Strona główna > Warto poczytać > Archiwum Opornika > Numer 14 (15/2005)

Bookmark and Share

SCHODY - DZIEŃ Z ŻYCIA NN

Monika Sternik (2005-11-15)

...były bajgle zwykłe i były bajgle jajeczne. Zwykłe bajgle kosztowały 3 grosze, a jajeczny kosztował 5 groszy. Nie jadła pani i nie będzie pani nigdy jadła tak dobrej rzeczy jak prawdziwy bajgel...

JEST PRZESYŁKA
Pani Ania, sekretarka.
- Teoretycznie to ja przychodzę o 7.30, a wychodzę o 15.30. Teoretycznie. Dzisiaj przyszłam i od razu kserowanie materiałów, później szukanie jakiejś teczki, w międzyczasie porządkowanie wycinków prasowych. Muszę jeszcze rachunki rozliczyć i ciągle stosy Czechowicza do przepisania...
Dzwoni domofon.
- Jeszcze jestem klucznikiem (śmiech). Do sekretariatu wchodzi listonosz z paczką, po chwili pojawia się Asia Zętar.
- Pani Asiu, jest przesyłka do pani.
- O, jaka ładna, nawet wiem co to.
Telefon.
- Nie, nie ma jej w tej chwili. Pani Danusiu, to do pani. Jak nie ma księgowej, to niech pani odbierze.
W korytarzu pojawia się Marcin Skrzypek.
- Panie Marcinie, mam coś dla pana.
To jest sekretariat połączony z administracją i z kadrami. Jeszcze korespondencję muszę wpisać do księgi kancelaryjnej.

...takiego biszkoptu, jak piekły żydówki, chyba nie umie upiec nikt. Niesamowicie dobry. On był jak puszek. Nigdy w życiu nie udało mi się upiec takiego biszkoptu...

TRZY NA PIĘĆ
Wychodzimy z sekretariatu, idziemy krótkim korytarzem, przed nami schody. Od razu chciałoby się pójść wyżej. Ale w ostatniej chwili dostrzega się drzwi. Niemal ich nie widać. Za nimi pomieszczenie trzy na pięć metrów kwadratowych. Okno, dwa stoliki, regał wypełniony książkami, dokumentami, teczkami. Nad stertą papierów pochyla się drobna brunetka. To Marzena przy swojej codziennej pracy. Archiwizacja, którą się zajmuje, jest niesamowicie żmudnym i czasochłonnym zajęciem. Wydaje się, jakby pokój był celowo ukryty przed nieproszonymi gośćmi.

...jabłka kiszone to była specjalność Żydówek. W beczce z kapustą, nie tak jak u nas po wsiach - gospodynie wkładają do kapusty kilka jabłek, a tam tych jabłek było pół na pół...

POŚRÓD ZDJĘĆ
Wchodzimy po schodach, dokładnie 9 stopni. Schody zakręcają, i można iść wyżej, jeszcze 15 stopni, ale zostajemy tutaj. Pośród zdjęć z ulicy Nowej, maszyny drukarskiej i "koła czasu", znajdujemy kolejne drzwi. Za nimi przy komputerach długowłosa blondynka Joasia Zętar, również długowłosy, ale brunet, Marcin Waciński i brunet, krótkowłosy, Marcin Fedorowicz. Zastaję ich w trakcie remanentu zdjęć.
- Pytam Marcina, jakie zdjęcia ma w swoim komputerze, sprawdzamy czy ja też je mam i powtarzające się wykasowujemy - mówi Joasia.
Ich głównym zajęciem jest ikonografia. Głównym, bo Asia jest też odpowiedzialna za część merytoryczną portalu Pamięć Miejsca. Zajmuje się bazą tekstową. Właśnie przy-gotowuje materiały na promocje projektu "Życie Żydów w Europie", w międzyczasie załatwia sprawy związane z promocją książki Ewy Kuryluk.
- Trudno jednoznacznie powiedzieć, co ja tu robię - śmieje się Asia.
Marcin Fedorowicz, oprócz wspomnianego remanentu, skanuje właśnie paszport z czasu zaboru rosyjskiego i materiały przywiezione z Puław dotyczące strajku szkolnego w 1905 roku. Robi też zdjęcia i zdobywa materiały do portalu internetowego.
- Ostatnio pół soboty zmarnowałem, aby namówić jedną kobietę na wywiad i zgodę na wykorzystanie jej archiwum.
Drugi Marcin zajmuje się zabytkami techniki, przygotowuje teksty poświęcone przemysłowi, historii techniki i rzemiosła w Lublinie i jego okolicach. Teksty znajdą się później w Portalu. Od jakiegoś czasu bywa też w podziemiach i uzupełnia makietę średniowiecznego miasta.
- Przypomnę tylko, że jesteśmy teatrem, i jak to w teatrze, jest bardzo dużo różnych rzeczy do zrobienia - mówi.

