Strona główna > Warto poczytać > Archiwum Opornika > Numer 37 (10/2008)

Bookmark and Share

ELITARNI, NIE TACY JAK TRZEBA

Maciej Topolski (2008-10-24)

Strona 14
Więcej fotek w galerii
Elitarni
Więcej fotek w galerii
Polskie tłumaczenie tytułu jest zwyczajnie do kitu, gdyby nie przypadek w ogóle nie obejrzałbym tak dobrej a brutalnej produkcji. "Elitarni" kojarzą mi się z TVN-owską lub hollywoodzką produkcją, którą zainteresowałbym się może (ale to może) w sezonie ogórkowym lub z nieczęstej nudy, a nie z brazylijskim dramatem w chrupiącej panierce akcji. Zjadłem ją na kolację z niewysłowioną przyjemnością; odkładam sztućce i sięgam po serwetkę, nalejcie wina, to powiem, co i jak...
Opisy dystrybutorów nie oddają tego, co trzeba, nie sięgają bowiem po brud Rio de Janeiro, po slumsy, gdzie dzieje się walka pomiędzy gangsterami, policją i specjalną jednostką BOPE, gdzie albo możesz wybrać narkotyki i pieniądze, albo niebezpieczną i prawie niemożliwą do utrzymania w granicach cnoty uczciwość. W tym filmie wszystko się ze sobą miesza, traci wyraźne kształty i trwa wyłącznie dzięki niepojętej sile. Zawsze jest coś po co można i zarazem trzeba sięgnąć w drugiej kolejności: po rozsądku lub po pierwszym odruchu.
Matias i Neto trafiają do policji. Każdy od sierżanta po komendanta jest skorumpowany, kolejne rejony miasta przynależą odpowiedniemu człowiekowi i są - dzięki łapówkom - ochraniane lub pomijane milczeniem w raportach (niezła scena z transportowaniem zwłok po dzielnicach). Starają się wprowadzać nowe rozwiązania oraz nakłonić do swoich przedsięwzięć "bezradnych" przełożonych. Jeden z nich, jakby było mało, studiuje prawo i poznaje kolejną maszynę napędzającą narkotykowy rynek, to jest bogatych studentów. Pomagając kapitanowi Fábio, wplątują się w strzelaninę na terenie biednej dzielnicy. Ratuje ich przedstawiony troszkę kiczowato (ta czaszka, te groźne miny) tytułowy Tropa de Elite, dowodzony między innymi przez kapitana Nascimento (Wagner Moura, co by nie mówić, idealnie gra narratora całej historii oraz bezwzględnego i zestresowanego mężczyznę), który pragnie odejść ze służby ze względu na swoją żonę i nowonarodzone dziecko; tu, tak dla kontrastu, w roli młodego, poddającego się radom kobiety ojca. W stworzonym na amerykańską modłę szkoleniu, pełnym bezsensownych zadań i poniżeń, poszukuje godnego następcy, by móc opuścić szeregi i ze spokojnym sercem zająć się rodziną. Do tego jest rok 1997 i za kilka miesięcy zawita do Brazylii papież i, co najgorsze i mało ważne w całej historii, chce spędzić noc w hotelu położnym na jednym z najniebezpieczniejszych osiedli. Trzeba przygotować podłoże, przedziurawić kilka ciał i dać zasnąć głowie Kościoła.
Najlepszy w tej produkcji jest realizm, pot sklejający włosy, połyskujący na policzkach i czołach w blasku świateł w klubie go-go, tak jakby ci aktorzy nawet w tej chwili patrzyli na tańczące kobiety lub naprawiali samochody w brudnych podkoszulkach, w momencie gdy to piszę, na innym kontynencie palili marihuanę. Urzekło mnie to i okłamało, od razu się nabrałem. Nie wiem też, skąd wzięli statystów, to jest tych wszystkich gangsterów. Z ulicy? Dali im kreskę amfetaminy i powiedzieli "ty tu, a ty tam"? Pewnie nawet nie musieli pożyczać broni, bo oni wyciągnęli je zza pleców i odparli: "panie reżyserze, my mamy swoje". A favele? Przecież oni musieli tam być, wśród brazylijskiej ciżby i prawdziwych przestępców, którzy za paskiem chowają pistolet, biegać z kamerą, powtarzać sceny, ubrać aktorów i doświadczyć ciężką atmosferę przedmieść na własnej skórze, zaznać i stworzyć tak prawdziwy film.
I kamera Lula Carvalho, nawet w dialogach, kiedy naprzeciwko siebie stoją dwie osoby, skacze z jednej na drugą, perfekcyjnie ukazując przerażenie duszonego plastykowym workiem chłopaka, kołysząc się, wpadając w głąb tego wielkomiejskiego i obdrapanego z farby kolażu. Jest tam, gdzie powinna być, pokazuje syf i nędzę jednego z największych miast Ameryki Łacińskiej tak, że to czujesz, czujesz wraz ze słoną stróżką na karku.
Poza tym wszędobylska niedbałość: domy, balkony, warsztaty, ulice pełne ruchu, biurka w komisariacie. Brutalność podczas wyciągania wiadomości, przerażenie oblewanego benzyną studenta, młodzieniec i jego krew na koszulce. Sprawiedliwe i nieprzekupne BOPE, by zapobiec łapówkarstwu i przestępczości, postępujące na równi brutalnie, znęcające się nad świadkami. A vis-à-vis Jan Paweł II, czysta siedziba oddziałów specjalnych, ich lśniące samochody, niewinne i ciche dziecko kapitana, sprawiedliwość Matiasa zakochanego (no, powiedzmy) w Marii, którą pod koniec nazywa suką. To wszystko stanowi siłę produkcji José Padilha’y. Nie dobra akcja, nie jeszcze lepszy kryminał, a dramat, dwuznaczność i skrajność świata Rio de Janeiro, ogarniętego przez narkotykowy szał i korupcję, świata, który swoją wyrazistością skłonił jury Międzynarodowego Festiwalu Filmowego w Berlinie do przyznania kontrowersyjnego Złotego Niedźwiedzia. Ale kij z tym, ja mam ochotę obejrzeć "Elitarnych" po raz drugi!

Elitarni, reż. José Padilha, scen. Bráulio Mantovani, José Padilha, zdj. Lula Carvalho, muz. Pedro Bromfman. Brazylia, 2007.



Komentarze
Aby dodać komentarz pod własnym nazwiskiem musisz się zalogować, lub napisać pod tymczasowym nickiem (wymaga aktywacji)

Nick:Komentarz:
Brak komentarzy