Strona główna > Warto poczytać > Archiwum Opornika > Numer 32 (5/2008)

Bookmark and Share

OBYWATELKI

Justyna Galant (2008-06-04)

Strona 10
Więcej fotek w galerii
Lubelska Partia Kobiet
To nie jest tekst o partii, ale o Partii Kobiet.
Partie polityczne przyciągają ludzi o wielkim ego, bez tego nie ma polityki. Partia Kobiet przyciągnęła ludzi z wielkim ego i ludzi z duszami społeczników. W Lublinie od początku tych drugich było więcej. Rok później są już tylko tacy. To są ci sami, który zajęli się polityką z poczucia konieczności i z pełną świadomością jej nieatrakcyjności.
Jeśli warto wierzyć, że niektóre inicjatywy nie powinny zaniknąć, to jedna z nich.

Początek
Spotykamy się pierwszy raz w mikołajki. Jest nas piętnaście.
Razem z mailami od zainteresowanych partią na skrzynkę przychodzą maile od dziennikarzy.
Zbieramy się w kilka i idziemy do redakcji opowiadać o Partii.
Przez telefon, na pytanie, czy ma jakieś wskazówki jak rozmawiać z prasą, Manuela odpowiada: "Mów po co to robicie.
Justyna, Ala i Piotr.
Fot. Anna Dąbrowska
Więcej fotek w galerii
Mówcie, co myślicie o tym wszystkim." Wskazówka tyleż oczywista, co ryzykowna - nie znamy się nawzajem, nasze motywacje i przekonania są różne. Kiedy odpowiadamy na pytania dziennikarki, przysłuchujemy się sobie nawzajem z równym jak ona zainteresowaniem.
Kilka dni później artykuł - autoryzowane cytaty z nas - nieautoryzowane podsumowujące wnioski dziennikarki z rozmowy. Dobrze nam życzy. W ostatnim zdaniu dowiadujemy się, że feminizmowi mówimy zdecydowane NIE. Wywiad, z najlepszymi intencjami, został uczłowieczony, w myśl: nie bójcie się - może to i dziwne panie, ale jeszcze nie niebezpieczne! Oswajające dziennikarstwo.

Kolejne zebrania
Przyjechał Darek z Warszawy - rodowity Lublinianin, żona, Gosia też stąd - parę słów dla nas od kogoś, kto wie bezpośrednio, co dzieje się w biurze na Filtrowej. Zaraża optymizmem, mówi, że nikt nie spodziewał się, na jaką skalę rozkręci się cała inicjatywa. Nietrudno nam uwierzyć - sala, w której siedzimy, jest dla wszystkich za mała. Lokalny patriotyzm łamany przez wschodniościenną frustrację: "Proszę, Lublin, a nas jednak trochę jest!"
Jest dwóch panów - asekuracyjnie, z tyłu, "tak, widzimy, że są krzesła, ale my nie, nie, dziękujemy." Strach zasiadać na sabacie? W połowie spotkania jeden z nich podchodzi do tablicy, bierze kredę i tłumaczy nam, jak najlepiej zakładać adresy internetowe i że "wu" muszą być raczej zawsze trzy w "www". Słucham oniemiała, zakładam autentyczną dobrą wolę.
Po spotkaniu daje wizytówkę nie mnie, koordynatorce, ale Gosi, żonie Darka w Warszawy - bliżej centralnej władzy cieplej?

Poznajmy się
Kluczowe pytanie: feminizm. Reakcja połowy sali: bez przesady. Patrzymy po sobie. Niektóre z nas mówią: no ale jak to? 
Mówimy o zmianach w prawodawstwie, o nierównym traktowaniu, o niezbędnej zmianie myślenia. Nikt nie oponuje, wszystkie jesteśmy zgodne. To o czym mowa, jest oczywiste. Mnożą się przykłady, dodajemy kolejne wątki do tych naszych kobiecych motywów przewodnich. Życie dało do myślenia - mówimy o swoich wnioskach. Zapisać to w punktach - spojrzeć bez strachu - diagnoza niestety "feminizm", ale może nie warto teraz wchodzić w thriller. Trzeba (było) długotrwałych egzorcyzmów.

Zapał
Na każdym kolejnym spotkaniu coraz więcej osób, zawsze kilka nowych. Mamy czas się przedstawić: my w sekundę, nowe z nas mają mówić, co uznają za ważne.
Przychodzi pani, od której dostałam entuzjastycznego maila. Opowiada, że wróciła właśnie do kraju po tym, jak udało jej się w końcu legalnie odebrać dzieci ojcu, który wywiózł je za granicę. Nie użala się nad sobą, cieszy się: przywróciła sobie cały świat : sama-dzielna. "Gehenna" - mówi tylko w skrócie, ale dodaje, "można wszystko". "Trzeba się starać, jeśli mamy siłę, można wszystko." Uśmiechamy się, podziwiamy, jak to dobrze, że ludzie/kobiety dają radę. Na pytanie, czy rzeczywiście widzi siebie z nami, działającą w partii, obrzuca sale rozpromienionym wzrokiem, "spróbujcie mnie powstrzymać!" Nikt nie próbował, więcej się nie pojawiła.