...ku mojemu nieszczęściu, kapelusz okazał się trochę za ciasny. Wtedy Żyd powiedział: "Proszę Państwa, proszę się nie martwić, ja go zaraz rozciągnę. Ja mam specjalną maszynę." Żyd wsadził to na kolano i zaczął rozpychać. I rozepchnął tak skutecznie, że kapelusz się nie rozdarł, a ja w nim chodziłem chyba przez następne jeszcze lato"

KSERO, KSERO
Zdjęcia przedwojennego Lublina: Nowa 21c, Nowa 21/23, Nowa 23a i kolejne schody, najpierw kilka w dół i od razu kilkanaście w górę. Ale między jednymi a drugimi, po lewej stronie pojawiają się czarne drzwi z napisem szatnia.
- To jest kanciapa, pomieszczenie techniczne plus ksero. Tutaj pracuje pan Henio, konstruktor NN-owskich gadżetów - mówi Marysia, jedna z osób zajmujących się podziemną trasą.
- Dzisiaj tylko ksero, ksero, ksero. Ale bywa różnie, nie ma schematu dnia. Czasami siedzę w bibliotece, opracowuję jakiś tekst, czasami doklejam drzewka na makiecie w podziemiach.

GRAJĄCE OŁTARZE
Kolejne schody. Bardzo strome. A na górze, wzdłuż ścian półki z kasetami wideo i płytami CD. Chyba słowo "magazyn" będzie najod-powiedniejsze. Tak wygląda studio audio-wideo, w którym pracuje Piotrek Sztajdel.
- Zajmuję się dźwiękami, filmami i fotografią. Od wykonania, przez obróbkę cyfrową po umieszczenie w Portalu.
Piotrek współpracuje z Wiolą i Tomkiem przy montowaniu relacji Historii Mówionej w tematyczne całości. W międzyczasie opracowuje autorski projekt "Grające Ołtarze Lublina".
- Chcę przybliżyć nie tylko historię, czy budowę organów, a przede wszystkim zaprezentować ich brzmienie. Głównie poprzez utwory z okresu, w którym dany utwór powstał.

"A pamiętam, jak szklarz z taką brodą szedł na wieś. Na sobie miał skrzynie z szelkami i krzyczał: "A szub! Wezel a szub! A szub!" A po polsku: "Szyby! Kto potrzebuje szyby!?" Po żydowsku śpiewał "a szub". A na wsi to śpiewał: "szyba, szyba, szyba".

KULTURALNY LUBLIN
Mijam Salę Czarną. Schodzę do kolejnej sali i dalej, do małego korytarza. Po lewej stronie dwie pary drzwi. Za pierwszymi spotykam Dominikę.
- Właśnie dostałam nowy komputer! - cieszy się.
Zbiera materiały audio - relacje historii mówionej, dotyczące życia kulturalnego powo-jennego Lublina.
- Teraz robię bibliografię. Zbieram pozycje, które będzie trzeba później opracować do Portalu.

Z OŁÓWKIEM
Za ścianą pracują Monika Krzykała i Beata Markiewicz. Ich dział to edukacja.
- Wchodząc rano do Ośrodka mam świadomość, że zapewne zaraz spotkam się z dyrektorem Tomkiem i zostanę zarzucona tysiącami pomysłów - śmieje się Monika.
Już rozumiem, dlaczego wszyscy pracownicy biegają po korytarzach.
Beata i Monika pracują właśnie nad strukturą Portalu. Jak mówią, jest to praca z komputerem i Internetem.
- Przez ostatnie dwa tygodnie siedziałam przy stoliku z białymi kartkami, z ołówkiem w ręku i rozrysowywałam, jak ten Portal miałyby wyglądać - mówi Monika.
- A już niedługo przeniosę na swój stolik stertę książek i razem z Dominiką będziemy opracowywały bibliografię do działu edu-kacyjnego.

