Strona główna > Warto poczytać > Teksty > Wywiady

Bookmark and Share

W MĘSKIEJ DUŻO PRZEKLEŃSTW

Joanna Stachyra, Piotr Choroś (2008-08-01)

Strona 22
Więcej fotek w galerii
Strona 21
Więcej fotek w galerii
Strona 20
Więcej fotek w galerii
O tym, czy łatwo w Lublinie być młodym artystą, o Lublin 2016 oraz o dynamicie w toalecie z Mariuszem Tarkawianem rozmawiają Piotr Choroś i Joanna Stachyra.


Czy czujesz się artystą lubelskim? Czy się identyfikujesz z Lublinem? I co to znaczy być artystą lubelskim? Czy może raczej jest się artystą w ogóle?
Czasem kiedy wyjeżdżam, czuję się artystą lubelskim, kiedy ktoś pyta mnie skąd przyjechałem.
Nie wiem, czy aż tak się identyfikuję z Lublinem, za wcześnie na takie stwierdzenie. Mieszkam tu dopiero cztery lata.

Ale aktualnie można zobaczyć Twoje prace na wystawie Establishment w Warszawie, a więc zaistniałeś już w tzw. Polsce? Możesz opowiedzieć coś o tej wystawie?
Zapraszam do 31 listopada. Duża wystawa z dużym katalogiem. Kuratorzy chcieli pokazać artystów, którzy są trochę znani lub nie znani. Bardzo młodych.
Co ciekawe jest tylko jedna osoba z Warszawy. Stolica nie jest jedynym miejscem, w którym są ciekawi twórcy. To żadna nowość, ale dopiero teraz jest to zauważone. Na przykład Poznań, Zielona Góra, Śląsk, na tej wystawie Establishment to widać. Założenia kuratorów są dość śmiałe, sam tytuł jest kontrowersyjny. To jest gra z widzem, dająca do myślenia, prowokująca.
Lublin jest już naprawdę ważnym miejscem, gdzie dużo się dzieje i jest to zauważalne w Warszawie, w Krakowie; ludzie wiedzą, co się tu dzieje, czytają blogi czy strony poświęcone sztuce. Jeżeli osoba interesuje się sztuką, na pewno wyszuka tutaj coś ciekawego. Wydaje mi się, że jest tu przyszłość, fajnie się to rozwija. Oczywiście jest jeszcze dużo do zrobienia, bo ile mamy galerii współczesnych? Mamy Kont, Galerię Białą, coś się dzieje w Tekturze, coś się dzieje na peronie przy dworcu, w Chatce Żaka i nie wiem czy coś więcej. Mamy wielu mieszkańców, wielu studentów, czyli mamy tkankę żywą, która może coś zdziałać i mam nadzieję, że to się stanie w ciągu najbliższych paru lat, coś ruszy jeszcze do przodu.
Na wystawie pokazałem 101 rysunków dzieł artystów, które być może powstaną lub nie powstaną. Cały czas robię nowe i może pojadę i wkleję kolejne na ścianę, żeby było na bieżąco, czemu nie (śmiech)? Biorę znanych czy nieznanych, rysuję również rzeczy, które sam zrobię koło trzydziestki lub nie zrobię (ogólny śmiech), mieszam ludziom w głowach i jeszcze wymyślam artystów, którzy nie istnieją, i rysuję co oni być może zrobią. To taki trochę szalony projekt. Rysunki robię z wyobraźni.

Mamy kilka raczej małych galerii. Są miasta, które inwestują - czy mają już od dawna - w coś w rodzaju centrów sztuki współczesnej. Czy małe galerie, chociażby właśnie w kontekście Lublin 2016 mogą konkurować z takimi miastami jak Toruń czy Łódź? Łódź ma już od dawna muzeum sztuki współczesnej.

Każde miasto może konkurować, tylko nie wiadomo, czy wygra. Przydałaby się nam Zachęta, ale z młodą sztuką, z nami, z młodymi artystami. Z tego, co wiem w kolekcji Zachęty nie ma zbyt wielu artystów z mojego rocznika lub trochę starszego, większość stanowią osoby, które są już w kanonie, są szerzej znane, a przydałoby się nam większe ryzyko, świeża krew. W tym widziałbym szansę, jeśli mamy konkurować na przykład z Toruniem, który otworzył już teraz, bardzo dobre centrum sztuki. Róbmy naszą Zachętę, szukajmy miejsca, szukajmy pieniędzy i zapraszajmy też młodych artystów. To taki skromny apel do władz, żeby oprócz tych znanych pokazywano też tych mniej znanych. Chodzi o to, żeby ryzykować, wtedy nie będzie nudno.

Czy mógłbyś coś powiedzieć właśnie o takich młodych artystach lubelskich? Bo ja oczywiście, jak na dyletantkę przystało, wiem, że z Lublina jest Tomek Kozak i Robert Kuśmirowski i na tym się moja wiedza kończy.

