Strona główna > Warto poczytać > Teksty > Wywiady

Bookmark and Share

FANTASTYCZNY ATAK LUBLINA

Piotr Choroś, Ola Gulińska (2008-07-21)


Fantastyczny Atak Lublina


O fantastyce, szermierce i Lublin 2016 z Krzysztofem Księskim rozmawiają Piotr Choroś i Aleksandra Gulińska.

"W Lublinie mamy uznanie tylko dla dwóch rodzajów kultury: tradycyjnej, uznawanej za wysoką oraz tej, która uznawana jest za kulturę awangardową. Mam wrażenie, że zupełnie nie ma uznania zarówno dla nowych form kulturowych, jak i dla tego, co obiegowo nazywa się kulturą popularną." Krzysztof Księski

Dlaczego fantastyka?

Przy takich pytaniach odpowiedź: przypadkiem, jest chyba najbliższa prawdy. Od czwartej klasy podstawówki nałogowo czytam. Zaraziła mnie tym babcia. Później w szóstej klasie zaczęła się fantastyka. Przypadkiem. Przyjaciel z ławki opowiadał mi o książce Hobbit, w której jest niesamowita bitwa, jakieś orki itp. Poszedłem do szkolnej biblioteki, by Hobbita wypożyczyć. Tam dowiedziałem się, że w szkolnej bibliotece nie ma Hobbita. To był impuls, by zapisać się do biblioteki publicznej. Wreszcie wypożyczyłem Hobbita, spodobał mi się i poszło dalej. Władca Pierścieni, Sinmarilion, Niedokończone opowieści, Dokończone opowieści Tolkiena, a później weszła fantastyka jako główny nurt, który czytałem.
Strona 24
Więcej fotek w galerii
Strona 23
Więcej fotek w galerii
Strona 22
Więcej fotek w galerii
W liceum, też przypadkiem, poznałem kolegę, który grał w gry fabularne, które są mocno zwiazane z fantastyką. Złapałem bakcyla. W 1994 roku zacząłem grać. Czytałem, czytałem, ale wtedy to wszystko było w środowisku znajomych, nie wychodziło na zewnątrz. Wiedziałem nawet, że jest jakiś klub fantastyki w Lublinie, ale nie czułem potrzeby uczestniczenia w nim. Pamiętam, że znajoma, z którą grałem, trafiła tam pierwsza i zaprosiła mnie. Przyszedłem i pierwsze moje spotkanie było specyficzne - prelekcja o czarnych dziurach. Na spotkaniach czy konwentach jest bardzo dużo prelekcji popularno-naukowych, które na pierwszy rzut oka nie mają wiele wspólnego z fantastyką, ale są wykorzystywane przez twórców fantastyki. Ja z naukami ścisłymi jestem na bakier. A tu wiadomo, człowiek przychodzi do nowego środowiska, towarzystwa, w którym nikogo nie zna i chciałby się pokazać z dobrej strony. A tu prelekcja, później dyskusja, a ja nic. W żaden sposób nie mogłem się wykazać. Wracamy do domu autobusem, a tam parę osób ze spotkania, m.in. Prelegent, chciałem się włączyć do rozmowy, ale nie mogłem. Oni cały czas gadali o tych czarnych dziurach. Pamiętam to do tej pory.
Na szczęście nie zraziłem się. Przyszedłem drugi, trzeci raz. Wtedy to się nazywało Lubelski Klub Fantastyki "Syriusz". Złapałem bakcyla. To był 1998 rok. Wtedy w Lublinie i w całej Polsce niewiele się działo, jeśli chodzi o fantastykę. Odbywały się raz do roku Lubelskie Dni Fantastyki, zresztą w tym roku była 21 edycja, którą zrobiliśmy, i spotkania wtorkowe, w których cztery, pięć razy na kwartał coś się działo. A poza tym przychodzili znajomi, gadali, wypożyczali książki. I tyle. Później zacząłem się włączać do różnych działań.
W 2000 roku wpadłem na pomysł, który ówczesne władze Klubu podjęły, mianowicie "Falkon". Wtedy to nie nazywało się jeszcze "Falkon", tylko Impreza Ogólnopolska o Fantastyce. Wybraliśmy sobie termin listopadowy i zaczęliśmy robić. Okazało się, że łatwiej będzie mając osobowość prawną, więc założyliśmy Lubelskie Stowarzyszenie Fantastyki "Cytadela Syriusza". Od 2000 roku zaczęliśmy działać. Na początku mieliśmy robić tylko "Falkon". Stowarzyszenie miało łączyć dwie inicjatywy: Lubelską Sekcję Gier "Cytadela" i Lubelski Klub Fantastyki "Syriusz". Klub niby nadal formalnie istnieje, a sekcja gier upadła w 2000 roku. Obecnie wszystko robi "Cytadela Syriusza".
No i wracamy do pytania, dlaczego fantastyka. Hm... Nie wiem. U mnie w domu nie czytało się takiej literatury. W liceum nie byłem działaczem, jakoś to wezbrało w trakcie studiów. Mam taki charakter, że jeśli gdzieś wchodzę i widzę, że można coś zmienić, to nie potrafię usiedzieć na miejscu. Akurat kiedy w fantastyce siedziałem, wybuchła we mnie chęć robienia różnych ciekawych rzeczy. W tej chwili to już dzieje się siłą rozpędu. Nie wyobrażam sobie, bym mógł siedzieć i nic nie robić.
Wyobrażam sobie, że musi to być pracochłonne. Organizacja tak dużej imprezy i innych wydarzeń, wyjazdy, spotkania. W międzyczasie także pracujesz.

