Strona główna > Warto poczytać > Archiwum Opornika > Numer 14 (15/2005)

Bookmark and Share

KRÓTKA BAJKA

Anna Dąbrowska (2005-11-15)

Krótka Bajka - wywiad z Awishayem Hadarim

KANTOR
Im dłużej jestem w Polsce tym bardziej rozumiem, dlaczego. Latem 1997 roku przyjechałem na tydzień. Bardzo chciałem spotkać się z Tadeuszem Kantorem. W Krakowie poszedłem do "Cricoteki". Śmiech. Tadeusz Kantor zmarł w 1990 roku.
W Izraelu przez rok byłem w Szkole Teatru w Jerozolimie. Tam w bibliotece w archiwum znalazłem bardzo rzadkie materiały, między innymi "Umarłą klasę". Obejrzałem. Postanowiłem przyjechać. Ale niestety, Kantora już nie było. Aktor, Bogdan Ręczyński, zajmował się ludźmi odwiedzającymi Ośrodek "Cricoteka". To on pokazał mi pracownię Kantora, w której reżyser również mieszkał. Było to bardzo wzruszające. Poznałem Annę Halczak, ostatnią miłość Kantora. Grała w jego spektaklach. Pomagała mi przy napisaniu pracy na egzaminie wstępnym na reżyserię do szkoły teatralnej.
Po tygodniu wróciłem do Izraela.
W październiku 1998 roku w Izraelu robiłem spektakl z okazji festiwalu teatru awangardowego w Acco. Przedstawienie było bardziej hołdem złożonym na cześć Kantora niż czysto autorskim projektem. "Rdza" zgarnęła prawie wszystkie nagrody w tym festiwalu.

ŚNIEG
Zimą 1998 roku postanowiłem przyjechać ponownie do Polski. Tęskniłem za Krakowem. Chciałem zobaczyć miasto w zimie. Do tej pory nigdy nie widziałem śniegu. Przyjechałem. Trafiłem do tego samego pokoju gościnnego. Przez małe okienko widać było planty. Wszystko białe i piękne. Zupełnie jakbym był w bajce. Wtedy postanowiłem porozmawiać z dziekanem. Rozmawialiśmy po angielsku. Powiedziałem, że chciałbym zdawać na reżyserię. "Egzaminy są w czerwcu. Nie ma zajęć po angielsku. Do czerwca musiałby pan nauczyć się polskiego." Powiedziałem ok, zrobię to. Zaśmiał się. Na dole w sekretariacie dostałem wnioski. Wróciłem do pokoju i zacząłem się uczyć polskiego od tych właśnie wniosków. Tłumaczyłem pojedyncze słowa. Pamiętam, że robiłem sobie dyktanda z każdego wyrazu. Po tygodniu wróciłem do Izraela i zacząłem intensywną naukę polskiego, 6-7 godzin dziennie.
Polskiego uczyłem się przez angielski, a nie bezpośrednio z hebrajskiego. Dopiero na pięć tygodni przed ponownym przyjazdem do Polski, znalazłem nauczycielkę polskiego Mirę Ladowską. Niesamowita osoba.

J E D E N Z C Z T E R E C H
Przyjechałem pod koniec kwietnia 1999 roku. Zapisałem się do szkoły letniej - dwa miesiące dla obcokrajowców, by nauczyli się polskiego. Niestety, nie mogłem jej skończyć. Po miesiącu już miałem egzaminy.
Etap pierwszy - pisemna analiza postaci jednego z wybranych dramatów.
Etap drugi - praca z aktorami w celu wyreżyserowania 10 minutowej sceny. Na trzy godziny przed moim egzaminem aktor miał jakiś mały wypadek. Zabrało go pogotowie. Nie było czasu, by go zastąpić w związku z tym dziekan zarządził przełożenie egzaminu na następny rok. Powiedziałem, że nie mogę czekać. Zagrałem sam. "Czekając na Godota". Miałem straszną tremę, ale jakoś się udało. Przyjęto wtedy cztery osoby.
Ministerstwo Spraw Zagranicznych i Ministerstwo Kultury w Izraelu miały płacić za moje studia w ramach wymiany studentów, ale to nie wyszło. Co roku, zaraz po skończeniu zajęć w semestrze letnim, jechałem do Izraela do pracy, by jakoś uzbierać te 8 tysięcy dolarów.

