Strona główna > Warto poczytać > Archiwum Opornika > Numer 30 (3/2008)

Bookmark and Share

FUZJA RADYKALNYCH ANTYSEMITÓW Z KOMUNISTAMI

Anna Dąbrowska (2008-03-22)

Strona 6
Więcej fotek w galerii
Strona 7
Więcej fotek w galerii
Wokół marca 1968.
Spotkanie z dr Dariuszem Libionką

Żeby wejść w temat Marca można zacząć od początku, można zacząć od końca i można zacząć od środka. Od jego bezpośrednich lub długofalowych przyczyn, przebiegu lub bezpośrednich czy długofalowych skutków. Jest to najbardziej skomplikowany i trudny w interpretacji kryzys polityczny w powojennej Polsce. Ma on wiele najróżniejszych odbić, odgałęzień, kontekstów, aspektów. Ale my musimy wyjść od czegoś bliższego - pytania, o powód mojej tutaj obecności. Byłem już na świecie, kiedy "wydarzenia marcowe" miały miejsce, ale nic z tego okresu nie pamiętam. Nie jestem więc żadnym świadkiem historii. Będę mówił jako historyk z jednej strony, ale też jako osoba nie do końca obiektywna, ponieważ dla wielu osób z mojego kręgu, moich nauczycieli, znajomych, przyjaciół kontekst marcowy jest sprawą ważną generacyjnie.
Graf. Jakub Budzyński
Więcej fotek w galerii
W ogóle mówienie o historii w kontekście rocznicowym nie może nie być pozbawione podtekstów - w przypadku Marca podobnie, jak choćby w przypadku 1981 roku grudnia czy historii "Solidarności", żyją świadkowie, żyją bohaterowie, żyją też statyści. Jeśli czytacie prasę i oglądacie telewizję, widzicie próby tworzenia obrazu Marca na użytek bieżącej polityki. Czasami wychodzi to lepiej, czasami gorzej, czasami kuriozalnie, jak w przypadku nie zaproszenia Adama Michnika czy Henryka Szlajfera do pałacu prezydenckiego. Obaj są postaciami niezmiernie istotnymi dla tej historii, ponieważ od ich aresztowania uruchomiony został pewien proces, nastąpił społeczny wybuch, który wyrwał się spod kontroli. Mój "ulubiony" poseł Suski z PIS w TVN 24 powiedział, że właściwie zaproszono tylu kombatantów na to spotkanie Marcowe do prezydenta, i tak wielu odznaczono, więc jeśli nie było dwóch, to właściwie nic się nie stało. Nie ma żadnego problemu.

Marzec 68 jawi mi się jako wydarzenie, które pojawia się mniej więcej w połowie historii PRLu. Narosła wokół niego olbrzymia literatura. Cieszy się autentycznym zainteresowaniem historyków. Zwłaszcza po 1989 roku, kiedy zniknęła cenzura i pojawił się lepszy dostęp do archiwów. Jedną z najnowszych prac napisał Jerzy Eisler, historyk z Instytutu Historii PAN. Jego wydana w zeszłym roku książka traktuje jednak nie tylko o "wydarzeniach marcowych", co o polskim roku 1968. Taki zresztą nosi tytuł. Bo "wydarzenia marcowe" są częścią większej całości. Mimo olbrzymiej objętości synteza ta nie wyczerpuje jeszcze problemu. Autor stawia szereg pytań i hipotez, bo mimo upływu lat pewne kwestie są przebadane lepiej, inne gorzej.
Nie istnieje Marzec jednak w pamięci zbiorowej. Z sondażu zleconego przez "Gazetę Wyborczą" wynika, że ponad 80% młodych ludzi nie wie, z czym mamy do czynienia. I to jest paradoksalna sytuacja. Z jednej strony jest olbrzymia literatura na temat Marca, a z drugiej kompletna ignorancja.
Spotkanie z Dariuszem Libionką. Prowadzi Anna Dąbrowska.
Fot. Sabina Gołębiowska
Więcej fotek w galerii
Rok 1968 pod wieloma względami stanowi istotną cezurę w dziejach PRL. Jak już mówiłem przed chwilą powszechna wiedza o Marcu jest niewielka. Ale z czymś się przecież kojarzy. Z jednej strony z Adamem Mickiewiczem i jego Dziadami, z rolą Gustawa Holoubka, z największym w powojennej Polsce protestem studenckim. Z drugiej strony z kampanią antysemicką, która była szokiem niewiarygodnym. W PRL może nie zdawano sobie z tego sprawy, ale polskie środowiska emigracyjne patrzyły na to, co się tutaj dzieje z przerażeniem. Jeden z historyków nazwał to największą antysemicką kampanią w Europie po upadku III Rzeszy. To niewątpliwie trafna obserwacja. I że to wydarzyło się w Polsce, gdzie dokonał się Holocaust, ma niestety swoją wymowę. Skutkiem tej kampanii był kres żydostwa polskiego. Resztka Żydów, czy Polaków żydowskiego pochodzenia wyjechała. Zostało kilka tysięcy osób. A potem jeszcze polski udział w inwazji na Czechosłowację.