Jest pracochłonne, ale nie traktuję tego jak pracy, do której się chodzi, bo trzeba. Ja to po prostu lubię. Czerpię z tego satysfakcję i zadowolenie. Jestem strasznie ciekawski, więc lubię wiedzieć wszystko o wszystkim, np. o fantastyce. Poza tym jesteś w środowisku, poznajesz pisarzy, krytyków. To jest informacja, która przepływa przez ciebie. Sam też jesteś źródłem informacji, gdy coś robisz. Nie traktuję tego jako coś, co mi przeszkadza. Ja się przy tym po prostu dobrze bawię. Spędzanie wolnego czasu na organizowaniu czegoś jest naprawdę fajną sprawą. Kiedy się robi swój konwent, to praktycznie w ogóle się nie korzysta. Chciałbym kiedyś przyjść na zorganizowany "Falkon", na którym nic nie muszę robić. Kiedy jeździ się na inne konwenty, wtedy się z tego korzysta.
Oczywiście jak jest impreza, której jestem szefem, to nie jest tak, że robię wszystko. Fakt, na początku człowiek nie umiał się jeszcze dzielić władzą, odpowiedzialnością i informacją z innymi i skupiał w sobie tak wiele zadań, że później okazywało się, iż mnóstwo ludzi jest niedociążonych, a ty jesteś przeciążony. Na szczęście chyba udało mi się z tym skończyć i teraz to wygląda tak, że robię swoją część, a resztą koordynuję. Staramy się iść śladem nowoczesnych technik zarządzania i spłaszczać strukturę w klubie. Chcemy, aby jak najwięcej ludzi uczestniczyło w organizowaniu różnych rzeczy, aby te osoby się włączały, były odpowiedzialne. Trzeba mieć w życiu coś do robienia. Kiedy spotykam się z ludźmi i słyszę: "Jak nie będę pracował, to co będę robił? Będę się nudził w domu". Dla mnie to nie do pomyślenia. Ja nigdy się nie nudzę. Zawsze noszę ze sobą książkę. Kiedy jadę w autobusie i nie myślę o czymś intensywnie, to nie mogę bezsensownie kontemplować ulicy, wyciągam gazetę, książkę i czytam. Tak samo działając w jakimś stowarzyszeniu człowiek nie tylko ma co zrobić ze sobą, ale rozwija się. Przede wszystkim nabywa różnego rodzaju umiejętności: rozmawia ze sponsorami, negocjuje, załatwia różne rzeczy. U nas w klubie w większości są licealiści i studenci, nabyte teraz umiejętności później im się przydadzą. Ludzie ci robiąc coś dla innych, robią coś dla siebie.
W tej chwili prowadzimy też portal internetowy o fantastyce, codziennie aktualizowany. Redaktorzy są z całego kraju (choć najwięcej z Lublina). Tu ludzie uczą się pisać. Pisać prozę i pisać o prozie. Dostajemy recenzenckie egzemplarze książek, co miesiąc ok. 20-30 książek i komiksów. Wszystko jest non profit, nikt nie dostaje za to pieniędzy. Osoba, która dostaje książkę do recenzji, zostawia ją sobie.

Jakbyś siebie określił? Jako działacz, animator kultury, hobbysta?


Zawodowcem w organizowaniu przedsięwzięć kulturalnych nie jestem. Trudno kogoś tak określić, skoro nie bierze za swoją pracę pieniędzy, tak jak my. Nie oznacza to jednak, że się nie staramy. Przykładamy się do tego, co robimy, ale mimo wszystko profesjonalizmem bym tego nie określił. Wciąż jest to podejście hobbystyczne, fanowskie. Trudno, aby było inaczej, skoro nasze działania odbywają się w wolnym czasie. Trudno powiedzieć o sobie, kim się jest, używając do tego jednego słowa czy wyrażenia. Wiem, że mamy wiek specjalistów, ale mi się zawsze marzyło, aby być człowiekiem renesansu. Ciągle interesuje mnie coś nowego. O jednym piszę doktorat, a czytam coś innego. Ciągle staram się sięgać po nowe informacje, nową wiedzę. Uwielbiam dyskutować. Animator kultury jest chyba szerokim pojęciem, ale powiedzmy, że się w nie wpisuję.

