Strona główna > Warto poczytać > Archiwum Opornika > Numer 24 (3/2007)

Bookmark and Share

WIERSZE ZABRONIONE

Ola Gulińska (2007-07-15)

Strona 8
Więcej fotek w galerii
Rozmowa z Ireną Czenczewik z Biura Festiwalowego Centrum Kultury.

W jaki sposób trafiłaś do organizacji Festiwalu „Sąsiedzi”?
Wszystko zaczęło się od programu Euroregion Brześć-Łuck-Lublin, którym zajmuje się Agnieszka [Barańska-Szamryk - dop.O.G.]. Tam byłam pilotką i tłumaczką. Później zaczęłam pracować przy „Konfrontacjach Teatralnych”. W tamtym roku byli „Sąsiedzi”, potrzebowali ludzi ze znajomością rosyjskiego i tak trafiłam.

Pamiętasz swoją pierwszą grupę?
To był Teatr Białoruskiego Dramatu. Właśnie przyjeżdża z Mińska. Grali Odejście Głodomora na Konfrontacjach. To dziwne uczucie - będąc w Polsce spotykasz kogoś ze swojego kraju i się nimi opiekujesz, oprowadzasz, opowiadasz o Lublinie. Wpadek z początku mojego pilotowania nie pamiętam (śmiech). Jedynym problemem czasem było tłumaczenie, słownictwo techniczne, itp.

Irena Czenczewik
Fot. Ola Gulińska
Więcej fotek w galerii
Jak się czujesz, kiedy nagle grupa białoruska wygrywa festiwal?
Tak się zdarzyło w tamtym roku. Jak się czuję? Jestem dumna (śmiech). W ten sposób Polacy dowiadują się, że Białoruś to nie tylko Łukaszenko i brak demokracji, ale też kultura. I to nie tylko ta tradycyjna, ale też zupełnie coś innego - tamto przedstawienie [Reversio grupy InZhest] trwało chyba dwie godziny i na pewno nie było tradycyjne!

Ja zapamiętałam głównie to, że było bardzo zimno, i że obok mnie stał Krzesimir Dębski z żoną...
Stałam z boku, miałam wręczać kwiaty. Pamiętam, że zmarzłam. Potem spotkałam się z nimi na festiwalu w Brześciu i pytałam o wrażenia z lubelskich „Sąsiadów”. Oczywiście cieszyli się, że wygrali, ale nie wszystko wyszło, jak planowali. Spektakl miał trwać godzinę, trwał prawie dwie - chodziło o warunki techniczne, nie wszystko to, co wykorzystywali na Białorusi, było tutaj dostępne.

Więc na Białorusi także zajmujesz się animacją kultury i teatrem?
Na Białorusi nigdy nie działałam jako animatorka kultury. Dopiero w tym roku, bo tutaj zaczęłam coś robić i znam parę osób, które robią podobne rzeczy na Białorusi. Byłam na przykład na Transatlantyku Provisorium, kiedy grali u nas. Zresztą w Brześciu odbywa się festiwal „Biała Wieża”, który ma podobne założenia i tyle samo lat co Konfrontacje.

Większość „lubelskich” Białorusinów, których znam, jest związanych z opozycją. Także tutaj próbują coś robić.
My mamy spotkania Białorusinów związanych z Kościołem, raz w miesiącu, przy Fundacji Jana Pawła II, dla jej stypendystów. Te spotkania starają się propagować kulturę i język białoruski, historię. Mieliśmy cykl spotkań dotyczących konkretnych województw na Białorusi - opowiadaliśmy o zabytkach, pisarzach, artystach związanych z tymi miejscami. Zaangażowałam się od razu po przy-jeździe. Znałam księży, którzy to organizowali, a teraz sama jestem w gronie organizatorów. Ostatnio przyszli studenci, którzy zostali wyrzuceni z białoruskich uczelni. Relacjonowali, jak wygląda sytuacja.

Jak trafiłaś do Polski?
Zwyczajnie. Zdałam egzaminy (śmiech). Mamy taki program dla studentów. Przyjeżdża komisja złożona z przedstawicieli polskich uniwersytetów, przed którą zdaje się egzaminy, i która decyduje, kto dostanie się na studia. Zdawałam dwa egzaminy z języka polskiego, podstawowy i później huma-nistyczny, i historię. Podałam, że chcę studiować filologię polską. W ten sposób dostałam się do Polski. Dlaczego do Lublina? To osobna sprawa. W Lublinie na UMCS-ie jest Centrum Języka i Kultury Polskiej dla Polonii i Cudzoziemców. I właśnie tam większość studentów z zagranicy zostaje skiero-wana - na kurs przygotowawczy, tak zwaną ze-rówkę..