KOSMICI
Ania: Pamiętam, w szkole jak rozmawialiśmy o roku 68 podano właśnie te trzy wydarzenia, które pan przed chwilą wymienił, ale one były bardzo odseparowane od siebie. Nie podawano nam żadnego związku. Były odizolowane od siebie. Jak bardzo te wydarzenia są ze sobą powiązane?
Zwróćmy uwagę na szerszy kontekst "wydarzeń marcowych" - rodzącą się kontrkulturę czy bunty młodzieżowe w zachodniej Europie i w USA. 10 marca 2008 roku odbyła się debata między Danielem Cohn-Bendit’em, jedną z najważniejszych postaci paryskiego maja i Adamem Michnikiem. Ich wspomnienia na temat tego, co robili i myśleli w 1968 roku były częściowo zbieżne, a częściowo całkowicie odmienne. Polska, PRL w 68 roku była bardzo dziwnym krajem. Był to kraj, zresztą jak każdy "demokracji ludowej", w dużym stopniu odseparowany od tego, co się działo na świecie. Niektóre książki, pisma, idee, myśli docierały szybciej, inne wolniej. Bariery najlepiej widać na przykładzie popkultury, na którą PRL był impregnowany. Było Radio Luksemburg - nadawało na krótkich, rodziła się wtedy Trójka, ale radio z UKF było bardzo rzadkim sprzętem w polskich domach. Programy realizowane przez telewizję były nie tylko zgodne z linią propagandową, lecz w porównaniu z panującymi w świecie trendami anachroniczne. W kwietniu 1967 roku przyjechali Rolling Stones do Warszawy. I to było spotkanie z kosmitami. Z jednej i z drugiej strony. Piotr Osęka, który napisał niedawno książkę o Marcu, cytuje wspomnienia perkusisty Stones’ów z jego pobytu w Warszawie. To, co zobaczył, Amerykanom po prostu nie mieściło się w głowach. Koncert odbywał się w Sali Kongresowej, w tej samej sali, gdzie występował Gomułka, gdzie odbywały się wszystkie zjazdy partyjne, występy zespołu "Mazowsze" itd. To był szok zupełny. Stones’i, którzy mignęli tutaj, byli jednym z ostatnich jaśniejszych epizodów w okresie tzw. "małej stabilizacji".

Zobacz także

Marzec - trudna historia (Programy)

Spotkanie z Dariuszem Libionką (Aktualności)

Marzec '68 (Linki)

Spotkanie z Jerzym Rachwaldem (Programy)

Spotkanie z Dariuszem Libionką (Programy)

Spotkanie z J. T.Grossem (Programy)

Trudna historia -T. Pietrasiewicz (Programy)

Spotkanie z Dariuszem Libionką (Multimedia)

WOJNA
5 czerwca 67 roku trzy tygodnie po koncercie Stonesów rozpoczął się konflikt na Bliskim Wschodzie - wojna, która przeszła do historii pod nazwą "sześciodniowej". Izrael odniósł spektakularne zwycięstwo nad państwami arabskimi, które były w sojuszu ze Związkiem Radzieckim i z całym obozem. Ten konflikt odbił się bardzo silnie w Polsce i stał się właściwie preludium Marca. Triumf Izraela spowodował popłoch w Moskwie. W ciągu kilku dni Leonid Breżniew zwołał na Kremlu spotkanie przywódców "bratnich partii" komunistycznych i nie tyle zażądał, ile wymógł na pewne zdecydowane działania wobec Izraela. Związek Sowiecki zerwał jako pierwszy stosunki dyplomatyczne z Izraelem. W ciągu kilku dni za jego przykładem poszły inne kraje socjalistyczne za wyjątkiem Rumunii. Władysław Gomułka, I sekretarz PZPR, posunął się w wychodzeniu naprzeciw towarzyszom sowieckim najdalej. Sytuacja była o tyle paradoksalna, że relacje między Polską a Izraelem choć nie były rewelacyjne, w porównaniu z innymi państwami komunistycznymi były zupełnie przyzwoite.