...te Żydówki nosiły peruki, przeważnie rude. Ubrane były przedziwnie, kolorowo raczej, ale jedna rzecz, której ja jako dziewczynka się przyglądałam: zawsze miały piękne kolczyki: wiszące, długie i z koralami, to było dla mnie cudowne i bardzo pragnęłam zawsze mieć takie kolczyki...

MALUTKIE STUDIO
Strome schody, drzwi, korytarz i kolejne drzwi. Pracownia Historii Mówionej. Za komputerem siedzi Tomek Czajkowski. Właśnie czeka na człowieka, który ma przyjść po odbiór materiałów dotyczących "Solidarności". Przepi-suje nagraną wcześniej relację. Wiola Wejman robi porządki.
- Jako jedyna kobieta w pokoju muszę dbać o jego wygląd - śmieje się Wiola.
Jest już po rozmowie z państwem Ludwińskimi. Chce z nimi nagrać relację o życiu kulturalnym przedwojennego Lublina.
Z pokoju, w którym rozmawiamy można przejść dalej. Malutkie pomieszczenie to studio. Biurko, dwa krzesła, komputer. Tutaj nagrywane są relacje o przedwojennym Lublinie. Wiola i Tomek często wracają po pracy, żeby nagrać relację.
- Czasami komuś pasuje wieczorem, czasami w niedzielę. Jeśli nie jest się ograniczonym czasowo, fajnie się rozmawia - mówi Wiola.
- Czasami chodzimy do starszych osób, szczególnie, jeśli mają problemy z poruszaniem lub z różnych względów wolą być nagrywani w domu - dodaje Tomek.

...to był taki ktoś z długim kijem, podchodził do takiej latarni i za coś pociągał, nie wiem, za co. Coś pociągał, więc widocznie otwierał, może otwierał gaz i miał taki płomyczek na końcu bardzo długiego kija i zapalał. A rano chodził i gasił. Tak zwany latarnik...

SZEF
Kolejne schody, na ich szczycie gabinet. To tutaj pracuje Tomek Pietrasiewicz, dyrektor Ośrodka. Swój dzień w pracy zaczyna o 5.45.
- To są moje trzy godziny, do ósmej, kiedy mogę spokojnie popracować nad tekstami Józefa Czechowicza - wyjaśnia.
Później zaczyna się "obchód po osobach" - spotkania, rozmowy, ustalenia z pracownikami Ośrodka. Od pewnego czasu stałym elementem dnia są spotkania z Awishayem Hadarim, z którym pracują nad scenografią trasy pod-ziemnej.
A w międzyczasie: dziesiątki telefonów, goście, grupy zwiedzających. Kto nie zdążył spotkać się z dyrektorem do dwunastej, ma jeszcze szansę po południu, a nawet wieczorem. Ale jest to już inny typ spotkań. Są bardziej prywatne.

REDAKCJA
Żeby spotkać resztę pracowników, trzeba wrócić na dół. Gdy jesteśmy koło pokoju Asi i dwóch Marcinów, zamiast iść prosto, musimy wejść po schodkach. Najpierw mały pokoik - redakcja "Scriptores".
- Tutaj jest podwyższenie na monitor ze starych gazet, tu szafka odwrócona nie w tą stronę. Połowa pokoju to pochyła ściana - dach, a tam jeszcze rozdzielnik Internetu i pudła, które mogą się przydać za miesiąc albo za trzy. Obokstolik dla ludzi dochodzących... - tak swój pokój opisuje Marcin Skrzypek, redaktor pisma "Scriptores".
Jego aktualna działka to, zgodnie z tematyką ostatniego numeru, zagospodarowanie prze-strzenne Lublina i regionu.
- Właśnie piszę informację do Lubelskiego Prezesa Stowarzyszenia Architektów Polskich o planowanym forum dyskusyjnym na temat przestrzeni w Lublinie. Wcześniej przy-gotowywałem film dla wycieczki, która ma przyjść na wystawę. Rano walczyłem trochę ze sprzętem. Od czasu do czasu coś się psuje i trzeba to wliczyć w pracę.

