Strona główna > Warto poczytać > Archiwum Opornika > Numer 36 (9/2008)

Bookmark and Share

ZBYWANY KOPNIAKIEM

Ola Gulińska, Alicja Kawka (2008-10-16)

Strona 4
Więcej fotek w galerii
Spotkanie Krytyki Politycznej wokół książki „Nasi Okupanci” Tadeusza Boya Żeleńskiego

Goście: Sławomir Sierakowski, redaktor naczelny Krytyki Politycznej oraz Krzysztof Tomasik, publicysta, członek Krytyki Politycznej, autor książki Homobiografie. Prowadzący: Michał Syska.

Spotkanie dotyczyło promocji książki autorstwa Boya Żeleńskiego „Nasi Okupanci”. Jest to wydanie wznowione przez Krytykę Polityczną, czwarta pozycja z serii Kanon Lewicy.

Dlaczego
Sierakowski - "Nasi okupanci" to jest rzecz niebanalna. Boy Żeleński jest zaliczany do nieistniejącej polskiej historii idei tradycji liberalizmu politycznego, czegoś, co z oczywistych powodów ląduje natychmiast na lewicy, stąd też nasze zainteresowanie Żeleńskim. Tematy, które podejmuje, musicie państwo nam wierzyć na słowo, że te książki rażą taką aktualnością, której byśmy się nie spodziewali po książce, którą się wznawia po niemal wieku.

Ilustracje do książki
Sierakowski - Poprosiliśmy nie tyle o ilustracje, co o notatki. Daliśmy Kazi Szczuce tekst i poprosiliśmy, żeby emocjonalnie przeczytała tę książkę, więc ta książka jest taką podróżą przez tekst z Kazimierą Szczuką. Należy ją czytać oczywiście samodzielnie. Także to, co Kazia tutaj nabazgrała potwierdza jedną z przewidywalnych naszych konkluzji, czyli że książka jest rzeczywiście bardzo aktualna.”
Spotkanie prowadził Michał Syska
Fot. Anna Dąbrowska
Więcej fotek w galerii

Książka wciąż aktualna
Tomasik - Problem z Boyem jest dość nietypowy. On nie jest tak jak inni pisarze zapomniany, tylko on jest właściwie w jakiś sposób doceniony i obecny. Jest bardzo dużo ulic imienia Boya Żeleńskiego, szpitali, jest kilka jego biografii i właściwie od końca lat 40-tych z pewną regularnością ukazują się jakieś kolejne książki na jego temat, także wznowienia.
Natomiast do tej pory miałem wrażenie, że to jest przerabiane instrumentalnie i niedoczytywane. Mam nadzieję, że wydanie „Naszych okupantów” przez Krytykę będzie „doczytaniem Boya”. Kiedy wracał i kiedy mówiło się o nim jako cenionym, jednym z najważniejszych twórców 20-lecia, to mówiło się przede wszystkim, jako o tłumaczu, który przybliżył całą literaturę francuską. Mówiło się o nim jako o lekarzu, o jego praktyce lekarskiej, którą wykonywał zanim całkowicie poświęcił się pisaniu, i ewentualnie, ale też z pewnymi zastrzeżeniami i przemilczeniami, ceniło się go jako krytyka literackiego, ewentualnie teatralnego. Natomiast mam wrażenie, że cała jego publicystyka obyczajowa, która jest niesamowicie aktualna, właściwie w jakiś sposób leżała odłogiem.
Jak się czyta jego biografie, to widać, że jego publicystyka obyczajowa jest zbywana kopniakiem. Można powiedzieć - Ach tak. Jeszcze pisał o aborcjach, jeszcze pisał o kwestii rozwodów, albo jeszcze nawet się zajmował mniejszościami seksualnymi - i to właściwie nie jest w żaden sposób sproblematyzowane, nie jest w żaden sposób zebrane, opisane. Nie jest docenione jego prekursorstwo. We wszystkich tych kwestiach był przede wszystkim prekursorem. A z drugiej strony miał nie tylko umiejętność fantastycznego pisania, które jest pełne dowcipów, świetnych przykładów, błyskotliwych analiz, ale miał też umiejętność pokazywania mechanizmów, które niestety pozostają aktualne. I to jest dla mnie zastanawiające, że wraz z restrykcyjną ustawą antyaborcyjną, czy z nasilającą się klerykalizacją, przy umacnianiu się wpływów kościoła katolickiego w Polsce, to właściwie ten fragment jego działalności nie został rozpoznany.
Bardzo cieszę, że zaczynamy od „Naszych Okupantów”, ponieważ ta książka to w pewien sposób suma jego działalności, jego publicystyki obyczajowej. Pojawiają się w niej charakterystyczne dla niego wątki, a więc przede wszystkim dominacja kościoła katolickiego i mechanizmy wykorzystywane przez hierarchów kościelnych do umacniania swojej pozycji. Pojawia się oczywiście kwestia kobiet, która jest u niego bardzo ważna i której poświęcił dużo miejsca. A więc przede wszystkim prawa aborcyjnego, kwestii, którą poruszał bardzo często i poruszał w taki sposób, że to jest aktualne, nawet bym powiedział, że nabiera aktualności.
Boy od początku problematyzuje też kwestię klasowości, tzn. przez cały czas nie tylko dostrzega pominięte kobiety, ale też dostrzega na ile decydujące jest to z jakiej klasy społecznej kto pochodzi i automatycznie w jaki sposób jest pewnych przywilejów czy praw po prostu pozbawiany.
Kiedy zajmowałem się pisarzami dwudziestolecia międzywojennego to zauważyłem, że zaskakująco często pojawiają się takie aborcje wśród żon pisarzy. Są właściwie też takie historie, o których się wspomina chyłkiem, że np. żona Witkacego czy Anna Iwaszkiewiczowa, żona Jarosława Iwaszkiewicza usunęła ciążę. Właściwie oni wszyscy korzystając z tego przywileju, który był im dany w związku z ich sytuacją ekonomiczno-społeczną, w żaden sposób nie wspierali Boya. On był w swojej działalności bardzo odosobniony i też bardzo odczuwał to odosobnienie.