OBSESJA
Po przyjeździe z Moskwy na Gomułkę czekały materiały przygotowane przez Służbę Bezpieczeństwa, którą kierował generał Mieczysław Moczar (od 1964 roku minister spraw wewnętrznych). Od dłuższego czasu SB rozpracowywała społeczność żydowską w Polsce, inwigilowała instytucje żydowskie i ambasadę izraelską. Była to instytucja przesiąknięta antysemityzmem. Z meldunków SB wynikało, że część społeczeństwa polskiego jest nielojalna wobec partii, wobec Związku Sowieckiego, wobec socjalizmu i najwyraźniej cieszy się ze zwycięstwa Żydów wspomaganych przez USA i RFN. Gomułka miał obsesję na punkcie "imperialistów amerykańskich" i "rewizjonistów z Bonn". Dostał raporty mówiące o przyjęciach z okazji izraelskiego zwycięstwa, wznoszeniu toastów za zdrowie Mosze Dajana (naczelny dowódca armii izraelskiej). Z dzisiejszego punktu widzenia rewelacje te plasują się na poziomie słynnego lądowania Talibów w Klewkach. Ale Gomułka bardzo się tym przejął. 19 czerwca na kongresie Związków Zawodowych wygłosił długie przemówienie  poświęcone kryzysowi na Bliskim Wschodzie. Postawił w nim tezę o nielojalności Polaków pochodzenia żydowskiego wobec PRL. I wygłosił napomnienie, że "każdy powinien mieć tylko jedną ojczyznę". Antoni Słonimski, skomentował to później pytaniem: "ale dlatego ma być nią Egipt?". W wypowiedzi Gomułki pojawiła się groźba, a to jest bardzo ważne dla zrozumienia dalszego ciągu zdarzeń, że nie pozwoli na powstanie w Polsce "piątej kolumny". Co prawda, z wydrukowanego następnego dnia w "Trybunie Ludu" tekstu wystąpienia sformułowanie to, za sprawą interwencji kilku członków Biura Politycznego, wypadło. Było ono jednak transmitowane w telewizji i radiu. W polskiej propagandzie, wzorowanej na sowieckiej, pojawiły się silne wątki antyizraelskie. Porównywano armię izraelską do Wermachtu czy SS, a jej działania zbrojne do metod hitlerowskich. Wyrażenie "piąta kolumna" miało wywoływać skojarzenia obecnej sytuacji z wrześniem 1939 roku. Natomiast dla komunistów "piąta kolumna" miała jeszcze inny wymiar: przywoływała pamięć o czystkach na przełomie lat 40 i 50. I jest jeszcze perspektywa żydowska: skojarzenia z pogromami, okupacją, z polskim antysemityzmem. Gomułka, a później prasa, nie wskazywali na Żydów, lecz na "syjonistów", jako że komuniści nie mogli być przecież antysemitami. To był pierwszy akord kampanii antysemickiej.


WIECE POPRACIA
Ola: Przy okazji kampanii antysemickiej pojawiły się w całym kraju wiece poparcia robotników, uczniów z transparentami "Syjoniści do Syjamu". Film Piwowarskiego Marcowe Migdały odnosi się do tego. Oto małe miasteczko, prowincja, liceum, 68 rok. Ludzie zupełnie nie interesują się polityką. Pewnego dnia każą uczniom iść na zupełnie spontaniczny wiec z transparentami. Idą. Idzie także jeden z uczniów Marcyś. Niesie transparent "Syjoniści do Syjamu". Nikt nie wie, kim są syjoniści i gdzie jest ten Syjam. Kilka tygodni później Marcyś tak jak inni Żydzi zmuszony jest wyjechać. Prawdopodobnie nie wiedział, że ma pochodzenie żydowskie. Nigdy nie należał do gminy, nie był religijny, sam uczestniczył w wiecach przeciwko Syjonistom.
Wiem, że wiece były organizowane przez władze. Robotnicy cieszyli się, że idą na wiec a nie do roboty, uczniowie cieszyli się, że nie idą na lekcje tylko niosą transparent i coś krzyczą. Czy są jakieś badania, na ile ci robotnicy czy uczniowie byli zupełnie nieświadomi, a na ile wewnętrznie popierali propagandę, na ile zgadzali się z hasłami, które wykrzykiwali?
W komunistycznym rytuale "spontaniczne" manifestacje przeciwko takiemu czy innemu wrogowi nie były niczym nowym. Na akademiach czy pochodach pierwszomajowych jeszcze za moich czasów obecność była obowiązkowa. Rozdawano szturmówki, transparenty, hasła. Wiece urządzane po wojnie "sześciodniowej" nie szczuły jeszcze przeciwko współobywatelom, przeciwko grupie, z którą walczy partia. Inaczej w Marcu. Na wiecach piętnowano "rodzimych syjonistów" i "inspiratorów" studenckich protestów. Dowodzono, że nie są one spontaniczne - w Marcu święci triumfy teoria spiskowa: "ktoś za tym musiał stać". Czy są to intelektualiści, pisarze (Jasienica), czy lidzie nauki (Kołakowski) czy tak zwani "bankruci polityczni" - Gomułka miał koncepcję, że za protestami studenckimi stoją dawni staliniści, byli członkowie Biura Politycznego zmarginalizowani w 1956 roku, którzy teraz próbują dojść do władzy.
Czy uczestnictwo w "kwadransach nienawiści" było spontaniczne? Między historykami i socjologami jest tutaj spór. Polska ma bardzo niechlubne antysemickie tradycje. Niezwykle silny antysemityzm tuż powojenny uległ następnie "zamrożeniu". W 1956 r. ujawnił się, w pewnych miejscach w sposób niezwykle gwałtowny. W 1968 roku łatwo było występować przeciwko Żydom, których propaganda mogła z łatwością oskarżyć o różne sprawy, a społeczeństwu, zwłaszcza starszej generacji, przypominały się różne konteksty wojenne, przedwojenne, tuż powojenne. Dla obserwatorów z paryskiej "Kultury" było oczywiste, że dokonuje się fuzja polskich antysemitów z komunistami i jest przyzwolenie społeczne na propagandę antysemicką, że ona trafia na bardzo podatny grunt. Symbolem tego związku był Bolesław Piasecki - przed wojną szef faszyzującego ugrupowania ONR - Falanga, po wojnie szef katolickiego z nazwy stowarzyszenia PAX. Natomiast z punktu widzenia innych analiz rzeczywistość jawi się na sposób bardziej zniuansowany. Oczywiście występują na wiecach przedstawiciele robotników, mają kartkę, że potępiają tego czy tamtego. To samo, może w jeszcze bardziej przerażającej formie, powtarza się w 1976 roku, kiedy potępia się "warchołów" z Ursusa i z Radomia. Trudno powiedzieć, jak liczne były te "manifestacje". Raporty milicyjne nie dają pewności, że ich dane są wiarygodne, zwłaszcza gdy chodzi o motywacje ich uczestników. Jeśli udało się uruchomić propagandę na taką skalę w 1976 roku, jeszcze łatwiejsze było, kiedy protestowano przeciwko Żydom i studentom. Skutek był taki, że ludzie, którzy się buntowali, intelektualiści i studenci, nie mówiąc o Żydach w maju, kwietniu 1968 roku poczuli, że znajdują się w izolacji. Władza osiągnęła sukces, bez względu na to, czy ten udział był ochotniczy, czy przymusowy.