Czy uczenie się polskiego jest popularne na Białorusi?
To zależy, na przykład w Grodnie i województwie grodzieńskim, na terenach, które należały kiedyś do Polski, jest bardzo dużo ludzi pochodzenia pol-skiego - wiele osób chce się uczyć. Jest tam dużo szkół, najczęściej przy Związku Polaków. U mnie w Brześciu jest ich mniej, bo my jesteśmy zupełnie pośrodku, między Polską, Białorusią i Ukrainą. W szkole były po prostu klasy polskie - uczniowie mieli od pierwszej do dziewiątej klasy język polski. Ostatnio w Brześciu był problem, ponieważ Związek Polaków został pozbawiony budynku. Teraz jest nowy, ale nie obyło się bez przeszkód ze strony państwa.

Pierwsze wrażenia z Lublina? Zachwyt, rozczarowanie, szok?
Dla mnie Lublin jest bardzo podobny do mojego miasta - nawet ze względu na ilość mieszkańców. Jest przytulny, nie czułam się nieswojo, jak przy-jechałam. Może też dlatego, że nie miałam kłopotu z językiem, potrafiłam się porozumieć. Od początku mi się tu podobało i nadal tak jest. Teraz często słyszę narzekania moich kolegów z Polski i z Białorusi, że Lublin to zacofanie. Żadnego patriotyzmu lokalnego (śmiech). Nie zgadzam się z tym. Znam Lublin też od innej strony. Dobra, nie jest największy i najpiękniejszy, nie ma tylu zabytków co Kraków albo Toruń, ale ze względu na imprezy kulturalne, dynamizm i ambicje, jest bardzo fajnym miastem. Mogę porównać Lublin z Białorusią - tam to wszystko wygląda zupełnie inaczej. Tutaj jest mnóstwo sponsorów, dużo się zmieniło po wejściu do Unii Europejskiej, kultura może się rozwijać. Tam wydaje się, że można coś robić, ale nadal musisz mieć pozwolenia, cały czas jest cenzura. Chociaż sytuację w Polsce znam lepiej - na Białorusi nie uczestniczę w takich działaniach w takim stopniu jak tu.

W nowej „Polityce” jest artykuł o molach i ćmach barowych. Zaczęłam zastanawiać się, czy w Lublinie to zjawisko też istnieje. Myślę, że można by było ich poszukać właśnie tu, w Centrali. Czy są takie miejsca jak Centrala w Brześciu?
Nie, w Brześciu pod tym względem jest bardzo źle. U nas nie ma takich miejsc. Jest dużo knajp, gdzie przychodzi się, żeby mieć dach nad głową w czasie „wielkiego picia” i to wszystko. Oczywiście w Polsce wśród studentów też najpopularniejsze jest „wielkie picie” między jednym a drugim aka-demikiem. I nie mówię, że nigdy w tym nie uczestniczę, ale szkoda, że na Białorusi jest to jedyny model i nie ma żadnej alternatywy.

W tamtym roku, podczas „Sąsiadów” był panel dyskusyjny, na który zostali zaproszeni poeci z Białorusi - między innymi Zmicier Wiszniou. Czy funkcjonują na Białorusi takie ikony podziemnej kultury, ktoś kogo można byłoby porównać choćby do poetów bruLionu?
Z tym jest problem. O autorach, których wiersze są zabronione, wiedzą ci, którzy naprawdę się tym interesują. Większość nigdy o nich nie słyszała. Niby mamy jakiś poetów, ale tylko wybranych wierszy uczymy się w szkole, tych, które odpowiadają programowi. Przecież nikt w szkole nie będzie omawiał wierszy o niezależności. To pierwszy problem. Drugi dotyczy tego, że niewiele osób interesuje się kinem, festiwalami filmowymi, teatrem. Masz do dyspozycji telewizję, czasem Internet, imprezę pod blokiem. Nie ma miejsc takich jak Centrum Kultury, gdzie można pomagać przy różnych wydarzeniach artystycznych, czegoś się nauczyć, rozwijać. Poza tym na Białorusi nie rozmawia się przecież po białorusku, tylko po rosyjsku! Białoruskiego uczymy się w szkole jako języka obcego. Ostatnio nawet kolega powiedział mi, że reguły języka białoruskiego w podręcznikach są napisane po rosyjsku. Stąd literatury białoruskiej się nie czyta. Pamiętam, że sama się oburzałam „po co mam to czytać? Przecież połowy nie rozumiem”.
W telewizji, ogólnie we wszystkich mediach, promowana jest kultura rosyjska - np. rosyjski pop. I dziewczynki szaleją za piosenkarzem rosyjskim, i nie mają pojęcia, że istnieją zespoły białoruskie. Oglądając tylko telewizję nawet nie kojarzysz twarzy, utworów zespołów białoruskich. Wielkie pranie mózgu. Ostatnio puścili film o wydarzeniach po wyborach na Placu Październikowym, mówiąc, że byli tam wyłącznie narkomani, prostytutki i pedofile. Rozmawiałam ze znajomymi, którzy byli na tym placu - w filmie był ich namiot! Oni jako narkomani i pedofile!? I większość ludzi w takie rzeczy wierzy! Dlatego trudno mówić, że są na Białorusi jakieś ikony niezależnej kultury. Niewielka grupa tym się interesuje, a dodatkowo większość z nich, głównie tych upierających się, żeby rozmawiać po białorusku, została już wyrzucona z uniwersytetu.