Kościół
Sierakowski - Moim zdaniem Boy jeszcze się kieruje naiwnym przekonaniem, że rozdział kościoła od państwa wynikać powinien z tej prostej refleksji, że kościół zajmuje się przede wszystkim życiem pozagrobowym, a życie doczesne jest tylko pewnym pyłkiem, czy epizodem właściwie, znacznie mniej istotnym. Natomiast państwo zajmuje się życiem tu i teraz i z tego powinien wynikać rozdział. Oczywiście nie znam księdza, który by powiedział, przyznał się, że rzeczywiście tak istotny podział, który można tak opisać, istnieje. Te argumenty są trochę inne. Pewna rekonstrukcja władzy biskupiej, czy hierarchicznej, pewne usytuowanie jej po 1918 roku, po przełomie, kiedy shierarchizowana, dobrze zorganizowana, albo istniejąca po prostu struktura kościoła spotyka się, czy wchodzi w struktury budującego się dopiero państwa.
Niesamowite jest to, i warto to podkreślić, że Boy nie pozostaje też bezkrytyczny wobec samego społeczeństwa. Bo gdy ty Michale pytasz, czy ktoś dzisiaj, by napisał tak odważną książkę, spróbowałby tak odważnej publicystyki obyczajowej wobec kościoła, czy wobec tego typu kwestii światopoglądowych w Polsce, to zastanawiam się - kto by dzisiaj tak umiał ubliżać społeczeństwu, wtedy kiedy mu się należy. I to jest niesamowite.

Lewica
Syska - Pewien element, który jest zaznaczony już na samym początku książki, a który jest niezmiernie ważny dla środowisk lewicowych, które od wielu lat toczą taką dyskusję - czy lewica powinna się bardziej skupiać na kwestiach społeczno-ekonomicznych, czy na walce o wolności obyczajowe, o tak zwane kwestie światopoglądowe. Już w pierwszych rozdziałach książki Boy odpowiada na ten dylemat, po prostu jasno stwierdzając, że opresja obyczajowa jest jednocześnie opresją klasową. Zresztą tutaj jasno wskazuje, że opresyjne prawo obyczajowe, które utrudnia przeprowadzanie rozwodów, czy wprowadza zakaz aborcji, najbardziej uderza w klasy upośledzone ekonomicznie. Klasy uprzywilejowane, burżuazja, mieszczaństwo, są w stanie, przy dużej hipokryzji własnej, a także hierarchów kościoła obejść te przepisy. Dla środowisk lewicowych bardzo ważne jest wskazanie tej korelacji pomiędzy opresją obyczajową, a opresją klasową.

