Strona główna > Na marginesie > Na marginesie > Przecież nikt nie zginął

Bookmark and Share

(2008-10-07)

Przecież nikt przy burzeniu tych cerkwi nie zginął
Paweł Smoleński



Latem 1938 r., siedemdziesiąt lat temu, zakończyła się trwająca dwa miesiące akcja burzenia prawosławnych cerkwi, kaplic i domów modlitewnych na Chełmszczyźnie i Lubelszczyźnie. Świątynie niszczyli żołnierze i policjanci, sekundowali im państwowi urzędnicy najwyższych szczebli i wielu zwyczajnych obywateli. Bezczeszczono ikony. Cegłę sprzedano, drewno poszło na opał. Wszystko w majestacie II RP.
Procesja w Brzeźnie w latach 30. W tle zburzona w 1938 r. cerkiew.
Więcej fotek w galerii

Wprawdzie ówczesny premier Felicjan Sławoj-Składkowski przekonywał o konieczności dobrych relacji z mniejszościami narodowymi i religijnymi: "wszelkiego rodzaju objawy nienawiści czy zniecierpliwienia ze strony narodu polskiego do mniejszości uważam za ciężki błąd, który wcześniej czy później na Polsce zemścić się musi", a jednak - zrobiono, co zrobiono. Zresztą - jak napisano w tajnym dokumencie wydanym w urzędzie wojewody lubelskiego w 1938 r. - "Pan Premier i Minister Spraw Wewnętrznych uznał sprawę likwidacji pewnych obiektów prawosławnych na terenie wschodnich powiatów w województwie lubelskim za dotyczące najbardziej istotnych potrzeb państwa i religii. Z tych też względów Pan Premier nie może uznać za dopuszczalną jakąkolwiek krytykę działań rządu na tym odcinku".
W 60 dni - informował ówczesny wojewoda lubelski Jerzy A. de Tramecourt - zburzono 127 obiektów sakralnych. Choć być może - zdaniem współczesnych historyków - nawet 150. Rozmiarów poniżenia nie policzył nikt.

Na nic zdały się sejmowe interpelacje ukraińskich posłów, sprzeciw kilku senatorów, oburzenie garści hierarchów, również tych związanych z Kościołem katolickim. Protesty wiernych brutalnie pacyfikowano. Stanisław Cat-Mackiewicz, konserwatysta, mawiał: "Gdybym był posłem, postawiłbym wniosek o postawienie w związku z tą sprawą odpowiednich ministrów przed Trybunałem Stanu". A w wileńskim "Słowie" chciał napisać: "Burzenie świątyń prawosławnych to jeszcze jeden dowód, że rządzą nami ludzie niedorośli do rządzenia, którzy zmarnują mocarstwowe możliwości Polski". Chciał napisać, bo tekst skonfiskowano.

Wiemy za to z ówczesnych dokumentów, że autorzy i wykonawcy akcji bardzo kochali ojczyznę (byli wśród nich wielokrotnie odznaczani generałowie Legionów) i byli ludźmi niepozbawionymi sumienia. Dlatego - jak każdy, kto popełnił niegodziwość, a choćby pospolite świństwo - wymyślili dla swoich poczynań wzniosłe usprawiedliwienie.

Miało więc być to działanie polonizacyjno-rewindykacyjne, jako że - usprawiedliwiano - "wszyscy prawosławni mieszkańcy Chełmszczyzny są zruszczonymi Polakami, którzy przez ucisk zaborców odpadli od polskości". Prawosławnych zmuszano do przejścia na katolicyzm i mówienia wyłącznie po polsku. Niektórych bito, stosowano administracyjne szykany. Szpiegowano działaczy mniejszościowych, gnębiono księży. Planowano przesiedlenia i wysiedlenia.

Ostateczna polonizacja Chełmszczyzny miała dokonać się w 1941 r. I pewnie udałoby się, lecz po drodze wybuchła wojna.

Słowem - II RP dopuściła się wobec swoich obywateli - co z tego, że prawosławnych i Ukraińców - czynów podłych, barbarzyńskich i haniebnych. A skoro III RP jest w jakimś sensie spadkobierczynią polskiego międzywojnia, winna coś z tym zrobić. Nie można być dumnym z legionistów i hallerczyków, z Centralnego Okręgu Przemysłowego i obrońców Westerplatte, zamykając oczy na ciasny, tępy szowinizm.