Z tych osób, które wyszły w Polskę? Michał Stachyra, Katarzyna Cichoń, która miała teraz wystawę zbiorową w Kordegardzie w Warszawie. Myślę, że tych osób jest coraz więcej, już wśród studentów można zauważyć jakieś fajne działania. Jest grupa Gazobetonownia, złożona z trzech dziewcząt bardzo ciekawie działających, naprawdę warto zapamiętać tę nazwę. Poza tym są poszczególne nazwiska, nie ma grup, ludzie się nie łączą w grupy. Była Grupa 64, ale nie wiem, jaki jest teraz jej status, to był Jakub Kijuc i Łukasz Smutek. Jest jeszcze EIiza Galey znana z pisma Braile’m, bardzo ciekawe rzeczy, wiele osób na pewno coś robi w domach, do szuflady, trzeba by się tylko nieco rozejrzeć. Jeszcze grupa PSF, w której oprócz Tomka Kozaka są jeszcze Cezary Klimaszewski i Tomek Malec.

Gdzie miałaby być obecna młoda sztuka? Jak to sobie wyobrażasz, jakby to wyglądało?

W lubelskich galeriach, które znamy i w tych, które powstaną, oraz w przestrzeni publicznej i w naszej świadomości. Nie tylko w nowej Zachęcie.

To może być albo Zachęta albo zupełnie coś innego.

Więc wyobraźmy sobie jakąś dużą przestrzeń, dużą halę, która jest opustoszała, młodzi ją zagospodarowują na swoje potrzeby, zakładają pracownie, zapraszają gości, organizują raz na miesiąc, raz na dwa tygodnie koncerty, wystawy. Po prostu potrzebujemy... hmm, nie wiem, czy potrzebujemy, nie jestem głosem pokolenia, nie mogę mówić za wszystkich, ale wydaje mi się, że takie miejsce miałoby rację bytu. Jedna przestrzeń tylko dla młodych - dajemy im wolną rękę, oni robią swoje rzeczy, ewentualnie można by się postarać o pomoc finansową z miasta w sensie promocji, opieki organizacyjnej, biznesowej, ponieważ są to skomplikowane rzeczy i młodzi artyści, ludzie zajmujący się sztuką nie są w tym zorientowani - ja sam nie jestem.

Skąd musiałby wyjść impuls, żeby coś takiego powstało? Czy to władze proponują, że tutaj dajemy takie miejsce i robicie, czy sami artyści o to zabiegają, czy ktoś kto ma kasę i trochę się interesuje sztuką, więc wykłada na to i jemu zależy?

Te wszystkie opcje wydają mi się dobre. Ważne jest, by któraś z nich po prostu powstała. Słyszałem, że Robert Kuśmirowski być może coś zorganizuje, są takie słuchy, ale nie znam szczegółów.

Są przymiarki do warsztatów samochodowych przy Popiełuszki.

A, tak. Ale Tektura jest dobrym przykładem takiego młodzieżowego oddolnego ruchu. To mi się bardzo podoba, fajne miejsce, miejsce spotkań, slamów, koncertów, wystąpień, prezentacji. Super, takich miejsc powinno być więcej. Bo to jest atrakcyjne, ludzie przyjeżdżają tam spoza Lublina. Tylko można by to zrobić na większą skalę. Tektura nie jest dużym miejscem, tam jest czasem ciasno podczas koncertów.

Może byś powiedział trochę o tym, co robisz o Twoich rysunkach. To, co mnie zaciekawiło to firma Szybki Bill. Nie wiem, czy to rzeczywiście była firma czy projekt bardziej?

Ja się nie znam na żadnych biurokratycznych sprawach, finansach, więc stworzyłem sobie taką firmę jako projekt powiedzmy.

Ale założyłeś ją faktycznie?

No były ulotki, rozdawałem ludziom...

Zarejestrowałeś ją w urzędzie?

Nie, może kiedyś to nastąpi, bo to fajny pomysł, chciałbym to zrobić w przyszłości. Teraz nie mam czasu na biurokrację i tego typu sprawy. Musiałbym z kimś współpracować, ale już kilka osób mnie wynajęło i rysowałem na koncercie, na weselu i w mieszkaniu prywatnym, gdzie osoby mnie zaprosiły i powiedziały "okej, jest obiad, my tu sobie posiedzimy a ty nas rysujesz". Na takiej zasadzie działam, ktoś dzwoni "hej Mariusz jest sprawa, tutaj kolega ma operację, przyjeżdżaj". I to jest taka firma.

Ta firma mi się skojarzyła z firmą portretową Witkacego to raz, a po drugie też jeszcze tam były wypisane usługi, które miałbyś wykonywać w ramach tej działalności i była mowa o na przykład o rysunkach z sali sądowej. Robiłeś to kiedyś?

Nie, ale chciałbym.

