Strona główna > Warto poczytać > Archiwum Opornika > Numer 32 (5/2008)

Bookmark and Share

REJS DO PRLU

(2008-06-08)

Strona 16
Więcej fotek w galerii
OPOWIADANIE O STALINIE
CHŁOPIEC Z GORII

Rodzice Soso byli biedni, z trudem zarabiali na swoje utrzymanie. Ale nie chcieli, żeby ich syn różnił się bardzo od dzieci zamożniejszych rodziców. Ojciec, poza całodzienną pracą, znalazł czas, żeby synowi zrobić porządne buty, matka uszyła mu torbę na książki z czerwonego kretonu i na drutach zrobiła piękny pąsowy szal.
Kiedy mały Soso zjawił się w szkole, ta krasna torba i czerwony szalik bardzo podobały się kolegom. A Soso długo potem przypominał sobie, jak obudziwszy się późno w nocy, widział w świetle lampy szczupłą twarz matki, pochyloną nad tym szalikiem i szybkie migotanie drutów w jej spracowanych rękach.
W szkole Soso był najmłodszym z całej klasy. Ale bardzo prędko stał się najlepszym uczniem. Koledzy dziwili się, że kiedy oni dopiero zabierają się do odrabiania lekcji, Soso już siedzi zaczytany w jakiejś książce.
Kiedy ty się uczysz? - pytali.
Przecież nauczyciel już wszystko powiedział nam na lekcji! - śmiał się Soso - a wyście gdzie byli wtedy?
Soso był pierwszy we wszystkich grach i zapasach, ale na lekcji cały zamieniał się w uwagę.
Nie trzeba zapominać, że nauka szkolna nie była wówczas łatwa dla gruzińskich chłopców, zwłaszcza w niższych klasach.
Bo wszystkich przedmiotów uczono po rosyjsku. Po gruzińsku wolno było mówić tylko na lekcji gruzińskiego. Nawet podczas pauzy pilnowano, żeby chłopcy mówili tylko po rosyjsku.
Soso Dżugaszwili, dzięki swym zdolnościom, bardzo prędko nauczył się rosyjskiego, ale uparcie mówił po gruzińsku, właśnie dlatego, że język ojczysty w szkole prześladowano i nazywano „chłopskim językiem”.
Jeden tylko nauczyciel języka gruzińskiego, Sofrom Mgłobiszwili, opowiadał chłopcom o wielkim poecie gruzińskim Szota Rustaweli, co żył przeszło 600 lat temu. Urywki z pięknego poematu Rustaweli „Rycerz w tygrysiej skórze” nauczyciel czytał w klasie głośno.
Sofrom Mgłobiszwili od razu ocenił niezwykłe zdolności Soso i jego dziecinną, ale upartą walkę przeciw carskiemu uciskowi. Ta walka łączyła ich obu: nauczyciela i drobnego, chudego chłopca, najbiedniejszego z całej klasy.
Kiedy nauczyciel opowiadał o Arsenie Odżełaszwili, bohaterze pieśni ludowych, dowódcy powstania chłopskiego w Gruzji na początki XIX w., Soso nie odrywał od twarzy nauczyciela płonących źrenic. Każde słowo padało w duszę chłopca jak iskra buntu.
Mołobiszwili znał mnóstwo pieśni ludowych. Soso śpiewał je czystym, dźwięcznym głosem. Prędko zrozumiał, że we wszystkich pieśniach ludu gruzińskiego dźwięczy krzywda chłopska i bunt przeciwko przemocy panów i książąt.
Koledzy Soso Dżugaszwili przyzwyczaili się do tego, że Soso wszystko wie i zawsze umie odpowiedzieć na pytanie nauczyciela. Ale Soso wcale się nie pysznił i nie wynosił ponad innych, choć mógł być dumny, bo on jeden z całej szkoły za postępy w nauce otrzymał miesięczne stypendium.

***

Taki to był ten Soso.
Zobaczył, że któryś z kolegów siedzi nad zadaniem i wichrzy czuprynę z zafrasowaną miną, podejdzie, spojrzy mu przez ramię, powie:
Nad czym tak się biedzisz? Omyliłeś się w mnożeniu i dlatego ci nie wychodzi. O, widzisz, gdzie jest błąd?
Zdarzyło się raz, że jeden z chłopców - nazywał się ten chłopiec Kapanadze - zachorował przed samymi egzaminami i nie mógł się do nich przygotować. Poszedł więc do kierownika szkoły i prosił, żeby go zwolniono od egzaminów.
Kierownik odmówił stanowczo.
Zmartwiony wrócił chłopak do klasy.
Soso zaraz do niego podszedł.
Nie zwolnił?
Nie.
Chodź, pójdziemy razem - powiedział Soso - może we dwóch czegoś dobijemy.
Po co? Na pewno się nie zgodzi - mówił zgnębiony Kapanadze. Ale Soso energicznie pociągnął go za sobą. Pop zamachał rękoma na ich widok. Nawet słuchać nie chciał. Soso jednak nie dał za wygraną. tak długo i gorąco przekonywał go, aż kierownik rad nie rad musiał ustąpić.
Gdyby nie ty, zostałbym na drugi rok - powiedział Kapanadze wzruszony, kiedy już byli na schodach.
No widzisz! A już chciałeś skapitulować! - wpadł na niego wesoło Soso - zawsze trzeba walczyć do końca, do zwycięstwa!
Cóż dziwnego, że Soso miał przyjaciół i że wszyscy się do niego garnęli.

***

W trzynastym roku życia Soso zaczął już dawać korepetycje. To mu pozwoliło pomagać rodzicom i kupować książki.
Czytanie i korepetycje nie przeszkodziły Soso Dżugaszwili być najlepszym uczniem. Szkołę w Gori skończył z dyplomem pochwalnym. W małym miasteczku, jakim wówczas było Gori, długo mówiono o tym niezwykłym zdarzeniu. Pomyśleć tylko! List pochwalny w szkole cerkiewnej otrzymał syn robotnika, kiedy w tej samej szkole uczyli się synowie popów, bogatych kupców i poważnych urzędników!
Niesłychane!
Ojciec Soso, Wisarion Dżugaszwili był tylko prostym robotnikiem. Ale rozumiał, że takich zdolności, jakie ma jego syn, marnować nie wolno. A przy tym oboje rodzice, a zwłaszcza matka, marzyli skrycie, że syn dzięki swym zdolnościom nie będzie już od świtu do późnego wieczora ciężką pracą zarabiał na życie.
Kto wie? Może zostanie nauczycielem? A może nawet popem?
Drewniana szkatułka została wyciągnięta z szuflady, zawartość wysypana na stół; były to same miedziaki, grosze ciężko zaoszczędzone. Rodzice liczyli je długo w skąpym świetle naftowej lampki. Te miedziaki miały ich syna wyprowadzić w inny, lepszy świat. Ani im przez myśl wówczas nie przeszło, że to ich syn będzie budował lepszy świat dla milionów ludzi, których krzywdzono i wyzyskiwano od wieków.
H. Bobińska


Komentarze
Aby dodać komentarz pod własnym nazwiskiem musisz się zalogować, lub napisać pod tymczasowym nickiem (wymaga aktywacji)

Nick:Komentarz:
Brak komentarzy