Strona główna > Warto poczytać > Archiwum Opornika > Numer 44, 45 (6,7/2009)

Bookmark and Share

CZY WYCIERACZKI W TWOIM SAMOCHODZIE...?

Maciej Topolski (2009-07-13)


Więcej fotek w galerii
- Na czym byłeś? - spytał ojciec, gdy wróciłem do domu.
- Przebłysk geniuszu. O takim facecie...
- Matka też miała przebłysk - przerwał. - Spaliła mięso, obiadu na razie nie będzie - dodał i poszedł spryskiwać mieszkanie odświeżaczem. Zdjąłem przepoconą koszulę i wrzuciłem do pralki. - To o czym ten film? - usłyszałem.
- O facecie, wynalazcy wycieraczek, które mogą pracować z różną częstotliwością. A nie cały czas, tak jak to było wcześniej.
Zaśmiał się i nacisnął kilka razy przycisk odświeżacza.
- Serio?
Powiedzieć komuś, że Przebłysk geniuszu jest filmem o wycieraczkach nie wystarczy. Albo pomyśli, że żartujesz, albo że bohaterowie przez bite dwie godziny przyglądają się wycieraczkom i snują rozważania nad śniegiem, gradem, deszczem. Albo walczą z wycieraczkami, bo to może być film japoński, a jak wiadomo w Japonii walczyć można nie tylko z Godzillą, ale i ze smarkiem z nosa czy łyżeczką, która zmutowała w kontakcie z kawą Inka. Dlatego trzeba tłumaczyć.
Bob Kearns nie wynalazł wycieraczki samochodowej, ale uzbroił ją w mechanizm, który reguluje jej tempo. Pada mocniej, więc musi chodzić szybciej. Pada kapuśniaczek, dajesz na leniwy bieg. Prawo, lewo, prawo. Bob Kearns jest wykładowcą inżynierii, przed imieniem i nazwiskiem wpisuje doktor filozofii, po godzinach natomiast wymyśla barwniki do masła. Nie widzi na lewo oko, usta ma nieco skrzywione, na nosie obowiązkowe okulary. (Nie przypomina magika matematyki z Pięknego umysłu, choć przyznam, że spodziewałem się po Przebłysku geniuszu czegoś podobnego.)
Zaczyna się niezbyt ciekawie. Jest ładnie, ciepło, panuje rodzinna atmosfera, Bob wpada na pomysł. Zamyka się w piwnicy. Po jakimś czasie pokazuje swój wynalazek rodzinie i przyjacielowi. Idą do fachowców, ci natomiast kontaktują ich z Fordem. Mijają miesiące, okazuje się, że korporacja wykradła patent. Kearns nie zamierza stać bezczynnie, zaczyna trwającą dwanaście lat walkę na pieniądze, na setki stron dokumentów. Miota się, wydzwania do prawników, wydzwania do przyjaciela, wychodzi rano, wraca wieczorem, zmęczony, śmierdzący. Nie może spać, wreszcie wyrusza w szlafroku do Waszyngtonu, po czym, z czerwonym latawcem pod pachą, trafia do kliniki psychiatrycznej. Potem jest już tylko gorzej - odchodzi rodzina, Kearns cały swój czas poświęca przygotowaniom do rozprawy sądowej, walczy o swoje. Nie chce odszkodowania, chodzi mu tylko o tą małą rzecz zwaną sprawiedliwością. Przybywa mu siwych włosów, w głowie nieciekawie chrobocze, oczy ma jak ślepia bibliotecznego szczura. Czyli co? "Wynalazca kontra MegaKorporacja"?
Tak, już patrząc na plakat Przebłysku geniuszu, można przypuszczać, że Kearns staje do walki z Goliatem. Niewzruszonym, niedostępnym, olbrzymim. A korporacja przypomina Godota, który wreszcie się pojawia. Nie wystarczy proca. Prędzej zwariujesz. Prędzej umrzesz. Prędzej się zapijesz i rozwiedziesz z żoną... I mogę wreszcie powiedzieć, że uwielbiam, jak Amerykanie przygotowują się do misji w Bagdadzie, jak starannie rozpakowują nowy mikser i podłączają do prądu, jak naprawiają i polerują swój batmobil. Czysta pasja, niepodrabialna odwaga. Nikt tak nie potrafi, nikt nie potrafi zdobywać świata tak jak oni, nikt jeszcze nie atakował ufoludków wycieraczką samochodową.
