Strona główna > Warto poczytać > Archiwum Opornika > Numer 29 (2/2008)

Bookmark and Share

PO TROSZECZKU

Ola Gulińska (2008-03-07)



Obsesyjnie nie znoszę słowa „wielo-kulturowość”. Szczególnie ze słowem „festiwal” lub, nie daj Boże, „festyn”. Festiwal Trzech Kultur, Festiwal Czterech Kultur, spotkania kultur, centrum spotkań kultur, dni kultury takiej, dni kultury innej, komisja do spraw dialogu, komisja do spraw tolerancji i/lub pojednania, przemówienia prezydentów Pawłokomie. Jeszcze doczepiane pejsy, koncert klezmerów, degustacja kuchni żydowskiej, występy zespołów folklorystycznych z sąsiednich krajów. Stojący pod sklepem ludzie licytują się, kto dał na to pieniądze: Żydzi z Izraela, Żydzi ze Stanów, Żydzi z rządu, Ukraińcy z Kanady, cygańska mafia, Niemcy... a może Unia? Nie wszędzie docierają gromkie okrzyki o powszechnej tolerancji i Szalom z Szerokiej.
Idąc do kolejnego domu, słuchając kolejnej opowieści cały czas pamiętam, żeby nie pytać zbyt wprost o Żydów. Dodatkowo we wschodniej części województwa nie pytać o Ukraińców. Zbyt wprost.
Mam doświadczenie i nic nie jest w stanie mnie zaskoczyć. Zanim zadam pytanie, wiem, jaka będzie odpowiedź. A we Włodawie jednak zaskakuje - z każdą nagraną relacją, z każdą rozmową dziwię się coraz bardziej. Kolejne osoby opowiadają mi o „multietniczności”(...) miasteczka. Tłumaczą mi, że nie zawsze było idealnie, ale ważne, żeby o tym pamiętać i opowiadać młodym. Gdzie ja już słyszałam to zdanie? W Panoramie Lubelskiej? Mieszkańcy opowiadają, jak to raz w roku wszyscy mówią o Włodawie.
Każda kolejna edycja włodawskiego Festiwalu Trzech Kultur trwa trzy dni. Pierwszego, w piątek, mówi się o kulturze żydowskiej, w sobotę o prawosławiu, w niedzielę o katolicyzmie.
Co roku są warsztaty pisania ikon, koncerty, spek-takle.
Ludzie, którzy tu mieszkali, mieli imiona, nazwiska, zindywidualizowane losy - mimo oczywiście funkcjonowania pewnego schematu drogi życiowej, mimo że wyznanie narzuca formy zachowań w różnych sytuacjach życiowych. I dlatego tak bardzo denerwuje mnie dzień jednej kultury, potem drugiej, potem trzeciej. Z zawikłanej historii nie da się łatwo wydestylować owych „kultur”.
Z drugiej strony nauczycielka z zaprzyjaźnionej włodawskiej podstawówki mówi, że zależało im, by dzieci dostrzegły świat swoich rówieśników, któ-rych DZIELIŁA religia, ale ŁĄCZYŁO wspólne życie w tym samym mieście. Uczniowie włączają się w przygotowania festiwalu, zrobili ogromne gra-ffiti wyobrażające wielokulturowość we Włodawie.
Głównym organizatorem jest Muzeum Pojezierza Łęczyńsko-Włodawskiego. Muzeum oprócz festi-walu przez cały rok pracuje nad badaniem i pre-zentowaniem historii Włodawy i okolic. Codzienna praca, bez fajerwerków i kamer. Ale przynosząca efekty. Kiedy na rynku pytam kogoś o synagogę, słyszę „a... turystka ” i opowieść o festiwalu, o współistnieniu trzech kultur na tej ziemi.
Więc może jednak za bardzo się czepiam? Skoro starsi ludzie przestali się bać mówić o historii lub boją się troszkę mniej? Skoro uczniowie mają niesamowitą frajdę pisząc ikony, robiąc graffiti, poznając historię swojej miejscowości?
Tak, zdecydowanie się czepiam. Można opowiadać o wielokulturowej historii tak, by zaangażować wszystkich, bez oficjalnych „pojed-nań”, przyklejonych uśmiechów, przecinania wstęg, akademickiego zadęcia. We Włodawie udaje się to co roku w czasie festiwalu i każdego dnia po troszeczku. Spotkani ludzie z pasją opowiadają o swoim mieście.