WYJAZD
Magda: Cześć z nas widziała film Dworzec Gdański, były też artykuły o osobach, które musiały opuścić Polskę. Od władz dostawały paszport. Jedna rodzina mogła na wyjazd dostać 5 dolarów. I wyjeżdżali. Do Szwecji, Izraela, Stanów Zjednoczonych czy innych państw. I co dalej? Gdzie oni dostawali pracę, czy dzieci od razu szły do szkoły? Nagle przeniesieni zostali do zupełnie innej rzeczywistości.
To zależy, kim kto był i z czym jechał. Wyjeżdżano przede wszystkim do Wiednia, a potem starano się przedostać gdzieś, zakotwiczyć i zacząć życie od nowa. Stosunkowo niewielka liczba osób wyjechała do Izraela. Ci którzy tam wyjeżdżali, niejednokrotnie cierpieli. Niektórzy wracali z Izraela do Europy. Bardzo wielu zostało w Danii, Szwecji, jakaś część znalazła się w Stanach Zjednoczonych. Z danych biura paszportowego wiemy, ilu wyjechało reżyserów, dziennikarzy, naukowców. Ale wyjeżdżali też ludzie prości. Aklimatyzacja w nowej rzeczywistości różnych grup zawodowych jest różna. Niektórzy znosili to lepiej, inni gorzej. Najlepiej poradziła sobie młoda generacja, która poszła na studia i inteligencja, i profesura - znaleźli pracę bez żadnego problemu wszędzie. Natomiast polska nauka i kultura poniosły z tego powodu niepowetowane straty. Zygmunt Bauman przypadek pierwszy z brzegu, z otwartymi rękami został profesorem w Leeds.

Ola: Ale z drugiej strony Aleksander Ford, reżyser Krzyżaków wyjechał do Stanów, więc teoretycznie dalej mógł kręcić filmy i to w Hoollywood, zupełnie nie poradził sobie po wyjeździe i popełnił samobójstwo.

Właśnie, niektórzy nie radzili sobie zupełnie.

Magda: Wiadomo ile osób wyjechało z Lublina?
Do października 68 roku z Lubelszczyzny wyjechało 120 osób. Żydowskich mieszkańców Lublina już wtedy nie było wielu. Żydowski Lublin w 1949 roku skończył się definitywnie. Nie było życia żydowskiego. Było w kilku innych miastach. Poza tym ci ludzie, którzy wyjeżdżali, byli w większości Polakami pochodzenia żydowskiego.
To nie była największa fala wyjazdów z Polski. Taka była w roku 1946/47, potem w 1956. Po 56 roku znowu był szlaban, nie wypuszczano za granicę. Chociaż była tendencja, że Żydzi wyjeżdżali. Zwłaszcza ci, których nic nie łączyło z komunistami. A takich była większość. Skala wyjazdów między 1956 a 1967 to kilkaset osób rocznie, które wyjechały. Przed marcem obliczano liczbę Żydów na około 30 tysięcy. Wyjechało około 20 tysięcy, może trochę więcej.
Tomek: Warto jeszcze powiedzieć, że była to okazja do rozgrywek czysto personalnych na poziomie elementarnych relacji międzyludzkich. Trzeba mieć świadomość, że nie decydowała często tylko polityka. To była okazja wykopania kogoś ze stanowiska pod pretekstem, że ktoś miał w dziesiątym pokoleniu przodka żydowskiego. Przestawał być z dnia na dzień dyrektorem. Ktoś inny czekał już na to stanowisko. Wielokrotnie tak to się działo. Wychodziła paskudna natura człowieka. Uruchomiono mechanizm niegodziwości ludzkiej.