Twoje rysunki bardzo kojarzą się z rysowaniem na sali sądowej.

To jeden z tropów. Oczywiście robię też inne rzeczy. Rysunki, które powstają z wyobraźni ostatnio oraz rysunki w formie kopii, specyficznych kopii. Jestem takim kronikarzem trochę. Ale jeśli chodzi o rozprawy sądowe, to chętnie wezmę udział w kilku w Lublinie w naszym sądzie kochanym (śmiech).

Robisz szkice do dzieł innych artystów?

Tak, są dwa projekty, które się z tym wiążą. Pierwszy to "W poszukiwaniu", czyli dzieła artystów są przerysowywane i katalogowane. Mam już ponad tysiąc tych rysunków.

Teraz takie przyziemne pytanie - młody artysta a kasa, jak to jest? Trzeba przecież z czegoś żyć. Skończyłeś studia?

Nie, nie skończyłem. Początki były trudne, wiadomo, bo utrzymuję się sam, ale cóż, rozmawiamy o pieniądzach, tak? (śmiech)

Nie pytam o jakieś szczegóły, tylko... czy młody artysta w Lublinie jest w stanie utrzymać się z bycia artystą?

Jeszcze nie wiem, zobaczę za pięć lat, czy będę w stanie opłacić to, co teraz opłacam. Jak na razie się utrzymuję, ponieważ współpracuję z galerią komercyjną - Galerią Program - która też sprzedaje moje prace, robi marketing, wyjazdy na targi itd. Mam o tyle komfortową sytuację, że mogę sobie pozwolić na tworzenie. Zobaczymy, co będzie potem. Ale jeżeli ma się fart - może tak to nazwę - da się wyżyć z tej działalności dzisiaj. Zaczynałem od jakichś gazetek studenckich, potem Galeria Biała, potem pojawił się "Zoom", a później, zupełnie przypadkiem, pojawiła się Galeria Program, która po prostu przyjechała do Galerii Białej na prezentację kostki Art.Cube. Ja tam rysowałem, zostałem zauważony i tak się nawiązała współpraca. Wydaje mi się to zupełnie jakimś trafem, losem. Po prostu byłem w jakimś miejscu w określonym czasie, ktoś mnie zauważył i dopiero potem - nie od razu - po sześciu miesiącach do mnie zadzwonili w sprawie współpracy. Nie ma metody, ale jest taka możliwość, żeby z tego wyżyć.

Pociągnijmy to dalej i załóżmy, że żyjesz teraz z tego i masz jakieś możliwości. Jak to widzisz później? Zostajesz tu czy...?

Chodzi ci o miejsce zamieszkania, pobytu?

Tak.

To dobre pytanie, ważne pytanie, niedługo kończę studia i muszę się zastanowić co dalej, gdzie związać swoje życie, gdzie "zapuścić korzenie". Myślę o tym intensywnie, ale jeszcze nie znam odpowiedzi. Lublin ma wiele zalet, wiele zalet ma Warszawa, Poznań czy Kraków. Lublin jest o tyle dla mnie pociągający, że są tu ludzie, których znam, miejsca, które są dla mnie ważne. Wszędzie indziej musiałbym zaczynać wszystko od nowa. To jest jeszcze otwarta sprawa.

A co by przeważyło za tym, że zostajesz tutaj?

Trudno powiedzieć, związek może? (śmiech) Nie mam pojęcia.

Czyli sprawy prywatne?

Prywatne też. Jest wiele czynników, które nas kształtują, które kuszą. Teraz mam projekt w Warszawie, który mnie zmusi do wyjazdu, czy nawet będę musiał tam coś wynająć.

Co to za projekt w Warszawie? Związany z Galerią Program?

Tak, będzie wystawa indywidualna i tyle na razie mogę powiedzieć. Otwarcie na jesieni, jak dobrze wszystko pójdzie.

To coś specjalnego?

Tak, to będzie coś zupełnie nowego. Będzie to trochę pracochłonne, dlatego już muszę zacząć niedługo. Rzecz niekomercyjna, która zostanie potem być może zniszczona.

Brzmi ciekawie.

W Lublinie też się sporo dzieje, w wakacje jak sądzę mniej. Lublin jest fajny dlatego, że jest miastem studentów, ale w wakacje nie jest miastem studentów. To jest nasz problem, jak zwabić tych ludzi. Czy oni mają dosyć i wyjeżdżają stąd, czy są jakieś inne czynniki? W Warszawie dużo się dzieje, we Wrocławiu, festiwale itd. Wydaje mi się, że trzeba by zwiększyć ofertę na przyszłość, jeżeli mamy być stolicą kultury.

A jak wygląda "target" sztuki w Lublinie, czyli potencjalni odbiorcy? Mam wrażenie, że jednak sztuka współczesna jest jedną z dziedzin najbardziej elitarnych. Ludzie nie są przygotowani do tego i dlatego to ich nie interesuje.

