Strona główna > Warto poczytać > Archiwum Opornika > Numer 29 (2/2008)

Bookmark and Share

MÓWISZ ŁADNIE BARUCH

Anna Dąbrowska (2008-03-07)


Nikt nie lubi starych ludzi. Wciskają się w kolejki, nie znoszą głośnej muzyki i krzyku małych dzieci. Wychodzą w godzinach wczesnopopołudniowych, zasiedlają parki, apteki, przychodnie. O tej dziwnej porze dnia pełno ich w autobusach. Siedzą patrząc się głucho w przestrzeń za oknem, bacznie obserwują młodszych pasażerów, klepią zdrowaśki pod nosem. Zanim nadejdzie pora powrotów ze szkoły, pracy, kółka teatralnego i kursu tańca, znikną, zapadając się w ciemne czeluście zakurzonych pokoi. Jeśli mają odwagę, włączą telewizor kupiony dwa lata temu przez zięcia guzikiem, który pokazała im starsza wnuczka.

Odchodzą zanim na dobre zaczną korzystać z uroków emeryta. Choć podobno to żaden urok, żadna frajda. Od czasu do czasu przyśni się blond włosa roześmiana dziewczyna stojąca na balkonie. Czasem ręce zaświerzbią za jakąś robotą. Wulgarne graffiti na ścianie bloku, do którego wbrew zaleceniom i własnemu poczuciu trzeba było się wprowadzić. Półnagie kobiety skaczące w rytm dzikiej muzyki. Ekscytujące życie młodego małżeństwa spod siódemki. Trzeba jeszcze podlać kwity. Ufff. Trzeba jeszcze podlać kwiaty. Trzeba.

Pan Cogito jest stary. Zbigniew Zapasiewicz jest stary. Z gorzką ekscytacją starsza część widowni patrzy, jak trzęsą mu się ręce. Młoda, przyprowadzona przez ambitną, idealistyczną w zamyśle nauczycielkę pisze esemesy i rechocze zatykając usta palcami. Starego Zapasiewicza mówiącego słowami starego Pana Cogito słuchać jest przyjemnością trudną. Trudno mu nie uwierzyć. Trudno z nim polemizować. Trudno się z nim nie zgodzić. Trudno go nie wysłuchać do końca. Wymusza na mnie konieczność uważnego słuchania. Bo już nie powtórzy, żebym mogła zapamiętać bardziej.
Wszyscy znamy te strofy. Niektórzy przypominają je sobie z trudem zagłębiając się w pamięć, w czas kiedy było się młodszym, kiedy siedziało się w ławce z tęsknotą wyglądając przez okno. Jeszcze mniej wyraźne były wtedy. Jeszcze mniej przekonywały nas znajome zabiegi pani od polskiego. Starość znaczyła dla nas jeszcze mniej. Zamykało się oczy i starało się nie oddychać. Policzek prababki przybliżał się niebezpiecznie, gotów w każdej chwili zaatakować. Pocałunek na chłodnej, pergaminowej powierzchni. Teraz już można odetchnąć, drżącymi z niepokoju rękami otworzyć czekoladowe cukierki.

Codziennie wyrywam sobie garść siwych włosów, które mimo moich zabiegów, wciąż odrastają. Nic poza tym. Mam dopiero 25 lat.
Nie wiem za bardzo o ludziach starych. Kiedy spotykam się z nimi, siadam koło nich, patrzę się na nich, zadaję pytania o czas, kiedy starymi nie byli. Cofam ich w tamten czas i tamte uczucia, tamte emocje, kiedy byli młodzi, odważni, kiedy mogło się jeszcze wiele wydarzyć. Staram się jeszcze słuchać o bólach kręgosłupa, dusznościach, koślawych stawach, o tym, czego już nie można, że drogie leki, że ludzie niemili, że nie rozumie się świata z wiadomości. W ich oczach nie jestem jednak równorzędną rozmówczynią. Moje doświadczenie starości ogranicza się do posiadania dwóch babć i jednego dziadka, pochowaniu dwóch prababć i dwóch pradziadków. To z bliska. Jest jeszcze kilka cioć. Dziwnie są jednak aktywne, zawstydzone swoim powoli starzejącym się ciałem, unikają opowieści, co ich dziś boli i dlaczego mam wyłączyć tą muzykę. Chętnie słuchają. Zawsze mają własne zdanie. Trudno je zmienić. Jeszcze trudniej do czegoś przekonać. Komputer nie jest dla nich ciałem obcym. Jedna z nich uwielbia Herberta.

„dziękuję Ci Panie że stworzyłeś świat piękny i różny...” I oklaski.

Fragm. wiersza „Pan Cogito opowiada o kuszeniu Spinozy”.



Komentarze
Aby dodać komentarz pod własnym nazwiskiem musisz się zalogować, lub napisać pod tymczasowym nickiem (wymaga aktywacji)

Nick:Komentarz:
Brak komentarzy