Ile będziesz miał lat w 2016 roku?

Poczekajcie, muszę się zastanowić... 36.

Europejska Stolica Kultury to "gra" dla nas. Ja będę miał wtedy 36 lat. Nie wiem, ile będą mieli dzisiejsi decydenci czy też najważniejsi twórcy lubelskiej kultury. Zapewne będą już na emeryturach. Być może nawet będzie to impreza nie dla nas, tylko dla tych, którzy teraz są w gimnazjach i podstawówkach i dzisiaj nie podejmują żadnych decyzji z tym związanych.

Moim zdaniem dla nich też nie. Lublin raczej nie zdobędzie tego tytułu...

Ooo... W takim razie czy można coś zrobić, aby zdobył?


Anegdota. W środowisku Fandomu [miłośników fantastyki - red.] w Polsce, wśród osób, które w jakiś sposób się angażują, są aktywne, nie tylko czytają bądź grają, jesteśmy znani z "Falkonu". To impreza znana i rozpoznawalna w kraju. Odbyło się już 8 edycji, jest to jedna z największych imprez tego typu w Polsce. Tym, czym jest "Falkon" w Lublinie, tym "Pyrkon" jest w Poznaniu. To sztandarowa impreza środowiska poznańskiego. W tym roku była niesamowita, miała ponad 2 tys. uczestników, co było ewenementem na skalę krajową. Nie sądzę, abyśmy mieli realną szansę osiągnąć taki pułap. "Falkon" i "Pyrkon" to dwie największe i najważniejsze imprezy w Polsce. Oni, podobnie jak my, wystąpili do swojego samorządu o dofinansowanie. Lublin i Poznań starają się o ESK. "Pyrkon" w tym roku na same bilbordy, wieszane w całym kraju, dostał 30 tys. złotych. W Lublinie wisiały dwa. My za pierwszym razem [w pierwszej edycji konkursu na działania kulturalne ogłoszone na początku roku przez Urząd Miasta Lublin - red.] nie dostaliśmy nic, a za drugim 5 tys. złotych na całą imprezę. To pokazuje dwie rzeczy. Po pierwsze możliwości finansowe jednego i drugiego miasta, ale z drugiej strony docenianie przez samorząd pewnych inicjatyw. Chyba jednak w Poznaniu mają inną filozofię. Odnoszę wrażenie, że u nas mamy uznanie tylko dla dwóch rodzajów kultury: tradycyjnej, uznawanej za kulturę wysoką oraz tej, która uznawana jest za kulturę awangardową. Mam wrażenie, że zupełnie nie ma uznania zarówno dla nowych form kulturowych, jak i dla tego, co obiegowo nazywa się kulturą popularną. Ta ostatnia, wywodząc się z pnia masowego, także potrafi nieść ze sobą wysokie wartości. Takie podejście wydaje mi się problemem.

Wspomniałeś, że jednak w końcu dostaliście pieniądze z Urzędu Miasta Lublin. Jak myślisz, czego to wynik? Zamieszania i kontrowersji po pierwszym konkursie wokół nie przyznania wam dotacji?

Tego zapewne także. Myślę, że protesty i zainteresowanie mediów miały znaczenie. Ważna była także nagroda, którą dostałem, "Żuraw". Myślę, że to się nałożyło. Oczywiście, dostaliśmy znacznie mniej pieniędzy niż się staraliśmy. Chociaż dla nas to i tak dużo, bo możemy organizować "Falkon" swobodnie. Co roku planując "Falkon", który jak inne konwenty fantastyki w Polsce jest płatny, zakładamy jego koszty i ich zwrot przy tylu a tylu uczestnikach. Problem polega na tym, że nigdy nie wiadomo, ilu będzie uczestników. Zawsze uczestnikami są ludzie, którzy tworzą punkty programu konwentu, ale oni nie płacą. Konwent to impreza składkowa. Dajesz swoją pracę, więc sam nie płacisz. Jeśli tylko uczestniczysz, musisz zapłacić. Prelegentom, twórcom programu nie płacimy, a mamy ponad 200 punktów programu. Gdybyśmy każdej osobie mieli zapłacić tylko 50 zł za to, co robi przy konwencie, to już mamy kosmiczną sumę. A koszty mimo wszystko są duże. Cztery lata temu w trakcie trwania imprezy spadł śnieg i przyszło ok. 200 - 300 osób - śnieżyca zablokowała Lublin. Zawsze wiemy o ok. 1/5 uczestników, którzy na pewno przyjadą, pozostali albo przyjdą albo nie. Jak na razie specjalnie się nie zawodzimy na frekwencji, ale zawsze jest niepewność, czy finansowo wyjdziemy na zero, czy będziemy musieli dopłacać. Wraz z rozwojem imprezy, z roku na rok rosną nam koszta. Poza tym rosną też ceny usług. Na razie na szczęście nie musimy dopłacać do "Falkonu". Z uwagi na to, że impreza zaczyna być naprawdę prestiżowa i znana, nie możemy pozwolić sobie na niedociągnięcia. Jeśli wydajemy informator poświęcony imprezie, to nie może wyglądać jak ten z pierwszego "Falkonu" - miał ok. 20 stron złożonych w wordzie. Z perspektywy czasu - był fatalny.

