kobieta, nieważne czy z marginesu, czy z elitarnych środowisk, może nawiązać swoją biografią do tej symboliki. Chodzi mi tutaj o poświęcenie, o częściową utratę swojej tożsamości na rzecz dziecka. Maryja to taka matka, która ma chody w niebie, do której zwracają się ludzie, żeby ona ten komunikat przekazała dalej. Podobny wzór pojawia się u kobiet w Polsce. Mówi się, że to tak jak we włoskim domu - matriarchat, ojciec jest głową rodziny, a szyją - matka. W Atlasie taka historia pojawia się w pierwszym rozdziale. Jest to historia Mańki, upadłej gospodyni domowej. Matriarchat domowy przejawia się tutaj we wszechwładzy kuchennej, sfery bardzo prywatnej.

Maria Wachelberska
W tych historiach łączy się też to co wysokie z tym co niskie, z kulturą popularną. Maria Wachelberska ma nazwisko po muzyku z zespołu New Kids on the Block, to jest spolszczona wersja. Jej historia jest najbardziej przytłaczająca, jest mowa o przemocy seksualnej, o wojnie. Musiałam sobie znaleźć coś co będzie mi się kojarzyło z boysbandem, jakoś z tym poradzić.
Ta kamienica, mówiąc górnolotnie, w 1939 roku broniła Warszawy, na poziomie tego budynku była pierwsza, od strony zachodniej, barykada. W 44 roku, w trzecim czy czwartym dniu powstania warszawskiego mieszkańcy tej kamienicy, głównie kobiety i dzieci, schronili się w piwnicy. Do piwnicy został wrzucony granat i wszyscy zginęli. Kolejnym miejscem z tragiczną historią jest pobliski bazar, tak zwany Zieleniak. Było to związane ze stacjonowaniem tam jednostek ukraińskich znanych z wyjątkowej brutalności, także w stosunku do kobiet. Mówię tutaj o przemocy seksualnej, głównie gwałtach, które odbywały się na oczach stłoczonych na Zieleniaku ludzi, rodzin. Wtedy ten plac pełnił funkcję przewozowego, stamtąd ludność cywilna była wywozona do Pruszkowa po upadku powstania. Te gwałty odbywały się też w liceum obok, w budynku który nadal pełni funkcję szkoły. Ja te historie poznawałam przypadkiem. Urodziłam się w Warszawie, jestem przyzwyczajona do sytuacji, że co krok napotyka się jakieś tablice upamiętniające ofiary powstania, chodzę na Zieleniak kupować ziemniaki. Trudno oswajać kolejne odkrywane elementy tej historii. Zaczynasz się zastanawiać, co z tym zrobić dalej. W tym momencie gwałty uznawane są za zbrodnię wojenną, ale dzieją się cały czas. I to jest ciągle ta sama historia: podbijanie innego narodu upokarzając kobiety, w sferze symbolicznej: zdominowanie własności innego mężczyzny. Polska jest o tyle strategicznym miejscem jeśli chodzi o tę tematykę, bo tutaj trafia dużo uchodźców i uchodźczyń ze Wschodu. Pojawia się kwestia Czeczenek, które doświadczyły gwałtu, a którym odmawia się statusu uchodźcy tłumacząc, że "... gwałt, strata dziecka - tak to jest na wojnie". Dodatkowo jako kobiety wywodzące się z kultury bardzo tradycyjnej najczęściej nie przyznają się w urzędzie, że coś takiego je spotkało, jeśli mąż stoi obok. Mając świadomość, że nie dzieje się to gdzieś daleko w Azji, ale teraz w Polsce, historie kobiet, które doświadczyły wojny 60 lat temu nabierają bardzo silnych barw. Nagle nie jest to tylko historia "dziadzio przy herbacie z jakimiś opowieściami o bohaterach". Zresztą ostatnio w literaturze historie tych kobiet powracają - w sztuce Doroty Masłowskiej Między nami dobrze jest babcia opowiada o wydarzeniach czasu wojny, w książce Bożeny Keff także [Utwór o Matce i Ojczyźnie - red.].

Marian
Oczywiście wątek Mariana może się kojarzyć z Lubiewem Michała Witkowskiego. Ale poza wprowadzeniem nieobecnej dotąd tematyki, ogromną jego zasługą było przebicie ogromnego balona o nazwie "polska literatura". On opisał cioty z publicznych kibli, językiem, który wszystkich zszokował. W kontekście tego co pisałam wcześniej dotyczącego kobiet, postać paniopana, który biologicznie jest mężczyzną, a kulturowo - kobietą, o którego wszyscy ciągle pytają: "ale czy on przypadkiem jest gejem?", nabiera cech jakiejś karykatury. Także w pewnym sensie Lubiewa.

