Strona główna > Warto poczytać > Archiwum Opornika > Numer 38 (11/2008)

Bookmark and Share

RŻNIĘCIE W DUPĘ*

Anna Dąbrowska (2009-01-03)

Krzysztof Tomasik i Tomek Kitliński
Fot. Anna Dąbrowska
Więcej fotek w galerii
Tomek Kitliński: Homobiografie to 16 esejów o pisarkach, pisarzach XIX i XX wieku, którzy byli osobami queer, osobami spoza hetero normatywności. Niektórzy i niektóre z nich byli związani z Lublinem. Czyli jest to miasto queer'owe? Ty zaczynasz od Narcyzy Żulichowskiej...
Krzysztof Tomasik: Nie.
T.K.: Tak, ja wiem lepiej. Na samym początku cytujesz Boya, że Narcyza Żmichowska została zamarynowana w cnocie. Żmichowska była więziona w areszcie domowym w Lublinie, więc jaki lepszy związek z tym grodem. Można by wymieniać dalej - Józef Czechowicz, Jerzy Zawieyski, który załatwił swojemu partnerowi posadę na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim (partner został profesorem psychologii na KUL-u). Lublin queerem stoi. Dodałbym jeszcze Tkaczyszyna Dyckiego, wcześniej Edwarda Stachurę. Szkoda, że Marek Hłasko nie bywał tu zbyt często.
Może zacznijmy jednak od kobiet. Obok Narcyzy Żmichowskiej przewija jeszcze jedna kobieta, wielka dama, diva Zofia Nałkowska. Ty w ogóle jesteś specjalistą od Div. Uwielbiasz Kalinę Jędrusik i uwielbiasz Korę.
K.T.: To prawda.
Divy gejowskie, co to znaczy? Dlaczego niektóre kobiety i nawet niektórzy mężczyźni zdobywają cechę divy? Co oni mają takiego w sobie? Próbuje się to jakoś złapać za rękę, że jest to jakaś przesada, poczucie humoru, że to jest takie odgrywanie stereotypowych ról męskich, kobiecych, że te największe divy, czyli Marlena Dietrich czy Judy Garland czy May West oczywiście teraz taką współczesną Divą jest Madonna, że one wszystkie to mają, ale też zawsze pojawia się jakiś kontr przykład - Kate Bush. Właściwie nigdy nie można tego jasno określić. Są też bardzo ciekawe koncepcje skąd to się bierze. Kolejną kontrowersją jest, czy to jednocześnie są divy gejowskie i lesbijskie, na ile można to przełożyć.
Jak byłem dzieckiem strasznie podobała się Kalina Jędrusik. W ogóle uwielbiałem te kobiety, piosenkarki, aktorki z silną osobowością, z przerysowanym imagiem jak Kora.
K.T.: Chciałem powiedzieć “z jajami”. Bo to są takie matki falliczne tak w psychoanalizie by się powiedziało, kobiety mocne, demoniczne.
T.K.: Jajnikami może, to wtedy odzyskujemy jako pozytywny aspekt jajniki.
Małgorzata Ostrowska miała makijaże na pół twarzy, była Kora i inne, np. Gajga, Banda i Wanda. W filmie Celulit klozet jeden z gejów starego pokolenia pytany, jak im się żyło w czasach przed emancypacyjnych, kiedy nie było filmów wprost o gejach, kiedy nie było książek i nie można było tak sobie pójść po prostu na Klatkę dla ptaków odpowiada, że dla nich każdą premierą gejowską był nowy film z Betty Davis.
Początkowo planowałem umieścić w tej książce trójkę osób zdecydowanie heteroseksualnych - Boya, Krzywicką i Nałkowską ze względu na ich związki z osobami homoseksualnymi, ale dla dobra spójności książki zrezygnowałem z tego.
T.K.: Szkoda, bo Boy jako pierwszy użył terminu “mniejszości seksualne” i z taką akceptacją Irena Krzywicka napisała przedmowę do The Well of Loneliness.