A ile kosztuje teraz "Falkon"?

25 zł za 3 dniowy karnet. Koszty organizacji ciężko oszacować. Na pewno kilkanaście tysięcy. Za 10 tys. nie ma szans, by zrobić taką imprezę na dobrym poziomie. Teraz udało nam się pozyskać WSPiA, która na korzystnych warunkach udostępnia nam nowoczesny budynek. Niemniej koszty są wysokie. Nie płacimy prelegentom, ale zapewniamy nocleg. Zazwyczaj jest to 20 - 30 osób, każdej zapewniamy dwa noclegi w hotelu, koszt jednego to ponad 100 zł. Już masz olbrzymią sumę. Pozostali śpią na karimatach, w śpiworach na terenie budynku. Negocjujemy z hotelami, zazwyczaj dostajemy upust 10 procent. Trochę wspierają nas wydawcy, ale na pieniążki raczej nie ma co liczyć. To zazwyczaj książki, komiksy, gry itp., które idą na konkursy podczas "Falkonu". A że jest ich kilkadziesiąt, nagradzamy 3 pierwsze miejsca, i jeszcze do tego robimy loterię, więc właściwie niemal nic nie zostaje. To, co zostanie, umieszczamy w prowadzonej przez nas bibliotece. Większość kosztów jest pokrywana przez uczestników imprezy. Inaczej się nie da. "Falkon" jest bardzo dużą imprezą - obecnie przewija się przez niego ponad 1000 uczestników. Ale to nie jest impreza masowa, gdzie można postawić browary, a ludzie przychodzą np. posłuchać muzyki i wypić sporo piwa. Tu rozrywka ma charakter intelektualny, ale jednocześnie dość niszowy, co ogranicza nam dostęp do największych sponsorów.

A teraz przyziemne pytanie. Skąd te wszystkie nazwy: "Falkon", "Konwent", "Cytadela", "Syriusz"...?

Po kolei. "Falkon" to nazwa wymyślona chyba przez Wojtka Jagodzińskiego, naszego członka, który niestety wyemigrował do Krakowa. Mnóstwo konwentów, czyli imprez fantastycznych, ma końcówkę -kon. Kon, czyli konwent. Natomiast "falc" to po angielsku jastrząb, sokół. Drapieżny ptak, symbol dynamiki, energii, szybkości. Kojarzy się pozytywnie. Druga rzecz: jest w "Gwiezdnych Wojnach" statek kosmiczny, który nazywa się FALCON MINLLENIUM. Ale tak naprawdę, "Falkon" to Fantastyczny Atak Lublina. Ta nazwa przewija się przez materiały konwentowe. Jeżeli uderzamy do "poważnych" instytucji, wówczas nie piszemy tego w ten sposób. Wykorzystujemy tę nazwę w materiałach wewnętrznych i kiedy uderzamy z reklamą i informacją do młodzieży. Konwent to od angielskiego convent, czyli zgromadzenie. Tak na Zachodzie określa się zjazdy fantastyczne. To jest spolszczenie, które się przyjęło. Pierwsze zjazdy organizowane w latach '70 nosiły już nazwę konwentów. "Cytadela Syriusza" to połączenie nazw dwóch wcześniej działających klubów, o których mówiłem. Sama nazwa "Cytadela" nie wiem, skąd pochodzi. "Syriusz" pochodzi od nazwy gwiazdozbioru. Starzy klubowicze mogliby przeprowadzić całą prelekcję na ten temat.

Ile jest osób w waszym Stowarzyszeniu?

W tej chwili ok. 120. Część działa aktywnie, część czasami coś pomoże. A połowa to osoby, które po prostu są, czasami się odzywają, płacą składki. Ubolewam nad tym, że kupa osób ucieka z Lublina. W tym roku ubyło nam sześć naprawdę aktywnych osób. Kraków i Warszawa.

Studia? Czy już po studiach?