Trudno mi jest coś radzić, nie jestem socjologiem. Może to jest kwestia edukacji, sposobu bycia, nie wiem czego. Może sztuka nie jest tak naprawdę potrzebna? (śmiech)

Właśnie, stąd kolejne pytanie, czy ma zostać tak jak jest - galerie są dla ludzi, którzy są zainteresowani, czyli jednak dla jakiejś elity? Czy ma nam zależeć, żeby dotrzeć do szerszego grona odbiorców?

Niech będzie dla zainteresowanych, ale i dla mniej zorientowanych, bo sztuka może też ludzi czegoś nauczyć, i artyści, i ci, którzy się tym nie zajmują, mogą na tym skorzystać. Może to jest droga, żeby wyjść do ludzi, jakaś praca organiczna, nie wiem (ogólny śmiech).

A czy znasz jakieś projekty, poza Warszawą, które wychodzą poza galerie? Większość galerii jest rozlokowana w centrach miast, przy głównych traktach, gdzie się ludzie spotykają, wchodzą, patrzą, ale na przykład projekty artystyczne, które dzieją się na lubelskich Bronowicach...

Ale mówisz o Lubelszczyźnie?

Nie, o Polsce.

Nie jestem ekspertem, ale na Śląsku, w Bytomiu wiem, że coś takiego się działo. Było parę akcji artystycznych, nawet w jednej brałem udział. W Gdańsku coś się dzieje w stoczni. Trzeba by pogrzebać. W Krakowie jest Artpol stworzony przez młodych ludzi. Właśnie, ciekawe jak prowincja, małe miasta, mniejsze od Lublina działają.

Zastanawiam nad akcjami w przestrzeni publicznej, bo galeria to przestrzeń zamknięta i dla niektórych to może być barierą, a wychodzenie w miasto to byłaby praca organiczna właśnie, łatwiej byłoby dotrzeć.

Myślę, że warto korzystać z tych dwu opcji i z galerii, i z wychodzenia w przestrzeń, organizowania się własnym sumptem. Galerie są potrzebne, bo jak jest więcej galerii, to jest większy ruch i artysta skupia się na pracy a nie na tym, jak tu sprzedać, jak zrobić, jak się wypromować. Taki układ jest korzystny. O ile w Polsce galerie komercyjne mogą być krytykowane, o tyle są też potrzebne, ponieważ artysta nie zapewni sobie wszystkiego na raz, nie zrobi sobie dobrego marketingu, są ludzie, którzy to robią profesjonalnie i powinno się z tego korzystać, dzięki czemu można skupić się na pracy. Ale jeśli ktoś ma siłę, odwagę i samozaparcie, niech robi własne akcje w sensie wychodzenia w przestrzeń, performance, happeningi - ja jestem za.

A Twoje doświadczenie z Wiedniem będzie pierwszym wyjściem poza Polskę?

Nie, w Wiedniu byłem rok temu w kwietniu jako rysownik, który łazi po Targach Sztuki i rysuje wszystko na bieżąco. Dostałem kawałek ściany i rysowałem w trakcie targów prace, które były potem sprzedawane. Wszyscy przyjechali z gotowymi pracami ''mamy tutaj ciężarówkę i wywieszamy obrazki i sprzedajemy”, a ja zrobiłem prace na miejscu. Moje działania mają czasami charakter performance’u. Do Wiednia pojechałem z blokiem i ołówkiem (śmiech), jeszcze miałem taśmę klejącą i nożyczki. Zrobiłem ponad sto rysunków i od razu wieszałem.

Podobały się Twoje prace?

Chyba tak, nawet sprzedaliśmy chyba 1/3 czy 1/4. Myślę, że ktoś by ich nie wziął tak po prostu, gdyby mu się nie podobało (śmiech).

Na ile masz background od ludzi, którzy oglądają to, co robisz? Czy wiesz, co oni sobie myślą?

Czasami tak, czasami rozmawiam z tymi ludźmi. Ale w większości przypadków chyba jednak nie wiem, co myślą.

Czy miernikiem może być to, jak sprzedają się prace?


Nie, to mi o niczym nie mówi, tyle, że to się podoba, ale to jest kwestia gustu, instynktu, estetyki. Jest wiele czynników, które decydują, czy ktoś to kupi czy nie. Ważniejsze są refleksje, doznania. Sprzedaż jest rzeczą poboczną, marginesem jeśli chodzi o ocenę prac.

Ale jest to jakaś kalka, formularz, dzięki któremu można zbadać, czy ludziom się podoba. Wiesz z galerii, że Twoje prace schodzą, nie?

No ale też schodzą jakieś pamiątki.

Ale do sklepu z pamiątkami idziesz w jednym celu, a do galerii ludzie idą kupić sobie coś ładnego, a być może też, jeśli to jest młody artysta, coś obiecującego, coś ciekawego, coś nieznanego. Ale żeby nie wyszło, że sprowadzamy wszystko do kasy.

