Strona główna > Warto poczytać > Archiwum Opornika > Numer 4 (5/2005)

Bookmark and Share

DZIWNE PAŃSTWO

Zbigniew Hołda (2005-05-21)

Spotkanie z prof. Zbigniewem Hołdą.
Więcej fotek w galerii
ŚMIESZNE PAŃSTWO
Dobrym przykładem władzy wyalienowanej, nie traktowanej poważnie przez obywateli, jest państwo Włoskie. Włochy to wspaniałe społeczeństwo, o świetnej gospodarce, kulturze, nauce, ma najlepszy futbol na świecie. Ale ich system partyjny jest śmieszny, skorumpowany a na czele państwa stoi ewidentny przestępca. Premier Silvio Berlusconi zachowuje się groteskowo. A przecież Włosi funkcjonują całkiem przyzwoicie. I jakoś sobie bez tego państwa radzą. Potrafią być świetnie zorganizowani. Przykładem jest pogrzeb papieża. W ciągu paru dni trzeba było przygotować ogromną uroczystość. Przyjechały rzesze pielgrzymów oraz ogromna ilość głów państwa. Społeczeństwo i władze miasta zachowały się znakomicie, a nawet władze państwowe stanęły na wysokości zadania. Rzymianie nie wychodzili z domów, starali się nie jeździć swoimi samochodami po to, by nie przeszkadzać, zostawić przestrzeń przybyszom. Wszyscy, którzy wtedy byli w Rzymie mówią, że wszystko było nadspodziewanie świetnie zorganizowane. Porządek, spokój, opieka. Trochę śmiejemy się z Włochów, że to takie śmieszne państwo, ale jak trzeba to to społeczeństwo potrafi wszystko.

HIPOKRYCI
Po drugiej wojnie światowej, Związek Radziecki zainstalował w Polsce swoich ludzi. Zbudowano ustrój zwany później ustrojem realnego socjalizmu. To było dziwne państwo. Dziwne w doktrynie i praktyce. Jedną z charakterystycznych cech tamtego ustroju był bardzo wysoki poziom hipokryzji. Przekraczał on wszelką dotychczasową miarę. Weźmy tekst Konstytucji Polski z 1952 roku i zobaczmy - pełna jest niespełnionych obietnic. Trzeba jednak powiedzieć, że Polska Ludowa była państwem, które zmieniało się w ciągu 40 lat. Były czasy, gdy władza dopuszczała się masowych naruszeń praw człowieka. Była okrutna, represyjna. I czasy lepsze, względnej liberalizacji i respektu przynajmniej dla podstawowych reguł praworządności. Istotną granicę stanowił rok 1956. Później władza nie była już tak okrutna i nie czuła się tak bezkarna.

MARCHEWKA
W latach 70. rządzący, chcąc nie chcąc, częściowo wybrali drogę prozachodnią. Przede wszystkim z powodów ekonomicznych. Ustrój realnego socjalizmu był bardzo marnotrawnym. Polegało to na marnotrawstwie: czasu, pracy, surowców i środowiska naturalnego. Po kilku latach wiadomo było, że nic z tego nie wyjdzie, że doprowadzi to do katastrofy gospodarczej. Stąd wielka skłonność rządzących do sięgania po pomoc gospodarczą Zachodu. Zachód czynił to pod pewnymi warunkami. Tym warunkiem, szczególnie w połowie lat siedemdziesiątych, stało się przestrzeganie praw człowieka. W szczególności od 1976 roku kiedy prezydentem Stanów Zjednoczonych został Jimmy Carter. Wtedy w USA podjęto decyzję, że kryterium, wedle którego w polityce zagranicznej ocenia się państwa, będzie poziom przestrzegania praw człowieka. Z jednej strony pieniądze, z drugiej nacisk, by nie łamać praw człowieka. W tym procesie bardzo pomógł wybór Karola Wojtyły na papieża, który dołączył do tej krucjaty. Państwa komunistyczne przestały być rządzone w sposób okrutny i bezkarny. Powstał ustrój hybrydalny - nie demokratyczny i niepraworządny, ale już nie bezkarny. Polityka wschodnia państwa Zachodnich polegała na „kiju i marchewce”. Trochę pieniędzy ale i trochę wymagań.