O RUMUŃSKIM ŻOŁNIERZU
Marta Kubiszyn, brunetka ukryta za grubymi oprawkami okularów, zajmuje się bazą danych Historii Mówionej. Zastaję ją w trakcie wprowadzania do bazy danych relacji pani Marii Rycko z Wojsławic. Dziadek pani Marii był rumuńskim żołnierzem i przyjechał do Polski podczas jakiejś wojny. Nawet nie wiadomo, która to był wojna. Zakochał się w pięknej szlachciance i wziął ją za żonę. Pani Maria opowiada o życiu w przedwojennych Wojsławicach, o żydowskim weselu, o cygańskim taborze, który przyjeżdżał do jej miasta. Takie i inne relacje są najpierw nagrywane, potem spisywane, następnie porządkowane według kategorii.
- Czyli otwieram poszczególne relacje i: kopiuj, wklej, kopiuj, wklej. To zajmuje czasem godzinę, czasem dwie, czasem cały dzień. Jest już kilkaset takich relacji - opowiada Marta.

ZNIENACKA
Jeszcze jeden pokój. To miejsce pracy Emila Majuka.

- Wielką częścią mojej pracy jest bieganie między pokojami i zbieranie tego, co powstaje w różnych częściach Ośrodka.
Emil zajmuje się nowym portalem interne-towym. Właśnie robi szkic z działu architektura do nowego serwisu internetowego.
- Próbuję to zrobić od tygodnia, ale ciągle ktoś przychodzi. Tutaj dużo rzeczy pojawia się znienacka.

CO DZISIAJ
- Miałem okazję zacząć dzień tak jak najbardziej lubię, od spotkania z Tomkiem w Szerokiej, od wspólnej kawy. Mogliśmy poroz-mawiać troszkę o tym, co wczoraj, o tym, co dzisiaj i jutro - mówi Witek Dąbrowski, wice dyrektor Ośrodka.
Dzisiaj czeka go jeszcze spotkanie z państwem Luzakami, przyjaciółmi Agaty Tuszyńskiej, emigrantami z 1968 roku. Ma też przyjść kilkunastoosobowa grupa z Ta-dżykistanu. Wieczorem spotkanie z panią Nechamą Tec. Niedługo przyjedzie grupa 120 młodych Żydów z Izraela, na warsztaty.
- A jeszcze chciałbym pójść do mojego przyjaciela, Karola Bekera, pracownika Insty-tutu Polskiego, który przyjechał właśnie z Tel-Awiwu.

...woda sodowa była na szklanki. Gaz był w takich olbrzymich butlach. Od razu się mieszało gaz z wodą, aż nosem szło, taki orzeźwiający był ten gaz, i to się kupowało na początku ulicy Nowej. Ta woda sodowa, która szumiała bardzo w szklance, aż się wylewała taka była nagazowana!

KRETY
Są jeszcze schody - jakby dostawione. Przy wchodzeniu odruchowo schyla się głowę z obawy przed uderzeniem w sufit. Niemożliwe wydaje się znalezienie tam jeszcze jednego pokoju. A jednak. Na początku widać tylko pochyłą ścianę. Dopiero w głębi spotkać można "krety": Anetę, Mirka, Ewę i Marysię. "Krety", bo zajmują się trasą podziemną. Przygotowują materiały, opiekują się makietami, oprowa-dzają wycieczki.
- Materiały w archiwach udostępniane są tylko w określone dni tygodnia. Trzeba je znaleźć, zrobić zdjęcia. Zazwyczaj to bardzo stare książki, więc nie wolno ich wypożyczać. Potem trzeba zdjęcia obrobić, przyciąć, rozjaśnić. Następnie wydrukować i przekazać panu, który robi makiety - wyjaśnia Mirek.
Ale to nie wszystko. Krety tworzą też Pracownię Edukacji Historycznej, której zadaniem jest propagowanie historii miasta.
- To się odbywa głównie przez edukację i warsztaty. Właśnie jutro ma się zacząć drugie spotkanie z cyklu "Dni z Przeszłością Lublina - Historia Żywa" - tłumaczy Aneta. Do pokoju wchodzi Ewa.
- Właśnie załatwiałam rzutnik na jutro. Kserowałam materiały! My tu strasznie dużo rzeczy robimy!

Są jeszcze jedne schody. Ostro w dół, do lochu. To Akademia Obywatelska - autono-miczny dział Ośrodka. Ale to już inna historia, o której opowiemy innym razem.

Cytaty pochodzą z nagrań Historii Mówionej, której posłuchać można chodząc po korytarzach Ośrodka.


Komentarze
Aby dodać komentarz pod własnym nazwiskiem musisz się zalogować, lub napisać pod tymczasowym nickiem (wymaga aktywacji)

Nick:Komentarz:
Brak komentarzy