Strona główna > Warto poczytać > Archiwum Opornika > Numer 33/34 (6/7/2008)

Bookmark and Share

HISTORIA MÓWIONA - STUDZIENKA

Alicja Kawka (2008-07-31)

Strona 7
Więcej fotek w galerii
Strona 6
Więcej fotek w galerii
Strona 5
Więcej fotek w galerii
Akcja "studzienka" była nie tylko po to, by przypomnieć, ale również, by wyłowić z tłumu przypadkowych podróżnych korzystających z dworca PKS tych, którzy jeszcze coś pamiętają. Młodych, pozbawionych przedwojennych wspomnień pytaliśmy, czy wiedzą coś o żydowskiej dzielicy Lublina. Oto rozmowy, jakie udało nam się nagrać przy studzience.

Joanna
: Tutaj w środku najprawdopodobniej nie ma już wodociągów. Jest po prostu podłoga. Beton. Chcieliśmy otworzyć, ale się nie udało - jest problem z odnalezieniem klucza. Zaginął. Zaczął Pan mówić o swojej rodzinie.
Pan
: Pochodzę z Onyszkiewiczów z Zamościa. To była rodzina lekarzy. Moja prababcia mieszkała tutaj w dzielnicy żydowskiej, z domu była Hirszen. Wyjechała do Zamościa w 1929 roku, ożeniła się z moim pradziadkiem, zmieniła nazwisko na Onyszkiewicz, dlatego pewnie przeżyła. Ale duża część rodziny została tutaj. Ja zacząłem tutaj studiować. Na początku studiów, 6 lat temu, dowiedziałem się dopiero, że część mojej rodziny była z pochodzenia Żydami.
Joanna: A może pamięta pan, na jakiej ulicy mieszkali?
Pan: Nie. Oni nie mieszkali tutaj w getcie. Nie mieszkali na Podzamczu. (…) Była dzielnica policyjna na Ponikwodzie i tam mieszkali. Nie wiem, czy pani wie, ale przed wojną był nawet Rabin Naczelny Wojska Polskiego.
Joanna: Pan zainteresował się tym dopiero, jak się dowiedział troszeczkę o historii rodziny?
Pan: Tak. Dowiedziałem się od mojej babki, która w tej chwili jeszcze żyje i powiedziała, że jej matka była żydówką. Niektóre zasymilowane rodziny wżeniały się w polskie rodziny. Pradziad był lekarzem, pracował w szpitalu w Zamościu (...). W tym miejscu, gdzie jest ulica, tak jak babcia opowiadała, prababcia, zostali tutaj wszyscy spędzeni i najprawdopodobniej do Bełżca pojechali. W pierwszym transporcie. Jeżeli ktoś został, bardzo trudno było później się dowiedzieć kto. Ona już się nie dowiadywała. Cieszyła się, że przeżyła w Zamościu Zagładę. Mieszkała przy getcie, więc domyślam się, że wrażenia miała niesamowite. Pewnie czuła, że to jest jej naród.
Joanna: Jeszcze raz. To Tobie powiedziała o tym prababcia czy babcia?
Pan: Babcia powiedziała.
Joanna: Ale sama? Czy może coś wydawało Ci się dziwne, że nic nie wiesz o tej rodzinie i Ty zacząłeś drążyć, czy ona sama w pewnym momencie…
Pan: Po prostu zacząłem studiować w Lublinie historię i tak naturalnie zaczęliśmy sobie rozmawiać.
Joanna: Czyli przez ileś tam lat ..
Pan: Tak. W wielu rodzinach tak jest. Do tej pory. W tej chwili na przykład w Zamościu, jeżeli do kogoś przychodzę, to ktoś się przyznaje, że miał rodzinę żydowską. Ale to są pojedyncze przypadki. Tutaj może jest parę osób, które... stary szewc jest jeszcze, krawiec, który należy do gminy żydowskiej. Jest chyba ze 20 osób, które należą... I w Zamościu jest właśnie dwóch panów, którzy się przeprowadzili z Lublina do Zamościa tuż po wojnie. Są z pochodzenia Żydami. To są już starsi ludzie, bardzo trudno z nimi rozmawiać.