No jasne. To było bardzo ryzykowne, bo wielu różnych ludzi sprzedaje coś tam, artyści też sprzedają, ale to nic nie znaczy. Bardziej liczy się słowo krytyka czy dyskusja, która się wokół tego toczy. Ja wolę wiedzieć coś więcej, na przykład jakie ludzie mają oczekiwania, czy spełniam ich oczekiwania, czy nie spełniam, czy ich denerwuję, czy nie denerwuję.

A w tej chwili poza "Zoomem" uczestniczysz w jakichś projektach mniej artystycznych, bardziej graficznych, tworzysz grafikę użytkową?

Grafika użytkowa?

"Zoom" w pewnym sensie jest...

No tak, to jest działalność publicystyczna. Kiedyś robiłem dwa plakaty na imprezę, zrobię jeszcze jeden, jeśli ktoś mi zaproponuje. Zrobiłem jedną okładkę do czasopisma, nie wiem, czy wyszło nawet, zilustrowałem też jakieś opowiadania, czasami ilustruję wiersze w zinie "Szmira" Rafała Wołowczyka. Chcę kiedyś wydać komiks.

Masz już gotowy pomysł?

Nie, ja już się z tym zamierzam od roku, wiecie jak to jest z pomysłami... Chętnie zaprojektuję też okładkę na płytę, czemu nie, bardzo chętnie zilustruję jakieś teksty, chciałbym się w tym trochę posprawdzać.

A czy ludzie na rysunkach to jacyś Twoi znajomi, bo czasami takie sprawiają wrażenie?

Czasami rysuję znajomych.

Jak to wygląda, spędzasz z nimi czas i nagle wyciągasz blok i rysujesz?

Byłem teraz na plenerze, leżymy na trawie, ludzie rozmawiają, ja wyciągam, rysuję potem chowam (śmiech). Czasami jest to ustawione tzn. że jest to nagrane "będę o tej i o tej, i rysuję". Jeśli jest jakaś wystawa, to oczywiste, że przyjadę tam rysować o określonej godzinie, np. w Orońsku ostatnio, ale czasami robię po prostu tak, z zaskoczenia.

A rysunki w "Zoomie", sam wpadałeś na pomysł, że narysujesz to i to…


Tak, mam zupełnie wolną rękę. Ostatnio z tym kościołem [chodzi o rysunek przedstawiający kościół przy ul. Filaretów, który jako statek kosmiczny leci w kosmos - red.] była zabawna sytuacja (śmiech), i o tyle ciekawa, że nawet nie czytałem tekstu pani Hołdy w tym numerze [tekst mówiący m.in. o zepsuciu koncepcji urbanistycznej na osiedlu zaprojektowanym przez Oskara Hansena poprzez budowę kościoła - red.], bo zawsze daję rysunki wcześniej niż ten numer wychodzi, więc nie mogłem tego tekstu znać. A potem dostaję jakieś telefony z gazety i muszę się tłumaczyć (ogólny śmiech).

Czyli Twój rysunek też jakieś kontrowersje wywołał?

Tak, były artykuły w gazecie. Ale fakt faktem, redaktorzy mi ufają i dają wolną rękę w rysowaniu. Także dziękuję Michałowi Miłoszowi Zielińskiemu i całej ekipie.

Kończysz studia, czy byłoby coś takiego, co miasto Lublin mogłoby zrobić, żeby cię zatrzymać w Lublinie?

Tak. Miasto oferuje pracownię, daje ci stypendium i ludzie zostają (śmiech). To jest najprostszy przykład, właśnie oferta stypendialna dla ludzi z zewnątrz, stąd, dla innych uczelni, większe wymiany. Jest wiele stypendiów dla absolwentów szkół i można by zorganizować tutaj jakieś stypendium, jak są na przykład laboratoria przy CSW, które prowadzi wymiany z wieloma państwami Europy i Kanadą. Może uczelnia, Wydział Artystyczny niech zorganizuje stypendium dla absolwentów, którzy po skończeniu szkoły mają problem, bo nie wiedzą, co z sobą zrobić. Dostają stypendium, mają pracownię - nie musi być rewelacja - młodemu człowiekowi wystarczy parę metrów, jakaś kawalerka. Mamy stypendium, mamy projekt, że ktoś przyjeżdża siedzi przez pół roku, rok, a potem kończy to wystawą. To jeden ze sposobów, którymi można ludzi zatrzymać. Czy same imprezy zatrzymają, nie wiem, bo człowiek nie imprezuje cały czas. Więc te stypendia, no i infrastruktura, miejsce tylko dla młodych. Jakiś mecenat.

A jak to wygląda w innych miastach? Jest coś takiego, czy to problem Polski, czy jednak problem Lublina?

