Strona główna > Warto poczytać > Archiwum Opornika > Numer 29 (2/2008)

Bookmark and Share

AMSTERDAM FIETSEN

Basia Knap (2008-03-02)


Od dwóch tygodni jestem w Amsterdamie, mieszkam w dziesięciopiętrowym akademiku dla obcokrajowców. Wystarczy wyjść z pokoju, żeby spotkać ludzi ze wszystkich stron świata; na moim piętrze mieszkają: Francuzi, Hiszpanie, Katalończycy, Pakistańczycy, Włosi, Austriaczka, Portugalczyk, Chinka, Fin i Ugandyjczyk. Jednym z najbardziej popularnych tematów rozmów są stereotypy. Wszyscy się zgadzają, że stereotypy upraszczają i wypaczają rzeczywistość. Śmiejemy się z nich - zwłaszcza z tych, które potwierdzamy. Ale też wszyscy jesteśmy w obcym dla nas kraju - jakie są więc stereotypy na temat Holendrów? Holendrzy są otwarci, zrelaksowani, uprzejmi, ale nie jakoś szczególnie przywiązani do norm. Przybysze czują się tu dobrze. Taki jest zestaw uproszczeń na temat Holendrów i, cóż... wygląda na to, że dużo w nich prawdy. Przywiązanie Holendrów do rowerów świetnie to obrazuje.
Amsterdam reklamuje się jako rowerowa stolica Europy. Mieszka tu 750 tysięcy ludzi; ilość (zarejestrowanych) rowerów jest podobna. Poznałam dwójkę tubylców, którzy wybrali się na rowerach do Francji. Dopiero po powrocie naszła ich refleksja, że to nie była najbardziej oczywista forma transportu...
W mieście na rowerze można zobaczyć: eleganckiego biznesmena, matkę z dziećmi, właściciela psa z jego pupilem (rodzaj spaceru?). Można utknąć w rowerowym korku. Wszyscy jeżdżą szybko, nikt nie używa kasku. Bardzo popularne jest podróżowanie na bagażniku. Jeśli jesteś przechodniem, miej się na baczności. Jeśli już siedzisz na rowerze, musisz być pewny dokąd chcesz jechać i utrzymywać tempo innych rowerzystów. I mieć dobre łańcuchy zabezpieczające - rowery giną nieustannie, każdy potrafi wymienić miejsca, gdzie kupuje się te kradzione (zawsze można spróbować odkupić). Podstawową formą wandalizmu w Amsterdamie jest wrzucanie niezabezpieczonych rowerów do kanałów. Na dnie jest metrowa warstwa rowerowych wraków - co roku miasto organizuje akcję wydobywania tych zatopionych.
Rowerowe wraki nie tylko spoczywają na dnie kanałów. Holenderskie rowery przynależą do kategorii hard-core. Są zardzewiałe i porządnie sfatygowane - być może wynika to z beztroski właścicieli, a może po części z pragmatyzmu (kradzieże są bardzo częste). W każdym razie nikomu nie zależy, żeby mieć super rower, albo chociaż dobry rower. Wystarczy, żeby jeździł (mniej więcej). Ujawnia się również fantazja Holendrów - rower przyozdobiony girlandami sztucznych kwiatów to nie rzadkość. Normą jest również jazda i śpiewanie na całe gardło. Miło? Mi się podoba. W Lublinie raczej nikt nie zbuduje, tak jak to jest w Amsterdamie, 400 km ścieżek rowerowych. Ale zawsze można wziąć udział w Masie Krytycznej. Albo przejechać się na uczelnię rowerem. Śpiewając ;-)

PS. Stereotypy na temat Polaków? Znajome - romantyczni, depresyjni, rewolucjonistyczne dusze. Ale spotkałam parę osób naprawdę zafascynowanych Polską. Wszyscy pochodzą z południa Europy - czyżbyśmy mieli coś wspólnego?