Ola: To jest gazeta którą wydajemy, „Opornik”, który opowiada właśnie o studzience, trochę o innych akcjach. Staramy się opowiadać o przedwojennym świecie, wielokulturowym świecie.
Pan: Wie pani, ja miałbym pomysł, żeby rozbudować scenariusz tej akcji, która być może ma dalsze wątki... To nie jest jednorazowy..?
Ola: Chcemy przynajmniej raz w roku robić coś takiego.
Pan: Rozdawanie wody, tak?
Ola: Na przykład. Jeśli oczywiście ktokolwiek ma inne pomysły, to my bardzo chętnie..
Pan: Już kilkakrotnie przekazywałem do Teatru NN propozycję, sugestię, żeby ten obiekt, który jest świadectwem pamięci tego miasta, które nie istnieje... śledzę również historie ludzi, których nie ma. Otóż, żeby to nie była tylko woda. Zgoda, woda, zdrój wodny, ale dla mnie jest ważne, żeby utrwalić pamięć o ludziach, którzy z tego korzystali. Wskazywałem, żeby zrobić spektakl, przywołujący w sposób pełniejszy, wręcz realistyczny scenerię. Ludzi, którzy tu stoją. Mało tego, spektakl mógłby być inscenizacją z muzyką w klimacie tego miejsca. Jest w moim przekonaniu, absolutnie charakterystyczny, klasyczny materiał na grupę rzeźbiarską...
Ola: Wiem, ale ja nie mam pojęcia o rzeźbie.
Pan: To jest właśnie utrwalenie grupy w formie rzeźbiarskiej (...). To jest dopiero poszerzenie tego wątku, tego znaku, o historię przywołaną w zdarzeniu.

Ola: (…) ponieważ dzielnica żydowska była częścią Lublina, zdecydowano, że będą budowane także tutaj. Oczywiście wszystkie studzienki, bo tych studzienek było bardzo dużo, zostały zniszczone, ta jedna została. Nie wiadomo dlaczego...
Pan: Relikt, relikt! Ale jaka jest klasa tej wody? Czystość..?
Ola: Ona była po wojnie mocno zrujnowana, więc tak naprawdę w środku już nie ma nic.
Pan: A jeśli chodzi o jakieś źródło, skąd ta woda wypływa?
Ola: Myślę, że jest to woda głębinowa. Mimo, że do 1938 roku tutaj płynęła Czechówka. Oczywiście ja najbardziej lubię opowiadać, że studzienka stoi na rogu Ruskiej i Szerokiej, i ludzie wtedy nie wiedzą gdzie to jest...

Agata: Rysujemy w tej chwili mapę całej dzielnicy żydowskiej. Różni się ona znacznie od obecnego wyglądu. Taką studzienką zaczynała się ulica Szeroka i miała ona swój początek mniej więcej przy tej bramie na dole...
Pani: Przy Bramie Grodzkiej?
Agata: Tak, dokładnie. Ważnym miejscem przy ulicy Szerokiej był dom Widzącego, który stał w miejscu, gdzie obecnie mieści się pomnik lwa. Była to Szeroka nr 28. I to też jest bardzo ważny punkt historii żydowskiej w Lublinie. W zasadzie dla społeczności żydowskiej jest to jedyna osoba utożsamiana z Lublinem..

Ania: (...) niech pan opowie. Ja mam 26 lat. Nigdy w życiu nie widziałam, co jest w środku w tej studni.
Pan: Przed wojną Żydzi brali wodę stąd, roznosiły panie. Nie było samochodów jak dziś, tylko furmanki, furmankami panie, pieszo, furmankami. I z tego żyli. Żyd zawsze żył bez pracy ciężkiej. O ludzie kochani ja byłem w Ameryce...
Paulina: Dużo ludzi tutaj przyjeżdżało? Jak to było?
Pan: Całe miasto. Na całe miasto woda była. To nie było takiego miasta, jak zbudowano po. Ono potem w wojne było zniszczone, po wojnie panie. Mój brat tutaj zginął panie, w 1944 roku... ja jeszcze byłem dzieckiem w 1944 roku. Dopiero miałem 13 lat.
Magda: A pan przychodził tutaj po wodę?
Pan: Ja nie. Ja nie był stąd. Ja nie był z tej miejscowości.
Kobieta: Może się Pan przedstawić? Jak się Pan nazywa?...
Pan: Dziewczyny? Wy nie macie Boga w sercu?
Dziewczyny: [Śmiech] Mamy.
Pan: Nie daj Bóg wam to, co ja pamiętam. Bóg broni...