Myślę, że to problem Polski. Spójrzmy na ludzi, którzy kończą uczelnie, nie tylko artystyczne, nawet uczelnie medycyny, prawa... Przecież wielu wyjeżdża ze swoich miast.

Tak, ale chodzi mi o kwestie sztuki. Czy w innych miastach jest oferta stypendialna, miejsca, o których wspominasz? Bo z lekarzem to jest tak, że ma dobry szpital, który dobrze płaci.

W Polsce nie ma zbyt wielu galerii, które by się zaopiekowały artystą, pomogły mu finansowo. Galerie są tak skonstruowane, że oferują pomoc i najczęściej nie ingerują w proces twórczy. W Warszawie mamy chyba osiem galerii komercyjnych, w Krakowie dwie, trzy, w Lublinie żadnej, we Wrocławiu coś tam działa, w Toruniu, ale to jest problem świadomości, rozwoju. My chyba potrzebujemy jeszcze z dziesięciu lat. Potrzeba inwestycji w tym kierunku, ludzi, którzy mają pieniądze, a nie wiedzą, co z nimi zrobić, inwestują, nie boją się ryzyka. Żeby CSW czy Zachęta nie były najważniejszymi galeriami, ale właśnie te mniejsze. One będą powstawały w Warszawie, pewnie najwięcej, w Krakowie, w Lublinie może kiedyś. Gdyby te miejsca były, zatrzymałyby młodych. W Lublinie jest dużo młodych artystów, i gdyby znalazła się jakaś galeria, która zapewni im promocję, marketing, ale też sama będzie mogła zarabiać, byłoby super. Ale jest tak, jak jest i galeria komercyjna tutaj teraz nie przetrwa, nie ma tutaj ludzi, którzy by cokolwiek kupili. Chyba, że wyjeżdżała by na targi po świecie, ale to jest bardzo drogie... Większość artystów, którzy zaistnieli, zawsze musiała do Warszawy gnać czy przejść przez tę Warszawę. Kiedyś może to się zmieni. Potrzebujemy takiego ruchu, ale to są takie wielkie marzenia.

Mówiłeś na początku o Lublinie jako prowincji. Czy to nie może być największym atutem tego miasta, że ono jest po prostu prowincją, nie aspiruje do niczego więcej?


Powinno aspirować, czemu ma nie aspirować? Teraz może Lublin jest postrzegany jako prowincja, bo ma niewielu mieszkańców i jest trochę na uboczu. Dopiero teraz trochę zaczęło się dziać, to znaczy działo się też wcześniej, Labirynt i te rzeczy. Może nie tyle prowincja, co inny duch, inna tożsamość, bo prowincja to może jest złe słowo. Nie chodzi o to, kto ile ma mieszkańców, tylko kto co robi. Atutem Lublina nie jest prowincjonalność tylko oryginalność miejsca, które jest inne niż Warszawa. Tu ludzie żyją trochę inaczej, jest trochę spokojniej. Z tego trzeba korzystać.

Jakie jest Twoje ulubione miejsce w Lublinie?


W Lublinie? Moje łóżko (ogólny śmiech)? Jest wiele fajnych miejsc, w Centrali lubię pić piwo, też czasami tam rysuję na imprezach. Ale nie mam jakiegoś azymutu. Może za pięć lat będę wiedział.

Uczestniczyłeś kiedyś w gremiach, na których dyskutuje się, przerabia ideę Europejskiej Stolicy Kultury Lublin 2016?

Nie.

Nikt Cię nie zaprosił?

Nie wiem, czy miałbym jakiś ważny głos w tej sprawie, ale nie uczestniczyłem w tym.

Dyskutują osoby, które w tej chwili są zazwyczaj po 50-tce. Ile Ty będziesz miał lat w 2016?

33 lata.

Jak oceniasz szanse Lublina na zdobycie tytułu Europejskiej Stolicy Kultury, nie tylko jeśli chodzi o sztukę, ale o cały potencjał Lublina? Czy mamy szanse?

Szanse szansami, ale trzeba sobie zadać pytanie, czy jeżeli startuje Warszawa, my nie startujmy? Może lepiej dać sobie szanse mimo świadomości, że oni są lepsi, bo mają lepsze parkingi, więcej hoteli, ciekawsze kluby, więcej klubów. Możemy przegrać, może nawet przegramy, kto wie, ale czy to znaczy, że mamy nie walczyć? Wyzwania trzeba podejmować, trzeba ryzykować.

Może narysujesz, co będzie w 2016, co ty będziesz robił?


Zobaczymy, komiks może "Lublin 2016 Stolica Kultury", zastanowię się (śmiech). Możemy sobie gdybać, czy będzie super, ale wyzwania trzeba podejmować. Nawet, jak nie wygramy, przecież tu się dużo zmieni, będzie więcej imprez, więcej inicjatyw, ludzie poznają się na sztuce, pokochają to. Spójrzcie na Noc Kultury, co się dzieje, jakie to szaleństwo. Nawet jak się nie wygra, to wygramy dla siebie samych, że coś zrobiliśmy. Także może nawet nie skupiajmy się na tym, czy wygramy czy nie, bo to nas wtedy pogrąży w dole. Trzeba się skupiać na tym, żeby coś w ogóle robić. Trzeba skupić się na drodze, a nie na celu podróży, o tak (ogólny śmiech).

