Strona główna > Warto poczytać > Archiwum Opornika > Numer 36 (9/2008)

Bookmark and Share

ŚLĄZAK W LUBLINIE

Marcin Rzońca (2008-10-16)

Strona 12
Więcej fotek w galerii
Pochodzę ze Śląska. Ponad 400 kilometrów stąd fatalną drogą lub wlokącym się pociągiem. Inna kultura, inna tradycja, inny język czy akcent, a jednak przywiało mnie aż do Lublina. Z różnych względów. Po co to piszę? Chciałbym, aby ludzie nie ze Śląska zmienili trochę postrzeganie tego regionu, które jest zbyt stereotypowe. Po drugie, by podzielić się pierwszymi wrażeniami i spostrzeżeniami na temat Lublina.

Zastanów się, z czym kojarzy Ci się Śląsk? Smród, kopalnie, bieda, Stadion Śląski i kopalnia „Wujek”. Coś jeszcze? Można by jeszcze dorzucić czasy komunistyczne, kiedy to prężnie działał GOP (Górnośląski Okręg Przemysłowy) czy wojenną volkslistę. Tak, jak już wspomniałem wcześniej, to jest właśnie stereotypowe wyobrażenie o Śląsku. Jak jest w rzeczywistości należy przekonać się samemu. Choć moja rodzina nie pochodzi z tego regionu, to osobiście bardzo czuję się przywiązany, bo tam się wychowałem, dorastałem, poznawałem ludzi. Na przestrzeni lat bardzo wiele się zmieniło. W tej chwili jest to jeden z najbardziej dynamicznie rozwijających się regionów w Polsce. To miejsce z dobrze rozwiniętą infrastrukturą drogową czy handlowo-usługową. Coraz więcej firm nie inwestuje już w Warszawie, ale właśnie u nas. Ktoś może zacząć zarzucać mi, że kopalnie i przemysł ciężki upada i bezrobocie drastycznie wzrasta, na osiedlach, w familokach, w zabytkowych dzielnicach wielu miast szerzy się patologia, analfabetyzm, a język śląski to język niewykształconych ludzi, którzy do szczęścia potrzebują tylko sznapsa, a dorabiają kradzieżami czy ściąganiem samochodów z Niemiec oraz okradaniem wagonów z węglem. Owszem, bezrobocie jest, ale to jak w każdym zakątku Polski w tej chwili. Patologie wszędzie są i były. Wystarczy przejść się po byle jakim osiedlu. Z mieszkań słychać kłótnie i tłuczone szkło, pod blokami grasują młode bandy. To jest raczej efekt nieudolności Polaków, którzy nie potrafili i nie potrafią przejść przez tzw. „transformację ustrojową”, bo skończyły się czasy, kiedy to państwo dbało, khm, pardon, o każdego i nie sądze, aby Śląsk był w czołówce patologicznej. Wspomniałem o języku śląskim, czy też gwarze. Nie godom płynnie, raczej w jakiś luźnych rozmowach słychać pewne naleciałości, jednak nie mogę się zgodzić z tym, że to pomieszanie niemieckiego z uproszczeniami dla prostackich ludzi, bo i takie opinie słyszałem. Tak, jest dużo zapożyczeń z niemieckiego, czeskiego (bo Górny Śląsk to nie tylko dzisiejsza Polska, ale i morawska część Czech) i z polskiego. Na pewno nie można zarzucić, że jest to język prostacki. To tak, jakby powiedzieć góralowi z Tatr, że gada jak jakiś wieśniak. Pomyśl sam. Moim zdaniem lepiej brzmi „Ej, miejże pozor ino na tę frele” niż „Pa, looknij na tą du*ę”. Przy tej okazji warto zwrócić uwagę na kwestię autonomii Śląska. Chyba żaden region Polski nie ma tak rozwiniętego patriotyzmu lokalnego. Działa nawet partia Ruch Autonomii Śląska. Czy to jest dobre, nie wiem, ale na pewno na plus można zaliczyć Ślązakom świadomość posiadania własnych korzeni i poczucie przynależności do społeczności lokalnej. W dzisiejszym, globalizującym się świecie, w świecie UE jest to bardzo ważne. Podczas Narodowego Spisu Ludności w 2002 roku wiele osób zadeklarowało wręcz narodowość śląską, wokół czego było wiele kontrowersji.
Jednak zostawiając na razie na boku kwestie narodowościowe i autonomiczne, wiele osób dalej uważa, że Śląsk jest bardzo zanieczyszczony. Nawet moi rówieśnicy ze studiów, którzy nigdy nie byli w tamtej części Polski, tak uważają. W związku z zamykaniem nierentownych hut czy kopalń i z postępem technologicznym, bardzo poprawiła się jakość powietrza. Właściwie w Katowicach, czy ogólnie w Aglomeracji Śląskiej, zanieczyszczenie powietrza jest takie, jak w każdym innym, większym mieście. Skończyły się czasy, kiedy to z parapetów codziennie ścierało się warstwę sadzy, a biała koszula po jednym dniu była szara. Podsumowując, zapraszam na Śląsk.
Jak się czuję w Lublinie? Krótko i zwięźle: dobrze, mimo iż nigdy wcześniej tu nie byłem. Atmosfera studiów i wszystkich pokus z tym związanych jest wszechobecna. Mnóstwo młodych ludzi, ciekawe inicjatywy, wiele koncertów, uczelnia z wykwalifikowaną kadrą, czegoż więcej chcieć? Przynajmniej 300 kilometrów bliżej domu. Najbardziej doskwiera to w weekend, kiedy większość znajomych może pozwolić sobie na wyjazd do domu. Jadą w piątek, wracają w niedzielę wieczorem obładowani świeżym prowiantem i tak samo świeżymi wspomnieniami z domu. Ale zostawanie na weekend w Lublinie ma pewne zalety. Pozwala szybko  się usamodzielnić, dorosnąć, przez co będzie łatwiej wejść w to naprawdę dorosłe życie po studiach.
Dobra, koniec nostalgii, najważniejsze, że jeszcze daleko do sesji!


Komentarze
Aby dodać komentarz pod własnym nazwiskiem musisz się zalogować, lub napisać pod tymczasowym nickiem (wymaga aktywacji)

Nick:Komentarz:
Piotr Skrzypczak - 2008-10-16
A co to jest sznaps?
Marcin Rzońca - 2008-10-17
sznaps to kieliszek wódki.