Ania: (...) Ulica Szeroka. Jedna z najważniejszych ulic żydowskiej dzielnicy. Ciągnęła się prawie spod samej Bramy Grodzkiej, aż tutaj. To była jedna z najważniejszych, największych, też najbardziej takich reprezentatywnych ulic żydowskiej dzielnicy. Tutaj ludzie przychodzili czerpać wodę. Tuż przed wojną najprawdopodobniej wiadro wody kosztowało 5 groszy. Wtedy część dzielnicy żydowskiej była też skanalizowana, także to nie było jedyne źródło czerpania wody. I oczywiście nie było tego całego placu manewrowego. Tutaj zaraz przy zamku stał kompleks synagogalny, trzech synagog. Jedna z nich, największa Maharszala mogła spokojnie pomieścić 3 tysiące modlących się ludzi. Był to potężny budynek. Z kościołem na Czwartku i cerkwią tworzyła trójkąt wielokulturowy. To właściwie opowiadało wszystko o tym mieście - obok siebie żyją przedstawiciele trzech wielkich religii. Żyją obok siebie przez wiele, wiele setek lat i właściwie wszystko jest ok. Przychodzi druga wojna... I jest sama studzienka. Nie wiadomo, dlaczego ją zostawiono. Ocalała i niesie ze sobą taką opowieść...

Joanna: To jest ostatnia zachowana studzienka z żydowskiego miasta, przedwojennego lubelskiego. Chcemy na jeden dzień przywrócić jej dawną funkcję. Dlatego rozdajemy wodę i dlatego chcemy mówić o nieistniejącym mieście.
Pani: A rozumiem teraz..
Ktoś: Pani pamięta przedwojenny Lublin?
Pani: Ja nie jestem z Lublina, przepraszam. Ja dużo kilometrów od Lublina jestem...
Joanna: Ale pani jest z Lubelszczyzny?
Pani: Tak, tak. Tylko kawał.
Joanna: Nie bywała pani często?
Pani: Przyjeżdżałam, ale nigdy tego pod uwagę nie brałam
Joanna: A wiedziała pani, że tu było miasto żydowskie?
Pani: Wiedziałam bardzo dobrze. I cmentarz. Z opowieści rodziny dalszej.
Joanna: Może rodziny, która mieszkała tutaj w Lublinie?
Pani: Tak, tak. Bardzo bliska rodzina. To już wiedziałam.
Ola: A wiedziała pani, że to jest studzienka?
Pani: Tego to nie wiedziałam

Magda: A pamięta pani przedwojenny Lublin?
Pani: Nie. Jestem z centralnej Polski.
Magda: To proszę wziąć też starszy numer [„Opornika”]
Pani: A bo to są dwa różne...
Magda: A dzisiaj rozdajemy tutaj wodę.
Pani: Nie, ja dziękuję bardzo. Ja chętnie wezmę gazetki. Moja wnuczka się też historią interesuje, a ja doczytam o Lublinie przy okazji.

Joanna: A pan gdzie mieszkał? Na jakiej ulicy? Na Ruskiej? Na Szerokiej?
Pan: Nie. Obok, na Kalinowszczyźnie. Tutaj pobierali wodę, wiadrem...
Joanna: A jak to wyglądało w środku?
Pan: A ja nie wiem. Nie widziałem.
Joanna: Państwo mieli już własną wodę, nie korzystali z tego?
Pan: No taaak.
Joanna: A ile mniej więcej pan miał lat wtedy?
Pan: 7.
Joanna: I jak pan zapamiętał mieszkańców dzielnicy żydowskiej?
Pan: No, pamiętam. Niewiele, ale pamiętam. Tu się nie chodziło, szczególnie jako mały chłopiec to mnie rodzice nie puszczali, żebym tak samopas chodził tak jak wy tutaj.
Magda: A chodził pan do szkoły jeszcze przed wojną?
Pan: Rozpocząłem naukę. Kiedy wojna wybuchła to... myśmy musieli się stąd wyprowadzić, ponieważ Niemcy planowali tutaj getto, a myśmy mieszkali obok. I wynocha.
Joanna: I wyprowadziliście się stąd?
Pan: Tak. Też w Lublinie, ale gdzie indziej.
Joanna: A tuż po wojnie, może pan pamięta jak wyglądało to miejsce?
Pan: Nie wiem, nie wiem. Nie przebywałem tu.
Joanna: To może jednak wody?
Pan: Nie. Ja jestem wypoczęty. Ja przyszedłem sfotografować to.
Magda: Czyli wiedział pan, że dzisiaj będzie ta akcja?
Pan: Nie, nie wiedziałem.
Joanna: To pan przechodził teraz tak przypadkiem?
Pan: Tak. Przypadkiem.