10 MILIONÓW

Pod koniec lat 70. Polska Ludowa była już krajem innym, bardziej otwartym, bardziej liberalnym, było mniej naruszeń praw człowieka. Nie było to jednak jeszcze państwo demokratyczne. Nie było żadnych demokratycznych wyborów do parlamentu, nie było wolnej prasy. Ale to, co działo się wokół Polski, powodowało, że i w kraju pojawiało się coraz więcej postaw opozycyjnych. W latach 70. powstał Komitet Obrony Robotników i Ruch Obrony Praw Człowieka i Obywatela. Wszystko to zostało zwieńczone „Solidarnością”. Nagle okazało się, że w społeczeństwie jest duży opozycyjny potencjał. Duży, bo do „Solidarności” akces zgłosiło 10 milionów ludzi, czyli niemal wszyscy ludzie pracy. Forma była dobrze pomyślna: związek zawodowy. To uderzało w słaby punkt tamtej władzy, która legitymizowała się tym, że działała w imieniu ludzi pracy. Ludzie puszczali oko i mówili: Rosja nam nie pozwala na ustrój demokratyczny ale przecież my działamy w interesie ludzi pracy.
Nagle wyrasta „Solidarność” i nowa zupełnie jakość polityczna. Moskwa wyraźnie niechętnie, ale ją zaakceptowała. Choć potem pewnie żałowali. Po 16 miesiącach skończyło się to stanem wojennym.

BIERNOŚĆ
Dużą szkodę społeczeństwu wyrządził stan wojenny i lata 80. Przez 35 lat komunizm uczył pasywności, bierności. Nagle, w 1980 roku, okazało się, że jest duży potencjał aktywności społecznej. Stan wojenny to wszystko zamroził, zniechęcił ludzi, zabrał nadzieję, z pesymistów zrobił wielkich pesymistów, z optymistów zrobił małych pesymistów.

PESYMIZM

Sytuacja zmieniła się zarówno w Polsce jak i w krajach ościennych. Polityka Stanów Zjednoczonych, Europy Zachodniej, a także delikatna presja wywierana przez Watykan oznaczała, że koniec reżimu jest bliski. Tylko nie bardzo było wiadomo, kiedy to nastąpi - za kilka czy za kilkanaście lat. Już w połowie lat 80. władza zrozumiała, że represjami nic nie wskóra. Postanowili się jakoś wycofać. Z początku chyba nie myśleli o oddaniu władzy ale o jej ograniczeniu. Poddaniu jej kontroli opinii publicznej. Można by się zastanawiać, co by było, gdyby nie stan wojenny. Zmiany w Polsce pewnie byłyby dużo szybsze, nie straciło by się lat osiemdziesiątych. Potencjał społeczeństwa nie zostałby zmarnowany. Polacy po 1989 okazali się dużo mniej aktywni niż w roku 1980. Skądinąd obniżenie tego optymizmu było jednym z celów władz stanu wojennego. Udało im się zniechęcić ludzi, wprowadzić pesymizm. Tej autokratycznej władzy potrzebne było pesymistyczne, pasywne społeczeństwo. I to się w dużym stopniu udało.

INTERWENIOWAŁ PAPIEŻ
W 1989 r. Polska znów staje się państwem demokratycznym, praworządnym, chroniącym prawa człowieka. Upadł Związek Radziecki, Układ Warszawski, Rada Wzajemnej Pomocy Gospodarczej - udało się przenieść Polskę na Zachód.
Jakie dzisiaj mamy państwo? Lektura Konstytucji pokazuje, że Rzeczpospolita jest typowym europejskim państwem liberalnej demokracji. W praktyce politycznej, trudniej jest zbudować system partyjny, trudniej budzić aktywność obywateli niż uchwalić konstytucję. Mamy przyzwoite przepisy, system prawny. Z drugiej strony mamy ciągle słaby system partyjny i bardzo pasywne społeczeństwo. Frekwencja wyborcza jest bardzo niska. Wyjątkowo niska. Nie była wysoka nawet w referendum konstytucyjnym. Dziwne, bo Polacy powinni z radością pójść do urn wyborczych i zaaprobować nową konstytucję jako symbol nowych czasów. Podobnie było z referendum unijnym. Też władze bały się o frekwencję. Papież musiał osobiście interweniować, żeby Polacy nie robili sobie szkody i zagłosowali „za”. Polacy niechętnie biorą udział w demokratycznych procedurach.