A czy podczas rozmów z kolegami z Polski dało się odczuć różnicę doświadczeń pokoleniowych? Nie chodzi mi o poziom przeżyć typu stan wojenny czy ‘89 rok, ale doświadczeń w stylu buty-czeszki czy oglądanie serialu Beverly Hills.

Jasne, nawet współczesna kultura, na przykład moda bardzo się różni od tej, którą mamy na Białorusi. Wyrosłam na rosyjskich bajkach, na rosyj-skich filmach. Zresztą wiele radzieckich filmów, tych które nie pokazują, na przykład Lenina (śmiech), jest bardzo fajnych. Po przyjeździe właśnie w tym się nie łapałam - cytaty z filmów typu Sami swoi lub Czterech pancernych i pies. O Muminkach, Migotce, Włóczykiju - dowiedziałam się, jak przyjechałam do Polski! Tu jest dużo wolności, swobody, wypo-wiadania się. Można się określić. Fascynacja getrami albo trampki. Niedawno wróciłam na Białoruś i ubrałam się tak, jak czasem ubieram się w Polsce. Przeszłam się przez deptak w moim mieście - wszyscy na mnie patrzyli. Na początku oczywiście nie rozumiałam, o co chodzi, ale szybko zorien-towałam się, że problemem jest mój strój. Jest to jeden, może nie najważniejszy, z powodów, dla których wolę mieszkać w Polsce - nie zastanawiam się przez cały czas, co muszę mówić i co robić, żeby zostać zaakceptowana. A tam wszyscy są tacy sami.
Poza tym ja studiuję polonistykę, a nigdy wcześniej nie miałam do czynienia z wieloma lekturami, które w Polsce omawia się w szkole. I musiałam przez nie przebrnąć. Dosłownie - prze-brnęłam, a nie przeczytałam (śmiech). Na przykład nadal nie znam Lalki Prusa. Co do Trylogii - Ogniem i Mieczem oglądałam, reszty nie czytałam. Przyznaję się. Ale zdałam z tego egzamin!


***
Dostajemy stypendium od rządu i to stypendium jest znacznie większe niż zwykłe w Polsce. Może nie zasłużyłam, ale tak się składa, że mam korzenie polskie, pochodzę z terenów, które kiedyś należały do Polski, i chcąc tu studiować, nie mogę się sama utrzymać.

Obijasz się za podatki polskich obywateli! Ty pasożycie!
No właśnie! Ostatnio właśnie spotkałam takiego znajomego... Teraz już ludzie raczej nie mogą po akcencie zorientować się, że jestem z Białorusi. Gadamy i on nagle pyta, czy znam studentów ze Wschodu, oni dostają takie stypendium, jak oni mogą i tak dalej. Po chwili zrozumiał po mojej minie, że coś jest nie tak i pyta: „Ale ty nie jesteś ze Wschodu, prawda?”
Tutaj nie może mnie utrzymywać rodzina, nie przywożę jedzenia z domu. Nie mogę przewieźć przez granicę nawet mięsa. Więc, w odróżnieniu od wszystkich studentów, nie przywożę do akademika kotletów zapakowanych przez mamę. Poza tym jeżdżę do domu dużo rzadziej niż ci, którzy mieszkają w Polsce.

Po skończeniu studiów chcesz zostać w Polsce, czy wrócić na Białoruś?
Dobre pytanie! Nie, nie chcę wracać. Wiem, że wiele rzeczy mogę zrobić tutaj. Więcej niż na Białorusi, bo tam nie ma warunków.

Czego ci życzyć na przyszłość?
Równowagi moralnej (śmiech). I żeby były zawsze ambicje i chęć do robienia czegoś!

Dzięki.


Komentarze
Aby dodać komentarz pod własnym nazwiskiem musisz się zalogować, lub napisać pod tymczasowym nickiem (wymaga aktywacji)

Nick:Komentarz:
Brak komentarzy