Strona główna > Warto poczytać > Archiwum Opornika > Numer 31 (4/2008)
MÓJ LUBLIN
Mariusz Wakuła (2008-05-09)Mój Lublin nie ma jasno wytyczonych granic. Jest wszędzie tam, gdzie przesiąknięte wilgocią i historią mury popadają w zapomnienie. Nic na to nie poradzę, że zmęczony centrami handlowymi, cukierkowymi kolorami i wszechobecną afirmacją młodości puszczam oko w kierunku estetyki brzydoty. Ona pozawala oswoić się z myślą, że muszę możliwie najlepiej odegrać swój krótki epizod życia zanim skończę jak miejsca, które odwiedzam. Refleksja przychodzi dopiero, gdy opadną emocje. Wcześniej to jeden z najlepszych sposobów na „naładowanie baterii”.
Jest coś pociągającego w ruinach byłej Spółdzielni Pracy „Tęcza”, czy szkieletów na Wolskiej - kilku budynków, których na pierwszy rzut oka nie widać, a gdy się już wejdzie na ich teren okazują się zbiorem zakamarków i elementów, których nigdy bym się tam nie spodziewał. Jak gdyby przez cały czas ich istnienia układały się w kadry. Każda belka, cegła, czy zabłąkany fotel.
Mój Lublin obrzucił nas ostatnio kamieniami. Wybił przednią szybę. Moje miasto to również ludzie, zarówno ci, których chciałbym poznać, jak i ci od kamieni rzucanych ze skarp.
Mój Lublin to wszystkie drobiazgi jakie mogę wyszukiwać idąc na zajęcia, czy do Akademii. To małe ludziki wycięte z aluminium i zupełnie bez celu i sensu przytwierdzone do dachu, to każda osobliwość, którą tu znajduję i wszystko to, w poszukiwaniu czego ludzie jeżdżą do Łodzi, Przemyśla, czy Wrocławia.
Mój Lublin to także niedoceniony modernizm dziesiątej, leniwe przedmieścia, nocne spacery cichymi, bocznymi uliczkami i ciekawsza niż mogłoby się wydawać historia tego miejsca i ludzi z nim związanych.
Taki jest mój Lublin niedoceniony.
Ja po prostu lubię to miasto.
Komentarze
Jest coś pociągającego w ruinach byłej Spółdzielni Pracy „Tęcza”, czy szkieletów na Wolskiej - kilku budynków, których na pierwszy rzut oka nie widać, a gdy się już wejdzie na ich teren okazują się zbiorem zakamarków i elementów, których nigdy bym się tam nie spodziewał. Jak gdyby przez cały czas ich istnienia układały się w kadry. Każda belka, cegła, czy zabłąkany fotel.
Mój Lublin obrzucił nas ostatnio kamieniami. Wybił przednią szybę. Moje miasto to również ludzie, zarówno ci, których chciałbym poznać, jak i ci od kamieni rzucanych ze skarp.
Mój Lublin to wszystkie drobiazgi jakie mogę wyszukiwać idąc na zajęcia, czy do Akademii. To małe ludziki wycięte z aluminium i zupełnie bez celu i sensu przytwierdzone do dachu, to każda osobliwość, którą tu znajduję i wszystko to, w poszukiwaniu czego ludzie jeżdżą do Łodzi, Przemyśla, czy Wrocławia.
Mój Lublin to także niedoceniony modernizm dziesiątej, leniwe przedmieścia, nocne spacery cichymi, bocznymi uliczkami i ciekawsza niż mogłoby się wydawać historia tego miejsca i ludzi z nim związanych.
Taki jest mój Lublin niedoceniony.
Ja po prostu lubię to miasto.
Komentarze
- Brak komentarzy