Tak właśnie rozumował poseł Eugeniusz Czykwin (Lewica, prawosławny, Białorusin), postulując, by w sprawie burzenia cerkwi Sejm przyjął stosowną uchwałę.

***

W proponowanym przez Czykwina tekście nie pada słowo "przepraszamy". Nie ma posypania głowy popiołem, nie pada ani jedno słowo o wybaczeniu. Jedynie: "Sejm RP wyraża żal z powodu tragicznych wydarzeń".

Najmocniejsze sformułowanie - projekt uchwały nazywa niszczenie świątyń i polonizację Chełmszczyzny działaniami "haniebnymi" i "niezgodnymi z polską tradycją". Nic więcej.

Słowem - miała to być uchwała miękka i delikatna, bardziej prośba o oddanie sprawiedliwości niż potępienie barbarzyństwa. Trudno sobie wyobrazić, że słowa żalu z powodu zburzonych świątyń mogą kogoś zaboleć. A jednak...

Poseł Czykwin prosił o poparcie kilkuzdaniowej uchwały 50 posłów. Tylko dwóch z nich wiedziało, co na Chełmszczyźnie działo się przed siedemdziesięciu laty, choć nie jest to wiedza tajemna i jakoś specjalnie skrywana. Jeden z posłów, Józef Zych z PSL, rychło swój podpis wycofał. Ponoć inaczej zachęcano go do poparcia projektu, a inaczej uzasadniono poparcie na piśmie. Lecz na czym miałaby polegać ta manipulacja, poseł nie pamięta.

Na dodatek - uzupełnia Zych - uchwała nie podoba się ludowcom. Dlaczego? Bo jest zła.

***

W trzeciej dekadzie lipca Czykwin staje przed sejmową komisją kultury.

Poseł Tadeusz Ross (PO): - Cieszę się, że jest to taka spokojna komisja. Tylko tyle.

Przewodnicząca Iwona Śledzińska-Katarasińska (PO): - Nigdy nie należy chwalić dnia przed zachodem słońca.

Poseł Zbigniew Girzyński (PiS): - Sprawa, której dotyczy ta uchwała, jest rzeczą o wiele mniejszej rangi w porównaniu z dużo bardziej bolesnym elementem historii narodu polskiego, jakim była rzeź wołyńska. Z racji pewnych przyczyn politycznych, które dla mnie jako dla parlamentarzysty są trudne do zaakceptowania, ale z którymi muszę się pogodzić, nie podejmowaliśmy uchwały w przedmiocie Wołynia. Prosiłbym o zdjęcie tego punktu z porządku dziennego.
Poseł Arkadiusz Rybicki (PO): - Chwała autorom za chęć ujawnienia „białych plam” w historii Polski. Tych „białych plam” jest wiele. Dotyczą one zwłaszcza wprowadzania systemu komunistycznego i okresu PRL-u. O wydarzeniu sprzed 70 lat wiemy wciąż za mało. Abyśmy działania władz polskich, podjęte na rok przed napaścią Hitlera i Stalina, mogli nazwać haniebnymi, powinniśmy być lepiej poinformowani. Zgłaszam formalny wniosek o odłożenie zaopiniowania projektu tej uchwały do posiedzenia po wakacjach.

Poseł Kazimierz Kutz (PO): - Nie podoba mi się propozycja, by to zdjąć z porządku, bo zdjąć znaczy zapomnieć. Nie może być tak, że cały czas Polska jest festiwalem jakiejś martyrologii, przy czym część tej martyrologii jest dla nas wygodna i dopuszczalna, a część nie bardzo nam odpowiada, więc należy ją schować. Absolutnie trzeba zająć się tą sprawą, ale lepiej ugruntowaną. Nie można jej chować pod stół tylko dlatego, że jest drażliwa dla pewnej części ludzi, którzy na historię patrzą wybiórczo.
Poseł Tadeusz Sławecki (PSL): - Proponowałbym, aby pod auspicjami komisji zwołać konferencję na ten temat, wysłuchać przedstawicieli różnych znawców albo zamówić kilka ekspertyz.