Pani: A dlaczego jest zamknięta?
Joanna: Bo nie udało nam się ustalić miejsca, gdzie jest klucz.
Pani: A to też ciekawe.
Joanna: Koleżanka próbowała ustalić. Wiemy na pewno, że w latach ’90 [studzienka] była otwierana, konserwator zabytków otwierał. I wtedy klucz był wzięty z PSKu. Teraz PKS mówi, że nie posiada i odsyła do miasta. Miasto mówi, że nie wie, konserwator zabytków też nie wie. Po prostu nikt nie wie, gdzie jest klucz.
Pani: To ciekawe. W sumie zabytkowe, a nikt nie wie, gdzie jest... niesamowite..

Pan: Tutaj najwięcej to się działo na Siennej, na kirkucie, bo tam rozstrzeliwali ludzi.

Agata: (...) Na skrzyżowaniu z Ruską stała studzienka, więc bardzo ważne miejsce dla całej społeczności żydowskiej...

Pan
: Dlaczego miałbym ją poznać?
Ktoś: To jest stary plan dzielnicy żydowskiej. A wie pan, co się działo w tym miejscu tutaj? Przy tej studzience?
Pan: No wiem. Wodę pobierali. Przecież Lublin nie był tak skanalizowany, jak obecnie. Ja pamiętam, jak trzeba było ulicą iść i uważać, bo wylewali z nocników na tej ulicy Szerokiej. A w nocy, jak ktoś szedł, to krzyczał: „idzie się”. Bo by mu z góry polali. No gdzieś musieli to wydalać. Do rynsztoku.
Marta: A widział pan, jak Żydzi przychodzili po wodę?
Pan: No tak. Jak na zdjęciu widać. Bieda była. Smród i bieda
Magda: Proszę pana, tu jeszcze nasza gazeta... dwa numery, bardzo prosimy.
Pan: I co tu?
Agata: Tu można znaleźć różne informacje i o studzience też, i o sprawach dla nas ważnych.
Pan: I dla wszystkich ważnych. Dla mnie wspomnienia, a dla was to nie wiem co, bo was nawet jeszcze w projekcie nie było.
Magda: A drugi numer jest o tym, jak dwa lata temu jeździliśmy po Lubelszczyźnie i pytaliśmy ludzi, jak miasteczka lubelskie wyglądały przed wojną
Agata: I dlatego właśnie cenimy takie wypowiedzi, takie opowieści.
Pan: Mam pamiątkę jedną. To niezwykła pamiątka, ponieważ mój ojciec pracował w centrum Żydów. Był elektromonterem. I kiedyś, kiedy już była okupacja, przyszedł do jednego mieszkania, a tam znajomy Żyd mówi: „Panie Franciszku, niech pan weźmie to ode mnie, bo może chociaż to się przechowa.”. I dał mu maleńki obrazek z widokiem na Częstochowę. No i w domu wisi. Przyszedł kiedyś ksiądz po kolędzie i mówi: „U pana obrazów to mało.”. I ja mówię: „Ale ten jeden mam taki pamiątkowy.”. Opowiedziałem mu tą historię.

