Strona główna > Warto poczytać > Archiwum Opornika > Numer 29 (2/2008)

Bookmark and Share

TU SIĘ URODZIŁAM

Joanna Stachyra (2008-03-02)


Bełżyce, tu się urodziłam. Stąd co piątek i co wtorek moja babka przywoziła z targu macę. Nie lizaki czy ciepłe lody, ale właśnie macę. Miałam wtedy kilka lat. Babka mówiła, że to żydowskie jedzenie. Żydowskie-nieżydowskie, smakowało. Wtedy nie wiedziałam jeszcze, że w Bełżycach dawno Żydów już nie ma.
Parę lat później babka opowiadała historie: o Józku, za którego powinna była wyjść za mąż zamiast za mojego dziadka. O pracy w fabryce czekolady we Francji jeszcze przed wojną. O dziedzicu Dąbrowskim, co miał dziecko z dziewczyną, która przychodziła służyć we dworze. Mówiła też o Żydach. Dużo było tych historii, często niepochlebnych dla Polaków. O Żydzie, który miał sklep na sąsiedniej wsi i kiedy nastała wojna, dał towar na przechowanie jednemu z gospodarzy a sam gdzieś zniknął. Po wojnie wrócił po swoje, ale gospodarz nie wpuścił go do domu. O Żydówce ukrywającej się u sąsiadów do czasu, kiedy zrobiło się niebezpiecznie i kazali jej sobie iść. Z tych historii zostały mi tylko strzępy - ktoś, kiedyś, jakieś, gdzieś. Prawie żadnego konkretu poza jednym epizodem z Ruchlą. Ruchla przez pewien czas tułała się po ludziach razem z mężem i dwójką dzieci, chłopcem i dziewczynką. Było ciężko, więc pewnego dnia kupiła dzieciom cukierki na drogę, pokazała gościniec do Bełżyc i kazała iść. Pocieszała się, że po rozdzieleniu łatwiej będzie wszystkim przeżyć. Nie wiem, co stało się z Ruchlą. Dzieci zginęły w Bełżycach.
Moja babka nie żyje od kilku lat. Nie mam już kogo zapytać o Ruchlę. Nie wiem nawet, czy rzeczywiście ją znała, czy tylko opowiadała to, co zasłyszane.

Od stycznia co drugi piątek jeździmy do Bełżyc na warsztaty dla młodych ludzi. Jeszcze się poznajemy, badamy, usiłujemy zapamiętać swoje imiona. Mamy coś wspólnie zrobić, ale na razie otwarte pozostaje pytanie: co. Na pewno ma to dotyczyć Bełżyc, ich historii i ludzi, którzy tam mieszkali.
Ostatnio dziewczyny (koledzy woleli zająć bezpieczną pozycję obserwatorów) rysowały mapę miasta. Ulice, swoje domy, starą i nową kanciapę koła teatralnego oraz wszystkie „groszki” w miasteczku. Wyszedł z tego całkiem fajny plan Bełżyc. Tych oswojonych, codziennych, tu i teraz. Dobry punkt wyjścia do tego, by drążyć.
Po co to wszystko? Chcielibyśmy, aby Bełżyce były kolejnym miejscem (po Kocku), do którego we wrześniu trafi wystawa powstająca w ramach projektu „Światła w ciemności. Sprawiedliwi Wśród Narodów Świata”. Przed wojną mieszkała tu duża społeczność żydowska, a jeszcze wcześniej było to miasto przyjazne różnowiercom. Dziś niewiele z tego zostało, przynajmniej na pierwszy rzut oka, stąd pomysł, by przyjrzeć się bliżej historii Bełżyc, tej wielokulturowej, a może po prostu ludzkiej. A potem opowiedzieć o niej. Po swojemu.

*Na warsztaty do Bełżyc jeżdżą: Alicja, Ola, Piotr, Justyna i ja.