Strona główna > Warto poczytać > Archiwum Opornika > Numer 37 (10/2008)

Bookmark and Share

WYMIANA

Magdalena Kawa (2008-11-12)

Strona 6
Więcej fotek w galerii
W sandomierskich podziemiach
Fot. Katarzyna Kasprzycka
Więcej fotek w galerii
Pomysł zrodził się w wielu głowach już dawno temu. Chodziło o zmianę formuły wycieczek izraelskich przyjeżdżających do Polskich. Chcieliśmy zrobić coś, co odbiega od idei tzw. "wycieczek obozowych", podczas których młodzi Izraelczycy przez tydzień czy dwa zwiedzają w Polsce jedynie miejsca związane z Zagładą, bez kontaktu z polską młodzieżą. A jeśli już dochodzi do spotkania, to trwa ono zazwyczaj dwie godziny, nie ma czasu i możliwości na wzajemne poznanie się. W konsekwencji Izraelczycy znają Polskę jedynie przez pryzmat obozów koncentracyjnych.

W tym roku zdołaliśmy poczynić kilka kroków, by zrealizować nasze zamiary. Nie wszystko było naszą inicjatywą. Okazało się, że uczniowie z dwóch lubelskich szkół (I LO i VII LO) na przełomie lutego i marca 2008 roku byli z wizytą u swoich rówieśników w jednej z izraelskich szkół. Zadaniem polskich licealistów i ich opiekunek było przygotowanie rewizyty. A na to potrzebne były pieniądze. Udało się je zdobyć Stowarzyszeniu Homo Faber. I tak staliśmy się partnerem projektu wymiany polsko-izraelskiej.

W październiku do Polski przyleciała 13 osobowa grupa młodzieży wraz z dwójką opiekunów z jednej z izraelskich szkół w Rishion Le Zion (miasta partnerskiego Lublina). Przez tydzień mieszkali w domach uczniów I i VII LO (w większości u tych samych osób, które Izraelczycy gościli u siebie w domach na przełomie lutego i marca). Duży nacisk podczas tej wizyty położony został na zwiedzanie (zobaczyliśmy Lublin, Warszawę, Kazimierz Dolny, Nałęczów, Zamość, Bełżec, Sandomierz, Ujazd), ale znalazł się też czas na wspólne warsztaty i kolację szabasową.

Przez cały tydzień byłam baczną obserwatorką tej wymiany. Starałam się znaleźć wszelkie niedociągnięcia, by móc w przyszłości ich uniknąć, ale jedyne do czego doszłam to stwierdzenie, że szukam jedynie dziury w całym. Może nie do końca zrealizowaliśmy swoje zamiary, by było więcej warsztatów, wzajemnej pracy w grupie, ale w ciągu tych siedmiu dni udało mi się dostrzec przeogromne zadowolenie i autentyczną radość na twarzach polskich i izraelskich licealistów. Wiem, że dla każdego z uczestników wymiany był to jeden z najważniejszych tygodni w życiu.
Magdalena Kawa




O wymianie mówią jej organizatorki, nauczycielki: Beata Bartoszek z I LO i Katarzyna Kasprzycka z VII LO

Skąd pomysł?
Katarzyna Kasprzycka: Od 2005 roku duże grupy izraelskie odwiedzają naszą szkołę (VII LO), na krótkie spotkania. Ale to nie wystarczało zarówno polskiej jak i izraelskiej stronie, mieliśmy poczucie, że więcej czasu i energii włożyliśmy w przygotowanie tej wizyty niż ona trwała. Oni byli bardzo ograniczeni czasem, choć i tak w zeszłym roku ich przyjazd był trochę inny od poprzednich. Do Muzeum na Majdanku udaliśmy się wspólnie. Dlatego pomysł wymiany zrodził się głównie po stronie izraelskiej, to im najbardziej zależało na nawiązaniu kontaktów pomiędzy młodzieżą polską a izraelską i to takich kontaktów, które nie ograniczają się tylko do zagadnień II wojny światowej, Holocaustu.

Beata Bartoszek: Były dwie dziewczyny, które bardzo chciały wziąć udział w wymianie po spotkaniu z młodzieżą izraelską w szkole (I LO). To spotkanie było z młodzieżą z miasta Rishon Le Zion. W ciągu dwóch godzin spędzonych razem, dwie dziewczyny ode mnie z klasy stwierdziły, że bardzo chcą tam pojechać, nawiązać bliższy kontakt. I to one zaczęły organizować wszystko. Główną barierą był koszt wyjazdu. Młodzież musiała sama zapłacić za bilet. Ale udało się nam wspólnie z VII LO polecieć do Izraela. 