Niestety już po studiach. W tym roku na studia wyjechały od nas dwie osoby. Ma to też swoje plusy. Obie angażują się jeszcze, jak mogą. Jedna z nich działa w portalu Paradoks. Jest w Warszawie i kiedy tylko dzieje się tam coś związanego z fantastyką, uczestniczy i pisze relacje bądź recenzje. Mieliśmy dużo osób, które wiele robiły i przeniosły się do Warszawy. Jest kontakt, ale to już nie to samo. Chociaż były już takie sytuacje, że ktoś odpadał i wydawało się, że będzie nie do zastąpienia, ale okazuje się, że nie ma ludzi niezastąpionych. Jeżeli porównam to, co działo się wcześniej w fantastyce lubelskiej z tym, co jest dzisiaj, to chyba nigdy tyle się nie działo. Może teraz jeszcze w Katowicach tyle się dzieje, ale nie jestem pewien. Według mnie w Lublinie teraz dzieje się najwięcej w skali całej Polski. Nasze spotkania odbywają się we wtorki, piątki i soboty. Są otwarte, więc nieraz przychodzi ktoś nowy. Mamy też spotkania niekoniecznie poświęcone fantastyce. Jest sekcja literacka, sekcja szermierki...

Prowadzicie kurs szermierki? Czy może to tylko na papierze, teoretycznie?


Nie, naprawdę uczymy się walki. Ja byłem tylko raz, choć sekcja działa już pięć lat. Jest jeszcze sekcja modliszki, czyli kung-fu. Była też sekcja siatkówki, teraz raz w tygodniu gramy w piłkę. W tym wszystkim uczestniczą ludzie z klubu. Poza tym chodzimy razem do kina. W tym roku zaliczymy 20, 25 wyjść do kina. Mamy dużą zniżkę w Plazie, więc chodzimy z przyjemnością. Po filmie są wspólne dyskusje. Dużo się dzieje, nie tylko fantastycznych rzeczy. We wtorki są spotkania plenarne - zawsze jest jakaś prelekcja. Ostatnio o początkach wszechświata, wcześniej o wierzeniach Azteków. Mamy bibliotekę z ok. 6 tysiącami pozycji. W piątki są spotkania poświęcone grom planszowym, w soboty grom bitewnym i, równolegle, fabularnym. Modliszka i sekcja szermierki w tej chwili ćwiczą pod otwartym niebem, jest ciepło, więc nie trzeba płacić za wynajem sali gimnastycznej. W ramach sekcji literackiej jest wydawany fanzin "Czas Efemerydy", kilkadziesiąt stron, rozdawany za free. Jest Paradoks, codziennie aktualizowane artykuły, niusy, forum. To zajmuje mi najwięcej czasu. Codziennie od pół godziny do kilku godzin, ale traktuję to jako normalność. Im więcej ludzi robi portal, tym lepiej to wygląda. Jeździmy też razem na konwenty. Powstaje teraz nowa nagroda im. Jerzego Żuławskiego, w którą będziemy się angażować, zresztą na "Falkonie" będzie uroczysta gala wręczenia tej nagrody. Poza tym w środowisku fantastów jest bardzo wiele nieformalnych rzeczy. Wśród fanów nie ma pań i panów, każdy jest ze sobą na “ty”. Czasami zabawnie to wygląda: 15-latek na spotkaniu z dojrzałym autorem mówi do niego “Czesiu”. Mamy bardzo fajną, regularną współpracę z Empikiem. Prawie co miesiąc jest np. sobota z planszówkami. W Plazie robiliśmy Noc z Harrym Potterem – po centrum chodziły poprzebierane osoby od nas. Robimy konwenty: "Dragon", "Falkon", a teraz także "Żakon", planszówkowy. Będzie wystawa prac plastycznych. Co jest istotne: nikt za to u nas nie bierze pieniędzy, wszystko jest robione za free. Robimy też imprezy integracyjne, składkowe. Ostatnio graliśmy w paintball i zwiedzaliśmy podziemia. Dzięki naszej działalności są ludzie, którzy zadebiutowali jako pisarze, bo wzięli się za pisanie, czy też zaczęli wydawać jakieś rzeczy. Nasza siedziba mieści się w WOK-u, ale jest problem, bo biblioteka przestała nam się mieścić. W zależności od spotkania, średnio na każdym jest kilkadziesiąt osób. W WOK-u jesteśmy od lat.

Działania utrzymujecie ze składek i grantów...