Ja się też zastanawiam, co będzie, kiedy już się okaże, że na przykład Łódź dostaje? Co się wtedy stanie w Lublinie? Czy nadal będzie taka chęć robienia czegoś, czy wszystkim entuzjazm opadnie?

To zależy od ludzi, od silnej woli, od samozaparcia. Musisz spytać tych wszystkich, którzy w tym siedzą, którzy tym żyją, zdobywają pieniądze. Oczywiście, jeżeli nie dostaniemy, to może być smutno (ogólny śmiech), ogłosimy dzień żałoby miasta i okolic, będą czarne wstążki na samochodach. To trudne rzeczy, trzeba pieniędzy, niech zaczną w ogóle remont w CK to już będzie dobrze, bo projekt jest naprawdę świetny.

Cała przestrzeń po Akademii Medycznej?


Tak, i ogólnie CK. Wszystko ma być zmienione.

Jest jakaś koncepcja, żeby ta przestrzeń została jako klubowa?


Nie wiem, ale jest idea, żeby część realizacji, która zastała wystawiona na wystawie Remont Generalny, została jako element kolekcji. Może to się uda zrobić. Tam jest taki potencjał w tych przestrzeniach, nie trzeba tego radykalnie zmieniać, tylko jakieś drobne retusze, połączyć nowoczesność z historią. Jest plan, żeby przeszklić wirydarz.

A w warsztaty przy Popiełuszki "cek" jest zaangażowany?


Nie wiem.

Czy Europa Zachodnia jest nadal zainteresowana polską sztuką?

Tak, jesteśmy jeszcze taką trochę egzotyką. Przykładem jest Tomek Kowalski, który ma, tak jak ja, 25, czy 24 lata. Wzięła go galeria, jedna z lepszych, berlińskich, naprawdę poważna. Czyli młodzi też się pojawiają, właśnie Tomek, który jest jeszcze studentem. To może być argumentem za tym, że faktycznie jeszcze interesują się Polską i możemy coś zdziałać na Zachodzie. Marzy mi się zainteresowanie polską sztuką ze strony Azji. Japonia, Chiny, Korea...

A nie ma jakiegoś przesunięcia na przykład na Ukrainę?


Nie wiem, Rumunia na pewno, rynek chiński kwitnie. Nowe muzea w Chinach czy w krajach arabskich, ale jeszcze coś tam zrobimy na pewno, jeszcze jest fajnie, naprawdę, trzeba wykorzystać ten czas.

Bardzo wiele osób chce jak najszybciej uciec z Lublina, już do liceum pójść do Warszawy, bo i tak tutaj nic nie można. Sama perspektywa, że są ludzie, którym się po prostu udało. Ok, mieszkam w Lublinie, studiuję w Lublinie i jadę do Wiednia, robię swoje wystawy.

Też się nie spodziewałem takiego obrotu sprawy. Zdawałem do Warszawy i Poznania, tam się nie dostałem, a tu się dostałem. Zacząłem coś robić i udało się. To jest też wielka zasługa ludzi, którzy mi pomogli, bo ja sam tego nie zrobiłem, właśnie Galeria Biała, Jan Gryka, Anna Nawrot, i inne osoby...

Czyli co decyduje o tym, że się osiąga tzw. sukces?

Wszystko i nic. Przypadek, samozaparcie, próba ryzyka, kombinowanie, próbuję, próbuję, nie udało się - próbuję jeszcze raz. I tyle. Trudno powiedzieć co. Myślę, że teraz na pewno młodzi mają większe możliwości niż na przykład pięć lat temu. Internet...

Ale teraz w zasadzie nie jest ważne, czy studiujesz w Lublinie, czy w Poznaniu. Czy to jest ważne?

Nie wiem. Dla niektórych jest, dla niektórych nie. To są poszczególne przypadki.

Czy w tej chwili poza Zamkiem Ujazdowskim jest jakaś możliwość zobaczenia Twoich prac?


Do 11 lipca była tutaj w Białej, ten korytarz w remoncie i jeszcze teraz w Orońsku, do października. Zapraszam, to są duże zbiorowe wystawy, wielu młodych, znanych i nie znanych, niektóre rzeczy są naprawdę interesujące. Warto się zaznajomić.

A jak to było z Galerią Białą? Jan Gryka pisał, że przyszedłeś jako wolontariusz do Białej i to tak się zaczęło.

