Strona główna > Warto poczytać > Archiwum Opornika > Numer 32 (5/2008)
OSTATNIA BRAMKA III RP
Piotr Choroś (2008-06-08)Pojawiły się zapewnienia zniesienia jednej z niewolniczych prac na rzecz społeczeństwa. Mowa o wojsku. Nasze władze mają zlikwidować służbę zasadniczą i wprowadzić wojsko zawodowe. Chwila ta jest dobrym momentem, aby podzielić się bardzo ważnym wspomnieniem, które niewątpliwie ustawiło moje życie na właściwe tory. Każdy prawdziwy mężczyzna stawał kiedyś przed komisją złożoną z kilku osób, która decydowała o przydatności do służby w Wojsku Polskim. Jako osoba młoda i niedoświadczona, nie znająca procedur i prawa, stanąłem przed komisją poborową w mieście powiatowym Lipsko. Komisja ta w całym swoim majestacie obradowała w miejscowym domu kultury. Dostaliśmy wezwanie i tyle. Nikt nic nie tłumaczył. Mamy się stawić czyści i pachnący. Będą badania. Starsi koledzy opowiadali różne historie, co to się tam dzieje. Między innymi, że nie ma się co przejmować, bo wszyscy są zawsze pijani, a ja to już w ogóle nie mam problemu, bo w liceum jestem i na studia pójdę. Oni w zawodówkach byli i mieli perspektywę kończenia szkoły i roku w kamaszach. Ale i tak to nie było najważniejsze i najciekawsze. Najstraszniejszą opowieścią był lekarz. Nie tylko słuchał swoją słuchawką ale także w majtki zaglądał i różne rzeczy tam oglądał. Nadaje się to na scenariusz filmu grozy. W powietrzu dało się wyczuć niezdrowe podniecenie wynikające ze spotkania z wielką niewiadomą. Było oczywistym, że do wojska nie pójdę, ale zawsze... stajemy twarzą w twarz z władzą i to nie byle jaką. Bo to wojsko. Wiadomo. Pierwsza "władza" to rodzice, druga szkoła, trzecia policja no a ta najwyższa to wojsko. Przynajmniej tak mi się wtedy wydawało. Wszystkie te mundury i pistolety do nich należały i należą. Teraz mogę się z tego śmiać, ale wtedy dla mnie chłopaczka z prowincji tak świat wyglądał. Przyszedłem więc do domu kultury i czekałem na swoją kolej. W kolejce jak to w kolejce. Szczególnie w małym miasteczku. Poznawać się nie musieliśmy, bo znaliśmy się doskonale. Po paru godzinach siedzenia zostałem wezwany. W pokoju dało się wyczuć cudowny zapach trawionego napoju wysokoprocentowego (przynajmniej 40% alko miał). Za stołem prezydialnym siedzieli panowie. W tym jeden w mundurze i jeden w białym kitlu. Twarze ich uśmiechały się. Atmosferka panująca wśród członków była wyśmienita. Przed panami stały literatki i oranżada. Po wszystkich formalnościach pan w kitlu wstał, miał ewidentne problemy z łapaniem pionu. Na jego i moje szczęście w żadnym wypadku nie przeszkadzało mu to w wydawaniu poleceń i badaniu mojego wystraszonego ciała. Po wnikliwym badaniu przyznał mi kategorię A - czyli zdatny do wojska. Mogłem być dumny. Wtedy niestety zdałem sobie sprawę, jaki będzie wynik potyczki z naszym odwiecznym wrogiem w nadchodzącej wojnie. Pijany lekarz decyduje o losie poborowego, w razie wcielenia do armii sabotażysty i obiboka, wychowanego na Monty Pajtonie. Gwoździem do trumny była książeczka wojskowa, w której me imię Piotr wpisano w następujący sposób: Pjotr. Na szczęście pan w mundurze, pomimo mętnego wzroku, wychwycił ten błąd i kazał skorygować. Po opuszczeniu pokoju byłem szczęśliwy, że mam to za sobą. 10 lat mija od tamtego momentu upokorzenia.
Komentarze
Komentarze
- Brak komentarzy