Strona główna > Warto poczytać > Archiwum Opornika > Numer 29 (2/2008)

Bookmark and Share

MOJE MIEJSCE: SŁODOWNIA

Joanna Stachyra (2008-03-07)


Wolę brzydotę
Jest bliżej krwiobiegu
Słów
Stanisław Grochowiak

Przez cztery lata patrzyłam na ten budynek niemal codziennie. To było echo XIX wieku. Wysoki na kilka pięter, z czerwonej cegły, od dawna nieczynny. W sercu rolniczej i średniouprzemysłowionej Lubelszczyzny przywodził na myśl fabryczny krajobraz Łodzi. Tej Reymonta i Wajdy. Niegdyś mieściła się tu słodownia, czyli fabryka słodu, składnika używanego do produkcji piwa. Uruchomiona w 1892 roku przez braci Vetterów, Augusta Karola i Juliusza, przez wiele lat tętniąca życiem dzisiaj właściwie jest ruiną. Doskonale współgra z otoczeniem - szarymi zaniedbanymi kamienicami, spalonym, walącym się pałacykiem przy Farbiarskiej, kadłubami polonezów, które dożywają swych dni na podwórku mieszczącej się obok firmy. Dyskretny urok brzydoty. Mistrz Grochowiak wpadłby w zachwyt. Ja zachwycam się od dziesięciu lat. To jedno z „moich” miejsc w Lublinie. Co jakiś czas ktoś wpada na pomysł, żeby je ożywić w myśl istniejącego od paru lat trendu (zresztą bardzo fajnego) na rewitalizację nieczynnych obiektów poprzemysłowych. Ostatnio o słodowni przypomniano sobie przy dyskusji o Muzeum Historii Lublina, wcześniej jej adres padał w kontekście Lubelskiego Towarzystwa Zachęty Sztuk Pięknych i projektu Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Lublinie. Na razie za tymi pomysłami nie idą żadne działania, bo „fatalny stan obiektu”, „duże pieniądze”, „niejasny stan prawny”. W rozdwojeniu jaźni pewnie pozachwycam się tym miejscem jeszcze parę lat.