Krytyka Polityczna
Sierakowski - „Krytyka Polityczna” nie zaczęła się w jakimś pokoju doktoranckim czy w jakimś instytucie i, wychodząc od studiów kulturowych, przejęła sposób patrzenia na politykę czy definicje polityczności, której jednym z założeń, jest to, że kluczowym jest wymiar językowy, dyskurs publiczny. To jest aksjomat całego nowoczesnego dyskursu publicznego. I to nie są tylko studia kulturowe, które są jednym z takich „dzieci” postmodernizmu, ale też pewien typ kapitalizmu kulturowego - to jest coś, co bardzo nas różni od tego, co było pięć czy dziesięć dekad temu. Innymi słowy to w obiegu symbolicznym decyduje się dzisiaj, które nierówności, we władzy, w dostępie do rozmaitych dóbr, będą reprodukowane a które nie. To nie jest nasz wybór, żeby kłaść akcent na dyskurs publiczny, to jest ewolucja rzeczywistości politycznej i społecznej, do której my tylko próbujemy się adekwatnie odnieść. W jakimś sensie powstaliśmy i tak się zdefiniowaliśmy w wyrażeniu klęski dwóch innych projektów. Jeden z tych projektów to był projekt pragmatyzmu - jest taka lewica jaka jest, są takie media jakie są, „Gazetę Wyborczą” uznajemy za lewicową gazetę, a SLD za lewicową partię. To się oczywiście skończyło tym, że dzisiaj nie ma żadnej instytucjonalnej lewicy, która by kształtowała dyskurs publiczny, a zatem to co jest uznawane za poważne. Książki mogą oczywiście wychodzić, natomiast pytanie brzmi - jak wygrać legitymizację, w sytuacji kiedy poglądy dzielą się na zalegitymizowane jako poważne i niepoważne. Druga droga, która była jakimś symptomem tego dramatu na lewicy po 1989 roku, była zamienianiem polityki w moralność - nie jesteśmy w stanie nic zrobić to przynajmniej możemy zachować swoistość poglądów, pogłaskać się po swojej cnocie ideowej. Innymi słowy - zidentyfikowano porażkę ze świadectwem ideowości i kto tej porażki nie odnosi to pewnie dał komuś dupy, poszedł na kompromis. My nie chcieliśmy zamieniać polityki w mit. I wiedzieliśmy, że ten system jest niedomknięty - on się domyka swymi własnymi krytykami. I o ile jeszcze w 1968 roku lub wcześniej zagrożeniem status quo była szeroko pojęta transgresja, prowokacja, bunt, krytyka, jakiś typ kontestacji - to dzisiaj samo centrum systemu kultury masowej, kapitalizmu kulturowego opiera się na transgresji. Dzisiaj językiem wywrotowym posługują się konserwatywni publicyści - to Jan Pospieszalski każdy program robi o tym, że katolicy są prześladowani, nie mówiąc już o amerykańskich publicystach. Jeśli już każdy bunt jest uwzględniony w tym ogólnym rachunku politycznym, i jeśli my także jesteśmy w niej uwzględnieni to nie będziemy się zastanawiać czy pisać do „Wyborczej” czy nie, bo my już tam niejako jesteśmy. Nie ma dobrej czy nawet najlepszej powieści, która jest w szufladzie, dobra powieść to powieść w obiegu. W obiegu są już wszyscy, nawet ci, którzy tego nie chcą. Więc myśmy uznali, że skoro już i tak jesteśmy w środku, to całe nasze myślenie powinno zacząć się od tego jak funkcjonować w sposób, który będzie pracować na nasz tekst, a nie na kontekst. Chcieliśmy wypracować jakiś suwerenny głos. Wypracowaliśmy na to szereg metod - zaczynając od takiej, że wszyscy piszemy w mediach masowych podpisując się „Krytyka Polityczna”, co bardzo szybko stworzyło z nas odrębny głos.

