Strona główna > Warto poczytać > Archiwum Opornika > Numer 30 (3/2008)
Ciocię Teodozję spotkało nieszczęście. Jej mąż zachorował na zapalenie płuc i wskutek tej choroby umarł.
A Jej mąż był dacharzem. Doskonale naprawiał dachy. I zarabiał całkiem nieźle, dość sporo. Ciocia Teodozja piła nawet osłodzoną herbatę.
Ale kiedy mąż umarł, to cioci Teodozji zaczęło się gorzej powodzić. I już nie mogła pić herbaty z cukrem.
Więc zaczęła czynić starania o emeryturę.
Ale nic z tego nie wyszło. Powiedziano jej:
- Nie otrzymasz emerytury. Twój mąż bardzo mało pracował za władzy radzieckiej.
Lecz Teodozja nie przejęła się tą odmową i zaczęła odwiedzać, dosłownie, każdy urząd, mając nadzieję, że któryś z nich przyzna jej emeryturę.
W pewnej instytucji chciano się pozbyć cioci Teodozji, więc powiedziano tak:
- Tylko jeden człowiek mógłby załatwić twoją sprawę: Lenin. Idź do niego, jeśli ci na tym zależy.
Ciocia Teodozja dowiedziała się, że Lenin przebywa w Smolnym, i poszła tam.
Oczywiście, wartownik nie chciał jej wpuścić. Ale widzi: jakaś poczciwa, nieszczęśliwa staruszka. Więc ją wpuścił.
Ciocia weszła na pierwsze piętro. I poszła naprzód korytarzem.
Zajrzała do jednego pokoju - niema nikogo. Zajrzała do drugiego - patrzy: siedzi jakiś człowiek przy biurku i coś pisze.
Był to Lenin.
Ciocia Teodozja, rzecz prosta, nie wiedziała, że to jest Lenin. Pomyślała sobie, że to jakiś urzędnik. I dlatego zwróciła się do niego całkiem spokojnie:
- Proszę pana, czy pan zajmuje się listami, czy też bada sprawy? Albo może pan liczy?
Lenin uśmiechnął się i odpowiada:
- To zależy jak wypadnie. Czasem zajmuję się listami, czasem badam sprawy, a niekiedy muszę zająć się liczeniem. A pani czego sobie życzy?
Ciocia mówi:
- Widzi pan, życzyłabym sobie otrzymać emeryturę. Właśnie w tej sprawie przyszłam pomówić osobiście z Leninem. Niech pan wejdzie w moje położenie i zaprowadzi mnie do niego.
Lenin uśmiechnął się i rzekł:
- Niech pani przedstawi swoją sprawę. Może obejdziemy się bez Lenina.
Staruszka na to:
- Nie, łaskawy panie, bez Lenina się nie obejdzie. To jest wyjątkowo trudna sprawa i tylko sam Lenin może ją załatwić.
Lenin powiada:
- A jednak niech mi pani opowie, o co chodzi.
Ciocia mówi:
- Historia mojego życia jest całkiem prosta. Niedawno zmarł mój mąż, z zawodu dacharz. No więc staram się o emeryturę, a wszyscy mi mówią: nie dostaniesz emerytury - twój mąż bardzo mało pracował za władzy radzieckiej.
Lenin mówi:
- Głupstwa gadają. Pani mąż nie mógł dużo pracować przy władzy radzieckiej, bo władza radziecka powstała dopiero niedawno.
Lenin podniósł słuchawkę telefonu i powiedział do kogoś.
- Za chwilę tam przyjdzie pewna obywatelka. Trzeba będzie załatwić dla niej emeryturę.
Następnie Lenin mówi do cioci Teodozji:
- Niech pani pójdzie korytarzem i wejdzie w trzecie drzwi za tymi. Tam załatwią pani sprawę.
Z wielkim niedowierzaniem idzie ciocia Teodozja tam, gdzie jej wskazano. I tam bez zbędnych słów wydano jej odpowiedni papier na uzyskanie książeczki emerytalnej.
Tego samego dnia ciocia Teodozja otrzymała emeryturę i ogromnie uszczęśliwiona poszła na targ, kupiła sobie cukru i materiał na suknię.
A potem weszła do pewnej spółdzielni, by kupić farbki do prania bielizny. I nagle spostrzega w sklepie portret człowieka, z którym dziś rozmawiała. Na ten widok zdziwiła się bardzo i zapytała kierownika sklepu:
- Łaskawy panie, czy może mi pan powiedzieć, kogo przedstawia ten portret? Jestem ciekawa, bo rozmawiałam z nim dzisiaj.
Kierownik mówi:
- To niemożliwe, babciu. To jest Lenin.
Teodozja powiada:
- To znaczy, że rozmawiałam z Leninem.
Po powrocie do domu opowiedziała administratorowi o tym, co się jej zdarzyło. I zapytała go:
- Jak pan myśli, dlaczego Lenin nie przyznał m się, że to on jest Leninem?
Administrator domu zastanowił się chwilę i tak od powiedział Teodozji:
- Bywają różni ludzie, mamusiu. Jedni wrzeszczy i przechwalają się: niby my to, my tamto, oto jacy jesteśmy uczciwi, porządni... I bywają ludzie, którzy nie krzyczą, nie przechwalają się i nie stawiają, lecz po prostu wykonują swoją pracę z nadwyżką. I to są ludzie najlepsi. Można ci, mateczko, serdecznie powinszować, że rozmawiałaś z takim człowiekiem.
Ciocia Teodozja westchnęła i mówi:
- Ach, żałuję jednak bardzo, że on nie przyznał mi się, kim jest! Ukłoniłabym mu się nisko.