Przebłysk geniuszu to nie Matrix, gdzie dzwonisz Motorolą, ani Ile waży koń trojański?, gdzie na zmarszczki używasz kremu Olay. Ale czy Ford wahał się przyznając prawa do wykorzystania swojej marki w filmie? Wątpię. Dlatego brawa są jak najbardziej zasłużone, okazuje się bowiem, że korporacja bije się w pierś - "Tak, zrobiliśmy to.". 
Jeszcze jedno - czy ukazanie korporacji w negatywnym świetle jest jakąkolwiek reklamą? Owszem, jest, bo mimo wszystko mamy do czynienia z tzw. product placement. "Jako pierwsi zainstalowaliśmy taki mechanizm w samochodzie" - powie Ford i zainstaluje go w samochodzie, a później ten samochód opchnie człowiekowi, którego nie obchodzi, kto wymyślił pedał sprzęgła czy okrągłą kierownicę. Ma chodzić, ma mieć poduszki powietrzne, a to, że stoi za tym tragedia, cóż, o tym tylko w filmach. Proste? Bo czy pisząc te słowa, zastanawiam się, kto zbudował pierwszą klawiaturę? Nie, nie obchodzi mnie, czy ten koleś miał problemy z prostatą, czy może miał astygmatyzm. A może maczał w tym palce Microsoft? Kto wie...
Nad scenariuszem Przebłysku geniuszu nie widzę sensu się zatrzymywać - jest słaby jak szablon, który dostaniesz w każdym kiosku Ruchu, a który reżyser, jak dobre dziecko kinematografii, odrysował. Posprzątał po sobie i czekając na pochwałę, powiedział dumne "Już". Marc Abraham jest zasłużonym producentem (Zawód: Szpieg, Świt żywych trupów - ten Snydera, nie Romero), ale jako reżyser dopiero debiutuje i bez wyśmienitych aktorów szkoda byłoby mojego i waszego czasu, i w ogóle pieniędzy. Lauren Graham, choć nie potrafi chodzić na wysokim obcasie, kiedy trzeba jest dobrą żoną, a gdy trzeba odejść - ma siłę i śmiało pokazuje to przed kamerą. Dermot Mulroney jako pewny podjętego, tajemniczy i bogaty przyjaciel, który oprócz pięknej żony, ma piękny dom doskonale wpisuje się w obraz pt. "Ameryka, rocznik 1960". Alan Alda, aka 'Sokole Oko' z pamiętnego M.A.S.H'a, jako doświadczony adwokat, przekonał mnie do siebie ledwie dwoma scenami - za takiego adwokata dałbym każdą cenę. I wreszcie Greg Kinnear jako Bob 'Wynalazca' Kearns. Jest śmieszny, zestresowany i godny pożałowania, w jednej sekundzie z głodnego, przechodzi w przegranego - kolejna po Lepiej być nie może zasłużona nominacja do Oscara.
Nic nie wskazuje na to, żeby reżyser Przebłysku geniuszu doznał jakiegoś olśnienia. Oprócz kilku kwestii, kilku ambitnych dialogów, film ginie pośród scen i słów, które każdy z lepszym czy gorszym skutkiem mógłby skreślić w swoim notatniku. Jeżeli ktoś ma na tyle cierpliwości i talentu, by zeskrobywać z tego mięsa przypalone, to proszę bardzo. Ja tym razem wolę siedzieć głodny.

Przebłysk geniuszu, reż. Marc Abraham, scen. Philip Railsback, zdj. Dante Spinotti, muz. Aaron Zigman. Kanada, USA, 2008.



Komentarze
Aby dodać komentarz pod własnym nazwiskiem musisz się zalogować, lub napisać pod tymczasowym nickiem (wymaga aktywacji)

Nick:Komentarz:
Brak komentarzy