Strona główna > Warto poczytać > Archiwum Opornika > Numer 46 (6/2010)

Bookmark and Share

O PLACU RYBNYM

Ola Gulińska (2010-04-26)


Więcej fotek w galerii

Więcej fotek w galerii


1910

30 sierpnia

Edith Cornall, lat 10, utonęła dzisiaj w rzece w porze obiadowej. Rano była obecna na zajęciach w szkole. [koniec kursywy]

W Wielkiej Brytanii dyrektor każdej szkoły zapisuje w kronice codzienne wydarzenia. W niektórych szkołach zapiski sięgają wydarzeń nawet sprzed dwustu lat. Autor tego wpisu nie miał pojęcia, że kilkadziesiąt lat później tego typu lakoniczne notatki szkoły w Exwick staną się podstawą do stworzenia spektaklu. Uczniowie, przygotowując przedstawienie, stawiali sobie pytania „Kim była Edith? Gdzie mieszkała i w jakiej rodzinie? Co robiła nad rzeką? Z kim tam była? W jaki sposób nauczyciele dowiedzieli się o wypadku? Co usłyszeli pozostali uczniowie po śmierci Edith? Kto odnalazł ciało Edith? Czy po jej śmierci w szkole wprowadzono nowe reguły?” Każde z pytań badano podczas dyskusji i w trakcie improwizowanych scenek.

Próba
Fot. Ela Kowalik
Więcej fotek w galerii

Z czasem na bazie zebranych opowieści mieszkańców, notatek z kronik i historii wypracowanych podczas prób powstał spektakl. Możliwość wystawienia sztuki w pomieszczeniu starej szkoły, odwiedzenia rzeki i starego młyna spowodowały, że uczniowie coraz bardziej identyfikowali się z dziećmi, których losy grali, odkryli że mimo dzielącego ich czasu, mają wiele wspólnego. Na premierę przyszły tłumy mieszkańców Exwick.

To właśnie w Wielkiej Brytanii w  latach 70. wypracowano konkretną formę teatralną zwaną community theatre (w wolnym tłumaczeniu - teatr w społeczności lokalnej). Jest to sposób pracy, który wiąże się ze stworzeniem spektaklu, a którego aktorami i widzami są mieszkańcy danej wsi, miasteczka czy dzielnicy. Artyści uczestniczą w zbieraniu opowieści od najstarszych mieszkańców. Napisany scenariusz staje się podstawą do przeprowadzenia warsztatów dla chętnych mieszkańców, podczas których ulega dalszym przekształceniom. Ogromną wartością jest już samo zaangażowanie się mieszkańców - bywa, że w przedstawieniu występuje nawet 150 osób. Jak w każdej technice dramowej, nie jest ważny kunszt aktorski, a proces, jaki zachodzi w uczestnikach i widzach przedstawienia - w tym przypadku poznanie historii miejsca, w którym żyją. Spektakl grany jest na ulicach, placach miasta a także w budynkach użyteczności publicznej i prywatnych domach. Widzowie wędrują od miejsca do miejsca poznając kolejne sceny.

Ul. Rybna
Fot. Ela Kowalik
Więcej fotek w galerii

Przedstawienie jest próbą opowiedzenia historii ważnych dla lokalnej wspólnoty i ich twórczą interpretacją. W ciągu kilkudziesięciu ostatnich lat struktura społeczna brytyjskiej prowincji uległa ogromnym przeobrażeniom - na wieś zaczęli przeprowadzać się przedstawiciele klasy średniej, z kolei rdzenni mieszkańcy wyjeżdżali za pracą do miast. Pojawiło się wielu imigrantów ekonomicznych. W sytuacji rozpadu tradycyjnych więzi praca nad wspólnym projektem odgrywa  szczególnie ważną rolę - młodzi ludzie poznają historię miejsca, w którym żyją, starsi - mają możliwość podzielenia się swoimi wspomnieniami.

Od kilku lat także w Polsce działa środowisko ludzi, którzy pracują z ludźmi metodami dramy - czyli właśnie  m.in. community theatre. W tym roku wolontariuszki Stowarzyszenia STOP - KLATKA przygotowują na lubelskim Placu Rybnym spektakl poświęcony historii Starego Miasta. Od kilku tygodni pracują z młodzieżą z kilku świetlic opiekuńczo-wychowawczych oraz licealistami z Liceum im. Vetterów. Finał będzie 16 maja br, o 17, na Placu Rybnym. Rozmowa z animatorkami STOP-KLATKI obok.


______________________________________________________________________

Ola Gulińska: Zacznijmy od początku...

Małgosia Weryszko: Od początku? Na początku to były czterodniowe warsztaty z dramy organizowane przez STOP - KLATKĘ parę miesięcy temu, tam się poznałyśmy i tam wpadłyśmy na pomysł zrobienia spektaklu z mieszkańcami Starego Miasta. To był sam początek. Potem było szukanie materiałów - jakiś osób, których historie mogłyby „pociągnąć” spektakl: Hartwiga, państwa Goluchów, dawnych i obecnych mieszkańców Placu Rybnego.

Ola Gulińska: Poczekaj, zaraz dojdziemy do szukania materiałów. Najpierw powiedzcie coś o warsztatach dramowych.

Ania Witek: Warsztaty miały nauczyć kilkunatoosobową grupę uczestników i uczestniczek różnych technik dramowych, by mogły pracować już z różnymi grupami ludzi samodzielnie. Sama drama to rodzaj doświadczania - emocji, działań i ich konsekwencji - w scence teatralnej, a więc w sposób bezpieczny dla uczestników. W trakcie pracy uczestnicy mogą przeanalizować własne zachowania, ale także przyjrzeć się postawom i motywom działania innych ludzi. To właśnie pod koniec tamtych warsztatów pojawił sie pomysł na pracę na Starym Mieście.