K.T.: To wyszło jako Źródło samotności w 1933 roku. Jest to typowa lesbijska książka, za która autorka Radcliffe Hall miała proces w Anglii. Bardzo szybko została przetłumaczona i wyszła, a jednocześnie jakby nie było. Nie zachowała się informacja o tej książce i ona tak właściwie nie istnieje. Nie weszła w obieg recenzencko-publicystyczny. Przedmowa Krzywickiej jest akurat bardzo fajna. Krzywicka też jest moją ulubienicą, divą. Wszystkim, którzy nie czytali jej autobiografii Wyznania gorszycielki polecam, bo jest to znakomita lektura, dowcipne nakreślenie kręgu artystycznego 20-lecia międzywojennego. Krzywicka, mówiąc wprost, nie opierdala się, jeśli ma o kimś coś powiedzieć, to mówi. Ma cudowne określenia, potrafi powiedzieć np. puszczała się na cały regulator. Właśnie ona z Boyem jako pierwsi pisali emancypacyjne teksty, choć nie mieli języka, żeby o tym pisać, robili to po omacku. U Krzywickiej pojawia się np. określenie “mańkut płciowy”.
T.K.: Bardzo potrzeba nam postaci, które burza porządek, sprzeciwiają się homofobii i rzeczywiście te postacie międzywojnia tu mogły by być inspiracją. Ich aktywizm i aktywizm ich pióra, które było takie dosadne i lekkie...
K.T.: Boy był zupełnym gigantem. To jego pójście w tematy zupełnie nie popularne, czyli cała kampania o dopuszczalność aborcji, czy dotycząca prawa do rozwodów, jego teksty na temat homoseksualizmu, na temat brązowników, czyli odkłamywania wielkich postaci rodzaju Mickiewicza, Norwida czy Żmichowskiej, to było zupełnie niesamowite. Ciekawe jest też to, że całą kampanię w międzywojniu na temat homoseksualizmu, która pojawiła się w latach 30-tych zrobili głównie heteroseksualiści to znaczy Krzywicka z Boyem, natomiast środowisko literackie osób homoseksualnych, redaktorów, publicystów, pisarzy i pisarek, dziennikarzy nie włączyło się do tej kampanii, nie zabrało głosu. Publicznie się bali, nie chcieli, aby na nich padło podejrzenie. Natomiast prywatnie w listach, dziennikach przyznawali, że to jest jakaś głupia działalność Boya, jakieś zaglądanie do łóżka. W ogóle nie potrafili tego przełożyć. Dla mnie było to fascynujące i właściwie stąd wzięła się książka - ze zdziwienia. Najciekawsze było pytanie, czy oni stworzyli sobie jakąś tożsamość, czy była to dla niech ważna sprawa, jak to w ogóle działało. Pierwszą też lekturą, która mnie strasznie zdziwiła i to już w liceum były Dzienniki Marii Dąbrowskiej. Dzienniki te tak naprawdę nie zostały jeszcze w całości opublikowane. Nie spodziewałem się, że Dąbrowska opisze cudowne wieczorki lesbijskie, które sobie urządzała, ale myślałem, że będzie tam cokolwiek. Jakkolwiek sproblematyzowanie już nie samej kwestii homoseksualizmu czy biseksualizmu, czy jakiejś seksualnej nie normatywności, czy jakaś próba ułożenia tego, ale, że coś będzie. A tam właściwie nie ma nic. Dąbrowska spędziła 20 lat z kobietą, a jedyne co jest w stanie napisać to, że Anna przyszła albo przyjechała, albo jesteśmy z Anną, ja jestem smutna ona jest smutna, mamy różne problemy albo, że Anulka przytyła i waży teraz nam 130 kg.
T.K.: A jeszcze wycieczki antysemickie.
K.T.: To akurat na szczęście zostało opracowane i przy Dziennikach Dąbrowskiej wypłynęło. Ona miała oczywiście swoich obrońców, którzy mówili, że absolutnie nie była antysemitką, coś tam się jej wymknęło, bo przecież była postępowa. Trzeba powiedzieć, że większość bohaterów tej książki była utożsamiona z taką postępową wręcz lewicą postawą czy postępowym liberalizmem. Byli w kręgu środowiska "Wiadomości Literackich" czyli tego najważniejszego tygodnika liberalnego międzywojnia, gdzie właśnie sztandarową postacią był Boy. To znaczy konserwatyści też są ciekawi do analizy i też się nimi zajmuję, ale o ile jak piszę o Marii Konopnickiej...