Poseł Eugeniusz Czykwin (do Girzyńskiego): - Chciałbym stanowczo zaprotestować przeciwko łączeniu tej sprawy z innymi działaniami parlamentu, z innymi uchwałami. Może nie wszyscy uświadamiamy sobie tę prawdę historyczną, że w okresie największej potęgi RP prawosławni stanowili nawet więcej niż połowę ludności tego państwa. Mądrość Jagiellonów i tradycja tolerancji pozwalała temu państwu być silnym. Te cerkwie, z których niektóre zostały zburzone, były budowane przez księcia Konstantego Ostrogskiego, którego dziadek w bitwie pod Orszą pokonał wojska moskiewskie. Przypominam ten fakt, ponieważ u niektórych z państwa świadomość trudnej historii, zaborów i obecność imperium rosyjskiego na tym terenie może wywoływać skojarzenia, że to zostało z czasów zaborów. W tej sprawie nie ma żadnego konfliktu między Kościołem prawosławnym a Kościołem katolickim. Wiemy, co dla człowieka wierzącego oznacza każde niszczenie świątyni. Niestety, władze, wojsko, urzędnicy wiedzieli, co robili.

Posłanka Elżbieta Kruk (PiS): - Proszę serdecznie pana posła Czykwina, by wycofał swoją inicjatywę. Zapytam: jaki jest cel złożenia tej uchwały w sytuacji, gdy nie podjęliśmy uchwały o Wołyniu? Proszę tylko nie mówić, że to się ma nijak do tego. Jaki jest cel? Czy służy pokazaniu prawdy historycznej? To jest bzdura, co tu jest napisane: „Na Chełmszczyźnie i Lubelszczyźnie”. Co to jest? To było w województwie lubelskim, w kilku powiatach, m.in. chełmskim, a nie na żadnej Chełmszczyźnie, Lubelszczyźnie. To są kompletne zakłamania historyczne. Większość tych cerkwi to kiedyś były kościoły katolickie przemianowane przez carat. Nikt nie zginął przy burzeniu tych cerkwi, a ja mogę panu poczytać, jak niszczono kościoły podczas rzezi wołyńskiej, w ludobójstwie na Wołyniu. O czym my mówimy? Jak można wyrywać takie aspekty naszych bardzo trudnych stosunków z Ukrainą? Jakie ma pan stosunki, jaki w ogóle związek z Ukrainą? Czy pan jest w ogóle w stanie zrozumieć to, co łączyło nas na kresach, nas, mnie z Lubelszczyzny, mnie z Zamojszczyzny i Ukraińców z tych samych ziem? Czy jest pan to w stanie zrozumieć? Ja pochodzę z Lublina, określonego dzisiaj przez wiele osób jako ciemnogród i jeszcze jakoś inaczej, z piękną historią wielokulturowego miasta, którego nikt nie jest w stanie zrozumieć. My tam mamy wszystko, poza Kościołem greckokatolickim, bo arcybiskup Życiński boi się podjąć takiej decyzji. Wielki bohater.

Śledzińska-Katarasińska: - Pani poseł...

Kruk: - ...mamy wszystko...

Śledzińska-Katarasińska: - ...pani poseł...

Kruk: - ...mamy prawosławną cerkiew, od dwóch lat mamy...

Śledzińska-Katarasińska: - ...jednak to nie jest do porządku obrad...

Kruk: - ...jest, bo ja ciągle uzasadniam moją serdeczną prośbę. Pochodzę z rodziny, która pamięta rzeź wołyńską. Niech pan po prostu to wycofa. Nawet nazwisko wojewody zapisane z błędem w tej uchwale - nie Tramencourt a Tramecourt, nie Chełmszczyzna, Lubelszczyzna, tylko kilka powiatów. Co pan chce przez to osiągnąć? Co? Oczekuję odpowiedzi i składam tę prośbę serdeczną. Proszę wycofać tę inicjatywę, skoro nie podjęliśmy uchwały wołyńskiej.

Śledzińska-Katarasińska: - Czy pan poseł wycofuje projekt?

Czykwin: - Pani poseł Kruk najpierw mnie znieważyła tymi pytaniami, teraz pani oczekuje ode mnie odpowiedzi: tak lub nie. Więc - nie.

Dwunastu członków komisji głosowało za odłożeniem debaty nad uchwałą posła Czykwina. Wstrzymało się dziewięciu.