Ta moja działalność została wprzęgnięta w postrzeganie, że to może być sztuką. Bo ja po prostu rysowałem. Po tym wolontariacie nastąpiło przewartościowane, zostało skojarzone z formą sztuki. Tak, od tego się zaczęło, od wolontariatu. To było trzy lata temu, właśnie w czerwcu 2005.

Na czym polegał wolontariat w Białej?

Po prostu, jest ogłoszenie, są plakaty, czy na mieście czy w CK "Ogłaszamy nabór wolontariuszy". Przychodzisz do Białej, "Dzień dobry, nazywam się tak i tak, chciałbym tutaj pracować". Podpisujecie umowę i pracujesz. Potem masz opinię.

Ale co robisz fizycznie?


Wolontariat w galerii wiąże się głównie z organizacją wystaw. Kiedy się zapisałem, była właśnie wielka wystawa trzydziestu artystów, więc trzeba było coś tam pomóc, pozamiatać, płyty gipsowe przynieść, poprzykręcać, przytrzymać poziomicę... Podobno się do pracy nie nadawałem, więc zacząłem rysować. Pewnego dnia zacząłem bardziej rysować niż pomagać. Potem była wystawa, rysowałem też w trakcie wystawy, potem były kolejne wystawy, więc też rysowałem i w końcu zrobiliśmy wystawę indywidualną w Białej, po dziesięciu miesiącach od wolontariatu.

Za 10 lat książkę można napisać o tym.

Sam napiszę ;-)

Słyszałem, że masz jakieś zlecenia ze Stanów?

Zlecenia ze Stanów? Że, ktoś dzwoni i mówi "Ej, ty przyjedź"? (śmiech)
Jeśli chodzi o Stany, brałem tylko udział w targach w Miami, ale to było w grudniu. Teraz głównie w Europie działam. Bardziej Niemcy, Austria, Szwajcaria.

Niemcy, Austria, kto to organizuje?

Galeria Program właśnie. Po to są między innymi galerie. One współpracują z artystą, zapewniają np. hotel, nocleg i organizują kontakty. Ja mam się skupić na swojej robocie, na rozwoju, na robieniu rysunków, instalacji. Mam  też dokumentować swoją działalność. Jest podział ról, artysta robi swoje, galeria robi swoje.

Czego słuchasz? [Mariusz podczas rozmowy ma na szyi słuchawki - red.]


Różnie, na przykład elektroniki, set Splat’era lub Zombi’ego ze Szczecina. Sam też coś na komputerze dłubię... Chodzę czasem na imprezy, do Centrali, ale też Dwójki lubię posłuchać wieczorem.

Czyli oprócz rysowania, muzyka, tak? Coś jeszcze?

Obraz, trochę malarstwo, malarstwo na ścianach.

Wideo?

Nie mam kamery po prostu. Może kiedyś.

Ale to jest to ograniczenie, kamera?


Tak. Najpierw jest rysunek, potem malarstwo, rzeźba, instalacja (śmiech), żartuję sobie. To musi jakoś naturalnie przyjść, nie będę na siłę robił wideo. Sam zmontowałem 5 minut filmu, ale jeszcze chyba nie czuję tego wszystkiego, to jest specyficzny język, muszę go bardziej poznać. Jeszcze za mało filmów widziałem. Nie czuję, jak to gra. Ale to jest pociągające. Czemu mam się ograniczać do mediów rysunkowych tylko. Robiłem taką akcję z Agnieszką Polską podczas festiwalu Zderzenia. Zrobiliśmy nieoficjalną akcję, powiedzieliśmy o tym tylko jednemu organizatorowi. Polegało to na tym, że weszliśmy do toalety męskiej i damskiej z maszynami do pisania. Ja byłem w męskiej, zamknąłem się w kabinie, a koleżanka była w damskiej. I jak w sądzie właśnie, siedzieliśmy i spisywaliśmy wszystko, co ludzie mówią. Wchodzisz do ubikacji, gadasz coś i nagle w kabinie obok "tyk tyk tyk tyk". Mieliśmy ciężkie, stare maszyny do pisania.

Coś się z tego zachowało?

Powstał materiał, kolega nakręcił to trochę z boku i mieliśmy film i tekst, który napisaliśmy.

Zostało to opublikowane gdzieś? W internecie?


Nie. To jest taki dynamit, który kiedyś wystrzelimy ;-). "Retrospektywa. Co się działo w Lublinie zanim stał się sławnym miastem".

Chętnie bym to zobaczył.

W męskiej jest dużo przekleństw, a w damskiej tematy psychologiczne. Siedzieliśmy tam dwie godziny.

Przez dwie godziny przez toaletę wiele osób się przewija.

Tak, dużo. Aż w końcu ktoś się zorientował, zaczęli nam zdjęcia z góry robić itd.


Komentarze
Aby dodać komentarz pod własnym nazwiskiem musisz się zalogować, lub napisać pod tymczasowym nickiem (wymaga aktywacji)

Nick:Komentarz:
Brak komentarzy