Marysia
Dużo osób zarzucało mi, że ta postać jest najbardziej papierowa. W jej istnienie najtrudniej uwierzyć. Dlatego, że mamy swoisty dysonans poznawczy. Jeśli buntuje się piętnasto- szesnatastolatka to jest całkiem normalne. Ktoś w tym wieku farbuje włosy, ktoś idzie na wagary. W momencie kiedy robi to jedenastoletnia dziewczynka, to jest taki falstart, wszyscy zastanawiają się przeciwko czemu ona niby się buntuje. Ale jest jakiś tam procent dziewczynek, które dojrzały zbyt wcześnie, a że bliżej im do Małej Mi z Muminków niż do jakiejś gwiazdy Disney Channel to kończy się tak, a nie inaczej. Mam takie poczucie, że bunt, wkurzenie, jakie mamy w sobie będąc dzieckiem, jakoś się wytraca w miarę jak dorastamy. Zwłaszcza, że w naszej kulturze dziewczynka jest uczona tego, że ma być grzeczna. Tak naprawdę dziewczynki nie istnieją w polskiej kulturze. Albo inaczej - "niegrzeczna dziewczynka" to taka postać, która się kojarzy perwersyjnie, albo z hasłem z okładki "Cosmopolitan" - "bądź niegrzeczną dziewczynką, nie posprzątaj dzisiaj!". To sformułowanie zostało prawdziwym dziewczynkom ukradzione i totalnie zifantylizowane. A prawdziwe niegrzeczne dziewczynki, te, które trafiają do poprawczaków, zostały odsunięte z kultury. Oczywiście nie ma co się ekscytować, że się dziewczyny tłuką, ale trzeba im zrobić jakieś miejsce w kulturze, coś z tym zrobić, przynajmniej przyjąć do wiadomości, że one są.
Od kiedy parę lat temu przez domy mody przetoczyła się fala strojów w stylu emo i punk, zupełnie wizerunek zbuntowanej dziewczyny został wciągnięty w mainstream. Oczywiście wszystkie prądy kontrkulturowe zostały wcześniej czy później wciągnięte na afisz. I nie za bardzo jest sens krzyczeć, że to ja jestem zbuntowana i w ten sposób walczyć o swoją tożsamość, tylko pamiętać o buncie tej jedenastoletniej Marysi. Ja też, mimo całego intelektualnego sztafażu, czytania Baumana i jeżdżenia na antyszczyty, staram się pamiętać o tym buncie - takim z głębi brzucha.

Znowu Mańka
Wydaje się, że Bazarowa Mańka jakoś coraz bardziej zapada się wewnątrz, ale staje się sobą kiedy wydaje się, że będzie miała dziecko. To jest takie wyśmiewanie się z terapeutycznych zapędów kobiet, którym wydaje się, że jak urodzą dziecko, to uratują swój związek, albo będą miały co robić w sobotę wieczorem. Czarna Mańka rodzi strupa a nie dziecko. Chciałaby być fajną mamą, jak cała reszta mam przy piaskownicy, mówić tym slangiem: body, pajacyk. Chciałaby być też konsumentką. Rynek parentingowy, z artykułami dla dzieci, jest w tej chwili tak rozbudowany, że dziecko tonie w gadżetach. I można to oczywiście skrytykować z antykapitalistycznego punktu widzenia. W książce to jest raczej tylko opisane: takie wyobrażenia o kupnie dizajnerskiego wózka za 5 tysięcy, no bo już się ma wkład do tego wózka, czyli dziecko, i można być taką fajną mamą jak cała reszta, wkupić się w zakon matczyny, który siedzi na brzegach piaskownicy i ocenia każdą nową matkę czy się nadaje.

Małe dziewczynki uratują świat
Tylko one potrafią się tak naprawdę wkurzyć. Potem, w wyniku socjalizacji, pracowania na swoje CV, tracimy to. Oczywiście jest to też wymuszone przez coraz większą ilość kontaktów z różnymi ludźmi. U małych dziewczynek zasady są proste: bawisz się albo się nie bawisz. I stare baby mogą się tego od nich nauczyć.
To co robię na co dzień w Fundacji MaMa - przebijanie się przez nowomodę ustaw, chodzenie do urzędników różnego szczebla, różnego typu kampanie społeczne na rzecz praw matek - daje mi twardy background dla pisania. Teraz robimy np. kampanię "Chłopaki nie płacą", która mówi o tym, że w Polsce jest społeczne przyzwolenie na niepłacenie alimentów, które bierze się z przekonania, że Polak zawsze był cwaniakiem. Takie osoby są kryte przez całą rodzinę. Zajmujemy się też pomocą finansową, prawną, chodzimy, pomagamy załatwiać różne formalne sprawy matkom.
Jestem też w komisji ds. polityki rodzinnej przy urzędzie pani Radziszewskiej. Poznałam nawet Donalda Tuska. Tak więc rozrzut jest dość spory.



Komentarze
Aby dodać komentarz pod własnym nazwiskiem musisz się zalogować, lub napisać pod tymczasowym nickiem (wymaga aktywacji)

Nick:Komentarz:
Brak komentarzy