Co oznacza, że nikt nie poparł wprost posła Eugeniusza Czykwina.

***

Zbigniew Girzyński obraził się na „Gazetę”, więc odmówił rozmowy.

Nie wiem więc, co miał na myśli, mówiąc o historycznych wątpliwościach. Jest historykiem z wykształcenia. To niemożliwe, by nie wierzył, że burzenie cerkwi wzmogło ukraińsko-polskie antagonizmy, zaostrzyło stosunki wewnętrzne II RP, że w wyniku tej akcji nie ucierpiał autorytet władz Polski.

A może poseł uważa, że ówczesny wojewoda lubelski de Tramecourt kłamał, gdy raportował o zniszczeniu ponad setki cerkwi. Tylko dlaczego miałby kłamać?

Skoro relacje świadków mówią o profanacji ikon, zapewne tak było. Chyba że wyrzucanie ikon z burzonych świątyń profanacją nie jest.
Nie dano mi szansy, by zrozumieć, jaki - wedle posła - jest związek między niszczeniem cerkwi na Chełmszczyźnie, a późniejszymi masakrami na Wołyniu. Ani też - co uchwała w sprawie cerkwi ma wspólnego z niepodjętą w lipcu uchwałą w sprawie Wołynia. Wszak pięć lat wcześniej Sejm IV kadencji pochylił się nad zbrodnią wołyńską, nazywając po imieniu to, co tam się stało, czcząc pamięć niewinnych ofiar i składając hołd tym Ukraińcom, którzy nie ulegli nacjonalistycznemu zaczadzeniu. Mogę domyślać się, że dla posłów PiS, choć nie tylko, była ona zbyt łagodna w treści.

Lecz Zbigniew Girzyński nie był wówczas posłem, więc o tej uchwale może po prostu nie wiedzieć.

***

Arkadiusza Rybickiego zapytałem, czy burzenie świątyń jest czynem haniebnym, zwłaszcza jeśli dzieje się w majestacie państwa.

- Jest - odpowiedział poseł.

- Czy zatem takie postępowanie można nazwać haniebnym?

- I tak, i nie, bo liczy się kontekst.

Zapytałem więc, co burzenie świątyń ma wspólnego z późniejszym o rok wybuchem wojny.

Poseł odpowiedział, że ma i nie ma.

Nie ma z przyczyn oczywistych, choć zawsze musimy pamiętać, że Polska opierała się jednako totalitaryzmowi sowieckiemu i hitlerowskiemu. Zaś ma, gdyż II RP mogła upatrywać w ukraińskiej prawosławnej mniejszości moskiewską piątą kolumnę.

- Czy widzi pan inny związek między Związkiem Sowieckim Józefa Stalina a Cerkwią prawosławną niż łagry dla wiernych i duchownych, tortury, morderstwa, profanację świątyń?

- Raczej nie. Ale musimy rozumieć obawy przedwojennej Polski przed prawosławnymi i Ukraińcami.

Zresztą - zauważył poseł - na tle sąsiadów ze wschodu i z zachodu polska polityka narodowościowa w dwudziestoleciu międzywojennym wypada bardzo dobrze, choć - wiemy - była niedoskonała. Trudno się z takim zdaniem nie zgodzić.

W jego wystąpieniu na posiedzeniu komisji kultury szło zaś tylko o to, by odebrać narodowym oszołomom możliwość wyrzucenia uchwały do kosza. Niech się cała rzecz ucukruje, niech opadną namiętności. Sprawę trzeba mocniej wesprzeć merytorycznie, uzyskać stosowne ekspertyzy i opinie, przełożyć dyskusję na jesień.

A wtedy się zobaczy.

***

Tadeusz Sławecki nie jest już taki pewny, co się na jesieni zobaczy. Komisja ma w planie debaty nad stanem mediów publicznych, będzie dyskutować o wojewódzkich konserwatorach zabytków oraz o innych, o wiele ważniejszych i bardziej pilnych sprawach.

- Nawiasem mówiąc - tłumaczy poseł - nie może być tak, by uchwała skupiała się na rzekomym barbarzyństwie Polaków. Trzeba to silniej zniuansować.

