Strona główna > Warto poczytać > Archiwum Opornika > Numer 16 (1/2006)

Bookmark and Share

HISTORIA OPOWIEDZIANA ALFABETEM MORSE'A

Anna Rzepa-Wertmann (2006-05-15)

Pisarstwo Sławomira Mrożka można zarówno wielbić, jak i szczerze nienawidzić. Jednak w wypadku twórczości jednego z największych współczesnych dramaturgów polskich, dwie rzeczy są pewnikami. Po pierwsze - wobec jego sztuk nigdy nie pozostaje się obojętnym. Po drugie - każdy tekst "pisany Mrożkiem" ma przynajmniej dwa dna, setki zabawnych sensów i kontekstów oraz niewysłowioną ilość ukrytych "pytań i zagadek dla widza". Sam autor w rozmowie z Filipem Łobodzińskim przyznał, iż w języku czeskim słowo �mrozek� oznacza morsa - zaryzykujmy więc stwierdzenie, iż Sławomir Mrożek o swojej rzeczywistości opowiada swoistym alfabetem Morse'a...!

Miłość na Krymie wcale nie jest wyjątkiem; jest jedną z trudniejszych przygód teatralnych! Lubelska primaaprilisowa adaptacja była polską prapremierą, którą zaszczycił swą obecnością autor wespół z małżonką. Sztuka była mało znana. Niedługo po jej powstaniu Mrożek ogłosił w "Dialogu" dekalog tyczący się adaptacji teatralnej tegoż dramatu. Być może to właśnie zaważyło na wystawieniu owego tekstu dopiero teraz. Dyrektor lubelskiego teatru im. Juliusza Osterwy Krzysztof Babicki zaryzykował, wyreżyserował i wygrał!
Z założenia miał to być spektakl o sensach, kontekstach i uczuciach. Jedność miejsca - iluzorycznie piękny kurort na Krymie z widokami "na góry, na morze i na ogrody...". Rozbieżność czasowa - trzy różne Rosje: carska z 1905, stalinowska z 1928 i Nowaja Rossija z początku lat 90. Pozornie rosyjska dusza - nienawidząca przyzwyczajeń i stałości, ale przykuta do tego, co słowiańskie i tradycyjne; chcąca uciec od samej siebie, lecz tylko u siebie - na Rusi bezkresnej - prawdziwie i w pełni szczęśliwa. Wciąż ta sama słowiańska natura, która wszystko komplikuje i od której nijak nie da się uciec - "(...) Ten pensjonat nazywa się Nicea, lecz (...) my nawet do prawdziwej Nicei jeździmy z samowarem! (...) Ale najgorsze jest to, że nam się to podoba! (...)"
Po trosze ta Rosja mrożkowska to jesteśmy my sami: miotani i wydzierani przez całe wieki pomiędzy kolejnych "zdobywszych". Mający tradycję, naturę i przyzwyczajenia za swoją prywatną ojczyznę. U Mrożka stół z lampą, samowarem i słojem konfitur urasta do rangi symbolu domu, spokoju i bezpieczeństwa. Największym złem jest tu niespełnienie. Kołowrót miłości jak u Shakespeare'a - nikt nie kocha właściwie i w pełni, każdy ucieka w narkotyk zwany miłością, który go upija i otumania, nie przynosząc nic poza bólem, stratą i smutkiem!
To tyle ode mnie - mam tylko nadzieję, że Was tak samo ten spektakl zachwyci.


Komentarze
Aby dodać komentarz pod własnym nazwiskiem musisz się zalogować, lub napisać pod tymczasowym nickiem (wymaga aktywacji)

Nick:Komentarz:
Brak komentarzy