Gross w jakimś tekście nazywa to "prywatyzacją przemocy". Jeśli ktoś miał sprawę do załatwienia ze swoim sąsiadem, szefem, znajomym, mógł ją postawić na forum partyjnym czy zakładowym. I jeśli wskazana osoba rzeczywiście miała pochodzenie "syjonistyczne", konsekwencją było najczęściej napiętnowanie i zmuszenie do wyjazdu. Nie było tak, że wręczano bilet w jedną stronę, ale po prostu nie dawano żyć. W obliczu antysemickiego pandemonium wielu decydowało się na wyjazd nie widząc w Polsce żadnej przyszłości.
Część Żydów poparła komunizm między innymi dlatego, że komunizm i socjalizm obiecywały zniesienie przesądów, również rasowych. Wedle Marksa zniknięcie kapitalizmu miało spowodować zniknięcie "kwestii żydowskiej". Tymczasem okazało się, jak głębokie są pokłady antysemityzmu w partii. Zajmowano nie tylko stanowiska "opróżnione" z syjonistów, kupowano za bezcen mieszkania i meble.

ZA DUŻO CHĘTNYCH
Ania: Wracając do Dworca Gdańskiego, jeden z bohaterów opowiada, że kiedy składał papiery, które miały mu umożliwić wyjazd z Polski, a z których absolutnie nie wynikało, że ma żydowskie korzenie, wydający pozwolenie na wyjazd powiedział: "jak was cholera rozpoznać". Na jakiej podstawie ci ludzie dostawali wizy wyjazdowe, a jeszcze wcześniej na jakiej podstawie ktokolwiek ich o cokolwiek oskarżał? Skoro część z nich do żydostwa się nie przyznawała, nie wiedziała, że ma żydowskie korzenie?

Były dokumenty, z których wynikało, że rodzice wyznawali judaizm, mieli "jednoznacznie brzmiące" imiona i nazwiska. W wielu rodzinach kwestia pochodzenia była tematem tabu.

Ania: Zastanawiam się, czy była jakaś granica pomyłki? Może i to brzmiało po żydowsku, ale nic z żydostwem nie miało wspólnego.

Raczej nie. Podejrzenia, że ktoś jest Żydem mogły się pojawić, ale należało to wyjaśnić w oparciu o dokumenty. Oczywiście na podwórku, w szkole, jak ktoś wyglądał, czy miał "niearyjskie" nazwisko, albo kolegował się nie z tym, co trzeba był posądzany, że jest Żydem, albo tzw. szabesgojem. Natomiast nie wypuszczano z Polski tych, którzy chcieli się podać za Żydów. Na to komuniści by nie pozwolili. Byłoby za dużo chętnych.

NA PEWNO NIE RUSCY
Głos z sali: Chciałem powrócić do słynnego spektaklu. Jakiś czas temu w którejś gazecie było napisane, że to nie sam spektakl odegrał tak znaczną rolę, tylko Gustaw Holoubek, to, w jaki sposób przedstawiał Konrada. A kilka dni temu rozmawiałem z profesorem UMCS, który wygłosił dosyć ciekawą tezę, że cały spektakl był prowokacją. Dwie skrajne hipotezy. Czy jesteśmy w stanie określić, co zaważyło: treść Dziadów, Holoubek, czy prowokacja?

Na pewno nie "Ruscy". Na użytek naszego spotkania przeczytałem sobie "Nasz Dziennik". Właśnie dziś jest spotkanie w Klubie Inteligencji Katolickiej z Jerzym Robertem Nowakiem. Ten epigon marcowego wysłowienia pewnie teraz uprawia ostrą "jazdę" przeciwko emigrantowi marcowemu Grossowi. I na pewno mówi też o Marcu jako o prowokacji. Z punktu widzenia wielu ludzi mogło się wydawać, że właściwie to, co się działo się w marcu, walka o Dziady, protesty studentów, są elementem jakiejś gry. Domyślano się intryg i zakulisowych działań w łonie samej partii. Mówi się o frakcjach, koteriach, grupach, walkach wewnętrznych. SB rejestrowała bardzo dokładnie reakcje sali podczas wszystkich przedstawień Dziadów. Już po wybuchu protestów studenckich propaganda zaczęła insynuować, że sprawa Dziadów była jedynie pretekstem. Powiedziałem, że to nie "Ruscy". To wiemy na pewno ze wspomnień ambasadora ZSRR. Ale jedna z plotek mówiła, że się spektakl nie spodobał w ambasadzie sowieckiej. Warto dodać, że Dziady miały uświetnić obchody kolejnej rocznicy rewolucji październikowej. Tylko w socjalizmie możliwa jest taka paranoja. Sam Dejmek nie zakładał, że robi jakąś wywrotową inscenizację.
Podobno obraził się Zenon Kliszko, osoba numer dwa w partii. Kliszko siedzący w pierwszym rzędzie uznał, że pewne kwestie o Nowosilcowie i innych postaciach, są wygłaszane do niego. Odebrał to osobiście i był bardzo zbulwersowany, uznał, że ma do czynienia z demonstracją przeciwko władzy. W każdym razie spektakl obrastał legendą. Bilety były wysprzedane.
Wybrano oczywiście najgorsze rozwiązanie - zdjęcie sztuki z afisza. Ci którzy są zwolennikami teorii spiskowej uznają, że ktoś za tym stał, wydał decyzję wiedząc, jakie może to przynieść konsekwencje. Ten wątek spiskowy nie ma jednak przełożenia na materiały źródłowe. Nie udało się udowodnić czegoś takiego.

