Strona główna > Warto poczytać > Archiwum Opornika > Numer 36 (9/2008)

Bookmark and Share

NIEWIELKA A ZNACZĄCA

Maciej Topolski (2008-09-29)

Strona 14
Więcej fotek w galerii
Rysa.
Więcej fotek w galerii
Podgarnąłem nogi, światło zgasło i powoli, przez półtorej godziny dochodziło do mnie, że to nie jest film o lustracji, że to jedynie powód tytułowej i głębokiej rysy na czterdziestoletnim, poukładanym i spokojnym małżeństwie Joanny i Jana, przyczyna, która tłumaczy wyreżyserowany przez Michała Rosę dramat związku dwójki ludzi (podobna historia zdarzyła się w NRD). Kręciłem się w fotelu, raz tak, raz inaczej - nie mogłem się przekonać do teatralności i prawie że książkowej fikcji przedstawianych na ekranie scen. Pomyślałem: „trudno” i „sztuczny”, i że „to w końcu polska produkcja”. Zabieg scenarzysty wydał mi się specyficzny, ale - gdy seans się skończył - w pełni uzasadniony i niezwykle trafny, bo problem komunistycznego aparatu bezpieczeństwa, „wyciągania” przeszłości i zatruwania nią chwili obecnej nie mógł być przedstawiony w „Rysie” inaczej. Taki ruch (to jest rozwinięcie) pasuje do powiązań ze służbami, które, wychodząc na jaw, zmieniają od góry do dołu pojmowanie, ocenę danego człowieka.
Ale może od początku. [Ósma dwanaście i otwieram oczy - spała smacznie obok. Wstałem, wstawiłem kawę, zajrzałem do lodówki…]. Przyjęcie urodzinowe, goście wyszli, zostawiając zmęczenie na twarzach gospodarzy oraz prezenty: łyżki, Skrzypka na dachu, butelkę whisky i nieopisaną kasetę wideo. Historyk z nagranego na taśmę programu publicystycznego zaczyna mówić o córce przedwojennego polityka i jej mężu - o głównych bohaterach. Wszystkie informacje się zgadzają tylko nie to, że zięć donosił na teścia. Joanna (dziwna i niedomówiona rola sześćdziesięcioletniej profesor biologii potrzebowała kogoś takiego, jak Jadwiga Jankowska-Cieślak) chce być stuprocentowo pewna, że człowiek, którego kocha i z którym spędziła większość życia, współpracował z policją polityczną. Jan (setny Krzysztof Stroiński) zaprzecza pomówieniom. To jednak pogarsza sprawę, zmuszając niejako jego małżonkę do wszczęcia krótkiego dochodzenia, śledztwa, które pogrążają ją dalej i dalej w niebezpieczne domysły, niezdecydowanie. Zepchnięta w nurt szaleństwa traci smak, odsuwa się od najbliższych, rzuca pracę, wybiera pieniądze z konta.
Prawdopodobne kłamstwo i zatajenie to jedna strona medalu, druga to lustracja, która nawet z czegoś tak trwałego jak wieloletnia miłość, ze wzajemnego zaufania, z idealnej rodziny potrafi uczynić piekło wyobcowania i obrzydzenia, ukrywania się przed sobą i milczenia. Zakłopotanie Jana jest śmieszne, ale przenika je cierpkość upokorzenia przez kobietę i bezradności wobec kobiety, coraz bardziej odległej i niedostępnej (scena, kiedy „nie potrafi jeść sam”). Po kolejnej nieudanej próbie krzyczy, że tak się nie da żyć i sięga po innych: po przyjaciół i córkę, i gdy nic nie pomaga po prostu zostaje sam, sam w skrzypiącym i cichym mieszkaniu. Film przenika przykry humor, lecz nie nadaje się nawet do tego, by nazwać go promieniem, żadnym płomykiem; znika przysłonięty cieniem samotności. „Rysa” okryta jest taką zasłoną kant przy kancie, dokładnie. Tkaniną często fizyczną i biologiczną, wyjętą jakby wprost z literatury, bardzo fikcyjną i niemalże chorą (muzyka, dźwięki wydawane przez owady, ćwierkanie ptaków sprawiają wrażenie wyrwanych z zakładu dla obłąkanych); widz kilkakrotnie zagłębia się w ciało. Wątpliwości narastają, postaci patrzą na siebie z daleka, omijają lub unikają, spotykając się wyłącznie w odbiciu bezlitosnego lustra (zdjęcia Marcina Koszałki to robota na pięć z ogromnym plusem). Nikt nikomu nie wybacza, a reżyser patrzy z boku i mówi: „miłosierdzie (…) nie jest obowiązkowe”.
Po seansie odbył się wywiad z Michałem Rosą.

Rysa, reż. Michał Rosa, scen. Michał Rosa, zdj. Marcin Koszałka, muz. Stanisław Radwan. Polska, 2008.


Komentarze
Aby dodać komentarz pod własnym nazwiskiem musisz się zalogować, lub napisać pod tymczasowym nickiem (wymaga aktywacji)

Nick:Komentarz:
Brak komentarzy