Do zaborów - zdaniem posła - cerkwie prawosławne były kościołami unickimi. Znaczy się - w 1938 r. II RP upomniała się o swoje. A że paskudnymi metodami - poseł nie ma na ten temat zdania.

Powiada za to, że cała rzecz jest bardzo złożona, wymaga namysłu i uwagi. Radzi, bym przestudiował historię polskich męczenników z Podlasia, którzy oddali życie za wiarę [w 1874 r., w wyniku carskiego ukazu o likwidacji Kościoła greckokatolickiego na Chełmszczyźnie, zabito prawie 30 osób].
- To byli Ukraińcy.

- Woleli Polskę niż moskiewskie samodzierżawie - upewnia mnie poseł.
- Metropolita Andrij Szeptycki, zwierzchnik Kościoła greckokatolickiego, potępił burzenie cerkwi.

- Ja, proszę pana, nie jestem talibem. Trafiają do mnie argumenty. Lecz musimy pamiętać, przez kogo została przelana krew męczenników podlaskich oraz że nasz papież wyniósł ich na ołtarze.

Generalnie rzecz biorąc, poseł Sławecki ma raczej złe zdanie o projekcie uchwały.

***

Kazimierz Kutz też nie wsparł wprost posła Czykwina. Dlatego - objaśnia - że wcześniej nic nie wiedział o burzeniu cerkwi, więc uznał, że sprawa warta jest głębszego przestudiowania. Lecz - czuje przez skórę - że to Czykwin ma rację. Przecież nie prosił o nic nadzwyczajnego. Żal to naturalne uczucie, gdy myśli się o zniszczonych świątyniach.

- Sam pochodzę z pogranicza - opowiada - a każde pogranicze to zadawnione, nabrzmiałe tragedie. U nas, na Śląsku, mamy problemy dość luksusowe w porównaniu z tym, co działo się na Wschodzie. Dopiero teraz odkrywam te sprawy.

Lecz - zdaniem Kutza - problem nie leży w projekcie uchwały zgłoszonym przez Eugeniusza Czykwina. Raczej w tym, jak traktujemy swoją historię.

- Nasz kraj - upewnia - jest niewiarygodnie polonocentryczny, nie lubimy innych, obcych, boimy się, że coś nam zabiorą, niech to będzie tylko fałszywa narodowa duma i pycha. Może gorzej jest tylko na Bałkanach. Mamy mentalność oblężonego plemienia, wyznajemy filozofię Kalego. Jeśli Polska kogoś ukrzywdziła, cicho sza, nie będziemy o tym rozmawiać. Dobrze jest tylko wtedy, gdy ten, który krzywdzi, niszczy, burzy, nie jest Polakiem. Bo przecież to nas krzywdzono najbardziej, nas maltretowano, to my jesteśmy ci biedni. Wszyscy - od władzy lewicowej i prawicowej, liberalnej i narodowej do zwykłego obywatela. Dlatego każda inicjatywa mniejszości, choćby absolutnie niewinna i słuszna, jest traktowana jak roszczenie, żądanie. To nas obraża, degraduje, znajdziemy tysiące usprawiedliwień, żeby tylko nie wyrazić żalu, nie przeprosić, nie przyznać się do winy. Polen, Polen über alles. To takie bolszewickie, nienowoczesne, nieeuropejskie. Niby mamy za sobą już 20 lat wolności, lecz pod tym względem nic się nie zmieniło od czasów najgłębszej komuny.

Dlatego - jeśli dojdzie do głosowania nad uchwałą Eugeniusza Czykwina - Kutz będzie za. Choćby miał być jedyny.

***

Elżbiecie Kruk, lubelskiej posłance PiS, chciałem przekazać pewną informację. Parafię greckokatolicką erygowano w jej mieście w 1993 r. Mieści się przy alei Warszawskiej 84, telefon 081 746 93 99. Stało się to na cztery lata przed objęciem diecezji lubelskiej przez arcybiskupa Józefa Życińskiego. Zrazu modlono się w domu modlitewnym. Cerkiew greckokatolicka działa w Lublinie od 2000 r. Proboszczem jest bazylianin, ojciec Stefan Batruch. O ile znam ojca Stefana, to wiem, że panią poseł serdecznie do siebie zaprasza.



Tekst ukazał się w "Gazecie Świątecznej" z dn. 4-5.10.2008