Ola Gulińska: Od czego zaczęłyście?

Próba
Fot. Ela Kowalik
Więcej fotek w galerii

Małgosia Weryszko: Od przegrzebania Internetu! W ten sposób znalazłyśmy mnóstwo informacji o Hartwigu i Czechowiczu w nietypowej dla siebie roli - fotografa staromiejskich zaułków. Poza tym dzieje Bramy Rybnej i Pałacu Pawęczkowskich, który kiedyś był kościołem trynitarskim, a ostatnio pełnił funkcję budynku mieszkalnego. Niestety jest w bardzo złym stanie i ostatnio wszystkich lokatorów przeniesiono do hoteli, bo grozi zawaleniem.

Bogusia Gontarz: Jedną z rodzin, która musiała się wyprowadzić, są państwo Goluchowie, których historia stała się jednym z wątków spektaklu. Pan Stanisław mieszkał od urodzenia na Placu Rybnym. Opowiadał, że w miejscu, gdzie dzisiaj są schodki [Zaułek Hartwigów - dop. red.], zimą zjeżdżało się na sankach. Na dole, na Kowalskiej był postój dorożek. Przed wojną po jednej stronie ulicy mieszkali Polacy, po drugiej Żydzi. Po lewej stronie była bożnica. Pan Goluch opowiada, że w czasie okupacji Plac Rybny przedzielono - jedna strona znalazła się w getcie. A po wojnie na placu między Lubartowską a Świętoduską były ustawki - biły się między sobą ulice. Przed wojną był też jakiś listonosz Żyd, który wysyłał dzieciom paczki. Podobno go za to powiesili. A na rogu Rybnej były najlepsze pączki...

Ela Kowalik: Poznałyśmy jeszcze świetną panią, która ma biuro matrymonialne na Noworybnej. Jej historia też pojawi się w spektaklu.

Próba
Fot. Ela Kowalik
Więcej fotek w galerii

Ola Gulińska: A jak wygląda praca nad takim spektaklem? Miałyście już wcześniej jakieś doświadczenia w pracy z dziećmi lub w teatrze?

Karolina Czajka: Ja w ramach projektu prowadzę zajęcia w świetlicach dla dzieci, które znajdują się w okolicach Starego Miasta. Jestem współreżyserką, prowadzę próby, dobierałam aktorów. Od wielu lat działam w Ruchu Nieprzetartego Szlaku i Centrum Arteterapii, więc jestem w jakiś sposób związana z teatrem i pracą z młodzieżą od dawna. Za to pierwszy raz pracuję z dziećmi nad przedstawieniem związanym z historią jakiegoś miejsca. Ważnym posunięciem były działania integrujące dzieci z kilku świetlic - nie miały bezpośredniego związku ze spektaklem, ale miały za zadanie „oswoić” dzieci z nami. Zorganizowaliśmy im Dzień Wiosny, przyjechały dziewczyny z Poleskiego Parku Narodowego, był ktoś w stroju cietrzewia i żółwia błotnego, można się było pobawić i zapytać o wiele rzeczy. Na działania integracyjne wpadłyśmy dość intuicyjnie, ale okazało się to strzałem w dziesiątkę. 

Ola Gulińska: A jak zareagowali licealiści na propozycję wspólnej pracy? 

Ela Kowalik: Bardzo pozytywnie! Działa tam kółko teatralne, któremu pomysł bardzo się spodobał. Zresztą, wystąpić w scenerii Starego Miasta to fajna rzecz. Dla mnie też magnesem do wzięcia udziału w projekcie była przestrzeń Starego Miasta. 

Ola Gulińska: ???

Ela Kowalik: Jestem z wykształcenia architektką krajobrazu i zawsze interesowała mnie przestrzeń oraz relacja przestrzeń-ludzie. Prowadziłam kiedyś też zajęcia dla dzieci z edukacji przestrzennej związane z odbiorem przestrzeni przez dzieci. Lubelskie Stare Miasto jest o tyle specyficzne, że funkcjonują tu obok siebie dwie grupy ludzi, którzy nie mają ze sobą żadnego kontaktu - mieszkańcy staromiejskich kamienic oraz właściciele, pracownicy i bywalcy knajp, galerii i ośrodków kultury, którzy często spędzają na Starym Mieście całe dnie. Chcieliśmy uświadomić mieszkańcom, że ich dzielnica jest niesamowita i że każda uliczka, plac czy kamienica to fascynująca historia. Z drugiej strony - pokazać turystom czy właścicielom kawiarni i galerii, że Stare Miasto to nie tylko szklak knajp Grodzka - Rynek - Bramowa, że tu mieszkają ludzie, którzy potrafią zrobić coś kreatywnego.
Wydaje mi się, że nasze działania są jednymi z wielu tego typu. Poprzez jedno przedstawienie nie naprawimy całego świata, nie zmienimy myślenia wszystkich mieszkańców Lublina. Ale może zmienimy kilka osób, a te poprzez swoje działania dadzą impuls do zmiany kolejnym. Mam taką nadzieję. A tymczasem zapraszam bardzo serdecznie w niedzielę 16. maja na Plac Rybny! O siedemnastej.

 

Projekt jest realizowany dzięki wsparciu Ministerstwa Pracy i Polityki Społecznej w ramach Programu Operacyjnego Fundusz Inicjatyw Obywatelskich i Fundacji BreBanku.

 



Komentarze
Aby dodać komentarz pod własnym nazwiskiem musisz się zalogować, lub napisać pod tymczasowym nickiem (wymaga aktywacji)

Nick:Komentarz:
Brak komentarzy