I jeszcze dzięki "Falkonowi", jak na razie coś tam z niego zostaje. W tym roku "Dragon" wyszedł nam na zero. Rok temu było tysiąc złotych w plecy. Czasami staramy się o coś od jakiegoś sponsora. Zazwyczaj to pomoc rzeczowa. Jak na razie się udaje. W 2006 roku dostaliśmy grant z programu Młodzież. Dzięki temu mieliśmy wiele spotkań, w tym m.in. wakacje z fantastyką.
Czujemy problem z dotarciem do ludzi z informacją o tym, co robimy. Brakuje nam medium, które by przekazywało tę informację. Jest "Zoom", ale dystrybuowany głównie w instytucjach kultury, a poza tym mało przyjazny, jeśli chodzi o informację. Rozumiem, że ma wartość artystyczną, ale dla mnie czytelność jest dużo ważniejsza w tego typu wydawnictwach. Ale fajnie, że coś takiego wychodzi.
Powiedzmy sobie szczerze: my jednak uderzamy przede wszystkim do młodych ludzi, oni mają czas, żeby gdzieś łazić, brać udział w spotkaniach. U nas jeszcze nie ma kultury, gdzie ludzie w średnim albo w podeszłym wieku korzystają w dużym stopniu z dóbr kultury czy wręcz aktywnie się angażują. Oddawanie się swojemu hobby na Zachodzie jest zjawiskiem codziennym, u nas - epizodycznym i uznawanym nieraz jako dziwactwo. Myślę, że nasze pokolenia dopiero będą się tak bawić.
Mam wrażenie, że młodzi ludzie nie bardzo przychodzą do instytucji kultury, a gdzieś ich trzeba łapać, najlepiej ulotkami na mieście, w knajpach, na koncertach. I przez Internet, medium, które jest bardzo tanie, a dociera wszędzie. Na przykład Projekt Lublin, który jest fajny, ale żeby naprawdę spełniał swoją rolę, musiałby być wspierany finansowo. To nie kosztowało by dużo. Przypuszczam, że można by zatrudnić dwie, trzy osoby, które by po prostu przeszukiwały wszelkie miejsca w poszukiwaniu informacji. To jest do zrobienia, bo w Lublinie aż tyle się nie dzieje. Wydaje mi się, że jest lepiej niż było. Za Pruszkowskiego było gorzej niż teraz, jeśli chodzi o kulturę. Wydaje mi się, że teraz więcej się dzieje. Ale wciąż za mało.
Marzy mi się dom kultury, czy w ogóle domy kultury, które naprawdę strasznie prężnie działają i otwierają się na różne nowe organizacje non profit. Jestem pewien, że takich organizacji jak nasza, może niekoniecznie zajmujących się fantastyką, jest mnóstwo. Chodzi o to, żeby je znajdować, wyłapywać, ściągać do siebie. Dla nich to, że da się im kawałek miejsca, by mogli robić coś swojego to już dużo. A jeszcze jeśli raz na kwartał da im się 200 zł, żeby coś z tym mogli zrobić, to już w ogóle będzie super. Tylko to wymaga umiejętności rozmawiania z ludźmi, wysokich zdolności interpersonalnych, braku zahamowań. Mam wrażenie, że w części instytucji kultury przeważnie działają jednak osoby, które są jeszcze trochę zanurzone w PRL-u. W niektórych domach kultury, pomijając sam ich wygląd nieraz, przychodzisz, a tam pani sobie siedzi, papierosek, kawka... Rozumiem, że taka osoba, kiedy jest impreza kulturalna, faktycznie musi pozasuwać, ale tak z dnia na dzień... mogliby dużo fajnych rzeczy robić. Uważam, że spłaszczenie struktury hierarchicznej i maksymalne odformalizowanie domów kultury jest konieczne.
Pomysł z prywatnymi domami kultury mógłby się nieźle sprawdzić. Samorząd, miasto, województwo podpisuje umowę z jakimś przedsiębiorcą. Robisz dom kultury, dostajesz takie a takie pieniądze, pod warunkiem, że będziesz robić to, to, to, tyle, a tyle nieodpłatnych rzeczy z danej dziedziny. Wydaje mi się, że można by spróbować z czymś takim. Prywatna inicjatywa dużo lepiej się sprawdza.

Fundacja Muzyka Kresów została samorządową instytucją, będzie dostawać regularnie pieniądze, siedzibę, itd. Z tego, co wiem, większość innych fundacji, stowarzyszeń bardzo im zazdrości, bo stabilizacja finansowa jest kusząca. Ale z drugiej strony może zacznie kostnieć. Co o tym sądzisz?


Owszem! Dla instytucji to super sprawa, że dostajesz kasę na działalność. Stajesz się państwowym, więc masz pewne pieniądze, a z wyników nikt cię w zasadzie nie rozlicza. Ale kiedy dostajesz kasę i robisz odpowiednie rzeczy jako prywatna inicjatywa, to znaczy prywatny przedsiębiorca - właściciel domu kultury, który dostaje kasę na bieżącą działalność, i jednocześnie zarabia na tym - wtedy będziesz się starał dużo bardziej. Niestety takich instytucji nie ma.

Tylko, że jeśli to jest fantastyka, która jest popularna...

Ja nie mówię o fantastyce. Mówię o różnych dziedzinach kultury.

Trudno jest mi sobie wyobrazić muzykę archaiczną, która w jakikolwiek sposób miałaby być prywatna. To jest już tak bardzo niszowe, że nie wierzę, że w jakikolwiek sposób te imprezy by się zwróciły.