GŁOS, KTÓREGO NIE SŁYCHAĆ
Ania: Ola pytała, na ile ludzie, którzy szli w wiecach poparcia dla Gomułki i jego słów wierzyli w to. Natomiast to, co w wielu wspomnieniach emigrantów marcowych pojawia się, to ich brak odczucia, że ktoś jest za nimi, że ktoś nie popiera tego, co się dzieje, nie popiera tego, co mówi Gomułka.
Przygotowując się do tego spotkania czytałam wspomnienie kobiety, która w marcu nie wyjechała ale mówi, że w pewnym momencie w antykwariatach pojawiły się rzeczy "po Żydach". Strasznie ją to wzburzyło. Uznała, że to jest "powtórka z rozrywki" - ludzie wyszarpują sobie czyjeś pamiątki, ale nikt nie ma poczucia, że coś jest nie tak.

Trudno było to odczuć, ponieważ media i partia mówiły jednym głosem. Widać było tylko oficjalny przekaz. Z zagranicy było tylko Radio Wolna Europa, która potępia, mówi prawdę, tak samo jak cała emigracyjna polska prasa. Ten głos mimo wszystko był słabo słyszalny. Na codzień trudno było pokazać solidarność osobom, które były szykanowane. Obawiano się donosów i represji. Wystarczyło w zakładzie, szkole mieć stanowisko "syjonistyczne", automatycznie było się ofiarą ataku. Skąd takie przypuszczenie? Po otwarciu archiwów IPN historycy zdali sobie sprawę ze skali infiltrowania społeczeństwa przez SB i skali jego demoralizacji. Przykład pierwszy z brzegu - idzie babcia, widzi, że ktoś wiesza ulotkę i wysyła anonim albo dzwoni, gdzie trzeba. Są setki, tysiące takich dokumentów.
Popierano studentów w różnych miejscowościach. Bo Marzec to nie jest tylko Warszawa i wielkie miasta. Pojawiają się w bardzo wielu miejscach ulotki, które popierają studentów. SB nadspodziewanie szybko namierzała ich autorów. Polska była państwem policyjnym. Nie jest tak, że wszyscy byli antysemitami i cieszyli się z nieszczęścia Żydów. Większość ludzi, jeśli nawet była obojętna, daleka była od wyrażania otwartej wrogości. Na przeszkodzie empatii stał strach. I stąd odczucie samotności wśród prześladowanych.

Tomek: Marzec był doświadczeniem formułującym dużą grupę ludzi, którzy stali się zaczątkiem opozycji demokratycznej. Był wspólnym doświadczeniem, do którego można było się odnieść. Paradoksalnie był początkiem końca, rozpadu totalitarnych struktur. Ci, którzy ocierali się o tamtą rzeczywistość pamiętają, jak mało osób uczestniczyło w tej opozycji demokratycznej. W tej chwili tych kombatantów jest tak dużo.
Piłsudski na zjazdach kombatantów zawsze mówił: "Gdybym ja miał was tylu wtedy, co teraz". Nowak teraz też jest kombatantem. Będąc jednocześnie aparatczykiem. Bender tak samo. Założyciel Klubu Inteligencji Katolickiej, kolaborujący cały czas z komuną, będący posłem na sejm. W tej chwili w ogóle im nie przeszkadza ich przeszłość w piętnowaniu Michnika, Grossa, tych, którzy wtedy rzeczywiście działali w opozycji demokratycznej. Część z nich ma w sobie poczucie winy - wiedzą, że nic nie robili. Michnik jest wyrzutem sumienia.

Dla środowisk, o których mówisz, Marzec nie jest jednym z polskich kryzysów, jednym z polskich miesięcy. Jest jakimś wyładowaniem w obrębie władzy komunistycznej, z którym porządni Polacy nie mają nic wspólnego. Jeszcze kilka słów o inwigilacji. Inwigilowano zwykłych ludzi , zwłaszcza tych, którzy byli łączeni znajomościami z "syjonistami". Ale przede wszystkim inwigilowano intelektualistów nastawionych krytycznie do systemu, na przykład Leszka Kołakowskiego, Jacka Kuronia. W sumie kilkadziesiąt osób było "rozpracowywanych" 24 godziny na dobę: telefony na podsłuchu, sieć agentów. Każdy krok - idzie do kina, idzie po zakupy - są raporty. Jerzego Eislera w Marcu najbardziej przeraziło, że większość rzekomych "inspiratorów" boi się wyjść z domu. SB notuje tylko, że przez cały dzień siedzą w domu.

PROTEST
Był jeden głośny protest. Grupa pięciu posłów katolickich (Znak), zaprotestowała przeciwko pałowaniu, pacyfikacji studentów. 11 marca zgłoszono interpelację w Sejmie. Ta interpelacja miesiąc przeleżała u marszałka sejmu. Pandemonium rozpętało się 8 czy 9 kwietnia 1968 roku. To był seans nienawiści ze strony prezydium Sejmu, posłów PZPR i bratnich partii. Zaszczuto tych pięciu posłów, a zwłaszcza Jerzego Zawiejskiego. Był też głos Kościoła, który ujmował się za studentami. Co jest ważne, ani ta interpelacja, ani Kościół nie występowały przeciw antysemityzmowi.