T E A T R N N
Pod koniec kwietnia 2005 roku przyjechałem do Lublina z moim przyjacielem, który ma polskie korzenie. Poszukiwał śladów dziadka. Chciał pokręcić się trochę po archiwach. A że nie zna polskiego, wziął mnie ze sobą. Trafiliśmy do Ośrodka. Witek Dąbrowski oprowadził nas po wystawie. I tyle. Wróciłem do Krakowa. Później Witek się odezwał.
W maju o 3 rano nocnym PKSem ponownie przyjechałem do Lublina.

BAJKA
Obecnie jestem w trakcie przygotowywania przedstawienia. Miałem pomysł, by zrobić bardzo krótką bajkę. Główną postacią jest 6-letnia dziewczynka. Fascynuje mnie to, jak dorosła osoba może to zagrać. Bardzo długo szukałem odpowiedniej aktorki. Gdyby się nie udało, zrobiłbym teatr lalek.
Przedstawienie ma powstać do końca listopada.

IZRAEL
Widziałem dużo teatrów. O teatrze w Izraelu nie mogę za dużo powiedzieć, bo tam nie ma kultury teatru. Była ale w Moskwie. Chodzi mi o zespół "Habima". Dziś to jest narodowy teatr Izraela. Ale "Habima" powstała na poczatku XX wieku w Rosji. W Moskwie to się nazywało "Hebrajski Teatr". Był to zespół amatorski, który miał piękną wizję - nauczyć się hebrajskiego, wówczas języka martwego, grać po hebrajsku i pojechać do Izraela. W gruncie rzeczy idea syjonistyczna - założyć pierwszy hebrajski teatr.
Szymon An-ski napisał "Dybuka", w jidisz i po rosyjsku, mistyczną sztukę o opętaniu. Stanisławski zlecił zrobienie tego spektaklu. Pracowali cały rok w strasznej biedzie. Powstał jeden z najsłynniejszych spektakli teatralnych tego zespołu, grany ponad tysiąc razy na całym świecie. Wiem, że Kantor zobaczył "Dybuka" w Krakowie. Był zafascynowany. Można znaleźć motywy łączące "Habimę" i teatr Kantora.
Ostatecznie cały zespół przyjechał do Izraela. W Tel Awiwie założyli Teatr "Habimy". Grali "Dybuka" już bez Wachtangowa. Po tym już nic ważnego nie powstało.
Dopóki teatr żydowski działał w Rosji, był dobrym teatrem. Moi znajomi opowiadali mi o latach 50 w Tel Awiwie, że to były piękne czasy. Przyjechali Polacy, Rosjanie. Były polskie kawiarnie. To była kultura z ideą, by założyć jakąś nową społeczność, jakieś nowe miejsce. Była w tym ogromna siła. Nie rozmawiało się o wojnie czy polityce, ale o aktorach, kto gdzie grał. Z biegiem lat to zgasło i od tego momentu nie ma nic.
"Sobotnia sukienka małej Hanełe" w reż. A. Hadari, Festiwal Teatrów Niewielkich, 12 listopada 2005 r., godz. 17:00. Wojewódzki Dom Kultury w Lublinie, ul. Dolnej Panny Marii 3.


Komentarze
Aby dodać komentarz pod własnym nazwiskiem musisz się zalogować, lub napisać pod tymczasowym nickiem (wymaga aktywacji)

Nick:Komentarz:
Brak komentarzy