Komentarze
JAK CIOCIA ROZMAWIAŁA Z LENI
Michaił Zoszczenko (2008-03-22)Ciocię Teodozję spotkało nieszczęście. Jej mąż zachorował na zapalenie płuc i wskutek tej choroby umarł.
A Jej mąż był dacharzem. Doskonale naprawiał dachy. I zarabiał całkiem nieźle, dość sporo. Ciocia Teodozja piła nawet osłodzoną herbatę.
Ale kiedy mąż umarł, to cioci Teodozji zaczęło się gorzej powodzić. I już nie mogła pić herbaty z cukrem.
Więc zaczęła czynić starania o emeryturę.
Ale nic z tego nie wyszło. Powiedziano jej:
- Nie otrzymasz emerytury. Twój mąż bardzo mało pracował za władzy radzieckiej.
Lecz Teodozja nie przejęła się tą odmową i zaczęła odwiedzać, dosłownie, każdy urząd, mając nadzieję, że któryś z nich przyzna jej emeryturę.
W pewnej instytucji chciano się pozbyć cioci Teodozji, więc powiedziano tak:
- Tylko jeden człowiek mógłby załatwić twoją sprawę: Lenin. Idź do niego, jeśli ci na tym zależy.
Ciocia Teodozja dowiedziała się, że Lenin przebywa w Smolnym, i poszła tam.
Oczywiście, wartownik nie chciał jej wpuścić. Ale widzi: jakaś poczciwa, nieszczęśliwa staruszka. Więc ją wpuścił.
Ciocia weszła na pierwsze piętro. I poszła naprzód korytarzem.
Zajrzała do jednego pokoju - niema nikogo. Zajrzała do drugiego - patrzy: siedzi jakiś człowiek przy biurku i coś pisze.
Był to Lenin.
Ciocia Teodozja, rzecz prosta, nie wiedziała, że to jest Lenin. Pomyślała sobie, że to jakiś urzędnik. I dlatego zwróciła się do niego całkiem spokojnie:
- Proszę pana, czy pan zajmuje się listami, czy też bada sprawy? Albo może pan liczy?
Lenin uśmiechnął się i odpowiada:
- To zależy jak wypadnie. Czasem zajmuję się listami, czasem badam sprawy, a niekiedy muszę zająć się liczeniem. A pani czego sobie życzy?
Ciocia mówi:
- Widzi pan, życzyłabym sobie otrzymać emeryturę. Właśnie w tej sprawie przyszłam pomówić osobiście z Leninem. Niech pan wejdzie w moje położenie i zaprowadzi mnie do niego.
Lenin uśmiechnął się i rzekł:
- Niech pani przedstawi swoją sprawę. Może obejdziemy się bez Lenina.
Staruszka na to:
- Nie, łaskawy panie, bez Lenina się nie obejdzie. To jest wyjątkowo trudna sprawa i tylko sam Lenin może ją załatwić.
Lenin powiada:
- A jednak niech mi pani opowie, o co chodzi.
Ciocia mówi:
- Historia mojego życia jest całkiem prosta. Niedawno zmarł mój mąż, z zawodu dacharz. No więc staram się o emeryturę, a wszyscy mi mówią: nie dostaniesz emerytury - twój mąż bardzo mało pracował za władzy radzieckiej.
Lenin mówi:
- Głupstwa gadają. Pani mąż nie mógł dużo pracować przy władzy radzieckiej, bo władza radziecka powstała dopiero niedawno.
Lenin podniósł słuchawkę telefonu i powiedział do kogoś.
- Za chwilę tam przyjdzie pewna obywatelka. Trzeba będzie załatwić dla niej emeryturę.
Następnie Lenin mówi do cioci Teodozji:
- Niech pani pójdzie korytarzem i wejdzie w trzecie drzwi za tymi. Tam załatwią pani sprawę.
Z wielkim niedowierzaniem idzie ciocia Teodozja tam, gdzie jej wskazano. I tam bez zbędnych słów wydano jej odpowiedni papier na uzyskanie książeczki emerytalnej.
Tego samego dnia ciocia Teodozja otrzymała emeryturę i ogromnie uszczęśliwiona poszła na targ, kupiła sobie cukru i materiał na suknię.
A potem weszła do pewnej spółdzielni, by kupić farbki do prania bielizny. I nagle spostrzega w sklepie portret człowieka, z którym dziś rozmawiała. Na ten widok zdziwiła się bardzo i zapytała kierownika sklepu:
- Łaskawy panie, czy może mi pan powiedzieć, kogo przedstawia ten portret? Jestem ciekawa, bo rozmawiałam z nim dzisiaj.
Kierownik mówi:
- To niemożliwe, babciu. To jest Lenin.
Teodozja powiada:
- To znaczy, że rozmawiałam z Leninem.
Po powrocie do domu opowiedziała administratorowi o tym, co się jej zdarzyło. I zapytała go:
- Jak pan myśli, dlaczego Lenin nie przyznał m się, że to on jest Leninem?
Administrator domu zastanowił się chwilę i tak od powiedział Teodozji:
- Bywają różni ludzie, mamusiu. Jedni wrzeszczy i przechwalają się: niby my to, my tamto, oto jacy jesteśmy uczciwi, porządni... I bywają ludzie, którzy nie krzyczą, nie przechwalają się i nie stawiają, lecz po prostu wykonują swoją pracę z nadwyżką. I to są ludzie najlepsi. Można ci, mateczko, serdecznie powinszować, że rozmawiałaś z takim człowiekiem.
Ciocia Teodozja westchnęła i mówi:
- Ach, żałuję jednak bardzo, że on nie przyznał mi się, kim jest! Ukłoniłabym mu się nisko.
Komentarze
- Brak komentarzy