T.K.: ... której związek z kobietą trwał 20 lat, Marii Dąbrowskiej też 20 lat i wspomnianego Jerzego Zawieyskiego 35 lat. To może nic dziwnego, że w części Talmudu Misznie związek Dawida i Jonatana jest przedstawiany jako symbol długotrwałej miłości. To zupełnie sprzeciwia się stereotypom o krótkotrwałej ulotnej miłości.
K.T.: Teraz wyszła autobiografia Jerzego Waldorfa, który przeżył 60 lat ze swoim partnerem więc nawet takie są rekordy. Mówiąc poważnie, tu nie ma znaczenia płeć, że tak jak w każdych związkach są dobre i złe, trwałe i nietrwałe. Ja bym się też nie zafiksowywał na tych latach, bo dla mnie ciekawsze jest, jaki to był związek. Dąbrowska o swoim wieloletnim partnerze Stempowskim czy o swoim mężu Marianie Dąbrowskim potrafiła pisać bardzo szczerze w Dziennikach tak o Annie nie potrafiła w ogóle. Z Dzienników Anny Kowalskiej, które niedawno wyszły wynika, że to nie był chyba dobry związek. Zastanawia mnie jednak, jak bardzo na ten związek oddziaływała presja społeczna i kultura, to że one nie miały dla siebie języka aby mówić o swoim związku, to że nie miały pewnych wzorów.
T.K.: Maria Komornicka to niesamowita postać. Cytujesz fragment, kiedy Nałkowska wyznaje, że nie ma w sobie takiego przeczucia, poczucia obłędu, a Maria Komornicka tak i jak wszyscy wiemy zamienia się w Piotra Odmieńca Własta. Ja pamiętam jak w liceum opowiedziałem te historię pod wpływem Transgresji Marii Janion i podkreśliłem, że najpierw żeby zmienić twarz wyrwała sobie najpierw wszystkie zęby. Cała klasa się roześmiała a przecież to miało dać taki dreszczyk ale niesłychanie poważny. I zamienia się w Piotra Odmieńca Własta. Pisały o tym Maria Janion, Brygida Helbicht, niemiecka profesorka literatury, Karolina Krasuska i Izabela Filipiak w Dramacie i Obszarach odmienności.
K.T.: Komornicka funkcjonuje bardziej w kręgu akademickim, jej całkowity powrót jeszcze się nie dokonał. Wiele osób mi mówiło, że dowiedzieli się o niej właśnie z mojej książki lub z "Wysokich Obcasów" i że to niesamowite, że wyrwała sobie zęby. Ona cały czas powraca. Jest to postać dosyć dobrze opisana. I to, w jaki sposób wyłania się z Dzienników Nałkowskiej, jak się pojawia Marynia Komornicka... W momencie, gdy Nałkowska wygłaszała swój słynny wykład na zjeździe kobiet, domagała się swobody praw także erotycznych, Maria Konopnicka ze swoją partnerką oburzone tym wystąpieniem wychodzą. Ale są różne wersje tej historii. Później słyszałem, że Konopnicka wyszła, bo na sali zaczęły się śmiechy na temat jej związku z Dulębianką, a jeszcze jest inna koncepcja, że one wyszły bo dopuszczono kobiety z innego zaboru chyba rosyjskiego i one jako Polski nie mogły się na to zgodzić i musiały wyjść.