Ania: Protesty studenckie dotyczyły braku wolności wypowiedzi, cenzury. Zastanawiam się, na ile podejmowały one problem antysemityzmu?

Trzeba widzieć następstwo zdarzeń. Pierwszy wiec jest 8 marca na dziedzińcu Uniwersytetu Warszawskiego. Autobusami wycieczkowymi przyjeżdża, wezwany przez rektora, aktyw robotniczy. Panowie z pałami próbują spacyfikować studentów. Dochodzi do przepychanek na terenie Uniwersytetu. Odczytana zostaje rezolucja, która wzywa do przywrócenia studentów między innymi Michnika i Szlajfera, aresztowanych za demonstrowanie pod pomnikiem Mickiewicza; przywrócenia Dziadów w Teatrze Narodowym, zniesienia cenzury itd. Studenci się rozchodzą i rozpoczyna się pałowanie na Krakowskim Przedmieściu. Już wtedy przyjeżdża milicja z długimi pałami i rozpoczyna się gonitwa, rozbijanie rozchodzących się studentów. To powoduje akcje solidarnościowe, które rozlewają się po całym kraju. W Lublinie pierwszy wiec odbywa się 10 marca pod "Chatką Żaka". Potem jest 13. "Przywódcy", tak zwani "komandosi" są aresztowani. Pojawiają się inni. Protesty trwają jeszcze przez dwa tygodnie. Równolegle trwa kampania nienawiści, która od 11 marca staje się kampanią antysemicką. Wcześniej w prasie nie ma tego wątku. Potem staje się on wątkiem pierwszoplanowym. Są dokumenty mówiące, jak ta kampania przebiega - każda redakcja dostawała nakaz pisania o tym. Wyobraźcie sobie, jakby we wszystkich pismach codziennie zaczęli publikować Jerzy Robert Nowak zgodnie z dyrektywami Rydzyka. I jest tylko ten motyw.

Piotr: Aktyw robotniczy. Skąd właściwie się wzięli ci ludzie?

Ormowcy.

Piotr: Czyli to nie są ludzie, których SB skrzyknęła w fabryce "chodźcie, pobijemy studentów", tylko ormowcy?

Ormowcy i tak zwany aktyw partyjny z zakładów pracy. Smutni panowie.

MARCOWY DOCENT
Ania: Odbiegając trochę od studentów, w pewnym momencie pojawia się wystawa mówiąca, jak w latach 1939-45 Polacy pomagali Żydom. Natomiast z drugiej strony zaraz pojawia się przykaz mówiący o punktach za pochodzenie. To są dwie rzeczy, które się totalnie wykluczają. Mówimy, że nie jesteśmy absolutnie antysemitami, co ma potwierdzić ta wystawa, a z drugiej punkty za pochodzenie.

To nie tylko wystawa. W dyskursie antysemickim, jest to doskonale opisane przez profesora Michała Głowińskiego, jest cała grupa tekstów dotyczących stosunków polsko-żydowskich w czasie okupacji, pisanych pod hasłem "wszyscy Polacy pomagali Żydom", bo Żydzi albo byli bierni i szli na śmierć, albo kolaborowali. Pomoc polska była masowa. A tymczasem setki tysięcy Żydów, których uratowano, okazuje czarną niewdzięczność. Izrael podpisuje porozumienie z RFN, które ma służyć przerzuceniu odpowiedzialność za Holocaust na Polaków. Kanclerz Adenauer wypłaca się za to Izraelowi. W działaniach antypolskich biorą udział oczywiście Amerykańscy imperialiści. To było w tej kampanii niezmiernie istotne. I to zostało do tej pory. Na przykład niektóre wypowiedzi wychodzące z kręgów IPN, nieważne czy ich autorzy są tego świadomi, są powieleniem tego schematu. Jest tylko 6 tysięcy polskich Sprawiedliwych, a przecież ich było sto razy więcej. Czemu to wszystko służy? Dlaczego jest takie sito w Yad Vashem? Podejrzenia, że pomagano za pieniądze, są całkowicie bezpodstawne - wszyscy robili to bezinteresownie. Tak samo dyskusja z Grossem. "Żydzi oskarżają  Polaków o jakieś zbrodnie. A przecież było odwrotnie. Była masowa pomoc. To Żydzi są zbrodniarzami, ponieważ wprowadzili w Polsce komunizm." Tak teraz mówi Jerzy Robert Nowak. Ilu było Żydów w UB? To Żydzi w UB i w partii wprowadzili komunizm i znęcali się nad polskim narodem aż do 1956 roku. Zbrodni Polaków na Żydach nie było żadnych. Nie było żadnego antysemityzmu. Tylko była pomoc. A kto mówi inaczej, szkaluje. To jest do tej pory.
A teraz w kwestii awansu społecznego. Nie jest wiadomo, jaki był cel Moczara. Czy walczył z Gomułką, czy chciał przejąć jego stanowisko, czy może dążył do wzmocnienia swojej pozycji, która już i tak była wystarczająco silna, czy też chciał dokonać czystki pozbywając się towarzyszy pochodzenia żydowskiego? W MSW nie musiał, ponieważ już w 1954 roku w UB a potem w SB prawie Żydów nie było. Był co prawda jeszcze jeden wice minister pochodzenia żydowskiego, ale odwołano go w połowie 1962 r. Tak samo w wojsku. Natomiast była cała grupa osób należących do partii, która odczuwała niemożność robienia dalszej kariery w aparacie partyjnym, czy w innych instytucjach, bo stanowiska zajęte są przez starych towarzyszy jeszcze z Komunistycznej Partii Polski. Niektórzy z nich byli Żydami, inni nie. Nie ma możliwości awansu. Rok 1968 awans ten umożliwił. To jest symbol marcowego docenta. Jak się wyrzuci profesorów, przyjdzie facet, którego mianuje się docentem.

