Strona główna > Warto poczytać > Archiwum Opornika > Numer 33/34 (6/7/2008)

Bookmark and Share

26 CZERWCA 2008 ROKU PRZY STUDNI

Marta Sienkiewicz (2008-07-11)


Fot. Agata Kwaśniewska
Więcej fotek w galerii
Na końcu ulicy Szerokiej jest studnia, z której mieszkańcy czerpią wodę. Długa kolejka ludzi stojących z wiadrami, słychać rozmowy, nawoływania, żarty. Stąd czerpie się wodę potrzebną do prania, gotowania, dla zwierząt. Opłata za wiadro - 6 groszy. Przed wojną tak właśnie wyglądało miejsce, które teraz, w sąsiedztwie autobusów, busów i tysięcy podróżnych niszczeje i odchodzi w zapomnienie. 26 czerwca 2008 roku żydowska studzienka znów stała się źródłem. Źródłem wody, ale też źródłem historii przekazywanej przez nas i tej szukanej wśród ludzi, którzy z nami rozmawiali.
Byli tacy, których obecność stała sie dla nas niezwykle cenna. Ludzie ze swoją historią, pamiętający czasy, kiedy studnia zgodnie ze swoim przeznaczeniem działała i zaopatrywała w wodę mieszkańców dzielnicy żydowskiej. Ludzie, którzy z ojcami przychodzili w to miejsce z pobliskich wsi poić zwierzęta i odwiedzać żydowski targ. Ludzie, którzy tu mieszkali.
Strona 6
Więcej fotek w galerii
Dzieki historiom tych osób stara, zaniedbana studnia na ten jeden dzień ożyła. Brzmiały głosy ludzi, swiadków wydarzeń dziejących się tutaj, których przechodnie mogli posłuchać. Spragnionym rozdawaliśmy wodę. Naszym celem było "uruchomienie" funkcjonującej niegdyś studni, aby choć na kilka godzin stała się żyjącym fragmentem istniejącej tu dzielnicy żydowskiej. Dowodem na życie wielu ludzi, o których pamięć chcemy zachować.
Wiele osób zwyczajnie nie wiedziało czym ta mała murowana kapliczka/ kiosk/ toaleta jest. Opowiadaliśmy. Jedni słuchali chętnie, zadawali pytania, dyskutowali, pochwalali. Ale też niejednokrotnie spotykaliśmy się z ignorancją, brakiem zainteresowania czy zwyczajnym chamstwem. Naturalnie, że w konfrontacji ze społeczeństwem lokalnym, przy wychodzeniu do ludzi takie sytuacje się zdarzają i byliśmy na nie przygotowani. Dzielnie walcząc z temperaturą, palącym słońcem i niekiedy brakiem zainteresowania ze strony przechodniów dotrwaliśmy do końca akcji. Udanej zresztą. Bilans ogólny to kilka historii mówionych skrupulatnie i z determinacją zbieranych przez Olę, Anię i Alicję, wiele rozmów, wspomnień, nowych doświadczeń i wzruszeń. Oprócz tego nie mniej spieczonych twarzy i jedna obita stopa (moja), pokonana przez dworcową ruchomą kostkę brukową.
Nie zapomnę dwóch starszych panów, którzy sprzeczali się o "Opornik" (rozdawaliśmy dwa różne numery), każdy z nich chciał koniecznie mieć po dwa. I nie dogadali się, pobiegłam po więcej. Pana w ciemnych przeciwsłonecznych okularach opowiadający nam długo i cierpliwie. I smaku brzoskwinii przyniesionych nam przez starszego pana naszej koleżance ze słowami: "Macie, wy tak długo tu stoicie, zjecie sobie". Cudowny człowiek. Wielu momentów, kiedy nie wiedziałam już, co powiedzieć, o co zapytać, jak podejść i zacząć rozmowę. Ale też tych, kiedy w oczach moich rozmówców wiedziałam zainteresowanie, tym co mogli ode mnie usłyszeć.
Dla mnie było to badzo ważne wydarzenie, bo to pierwsza akcja u boku Akademii, w której wzięłam udział. Osobiście chciałabym, żeby spotkania przy studzience stały się wydarzeniem cyklicznym. Dla obcowania z ludźmi, dla historii mówionych i dla pamięci o dzielnicy żydowskiej, której ta studnia jest jedną z bardzo niewielu pozostałości.


Komentarze
Aby dodać komentarz pod własnym nazwiskiem musisz się zalogować, lub napisać pod tymczasowym nickiem (wymaga aktywacji)

Nick:Komentarz:
Brak komentarzy