Mówiliśmy na temat osób homoseksualnych, które tak właściwie w ogóle się nie włączyły w kampanię Boya i Krzywickiej. Było to dla mnie dosyć przykre, smutne, że nikt nie był w stanie zdobyć się na taki gest choćby prywatnie w listach, pamiętnikach nie mówię tu już o wychodzeniu na ulicę. Natomiast o ile późniejsze osoby były dla mnie zaskakujące negatywnie, o tyle jak zacząłem badać życiorys Marii Konopnickiej zostałem zaskoczony na plus. Ona była dużo ciekawszą i barwniejszą postacią niż ją się próbuje zrobić niż ona sama siebie próbowała zrobić. Była poetką, która chciała utrzymywać się z pisania i wizerunek wieszczki był jej potrzebny do tego, żeby mieć zamówienia, żeby pisać, więc to była pewna strategia. Dowiedziałem się nie tylko o jej związku z Dulębianką, który był bardzo ciekawy, bo w końcu Dulębianka też była fascynującą postacią, jedną z pierwszych emancypantek i happenerek. Ponieważ kobiety nie miały praw wyborczych, postanowiła, że będzie kandydować. Zrobiła całą swoją kampanię jako kandydatki do sejmu nie mogąc kandydować. Było to symboliczne - chodziło o zwrócenie uwagi na ten problem. Dulębianka była typem lesbijki butch. Konopnicka związała się z taką kobietą i była dość blisko z ruchem feministycznym. Wydawała pismo feministyczne „Świt”, które byłow rozkroku między liberalizmem a konserwatyzmem. Zaskakujący był też jej stosunek z kościołem i kręgami narodowo-katolickimi. Zadziwiające, że odmówiono Konopnickiej katolickiego pogrzebu, ponieważ była uważana za heretyczkę, która nie żyła z zasadami kościoła katolickiego, a pismo endecko-katolickie w ogóle zwalczało ją niemal do śmierci! Przy okazji jakiegoś jubileuszu dostała ten słynny dworek w Żarnowcu. Z tym też wiąże się wiele ciekawych historii. Znajomy, którego babcia pochodzi z Żarnowca opowiadał, że chodziły tam takie plotki, że Maria Konopnicka uwielbiała opalać się nago. Biorąc pod uwagę, że dostała ten dworek mając 63 lata, uważam, że ona mogła być dużo ciekawszą postacią niż my sobie wyobrażamy.
T.K.: Jej twórczość przecież nie zawiera tylko tego niedoszłego hymnu Rota czy opowieści O krasnoludkach i sierotce Marysi. Są tam przecież zupełnie impresjonistyczne sonety z Italii.
K.T.: Ja zajmuję się biografią i szczerze nie zazdroszczę osobie, która będzie się przedzierać przez całą twórczość Konopnickiej, żeby coś tam odkryć, ale nie wątpliwie jest to potrzebna praca i zachęcam do niej wszystkich.
W przeglądzie katolickim tak scharakteryzowano jej debiut: “Myśl jej jest bezbożna i bluźniercza. Na kruchej podstawie kilku faktów odpowiednio przeinaczonych w rymach swoich rzuciła ona kościołowi raz jeszcze nędzną zniewagę, jaką wielokrotnie rzucali nań jego wrogowie. Nowością w tej zniewadze nie jest myśl sama tylko sama złość”. W tej chwili Konopnicka jest sztandarem kręgów "Naszego Dziennika".
T.K.: Nie prawda. Konopnicka jest przecież sztandarem gender studies w Warszawie - Gender Studies im. Marii Konopnickiej i Marii Dulębianki.
K.T.: Pod tym kątem ona się ciągle musi przebić. Mam wrażenie, że została oddana "Naszemu Dziennikowi" i myślę, że jest to nie słuszne.
T.K.: Mówimy o Mariach. Maria Komornicka, Maria Konopnicka, Maria Rodziewiczówna. I znów ta dychotomia butch-famme.
K.T.: Moje zainteresowanie Rodziewiczówną wzięło się stąd, że na wystawie „Polka” zobaczyłem jej zdjęcie i pomyślałem: to jest naprawdę transgresja. Najwięcej dla Marii Rodziewiczówny można by zrobić wydając album jej zdjęć. Zdjęcia mówią wszystko. Ciekawi mnie, jak ona była odbierana z tym swoim wyglądem butch? Czy był to kod czytelny dla lesbijek, dla innych? Mam wydania jej książek sprzed wojny, gdzie publikowane są jej zdjęcia. Nie było tak, że nikt nie wiedział, jak wygląda. Jak to się stało, że funkcjonowała tak długo, zupełnie na luzie? Jak to się stało, że Maria Komornicka w 1907 roku za spalenie sukni i przywdzianie, właściwie nie przywdzianie tylko zażądanie męskiego stroju została zamknięta w domu dla obłąkanych, a Rodziewiczówna nie żądała tylko sama obcięła się na jeża, chodziła w męskich ubraniach, była głową domu, nigdy nie wyszła za mąż, a jednocześnie była tak popularną pisarką, masową. Nazywano ją nawet żeńskim Sienkiewiczem. Nakłady jej książek były niesamowite.
Śmieszyły mnie reakcje na moją książkę, zarzuty, że robię lesbijki z poczciwych kobiet, że one by sobie tego nie życzyły.
