Strona główna > Warto poczytać > Archiwum Opornika > Numer 5 (6/2005)

Bookmark and Share

TADE - TRANSMIGRACJA

Anna Dąbrowska (2005-05-09)

Strona 7
Więcej fotek w galerii
O TRANSMIGRACJI
To szukanie miejsca. To ciągłe przemieszczanie się. Pielgrzymo-wanie do miejsc szczególnych.
Człowiek „jest” o tyle, o ile „mieszka”, czyli zajmuje w nieokre-ślonej przestrzeni miejsce, które nie jest zwykłym miejscem, lecz SIEDZIBĄ.

Siedziba. Wynajmujemy, identyfikujemy się z miejscem. Przykład Żydów. Szukali wciąż swojego miejsca. Nazwali Lublin swoim „siedziskiem”. Uwierzyli, że to miasto jest „na zawsze” i „na pewno”. Okazało się, że nie.

Ciągle myślę o miejscu, o moim miejscu.
Przypadki jako takie nie istnieją. To nie jest przypadek, że ja tu jestem, że wy tu teraz jesteście, na Grodzkiej. Właśnie tu przez sześć lat chodziłem do szkoły, uczyłem się rzeźby.

ŚWIAT ROMANTYZMU
Moja żona miała niesamowity zbiór pocztówek. Świat był inny, ludzie fantazjowali o podróżach, o transmigracji, choćby nierealnej, w ten pocztówkowy świat.
Ja zbierałem pocztówki z reprodukcjami. Kilka lat temu wyko-rzystałem je - powstały krzyże. Świat romantyzmu. Z banału wyszło coś, co jest interesujące i ma kontekst.
Wiem, że robienie takich rzeczy jest niczym wywieszanie własnego prześcieradła. Jak mogłem powstać z takiego mizernego miejsca. Ta enklawa, jak mała i prymitywna by była, nie przeszkodziła mi wyjść gdzieś dalej, przesunąć się.

DUCH MIEJSCA
Każdy z nas jest skazany na jakieś miejsce i czas, w którym koegzystuje. Nie wybieramy go w podobny sposób, jak nie wybieramy rodziny, w jakiej się urodziliśmy.
Ja zostałem skazany na Lublin, na dzielnicę robotniczo-kolejową, w której wychowywałem się, z której wyjechałem do Krakowa. To miejsce mnie wybrało.
Koło mojego domu był dom kultury kolejarza. Tam, gdy byłem mały, chodziłem na lekcje muzyki, ale nie miałem do tego talentu. Później było ognisko plastyczne. Były to pierwsze funkcje wrastania w jakąś strukturę.
Mieszkanie. 5 piętro - niczym obserwatorium. Widziałem całą okolicę. Jak szedłem spać, słyszałem informacje kolejowe. Fantazjowałem - czekałem, aż zostanę podstawiony na jakiś tor; ciekawy byłem, gdzie wyląduję. Fascynowała mnie dynamika dworca.

NYC
Lublin i Nowy Jork nie były moim wyborem. Zawędrowałem do Ameryki, choć nigdy nie chciałem tam mieszkać. Byłem Euro-pejczykiem.
Po przyjeździe starałem się nie zaprzedać. Na ścianach mieszkania wywieszałem fotografie ludzi, którzy podobnie jak ja mocowali się na emigracji. Głównie były to podobizny artystów. Nazywam to rodziną z wyboru. To oni pozwolili mi przetrwać. Pamiętam, że był to czas mojej fascynacji Mondrianem. Próbowałem odszukać miejsca, które się z nim wiążą. I niczego nie znalazłem. Tam, gdzie miał pracownię - wybudowali klub Playboya. Nowy Jork przeżywa ciągłą meta-morfozę. A jednak to tam założyłem swój dom. Zbudowałem go. Dla mnie ważny jest proces tworzenia. Zakładanie siedziby jest samo w sobie rytuałem.
Dziś jestem tu i tam. Zarówno tu jak i tam outsiderem. Poruszam się po obrzeżach dwóch kultur. Dwóch uwikłań historycznych w dwóch uwarunkowaniach odczuwania i przeżywania.

Komentarze
Aby dodać komentarz pod własnym nazwiskiem musisz się zalogować, lub napisać pod tymczasowym nickiem (wymaga aktywacji)

Nick:Komentarz:
Brak komentarzy