Ania: Chcieliśmy zapytać, czy Pani jest z Lublina? Nie? A skąd pani jest?
Pani: Ciecierzyn.
Ania: A pamięta pani cokolwiek z czasów przedwojennych?
Pani: No troszkę pamiętam, jak mam już prawie 80 lat. To powinnam pamiętać.
Ania: Jak się mieszkało w Ciecierzynie przed wojną?
Pani: No... marnie.
Ania: Czemu marnie?
Pani: Bieda była. Nie było pracy. Jeszcze bogatym to tam lepiej było. Dużo dzieci każdy miał. Ale jakoś tam każdy sobie radę dawał. Najwyżej do tych bogatszych się chodziło służyć, krowy paść... tak było...
Ania: A jakiś Żydów pani pamięta?
Pani: Pamiętam.
Ania: Co to byli za ludzie?
Pani: Byli solidni, pracowali, dużo handlowali, oni handlowali przeważnie, ale byli sprawiedliwi.
Magda: A przyjeżdżała pani do Lublina przed wojną? Pamięta pani, jak Lublin wyglądał przed wojną?
Pani: Oj! Ale bym sobie teraz nie przypomniała. Pamiętam, bo tu były targi, stragany takie, ale przeważnie właśnie żydowskie wszystko było.
Ania: A jakieś imiona tych ludzi pani pamięta?
Pani: Nie.
Ania: A jak oni wyglądali?
Pani: Zależy... Były ładne niektóre dziewczyny, miały włosy kręcone, pamiętam, ładne, ładne były Żydówki. Żydy tak samo, jedne miały brody duże, jedne ogolone, różne były.
Ania: A była jakaś bóżnica, czy kirkut?
Pani: A tego to nie pamiętam.
Ania: A co można było u nich kupić?
Pani: Mnie to interesowały grzebyki i podpinki, spinki, zegareczki, wszystko dla ozdoby.
Ania: A przed wojną pani poszła do szkoły, czy już po wojnie?
Pani: Ja przed wojną chodziłam do szkoły, ale u nas szkoła była 4 klasy. W czasie wojny my się uczyli po stodołach.
Ania: A jakieś dzieci żydowskie chodziły do szkoły?
Pani: Nie. U nas tam nie było. Ale przychodzili, przychodzili, kupowali. Ale byli sprawiedliwi. Krawce były tak samo. No nie można było narzekać na Żydów. Że oni nie pracowali tylko handlowali, to wszystko jedno, to praca też.
Ania: Coś szczególnie utkwiło pani w pamięci? Jakieś wydarzenie?
Pani: U nas dzięki Bogu nie było takich przestrogów wojennych w Ciecierzynie. Nie było. Było tylko jedno bombardowanie. Ale pamiętam, jak Niemcy uciekali. Tam Żydzi przychodzili, to marne były, pogonili, goniły te Niemcy... takie doły były. A to w dzień. A wieczór przychodziły, chleba, dawały, ale się bał... bał się Niemców...
Ania: A ktoś ukrywał Żydów? Wie pani coś o tym?
Pani: U nas to tam nie było.
Magda: A czym przyjeżdżała pani do Lublina?
Pani: Czym? Piechotą
Magda: Ile to jest kilometrów?
Pani: 8 kilometrów. I jeszcze trza było... mama wzięła to mleka w butelki, śmietany, serów, mieliśmy krowy, mieliśmy trochę ziemi, żeby utargować, na chleb, na słoninę. Bida była kiedyś przed wojną, u nas w Polsce. Kto miał gdzieś zarobić, pensję, to tak, a jak ktoś nie miał pracy państwowej, to była bida. Ale każdy jakoś tam żył. Jak nie lepiej to gorzej. Tutaj było kilo słoniny dwa złote kosztowało. Nas było też sześcioro, to nie było nam wesoło, ale trza było się omęczyć.
Magda: Często pani przychodziła z mamą?
Pani: Ano raz w tygodniu trza było przyjść.
Ania: A pani rodzeństwo? Pani najstarsza, najmłodsza była?
Pani: Ja jestem średnia, jeszcze był najmłodszy. Później w czasie wojny zabrali ojca do Oświęcimia, później mamę z bratem do więzienia za kapustę. Bo to się oddawało kontyngent.
Ania: A ojca za co zabrali?
Pani: A ojca to zabrali, że on był zastępca sołtysa. I u sąsiada robiły krzciny i jakiś bandytów przyjmowali, a ojciec miał wiedzieć o tym i nie powiadomił Niemców. Ale ojciec nie wiedział... Poskarżyła, taka jedna. Dały z Lublina zawiadomienie, żeby tata się stawił. Poszedł i już nie wrócił.
Ania: Nie wrócił już z Oświęcimia?
Pani: Nie.
Ania: Ale mama wróciła?
Pani: Mama tak. Mama została. Osądzili mamę. Dostała pół roku więzienia. Była w więzieniu, ale wróciła. A brat półtora roku.
Ania: A pamięta pani, w którym to było mniej więcej roku? Kiedy ojca zabrali?
Pani: Nie wiem czy to był 1943? Chyba, że tak było.
Ania: A mamę z bratem?
Pani: A mamę też chyba też jakoś tak na drugi rok. Nas zostało tylko troje. Brat jeden w Niemcach, na robocie go wzięli. Jeden się ożenił. Zostało nas ja i siostra i najmłodszy. To najmłodszy miał 8 lat, ja miałam 12 chyba, czy 13. I siostra z 15. Biednieśmy mieli. Ani myśmy chleba nie mieli. Z otrębów pszennych placki piekłam...