A ja myślę, że tak. Zauważ, że na takie działania mogłaby być kasa publiczna, a prywaciarz zajmowałby się zarządzaniem. To byłaby ta część, którą na podstawie umowy trzeba robić bezpłatnie. Chyba, że znalazłby sposób, jak na tym zarobić. Poza tym najważniejsze jest dotarcie do ludzi, którzy się tym interesują. Z tym jest kiepsko. Jeśli się do nich dotrze - frekwencja byłaby zapewniona. I pewnie godziwy zarobek.

Chyba że bardzo drogie byłyby te imprezy...


Właśnie nie, nie bardzo drogie. Wydaje mi się, że trzeba kształtować mentalność ludzi, zachęcać ich do aktywności, do rozwijania swoich zainteresowań. Po pierwsze w taki sposób, żeby oni potrafili docenić różnego rodzaju rzeczy. Uważam, że takie imprezy jak Noc Kultury czy Jarmark Jagielloński, który chyba będzie w sierpniu, są bardzo fajne, ale też z troszkę większym pomyślunkiem trzeba to robić. Na przykład jeśli chodzi o Noc Kultury. Idea super, tylko realizacja według mnie beznadziejna. Już mówię dlaczego. Noc Kultury zaczyna się około 16, a kończy się jakoś w nocy. Zwykły lublinianin może obejrzeć 5, 10, 15 rzeczy w ciągu całej imprezy, a tych różnych propozycji według różnych danych było od 150 do ponad 200, czyli ten lublinianin widzi w sumie góra 10 procent całości. On na to idzie, bo jest reklama i jest za darmo. A gdyby tak zrobić imprezę piątek, sobota, niedziela? Ludzie dużo więcej zobaczą. Zresztą wydaje się, że bardziej atrakcyjna jest impreza, która trwa dłużej, w mieście jest dużo więcej przyjezdnych.
Druga rzecz strasznie istotna: co z ludźmi kultury? Marcin (Indiana) Waciński z Teatru NN, który oprowadza po trasie podziemnej, miał dyżur bodaj od 16:00 do 1:00 w nocy, co on obejrzał? Nic. O ludziach kultury również warto pomyśleć. W momencie, kiedy zrobisz trzy dni, te osoby przez pół dnia, czy nawet cały dzień będą robić coś swojego, ale przez następne dwa dni zobaczą to, co proponują inni. Jeśli zrobisz tylko Noc Kultury, to niestety... Wiem, że idea jest taka, by pokazać, że Ooooo!!! - taki wybuch. Można taki wybuch pokazać w weekend po prostu. Wtedy realizacja byłaby dużo lepsza. Dużo więcej ludzi by skorzystało, a wystarczy, że pracujesz w piątek wieczór czy w sobotę i już nie zobaczysz tego. Zamiast nocy byłyby trzy dni. Od piątku do niedzieli. Wtedy miałoby to dużo większy sens.

I nie spędza się połowy nocy w kolejce, prawda?

Jakież były kolejki. Po prostu masakra. Ludzie chcieli gdzieś się dostać i albo postali sobie godzinę w kolejce, albo... Straszna ta polska mentalność, jak jest za darmo to muszę zobaczyć...

Wróćmy jeszcze na koniec do starań Lublina o Europejską Stolicę Kultury 2016.