ALE SIĘ WYDARZYŁO
Po 1989 roku w bardzo krótkim czasie na Polaków spadło wiele zmian. Nawet psychologowie potwierdziliby, że człowiekowi trudno przystosować się do tak szybko zmieniających się warunków. Wielu ludzi zniechęciło się, przestraszyło, wycofało. Oczywiście były tego powody. Coś się z polityką nie udało. Bardzo szkodliwa była tzw. „wojna na górze”, bo już przy słabnącej aktywności społecznej, rozpoczęto spektakularny spór na szczytach „solidarnościowej” władzy. Wałęsa, który przez lata miał intuicję, popełnił tutaj błąd. A przecież on zawsze starał się wzbudzać aktywność ludzi, rozmawiał z nimi, to był taki ludowy polityk.
Były okazje do wzbudzenia obywatelskiej aktywności. Były próby wzbudzenia aktywności społecznej. Przecież niecodziennie papież umiera. Wcześniej pielgrzymki papieskie były próbą organizowania ludzi wokół czegoś. Papież przyjeżdżał do Polski i starał się pomóc. W 1999 roku, w czasie pielgrzymki starał się przekazać trochę optymizmu. Podczas wizyty w parlamencie, bardzo chwalił polskie reformy ustroje, bardzo się cieszył. „Dziękuję Panu historii za kształt polskich reform”, było to wyraźnie powiedziane: „Ludzie, dzięki Bogu, udało nam się”, i potem jeszcze: „Ale nam się wydarzyło”. Wszystko po to, żeby powiedzieć Polakom: „W górę serca, podnieście głowy, no, nie bądźcie tacy pesymistyczni, smutni, zmartwieni, pasywni.”

KASA NA DÓŁ

Nowoczesne państwo wymaga budowy społeczeństwa obywatelskiego. Ludzie powinni zrzeszać się dla realizacji rozmaitych celów: lokalnych, regionalnych, a nie tylko ogólnokrajowych. Polacy są społeczeństwem mało obywatelskim. Z winy samych obywateli ale także i z winy państwa. Po 1989 r. państwo nie oddało zadań i środków publicznych organizacjom społecznym. Nie uspołeczniło się. Od kilku lat specjaliści alarmują, że budowa społeczeństwa obywatelskiego została zahamowana. W rękach organizacji społecznych jest bardzo niewiele środków na zadania publiczne. I wciąż ich ubywa. W państwach zachodnich, które mogą być dla nas wzorem, około 10 procent wydatków publicznych trafia do organizacji pozarządowych. To kilkakrotnie więcej niż w Polsce.

KOŚCIÓŁ SPOŁECZNY
Myślę, że młoda generacja ma szansę zbudować społeczeństwo obywatelskie. Zachęcać do tego będzie Unia Europejska, poprzez system pomocy, grantów, które są adresowane do wspólnot lokalnych, do instytucji pozarządowych. Unia preferuje gminę, lokalne inicjatywy. Będziemy mieli wsparcie, zachętę unijną. Przy wyższym poziomie edukacji może się to zmienić.
Inną naszą słabością jest małe uspołecznienie Kościoła Katolickiego. Warto zastanowić się nad życiem przeciętnej parafii. Jest ono dosyć martwe. Często jedyną funkcją parafii jest sprawowanie liturgii, msze co niedziela i święta, chrzciny, pogrzeby, śluby. Ksiądz po kolędzie chodzi raz w roku. W parafii, niestety, nic więcej się nie dzieje. Chciałoby się, żeby parafie żyły także życiem społecznym. Ale oddajmy sprawiedliwość, tu się dużo zmienia na lepsze.