Pan: Tutaj była kamienica pożydowska naprzeciw cerkwi, duża kamienica w kształcie litery L. I ja się tu urodziłem i wychowałem.
Magda: Kiedy się pan urodził?
Pan: W 1943 roku. Po wojnie ta studnia jeszcze z 10 lat tutaj była, jak brakowało wody, jak w zimie zamarzły krany, część mieszkań nie miała wody w ogóle, także przychodziliśmy z wiadrem. Płaciło się 20 groszy wtedy za wiadro. Taki dziadek stary siedział, staruszek nieduży zawsze. Nalewał. Miał kran wewnątrz, a ujęcie było na zewnątrz i on odkręcał kran, nalewało się wiadro wody i nosiło.
W czasie wojny to mieszkanie dostaliśmy. My mieszkaliśmy przedtem na Staszica, ale Niemcy rodzinę wywalili i to mieszkanie dali tutaj, na pierwszym piętrze, dwupokojowe mieszkanie z widokiem na zamek. Mama mieszkała, aż do wyburzenia tej kamienicy. Przychodziłem tutaj po wodę. Na początku to tu były łąki, gruzy, bóżnica wielka była wyburzona w czasie wojny. Nam fortepian odjechał metr od okien, jak ją Niemcy wyburzali. Wybuch był potężny. Później dopiero zaczęli zmieniać teren, jak była wystawa rolnicza w 1951 czy 1952 roku. Dopiero ten teren zmienili. A tak to tu były łąki, gruzy. Ścieżkami szło się na Podzamcze. Tu furmanki stały, wielki plac, 200 furmanek i więcej. Tu było gnojowisko wielkie, bo to kupy, błoto jak było mokro.
Magda: A zechce się pan przedstawić?
Pan: Piotr Żebrowski się nazywam.

Pani: Nie wydaje się Pani, że to powinno być zawsze oznaczone. Przecież tyle lat tutaj przyjeżdżam i ja nie wiedziałam, co to jest, nawet się nad tym nie zastanawiałam. Takie oznaczenie to jest wielka pamiątka.
Agata: Zwłaszcza, że bardzo niewiele tych śladów zostało. Te, które zostały, nie są dobrze upamiętnione. Jest bardzo symboliczna też mała rzecz, czyli latarnia. Jedyna, która została z miasta żydowskiego. Pali się cały czas.
Pani: Tak widziałam dzisiaj po raz pierwszy tą latarnię. Mam dużo czasu dzisiaj i zastanowiło mnie, dlaczego tylko jedna latarnia się świeci.
Agata: Właśnie chodzi o to, żeby się paliła cały czas, właśnie dla upamiętnienia.
Pani: Ciekawe jest, że państwo właśnie tak szerzycie świadomość, uświadamiacie ludzi, co tu było, po co się ta latarnia świeci. Dziękuję pani, że wyjeżdżam dziś mądrzejsza z Lublina i przekażę to mojemu mężowi.
Magda: A mogła by nam pani powiedzieć, jak się pani nazywa?
Pani: Barbara Turczak, pochodzę z Przemyśla.

