Strona główna > Warto poczytać > Archiwum Opornika > Numer 38 (11/2008)
RAFAŁ RUTKOWSKI
Student II roku kulturoznawstwa w KUL JP II.
Pisze wiersze (już w liceum wydał swój pierwszy tomik wierszy „Linie papilarne”,) i teksty piosenek, do których komponuje również muzykę (gra na gitarze i harmonijce ustnej).
Potrzebuję schodów
Zbudowany jest świat z czerwonych cegieł
jak plajtująca fabryka
z której wszystko wyjęte
w przepaść
na pustym parterowym placu
rzadko trafiają się wrogowie
pouczeni moją obecnością
nie chcą się ze mną bić
albo zabiłem wszystkich?
jestem szefem starych lęków
niczego się już nie boję
a chciałbym jak boi się niemowlę
bać się wszystkiego
udaję ciszę z której miałbym
wyjąć nowe wojny ale
wolę na górę
potrzebne mi schody
Korytarze chwili
Zrywam z otoczenia kolory
i robię sobie w nim ciemno szare przejście
na stronę lecących żurawi
które biedne powiadomiono o upływie czasu
trochę za późno
ja jestem tu na miejscu ze
zmartwychwstałej chwili
na nożach roznoszę przeszłość
z nogami wplecionymi w ziemie
wszędzie docieram po linie
wulkanem ulicy umazany po czoło
w popruty sweter miasto się ubiera
jakby w język z niestarannego nieba
z potęgą wodowaną w kałużach
mojego drzewa ze wczesnych ogrodów
docieram wszędzie gdzie słyszę
odgłosy niewidomej
tożsamej ciszy
Ziemia uprawna
Dnie piszą moją biografię
tylko nie mają motywu
na ujęcie mnie w całość
jeszcze wczoraj
można było zobaczyć we mnie ściany
dziś został tylko pusty plac
którego nikt nie chce już sprzedać
następnego dnia po zaoraniu
posadzą tu żyto
w zamian za wszystko
Klasyk romantyczny
Nie żyję w czasach
w których zazwyczaj młodych mężczyzn
całuje kula
ani nie mam stawów rozwiniętych
jak kot
jedynie podtrzymuje swobodę doznań
stawiając flaszkę na stół
nie jestem głosem pokolenia
które pokochało strzał
wystrzelony prosto w słowo
o gatunkach i różnicach wiar
panoszę się po biurkach
ławkach i ulicach
rozpuszczając w eterze jaźń
przedstawioną wyobraźnią trzymaną na sznurku
oddycham kolorem gwiazd
Liść opadł i ziemia się zastanawia kto ją przykrył
we śnie schodzą do mnie złodzieje
i jest pośród nich taki który podaje mi nóż
abym sobie radził sam
muszę obronić swoich bliskich
przed złodziejstwem i twarzami
które wykrzywiła noc
i jest na nich wyryta cała mapa ciemności
nikt nie udaje tu złego, wszyscy są naprawdę
zastanawia mnie tylko czemu żyją w takim tłoku
chociaż całe miasto jest gołe
i w tych samych snach są ślady starych ludzi
którym coraz bliżej
to wszystko zrozumieć
to miał być ulepiony z mandarynek świat
gdzie do sklepu chodzi się
z taka radością jak gdyby nieustannie
za niedrogo skrycie kupować marihuanę
piekło jest obok nieba
jeden krok
przez ciało wąwozu
zmienia wszystko
Komentarze
WIERSZE
Rafał Rutkowski (2008-11-24)RAFAŁ RUTKOWSKI
Student II roku kulturoznawstwa w KUL JP II.
Pisze wiersze (już w liceum wydał swój pierwszy tomik wierszy „Linie papilarne”,) i teksty piosenek, do których komponuje również muzykę (gra na gitarze i harmonijce ustnej).
Potrzebuję schodów
Zbudowany jest świat z czerwonych cegieł
jak plajtująca fabryka
z której wszystko wyjęte
w przepaść
na pustym parterowym placu
rzadko trafiają się wrogowie
pouczeni moją obecnością
nie chcą się ze mną bić
albo zabiłem wszystkich?
jestem szefem starych lęków
niczego się już nie boję
a chciałbym jak boi się niemowlę
bać się wszystkiego
udaję ciszę z której miałbym
wyjąć nowe wojny ale
wolę na górę
potrzebne mi schody
Korytarze chwili
Zrywam z otoczenia kolory
i robię sobie w nim ciemno szare przejście
na stronę lecących żurawi
które biedne powiadomiono o upływie czasu
trochę za późno
ja jestem tu na miejscu ze
zmartwychwstałej chwili
na nożach roznoszę przeszłość
z nogami wplecionymi w ziemie
wszędzie docieram po linie
wulkanem ulicy umazany po czoło
w popruty sweter miasto się ubiera
jakby w język z niestarannego nieba
z potęgą wodowaną w kałużach
mojego drzewa ze wczesnych ogrodów
docieram wszędzie gdzie słyszę
odgłosy niewidomej
tożsamej ciszy
Ziemia uprawna
Dnie piszą moją biografię
tylko nie mają motywu
na ujęcie mnie w całość
jeszcze wczoraj
można było zobaczyć we mnie ściany
dziś został tylko pusty plac
którego nikt nie chce już sprzedać
następnego dnia po zaoraniu
posadzą tu żyto
w zamian za wszystko
Klasyk romantyczny
Nie żyję w czasach
w których zazwyczaj młodych mężczyzn
całuje kula
ani nie mam stawów rozwiniętych
jak kot
jedynie podtrzymuje swobodę doznań
stawiając flaszkę na stół
nie jestem głosem pokolenia
które pokochało strzał
wystrzelony prosto w słowo
o gatunkach i różnicach wiar
panoszę się po biurkach
ławkach i ulicach
rozpuszczając w eterze jaźń
przedstawioną wyobraźnią trzymaną na sznurku
oddycham kolorem gwiazd
Liść opadł i ziemia się zastanawia kto ją przykrył
we śnie schodzą do mnie złodzieje
i jest pośród nich taki który podaje mi nóż
abym sobie radził sam
muszę obronić swoich bliskich
przed złodziejstwem i twarzami
które wykrzywiła noc
i jest na nich wyryta cała mapa ciemności
nikt nie udaje tu złego, wszyscy są naprawdę
zastanawia mnie tylko czemu żyją w takim tłoku
chociaż całe miasto jest gołe
i w tych samych snach są ślady starych ludzi
którym coraz bliżej
to wszystko zrozumieć
to miał być ulepiony z mandarynek świat
gdzie do sklepu chodzi się
z taka radością jak gdyby nieustannie
za niedrogo skrycie kupować marihuanę
piekło jest obok nieba
jeden krok
przez ciało wąwozu
zmienia wszystko
Komentarze
- Brak komentarzy