Konserwatyzm
Zauważcie, że te orientacje konserwatywne, które są tak widoczne w Polsce, są nabyte, świeże i bardzo powierzchniowe. Akurat na ten temat zrobiono sporo badań, przede wszystkim we Wrocławiu. To też jest łatwo wyjaśniane. Zwróćcie uwagę, że jedynym sposobem rozładowywania frustracji w procesie transformacji była właśnie droga przez kruchtę. Czy tutaj była jakaś socjaldemokracja, która chciałaby być buforem i broniła interesów wykluczonych? Nie mówimy o jakiejś małej grupie. Według GUS-u w 2004 roku poniżej minimum socjalnego żyło 59 procent społeczeństwa (minimum wynosi 800 zł na osobę i 600 na osobę żyjącą w rodzinie). Czy świadomość tego istnieje w sferze publicznej?
Kryzys lewicy powoduje, że jedynym językiem rewindykacji praw staje się język konserwatyzmu. Stąd też walczący konserwatyzm i cały szereg nowych retoryk, które zostały przyswojone przez tamtą stronę. Jest taki mit w Polsce, że PiS jest lewicą - no, że może światopoglądowo to jest prawica, ale ekonomicznie to jest lewica. A to jest taka lewica, co chce obniżenia podatków do dwóch progów: 18 i 32-procentowego, co obsadza najważniejsze urzędy ZChN-owskimi liberałami, Kluzą, Gilowską, Marcinkiewiczem - w rzeczywistości to jest jak neoliberalizm chicagowski. Do tego likwiduje prawo spadkowe, obniża składkę rentową i robi cały szereg innych rzeczy, które na całym świecie są działaniami prawicy lub skrajnej prawicy. No ale posługują się retoryką lewicową. Tylko, że to jest projekt nie polityczny a populistyczny. Zrobiono lewicy straszną krzywdę nazywając ten PiS-owski populizm faszyzmem. Pamiętam reakcje elit III Rzeczpospolitej, które zagrożenie swoich pozycji identyfikowały z zagrożeniem Polski, robiły wielkie konferencje o obronie europejskich standardów przekonane, że idziemy w faszyzm. To nie był żaden faszyzm - to był populizm. I oczywiście to przekonanie spowodowało, że dziś większość społeczeństwa woli mieć Platformę Obywatelską niż faszyzm. I nie ma się co dziwić temu, że jak się zrobi z PiS-u faszystów, to tak duże poparcie ma partia, która ich zatrzymała.
Dla mnie to jest strukturalny problem pola politycznego w ostatnich dwóch dekadach. Jarosław Kaczyński zarządza lękami, frustracjami społecznymi, wobec których adekwatnie mogła odnieść się tylko lewica. Nie reprezentuje ich, nie próbuje doprowadzić do ich rozładowania, ale bez wątpienia na nich pasożytuje. Tak można chyba odpowiedzieć na pytanie jak połączyć dwa tak różne elektoraty, jak lewicy zlikwidować zeza, którego musi mieć - skoro jedno oko ma zwrócone na wielkomiejską, liberalną światopoglądowo elitę, a drugie - na ludzi, którzy są wykluczeni ekonomicznie i bardzo konserwatywni, a powinni być elektoratem lewicy, i na całym świecie nim byli. Bardzo chciałbym podkreślić, że jest to przygodne - w tym sensie, że nie wiąże się z tym żadna ścisła determinacja. Nie jest tak, że jeśli ktoś jest biedny to musi mieć konserwatywny światopogląd. Poza tym różnice klasowe to są różnice w dostępie do kompetencji symbolicznych. To czego człowiek nabiera wraz z pozycja społeczną to jest pewien horyzont, pewne możliwości i umiejętności. I to jest problem polskiej szkoły i szeregu instytucji publicznych. A dalej: jest to też problem języka. Kto się dzisiaj posługuje pojęciem „klasy społecznej”? Nikt, a jeśli ktoś czasem to Jarosław Kaczyński.
Tak naprawdę żegnamy już apogeum neoliberalizmu. Warto prześledzić przepływy elektoratu w krajach ,gdzie mieliśmy silną skrajną prawicę: Le Pena, Haidera. Tradycyjny elektorat socjaldemokracji przenosi swe głosy na skrajnie konserwatywną, ksenofobiczną, agresywną prawicę. To są ludzie porzuceni. Haider doszedł do władzy po dwudziestu latach wielkiej koalicji socjaldemokratyczno-chadeckiej. Jak jest gigantyczne centrum i prowadzi się politykę konsensusu, to wyrzuca się ogromną część poglądów, interesów, problemów i frustracji społecznych. Dlatego, że są nieracjonalne. Zauważcie, że w Polsce różnice polityczne zamieniały się w różnice intelektualne czy duchowe. To nie jest tak, że Gadomski reprezentuje jedną perspektywę, a ktoś inny - inną. Gadomski reprezentuję naukę, ekonomię, racjonalność, nowoczesność. Natomiast ktoś, kto się z nim nie zgadza nie ma przeciwnych poglądów politycznych, tylko ma nieracjonalne poglądy polityczne. To jest specyfika takiego myślenia paryferyjnego, „doganiania” innych. Mówiło się o elitach, które mają przeprowadzić ciemny lud do kapitalizmu, Unii, NATO. Takie pospolite ruszenie, to „doganianie”, teraz się na szczęście kończy.

Oprac. Alicja Kawka, Ola Gulińska


Komentarze
Aby dodać komentarz pod własnym nazwiskiem musisz się zalogować, lub napisać pod tymczasowym nickiem (wymaga aktywacji)

Nick:Komentarz:
Brak komentarzy