Strona główna > Warto poczytać > Archiwum Opornika > Numer 30 (3/2008)

Bookmark and Share

MOTYL W SKAFANDRZE

Katarzyna Dybżyńska (2008-03-20)

Strona 11
Więcej fotek w galerii
„Motyle wypryskiwały z kokonów, by roztrzepotywać swe życie na szybach okien.”
Virginia Woolf Do latarni morskiej

Motyl i skafander. A właściwie: motyl w skafandrze płetwonurka. Inaczej - człowiek sparaliżowany, który ze światem porozumiewać się może jedynie poprzez mruganie powieką. Tym człowiekiem jest Jean - Dominique Bauby, redaktor miesięcznika "Elle". Pisze on książkę alfabetem uporządkowanym według częstotliwości występowania litery w języku. Specjalnie do tego zatrudniona osoba odczytuje alfabet dziesiątki, setki, tysiące razy. Specyficzny refren pieśni o trzepocie - skrzydeł uwięzionego motyla i powieki - jedynej szpary w skafandrze. Ta powieka stanowi właśnie skrzydło motyla. Dlaczego tylko jedno? Drugie zaszyto Jeanowi-Do, lecz także widzowi dzięki niemal namacalnej, wbijającej w fotel scenie zaciskania czarną nitką świata. Od tego momentu zmysły wyostrzają się. Intensywnie CZUJĘ wiatr na plaży, zapach poranka, ciemność, łzy stenografki i twarde krzesło - mogę to czuć, nie jestem sparaliżowana, jakie to dziwne. Ciało.
A dusza: uparta w próbach roztrzepotania skafandra, rozerwania kokonu. Bunt, który nie jest krzykiem, tylko cichym wprawianiem skrzydeł w ruch. Dokładnie taki jest film - rozpoczyna proces wewnętrzny, wywołuje poruszenie, ale bezszelestnie, ledwo dostrzegalnie.
Motyl i skafander jest po prostu piękny (i prosty, i piękny). Zadziwiająco dużo w nim życia jak na obraz, w którym większość scen odbywa się w szpitalu. Zaskakująco dużo w nim miłości do tego życia.
Poszłam do kina, ponieważ było mi smutno. Nie wybrałam komedii, trochę na przekór samej sobie. Wyszłam z filmu irracjonalnie lekka. Wiatr zlewał się w jedną, spójną muzykę z szeptanym cicho trzepotem (uwięzionego?) motyla.

Życzę dużo motyli na wiosnę.

ad