Okazuje się, że inteligencja w PRLu, nie zdaje egzaminu. Po październiku 1956 "zdradza" socjalizm przechodząc na pozycje "rewizjonistyczne" (np. Kołakowski). Jest grupa młodych ludzi, Kuroń, Modzelewski, którzy dopominają się przeprowadzenia reformy systemu w duchu socjalistycznym, za co są karani. Ale i Związek Literatów, i starzy pisarze, i studenci... Z punktu widzenia władzy okazuje się, że to wszystko jest nie takie, jak być powinno. I to trzeba zmienić. 1968 rok jest symboliczną datą rozejścia się inteligencji polskiej z komunizmem. Pryskają wszelkie złudzenia. Kończy się flirt z władzą. Pierwszym przystankiem był rok 1956, stosunek do partii zmieniło wiele osób wcześniej tworzących, popierających, afirmujących wprowadzanie komunizmu w Polsce. 1968 jest da tej formacji stacją docelową. Inteligencja odpada i pojawia się coś ciekawego, co opisał Adam Michnik w swej książce Kościół, lewica, dialog - zaczyna się powolnie zbliżanie "lewicy laickiej" z katolikami. Powstaje zupełnie nowa jakość, z której zrodzi się Komitet Obrony Robotników.

MILICJA
Głos z sali: Mam jeszcze pytanie a propos wychodzenia studentów na ulice. Zastanawia mnie, czy w tamtym czasie rzeczywiście studenci mieli dużą świadomość protestu, widzieli cel, w którym wychodzą? Czy była to tylko chęć manifestu przeciw cenzurze? A może cicha nadzieja na rewolucję? A z drugiej strony, czy milicjanci, którzy ich pałowali, wiedzieli, dlaczego ich pałują, czy traktowali to jako rozkaz nie zastanawiając się nad tym w ogóle?

Milicja ma rozkaz, działa i żadne argumenty nie przemawiają. Oprócz siły. A jeśli chodzi o studentów - projekt polityczny miało środowisko "komandosów". Mówię o pierwszym wiecu 8 marca. Jest grupa, która występuje z pewnym programem. Przemoc ze strony milicji, ORMO, partii wywołała reakcję - doszło do szybkiego uświadomienia - są wartości, za które warto walczyć. Byli też tacy, którzy dołączyli do protestujących poszukując mocnych wrażeń.

SCHADENFREUDE
Ania: A reakcja ludności w Polsce na interwencję w Czechosłowacji? Czy poza dramatycznym wydarzeniem, które ma miejsce na Dożynkach i spontanicznym składaniem kwiatów pod Instytutem Czechosłowacji jest jakieś poparcie społeczne dla zmian w Czechosłowacji? Czy to znów odbywa się po cichu?

Nie ma żadnych manifestacji przeciw uczestnictwu polskich wojsk (25 tysięcy polskich żołnierzy). Gesty poparcia dla Czechów były nieliczne i izolowane. Są oczywiście listy intelektualistów do pisarzy czeskich. Michnik, który siedział wtedy w więzieniu napisał w swoich wspomnieniach o hańbie, że po raz pierwszy wstydzi się, że jest Polakiem.
Czesi funkcjonują w polskiej świadomości jako "Pepiki", z którymi zawsze są problemy. To się nazywa "schadenfreude" - radość z cudzego nieszczęścia. "Pepikom", którzy podskakiwali, przyłożono. Większość ludzi z pewnością reaguje naturalnie, czyli współczuje ofiarom.
Gomułce wydawało się, że wystąpienie Czechosłowacji z Układu Warszawskiego zmniejszy bezpieczeństwo Polski ("odwetowcy" z Bonn bardzo się wzmocnią). Moi koledzy historycy uważają, że był wybitnym politykiem, zwłaszcza na tle Bieruta czy Gierka. Ja mam tu bardziej krytyczny ogląd. I jeśli można mówić, że w czasie kampanii antyżydowskiej sytuacja w pewien sposób go przerosła, że antysemityzmem grali inni, to w przypadku Czechosłowacji nie ma wątpliwości – Gomułka był jednym z najbardziej zagorzałych rzeczników interwencji. Ale najgorsze miało się stać w grudniu 1970 roku, kiedy Biuro Polityczne wydało rozkaz strzelania do robotników. W marcu zabijano tylko słowami.


Komentarze
Aby dodać komentarz pod własnym nazwiskiem musisz się zalogować, lub napisać pod tymczasowym nickiem (wymaga aktywacji)

Nick:Komentarz:
Brak komentarzy