T.K.: Cztery Marie, a teraz dwóch Iwaszkiewiczów, Jarosław i Anna.
K.T.: Jeśli samą wartością byłaby ilość lat przeżytych razem, to jest to modelowy przykład idealnego związku, bo o ile się nie mylę przeżyli razem 50 lat, w 24 roku wzięli ślub, a w 79 Anna Iwaszkiewicz zmarła. Wiele osób pytało, dlaczego Anna ma osobny rozdział, dlaczego nie jest razem z Iwaszkiewiczem. Chciałem ją w jakiś sposób odzyskać. W ogóle miałem początkowo zamiar, żeby w książce było tyle samo kobiet i mężczyzn. To się po prostu nie udało, bo kobiety później wchodziły w sferę publiczną. Nawet na przykładzie tych 6 kobiet, które badałem widać, że ich seksualność była bardziej zablokowana. O ile faceci z międzywojnia też są jakoś zblokowani, nie ma jeszcze ekspresji w opisywaniu swojej tożsamości, faktów ze swojej seksualności to u kobiet jest to jeszcze o punkt niżej. Straszna jest ta niewidoczność. Druga sprawa, która bardzo mnie interesowała to małżeństwa homoseksualne. Ponieważ nikt nie deklarował się jako homoseksualista, były tylko same czyny homoseksualne. Z twórców urodzonych pod koniec XIX wieku właściwie poza Szymanowskim i Lechoniem, większość weszła w związki małżeńskie.
Anna Iwaszkiewicz jest dla mnie smutnym przykładem zblokowania również jako kobiety. Iwaszkiewicz pisał, że miała pociąg do kobiet, zdawał sobie sprawę z jej biseksualizmu, który ona w sobie totalnie zdusiła, poszła w dewocję.
T.K.: A może w mistycyzm?
K.T.: Anna opisuje swój romans z kobietą w swoim dzienniku. Jest to jeden z ładniejszych fragmentów, pięknie opisane, kiedy ewidentnie przeżywa moment euforii, zakochania: poznałam “dziwną, czarowną, niezapomnianą kobietę” ciągle mam przed oczami jej ręce i oczy, i ciągle sobie zadaje pytanie co to znaczy. Bardzo prosto odpowiedzieć, co to znaczy. W momencie, kiedy odkryła Morską [Marię - red.], odkryła też, że jest biseksualna i totalnie się zblokowała. Pobiegła do księdza i on jej powiedział: dziecko strzeż się bo ona może pociągnąć cię na drogę, której się nawet nie spodziewasz.
Po Morskiej nie zostało nic, choć była barwną postacią, deklamatorką Skamandra, kochanką Słonimskiego, niedoszłą kochanką Anny Iwaszkiewicz. W czasie wojny we Lwowie ukrywała się w jednym pokoju z mężem i kochankiem u kobiety, która się w niej kochała. Irena Krzywicka opisała to w zbiorze z 1969 roku Mrok, światło i półmrok. Z opowiadania Krzywickiej wynika, że ona choć kokietowała mężczyzn, bardziej pociągały ją kobiety.
T.K.: Wróćmy do Iwaszkiewicza. Zafrapował mnie fragment o przesądach na temat homoseksualizmu, że homoseksualizm postrzega się tylko jako “rżnięcie w dupę” i kojarzy się po prostu z gównem. Jest to niesamowita diagnoza. Jak wiadomo od starożytnego homoseksualizmu w Grecji stosunek analny wcale wówczas nie dominował i przywołuje mowę Sokratesa do Alcybiadesa jak obcowanie dwóch mężczyzn może być niesamowite i stanowić źródło sublimacji. Myślę, że ten fragment jest niesłychanie ważny, żeby zwalczać stereotypy. W roku 1980 Andrzejewski pisze o homofobii jako chorobie. Diagnozuje homofobię jako ciężką chorobę. Jest to aktualne do dziś i nie skreślimy chyba tej choroby z listy.