Zbieranie podpisów
Bardzo mało czasu. Kilka osób pracuje non stop, mamy dyżury przy hipermarketach. Oczywiście znajomi pomagają zbierać między sobą, ale najwięcej zbiera się na ulicach. W roli petentek przechodzimy krótki kurs pokory. Żebractwo.
W niektórych miejscach trzeba uważać na nadgorliwych ochroniarzy, w innych ochroniarze wręcz kręcą się wokół nas - ochraniają sobie fajne dziewczyny z listami wyborczymi.

Zbierania podpisów ciąg dalszy
W każdym domu handlowym najpierw obchodzimy sprzedawczynie z butików. Pani najbliżej mnie odmawia: "E tam." Potem łapiemy ludzi z zakupami - po dwóch godzinach prawie się nie mylimy. Daje się zgadnąć, kto podpisze, czasami nawet z jakich powodów.
"Pan : (całkiem poważnie) Kasiu, patrz panie z Partii Kobiet. Podpiszmy.
Kasia: Oj weź zostaw. Się będziemy wygłupiać."
"Pani w moherze: Oj, tak, tak! Halinka, patrz panie od Gretkowskiej, daj dowody nasze."
"Pan: O tak, Pani da. No i, że się tak zapytam (mruga), kiedy lubelska wersja plakatu?"
"Pani: Zbieracie? No to sobie już nazbierałyście." Ostentacyjnie odchodzi.
"Pan: Pewnie. Dobrze, że kobiety zaczynają sobie pomagać.
Spotkałam studentkę - oblałam ją dwa lata wcześniej - podpisała. "No hard feelings."
Pani z butiku obok zbiera się do domu. Podchodzi: "Taka Pani biedna. Prawie zamykamy galerię już, tyle Pani stoi. Pani to da - podpiszę."
Cel uświęca środki :-)

Decyzje
Skompletowana nasza lista wyborcza. W między czasie nastąpiła naturalna weryfikacja. Ciągle zbierających podpisy umożliwiające wystawienie kandydatek w naszym okręgu było pewnie około osiem. Powodów na "nie" wiele:
- Nie będę zbierać podpisów dla kogoś, nie dla siebie.
- To kandyduj.
- Nie chcę się mieszać w bagno polityczne.

Po wszystkim pojawią się głosy: "Owszem dostawałem maile o tym, co się dzieje. Nie zbierałem podpisów, bo liczyłem na telefon w tej sprawie."

30 maja. Rok później
Kombatantki

Na spotkaniu w Empiku Manuela promuje Obywatelkę. Garstka ludzi, połowa to my. Asia, jak zwykle po paru godzinach snu - firma, Basia po szpitalu i operacji oka, ja też jakaś niewyraźna…
W pierwszym rzędzie do zadawania pytań i wyrażania refleksji wyrywa się kobieta. Opowiada o swoim doświadczeniu w lubelskiej Partii Kobiet. Mówi o złości, potem o spokoju, pewności. O tym, że dobrze, że się zapisała. To była długa droga. Była nadzieja, że coś się zmieni, ale ona rozumie. Było warto. No i samo doświadczenie polityczne. Patrzymy na nią zaczarowane: to nasze pierwsze z nią spotkanie. Kombatantki wyglądają inaczej.

Obywatelki
Basia mówi, że Obywatelka to książka dla nas. Nikt inny chyba nie może czytać tego tekstu jak belestrystyki, z narastającą fascynacją. Dla Manueli to dokument, wgląd w rzeczywistość, w której byłyśmy/jesteśmy zanurzone. My czytamy to jak wersję naszego własnego życia w skali makro - w skali "przewodnicząca". Tutaj też nie dało się być związanym z Partią Kobiet i nie być "przewodniczącą": od pewnego momentu, na każde pytanie musiałyśmy odpowiadać "tak" - nikt nie zrobiłby tego wszystkiego za nas. Jeśli odpowiedziała/eś "nie", nikt tego nie komentował, wszystko było jasne.

Manuela
Po spotkaniu w Empiku idziemy coś zjeść na starówkę. Pola i Piotr, przyzwyczajeni, zajmują się sobą. Manuela i my rozmawiamy o partii. Często powtarza "dziękuję", o naszej lokalnej przyszłości nie rozmawiamy. Każda z nas, tak jak ona, przez rok zawalała życie rodzinne, prywatne, zawodowe. Polityka, również ta nasza, nie uznaje kompromisów. Odpoczywamy. Po raz pierwszy mamy okazję porozmawiać o czymś innym.

Autorka jest pierwszą (tymczasową) koordynatorką lubelskiego oddziału Partii Kobiet.


Komentarze
Aby dodać komentarz pod własnym nazwiskiem musisz się zalogować, lub napisać pod tymczasowym nickiem (wymaga aktywacji)

Nick:Komentarz:
Brak komentarzy