Rewizyta
Beata Bartoszek: Wróciliśmy w marcu 2008 i zaczęła się dyskusja o rewizycie, jak to miałoby wyglądać, kiedy miałoby mieć miejsce. Strona izraelska już wtedy stwierdziła, że najlepszy jest październik, no i się zaczęło intensywne poszukiwanie środków na sfinansowanie tej rewizyty. Napisałam projekt do jednego konkursu, nie udało mi się i wtedy podzieliłam się z Karmelą (nauczycielką ze szkoły z Rishon Le Zion) naszymi obawami. A Karmela na "Dniach polskich" w Tel Awiwie spotkała polskich polityków i rozmawiała z nimi o tej wymianie. Podała mi potem kilka telefonów i dzięki temu dowiedziałam się o konkursie dla organizacji pozarządowych na zorganizowanie wymiany. I przyszłam z tym do Stowarzyszenia Homo Faber, które zostało partnerem wymiany.

Plusy i minusy
Katarzyna Kasprzycka: Największym sukcesem tej wymiany, jest zadowolenie obu grup młodzieży. Oni rzeczywiście nie chcieli się ze sobą rozstawać, spędzali ze sobą bardzo dużo czasu. Świetnym pomysłem okazała się wspólna kolacja szabasowa, którą zaproponowała strona izraelska.
 
Beata Bartoszek: Wymiana była wielkim sukcesem, świadczyć o tym może to, jak młodzież się zachowywała. Oni się na żadne spotkania nie spóźniali, bardzo szybko się zintegrowali. Przez cały okres trwania wymiany nie miałam ani jednej skargi, od żadnego rodzica czy ucznia. A co należy poprawić - potrzeba lepszego podziału ról pomiędzy poszczególnymi partnerami.

Co dalej?
Beata Bartoszek: Częstsza wymiana niż raz w roku jest niemożliwa do pogodzenia z normalną pracą szkoły. Główną barierą jest bariera finansowa. Do tego jeszcze potrzeba zaangażowanych ludzi w szkołach - zaangażowanie ze strony rodziców i nauczycieli, uczniowie się zawsze znajdą.

Katarzyna Kasprzycka: To się będzie kręcić jeżeli będą zapewnione na to pieniądze.

 



Magdalena Lamch - jedna z uczestniczek wymiany, uczennica I LO
Całkiem przez przypadek, w ostatniej chwili (3 dni przed przyjazdem gości) zaproponowano mi wzięcie udziału w wymianie z Izraelem. Zgodziłam się od razu i nie żałowałam tej decyzji ani chwili. Pobyt naszych Izraelskich rówieśników w Polsce uważam za bardzo udany.
Do tej pory brałam udział w 5 wymianach i śmiało mogę powiedzieć, że ta była jedną z dwóch, które najlepiej wspominam. Jej atutem był dobry program. Świetnym pomysłem było zwolnienie nas ze szkoły i nie sądzę tak tylko ze względu na naturalną radość ucznia, który ma nagle tydzień wolny od nauki. Z doświadczenia wiem, że próby łączenia integracji z gośćmi z wymiany z życiem szkolnym kończy się niepowodzeniem, ponieważ uczniowie goszczący wcale nie korzystają wtedy z lekcji a dla gości także, wbrew pozorom nie jest to atrakcja. To, co jednak może się podobać, to jeden dzień spędzony w szkole razem z gośćmi, na jakichś zorganizowanych zajęciach w grupach lub zwykłych lekcjach. Wtedy obcokrajowcy mogą zobaczyć, jak wygląda nauka w polskiej szkole.
To jednak możliwość, która ma sens przy trochę dłuższych niż tydzień wymianach.
Podobały mi się także wycieczki: ciekawe i nie bardzo męczące. Sama dowiedziałam sie wielu nowych rzeczy i zobaczyłam kilka miejsc, w których nigdy nie byłam. Opłaciła się też ryzykowna na pozór decyzja, aby zobaczyć miejsca, do których podróż zajmuje więcej czasu niż samo zwiedzanie. To w pewien sposób zorganizowało nam dużo czasu, kiedy byliśmy wszyscy razem, a rozmowy i wspólna zabawa w autokarze to też niezapomniane wrażenia.
Bardzo podobały mi się również idea i przebieg szabasowej kolacji. Jednak też można było zorganizować to trochę lepiej, na przykład rozdając uczniom wcześniej gotowe przepisy wybranych dań żydowskich, wtedy jedzenie byłoby bardziej izraelskie niż pierogi czy sałatka grecka.
To jednak też miało swoje plusy, ponieważ było, tak jak cała wymiana, spontaniczne w bardzo pozytywnym tego słowa znaczeniu.



Komentarze
Aby dodać komentarz pod własnym nazwiskiem musisz się zalogować, lub napisać pod tymczasowym nickiem (wymaga aktywacji)

Nick:Komentarz:
Brak komentarzy