K.T.: Ale uczciwie trzeba powiedzieć, że on chyba jednak coś innego rozumiał pod pojęciem homofobia niż my. Ale jeśli chodzi o Iwaszkiewicza, jest on trochę ograny pod kątem homoseksualizmu, bo gdy tylko pojawia się ten temat, pojawia się też jego nazwisko. I to nie chodzi o to, że pięknie pisał, że to niedopowiedzenie w jego sprawie jest pięknem. Pojawiły się też zarzuty, że odzieram człowieka z tego piękna. Właściwie to oni nie mogli się wyrazić i przez to byli dyskryminowani. Ale dzięki temu, że tak cierpieli, powstały piękne utwory. Dla mnie jest to przerażające. Myślę, że trzeba ułatwiać życie, bo powody do dręczenia ludzie sobie znajdą i tak. Jeśli chodzi o Iwaszkiewicza, zgłosiła się do mnie pani ze Stawiska, powiedziała, że przyszedł do niej roztrzęsiony człowiek, syn byłego kochanka Jarosława Iwaszkiewicza, który o całej sprawie dowiedział się z moich tekstów, co było dla niego szokiem. Iwaszkiewicz miał romans wojenny, który trwał tylko przez jakiś czas, a potem kochanek Iwaszkiewicza się ożenił i jakoś to się zakończyło. Iwaszkiewicz miał bowiem inną wielką miłość. Potomek pytał, w jaki sposób można usunąć nazwisko jego ojca. Smutne. Nie było chęci zrozumienia, raczej chęć zakłamywania. Napisałem to nazwisko nie dlatego, że sam na nie wpadłem, przedrukowałem fragment, który był opublikowany w “Twórczości”.
T.K.: Potrzebujemy mobilizacji przeciw owej chorobie homofobii.
K.T.: Nazywanej dyskrecją...
K.T.: Szacunkiem. Bardzo często pojawia się pytanie, czy oni by sobie życzyli. To jest absurdalne w tym sensie, że jeśli się zadaje takie pytania, to nie ma sensu się brać za jakąkolwiek biografię. Ludzie często próbują ukrywać swoją datę urodzenia, czasem nawet pierwsze imię. Chodzi raczej o nienormatywność seksualną.
T.K.: Heteromatrix.
K.T.: Tak naprawdę chodzi o zachowanie heteromatrixu. Podaję przykład Gombrowicza, który miał inne pierwsze imię. Ukrywał je, ale czy w związku z tym pisząc jego biografię powiemy, że sobie tego nie życzył? Może więc nie warto tego pisać? Poza tym datę urodzenia też ukrywał.
T.K.: No to diva.
K.T.: Diva.
T.K.: Chciałem wspomnieć Zawieyskiego, nieznany epizod wielkiej odwagi. Jerzy Zawieyski umieszcza na KUL-u swojego wieloletniego kochanka. Jest posłem na sejm PRL i w 1968 roku w trakcie fali wyrzucania Żydów z Polski i tłumienia buntu studenckiego jako jedyna osoba występuje przeciwko tym działaniom z trybuny sejmowej.
K.T.: I płacił za to sporą cenę, właściwie życie. Usunięto go. Na fali odwilży w związku z dojściem Gomułki do władzy zaczął obracać się w kręgach katolickich - "Więź", "Tygodnik Powszechny". Miał wcześniej zakaz publikowania, ale w związku z odwilżą się stał bardzo ważną postacią. Został pośrednikiem między kościołem a partią, między Gomułką a Wyszyńskim. Idealizował i Gomułkę, i Wyszyńskiego. Uważał, że ma misję do spełnienia. Przeżył okres ponad 10-letniej prosperity. Zaczął być wydawany. Powstały dwa filmy z jego powiadań. Dostał piękne mieszkanie na Brzozowej z widokiem na Wisłę, willę w Konstancinie, szofera. Jednocześnie był obecny wieloletni partner Trębaczkiewicz...
T.K.: Kulawiec.
K.T.: Jest to bardzo niejednoznaczna postać - jednocześnie katoliki, homoseksualista, Żyd. Ale to wszystko u niego dobrze współgrało. Jak się zabierałem za Zawieyskiego, zastanawiałem się, czy ja tutaj coś znajdę? Na ile katolicyzm był dla niego przeszkodą? Jak się okazało, był problemem bardzo niewielkim. Znalazłem coś, co ktoś podsumował...
T.K.: Ciotka boska częstochowska, może to mu się podobało. Tak nazywano Lechonia.
K.T.: Łączył wiarę z homoseksualizmem. To nie był problem. Wtedy Kościół tego tematu nie poruszał, miał inne zmartwienia.