To bardzo fajny pomysł. Cieszę się, tylko wydaje mi się, że przegramy z prostej przyczyny: tutaj jest mało ludzi i mało pieniędzy w porównaniu z innymi miastami. Po pierwsze, z punktu widzenia turystyki nie mamy tak strasznie dużo do pokazania, nie wybijamy się jakoś bardzo. Problem polega na przykład na tym, że Lublin był miastem wielokulturowym, a tego nie wykorzystuje. Jedyną instytucją, która się tym zajmuje, jest Teatr NN. Na przykład Łódź, miasto, które dwa wieki temu było wsią, ma Festiwal Czterech Kultur, wielką, potężną imprezę. To też pokazuje koncepcyjne bolączki. Pewne rzeczy trzeba by opracować od strony koncepcyjnej, czego u nas nie ma. W Lublinie w tej chwili dzieje się dużo więcej niż kiedyś, widać wysiłek, który, mam wrażenie, troszeczkę przekracza normalność, a ja bym chciał, żeby to normalnie "tak" się działo, a nie wyjątkowo.
Kolejna rzecz to mało kasy, to, co mówiłem w porównaniu "Falkonu" z "Pyrkonem". Nasz budżet jest dużo mniejszy niż Poznania, Wrocławia czy Łodzi. Ludzie tutaj nie chcą zostawać, bo małe zarobki, mały wybór miejsc pracy, kiepska infrastruktura, kiepski dojazd. Lublin nawet nie pomyślał, żeby powalczyć o EURO 2012, w pobliżu Lublina nie będzie żadnej autostrady. To jest koszmar. W tej chwili na przykład Rzeszów rozwija się szybciej niż my. Oni będą mieć autostradę, mają już lotnisko, mają bezpośrednie połączenia ze Stanami. Możesz z Rzeszowa polecieć do Nowego Jorku, to niesamowite. Zamiast na Okęcie możesz pojechać do Rzeszowa. U nas tego nie ma, a powinno być. Jeżeli miasto ma się rozwijać kulturalnie, to nie tak, że stawiamy na kulturę i super, kultura się rozwija, a inne rzeczy stoją. Jeżeli wszystkie dziedziny życia będą się rozwijać, siłą rzeczy i kultura będzie musiała, będzie więcej kasy na kulturę. Jeżeli masz pójść do filharmonii i zapłacić 25 czy 28 zł za bilet, jeżeli nie masz pieniędzy, nie pójdziesz. Nawet jakbyś chciał. Jeżeli zarabiasz 1 tys. zł brutto, czy nawet netto, popłacisz to, popłacisz tamto i szkoda ci pójść. Ludzie w Lublinie nie mają pieniędzy. Jest coraz lepiej, to widać, ale nadal jest kiepsko.
W zeszłym roku "Polcon" był w Warszawie. Mieli 2 200 osób, to był największy konwent fantastyczny w Polsce w dziejach tego typu imprez. Wyobraźcie sobie, że spośród tych ludzi prawie 800 osób to były osoby, które kupiły wejściówkę jednodniową! To bardzo dużo, ponad 35% i, jak obserwowali organizatorzy, oni wchodzili, niespecjalnie zainteresowani fantastyką, tylko imprezą kulturalną. Przychodzili na 2, 3 godziny, coś sobie kupili, posłuchali czegoś, coś obejrzeli i wychodzili. Dla warszawiaka to było jak bilet do kina, o! fajna impreza, o! "Polcon", fantastyka, o! w sumie oglądałem "Gwiezdne Wojny" i "Władcę Pierścieni", wejdę, zobaczę, co to jest. W Lublinie raczej takich osób nie będzie, dlatego, że dla nich 25 zł jest sporym wydatkiem. "Falkon kosztuje" 25 zł za 3 dni, w Plazie wejście do kina - normalny bilet na dwie godziny - kosztuje 18 zł. W filharmonii koncert kosztuje prawie 30, w Osterwie też ponad 20. To są wydatki. Wiem, że na "Falkonie" są ludzie, którzy na przykład wcześniej zbierają sobie na wejściówkę, ale nie ma ludzi, którzy po prostu przyjdą, bo o! coś się dzieje kulturalnego i z ciekawości chcą zobaczyć. Fajnie by było, gdyby mogli. Wydaje mi się, że dlatego też nie mamy szans.

Z drugiej strony cały czas się mówi o tym, że oprócz pieniędzy na kulturę i samych instytucji kultury, ważny jest potencjał ludzki. Mówiłeś, że Lublin właśnie pod względem "dziania się" i wydarzeń dotyczących fantastyki jest w czołówce Polski, więc może w to warto inwestować. W ludzi, w potencjał?

Na pewno. Dystrybucja pieniędzy to kolejna sprawa, o której moglibyśmy sobie porozmawiać. To jest bolączka nie tylko Lublina, ale myślę, całego kraju, klasy politycznej itd. Jeżeli masz mało kasy, ale dobrze ją dystrybuujesz i tak będziesz miał mniej, niż jak masz dużo kasy i kiepsko ją dystrybuujesz. Trzeba by ruszyć trochę kulturę w Lublinie. W tym roku zaczęło się ciutkę dziać. Dobrym pomysłem jest dopuszczenie młodych ludzi do decydowania o kulturze. Druga rzecz to otworzyć się na jak największą liczbę różnych inicjatyw kulturalnych, nie bawić się - to jest kultura wysoka - to fajne, a to jest niska - to niefajnie, tylko brać pod uwagę wartość danej inicjatywy, koszt, ilość uczestników itd. I odformalizowanie. Startowałem w pierwszym konkursie, startowałem w drugim, teraz będę w trzecim. Do każdego muszę przynosić potwierdzoną kopię statutu i wypisu z KRSu. Dlaczego? Czy nie wystarczyłoby np. oświadczenie, że się nic nie zmieniło? Przecież to absurdalne, że muszę zapłacić 30 zł za każdym razem. Mnóstwo oświadczeń, które muszę składać. Po co to wszystko? Nie znam osoby, która by stwierdziła, że tak powinno być, więc dlaczego tak jest?


Komentarze
Aby dodać komentarz pod własnym nazwiskiem musisz się zalogować, lub napisać pod tymczasowym nickiem (wymaga aktywacji)

Nick:Komentarz:
Brak komentarzy