KAPITALIZM
Polacy o niczym innym nie marzyli, jak tylko o tym, by żyć na Zachodzie, w kapitalistycznym państwie. Gdyby w 1973 roku otwarto granice to wszyscy wyjechaliby na Zachód. Nikt nie był przywiązany do komunizmu jako takiego.
Po 1989 roku Polacy chcieli kapitalizmu. Wiadomo, że ma on blaski i cienie. Czy spodziewali się, że będzie tyle cieni? Chyba nie. Myśleli, że będziemy od razu żyć w dojrzałym kapitalizmie, w takim, jaki Polacy poznawali jeżdżąc do Niemiec, do Szwecji. Zapomnieli o okresie Polski międzywojennej: wielkiej biedy, nierówności społecznej. W PRL-u byliśmy odcięci od Zachodu. Ludziom wydawało się, że można pójść na skróty. Zapomnieli, że górnicy walijscy strajkowali 13 miesięcy. Zapomnieli, że Zachód się zintegrował, żeby ułatwić te wszystkie przemiany. Wspólnoty europejskie amortyzowały koszty, a i tak były strajki i protesty. Myśmy zapomnieli, że to kosztuje. Że nie tylko musimy przejść od socjalistycznej do kapitalistycznej gospodarki, ale jeszcze te modernizacje przejść szybko. Z drugiej strony nie było u nas tego typu społecznych protestów, które Zachód przeżywał. Nie było 13 miesięcznych strajków, nawet 13 dniowych nie było. W czasie bardzo bolesnych przemian strukturalnych, Polska była krajem zadziwiającego spokoju społecznego. Więcej mówiono niż robiono. Mimo, że cały przemysł ciężki uległ likwidacji, to gdzież nam do tych strajków francuskich, belgijskich, włoskich. Może ta pasywność społeczeństwa sprawiła, że ludzie się z tym łatwiej godzili? Polacy nie spodziewali się, że będzie trzeba tyle naraz znieść. Zachód to miał rozłożone na wiele lat.
Z jednej strony żal nam górników, ale z drugiej nikt z nas nie kupił pięciu lodówek, ośmiu pralek, nie powkręcał mnóstwa żarówek, nikt nie spalał tej energii, by wykorzystać pracę górników.

3 HEKTARY BURAKÓW
PRL nie był normalnym krajem. Nie było normalnej gospodarki. Rzemieślnik miał dwa samochody, a nauczyciel był od niego wielokrotnie biedniejszy.
W socjalizmie władza ograniczała prywatną inicjatywę. Jednocześnie istniały enklawy dobrobytu: taksówkarze, szewcy, krawcy, niektórzy rolnicy. Czasami wystarczyło obsiać 3 hektary buraków, sprzedać to w październiku, a w listopadzie kupić za to samochód.
W PRL-u było coś takiego jak „kolejki do taksówek”. Trzeba było iść na postój taksówek, stać w kolejce, przyjechać pod dom, zabrać rodzinę i jechać na stację kolejową. Nie było mowy o radio taxi. Choć montowano telefony, taksówkarze w ogóle ich nie odbierali, to ich nie interesowało. Albo sprzedawca w sklepie. Jednym sprzedawał innym nie. Bardzo dobrze, że rynek inaczej wycenił pracę. Co nie znaczy, że każdy po studiach znajdzie dziś pracę, ale może tak będzie.

W SWOJE RĘCE
Jakiś potencjał samoorganizacji tkwi w społeczeństwie i czasami się wyzwala. Śmierć papieża pokazała, że miliony potrafią się zorganizować. To bardzo piękne. Spontaniczne i świetnie zorganizowane. Ale tak bywa tylko od czasu do czasu. Bez aktywności obywatelskiej, cech republikańskich, demokracja jest słaba. Władza nie jest kontrolowana. Łatwo się wynaturza. Najgorsze nie nastąpi, bo jesteśmy członkiem Unii Europejskiej, NATO, Rady Europy, związani różnymi paktami międzynarodowymi. Mamy wolną prasę, opinię publiczną, która też trochę kontroluje władzę. W jakim kierunku pójdzie rozwój społeczeństwa, nie wiadomo. To w dużej mierze zależy to od młodych ludzi. Czy będą chcieli budować społeczeństwo obywatelskie. Lech Wałęsa, gdy był prezydentem mawiał, że „trzeba brać sprawy w swoje ręce”.


Komentarze
Aby dodać komentarz pod własnym nazwiskiem musisz się zalogować, lub napisać pod tymczasowym nickiem (wymaga aktywacji)

Nick:Komentarz:
Brak komentarzy