T.K.: Teraz nadrabia te błędy i wypaczenia.
K.T.: Ale Wyszyński bywał w tej willi w Konstancinie, znał Trębaczkiewicza, musiał wszystko wiedzieć. Obaj bywali u różnych księży. Myślę, że najlepiej na pytanie, jak łączył homoseksualizm z katolicyzmem odpowiedział Krzysztof Mentrak, który napisał: "Najpierw adorował jakiegoś chłopca, potem mówił a teraz się pomodlimy”.
T.K.: A ja chciałbym powtórzyć tę modlitwę, którą pewna “pracownica Kościoła” podsumowała tę całą homofobię współczesną Kościoła. Sama się nazywała “pracownicą Kościoła”. Chodzi mi o Józefę Hennelową. W “Wysokich obcasach” powiedziała, że...
K.T.: ... że wiedzieliśmy o Stasiu [Trębaczkiewiczu - red.], ale przecież nie pojawiał się, znaczy siedział w Krakowie. Siedział sobie w swoim domku, a Zawieyski jak przyjeżdżał to sam. Hennelowa nie zdawała sobie chyba sprawy, że wygłasza, uwzniośla hipokryzją szklaną szafę. Oni wiedzieli o nim. Wszyscy udawali, że tego nie ma, więc tego nie było. Ona to sprzedawała jako model, który ma być wzorcowy, co jest rzeczywiście szokujące. W ogóle jej wywiad w “obcasach” był dość szokujący.
T.K.: Kobieta nie może zostać księdzem katolickim, bo wygadałaby tajemnicę spowiedzi. Jak wiadomo kobiety są plotkarkami według “pracownic Kościoła”.
K.T.: Powiedziała, że kobiety mają inną konstrukcję psychiczną i z tego powodu tajemnica spowiedzi nie mogłaby być im powierzona.
Właściwie ta książka jest wymierzona przeciw tej obłudnej dyskrecji, bo reakcje na ten długotrwały romans Zawieyskiego ze Stasiem przecież były też całkiem ciepłe, akceptujące. Inni kiedy byli w ich mieszkaniu, wyczuwali tam swoiste ciepło i jakiś optymizm.
T.K.: Dąbrowska pisała, że mimo, że jest to męski dom, jednak wyczuwa się dużo ciepełka. Muszę jeszcze jedną osobę zaatakować - Joannę Siedlecką, której książki “Czarny ptasior” i inne to są po prostu kicze, których nie powinno się cytować. Ona wymyśliła pedofilski sposób uwodzenia owego Stasia przez Zawieyskiego, co ty zdekonstruowałeś, bo się okazało, że była różnica ośmiu lat pomiędzy nimi.
K.T.: Siedlecka pisze, że Zawieyski “zawładnął dzieckiem”, ściągnął do miasta chłopca.
T.K.: Zofii Nałkowskiej dwa tulipany wręczył w czasie wojny.
K.T.: Ona miała dwa romanse z homoseksualistami. Romanse, nie romanse. Z Szymanowskim i z Zawieyskim.
T.K.: Można by dodać Brunona Schulza jako osobę niekonwencjonalną seksualnie.
K.T.: Ona w ogóle była taką “matką gejów”. Homoseksualiści do niej lgnęli. Było ich więcej, przyjaźniła się z Tadeuszem Brezą, z Wilhelmem Machem. To jest też właściwie smutne te jej romanse, bo z tego wynika, że Zawieyski w ogóle jej o swoim homoseksualizmie nie powiedział. Była zupełnie niekumata w tych sprawach, zupełnie nie wyczuwała.


*Cytat z Dzienników Jarosława Iwaszkiewicza z dn. 7 stycznia 1958: "Jakież szczęście, że mogłem mu dać tyle i że on mógł mi dać tyle. Dancingi w Tivoli i ucieczka wśród gasnących lampionów - jakież to piękne. I nikt tego nie rozumie, tej radości i tego szczęścia. Wszyscy myślą, że to polega na rżnięciu w dupę!".

Oprac. Anna Dąbrowska i Paulina Siembida



Komentarze
Aby dodać komentarz pod własnym nazwiskiem musisz się zalogować, lub napisać pod tymczasowym nickiem (wymaga aktywacji)

Nick:Komentarz:
Brak komentarzy