Joanna: Wiedział pan, że to jest studnia?
Pan: Wiem. Ona jest nie remontowana. Nikt do niej nie zagląda. To już od lat. Tak wygląda, jakby była niczyja.
Joanna: Ona teoretycznie jest pod nadzorem.
Pan: ... proponuję zajrzeć do środka. Powiem inaczej, może tam się szczury zagnieździły? Wiadomo?
Joanna: Problem w tym, że nikt nie ma klucza.
Pan: ..kawałek siekierki...

Joanna: Czy pani wie, co to za miejsce? Jest pani z Lublina?
Pani: Nie. Ale mieszkam tu od 30 lat. Nigdy nie widziałam tego zdjęcia.
Joanna: To jest zdjęcie z czasów wojny. Ten chłopiec ma opaskę na ramieniu. Na tym zdjęciu ta studnia działa, natomiast chcieliśmy przywrócić jej dawną funkcję i otworzyć ją, ale właśnie z tym był problem.
Pani: I nikt się tym nie zajmuje praktycznie, prawda? Z jednej strony może to dobrze, bo to jeszcze jest, a gdyby się ktoś tym zajął, to mogłoby już tego nie być. Jednak to jest ważne miejsce w Lublinie.

Joanna: Wcześniej wiedziałeś, co to jest?
Pan: Kiedyś, kilka lat temu dowiedziałem się, że jest to studnia.
Joanna: A jesteś z Lublina?
Pan: Nie.
Joanna: Skąd się dowiedziałeś, od kogo?
Pan: Od znajomych mieszkających w Lublinie.
Joanna: A jak nie wiedziałeś, to miałeś jakieś podejrzenia?
Pan: Myślałem, że jest to jakaś kapliczka. Albo pozostałość jakiejś większej budowli. Taka budowla nie pasuje do zabudowań PKSu. I myślałem, że jest to przypadkowe.
Joanna: Dzisiaj się dowiedziałeś, że to była dzielnica żydowska, czy wcześniej?
Pan: Nie, wcześniej. Często o tym mówią w telewizji.
Joanna: A skąd jesteś? Mogę zapytać?
Pan: Okolice Milejowa.
 
Ania: Wiedziała pani, że to studzienka?
Pani: Trochę jestem starsza, więc coś tam wiem.
Ola: A pani jest z Lublina?
Pani: Nie.
Ola: A skąd pani jest?
Pani: Obok. Z Ciecierzyna jestem.
Ania: Pamięta pani przedwojenne czasy, czy nie?
Pani: Nie, bo ja już po wojnie się urodziłam. Już po wojnie. A co wam opowiedzieć?
Ania: Czy rodzice pani opowiadali, jak się przed wojną żyło w Ciecierzynie?
Pani: Moi rodzice w ogóle pochodzili spod Lubartowa. A tutaj przenieśli się w pewnym czasie, no bo ja wiem.. co mogę opowiadać... Rzeka Ciemięga płynie, jak płynęła, od lat w tym Ciecierzynie, a poza tym nie wiem, co powiedzieć. Zależy co was interesuje.
Ania: Nas interesuje, czy pamięta pani, jak już przyjechała po wojnie do Lublina, jak Lublin wyglądał. Pamięta pani?
Pani: Tak z opowieści to tyle pamiętam, że tutaj nie było tej alei Tysiąclecia i tutaj było zupełnie inne miasto, to było takie troszeczkę żydowskie miasto, były sklepy i w ogóle mieszkali tutaj przeważnie Żydzi. A dzisiaj handel znowu jest, tylko że polski chyba. W miarę Polski.
Ania: A coś o Żydach pani jeszcze wie?
Pani: Nie, raczej nie... Tyle wiem, że w czasie wojny to były rodziny, które przechowywały Żydów.
Ania: W Ciecierzynie?
Pani: Ale to już ludzie starsi, już nie żyją w tych latach. Kilka rodzin było takich, co tam ludzi przechowywali.
Ania: I potomkowie ich już też nie żyją?
Pani: Żyją, ale to raczej nikt się nie przyznaje.
Ania: A dlaczego?
Pani: No nie wiem. To legenda krążyła, że ludzie bardzo korzystali z tego, że Żydów przetrzymywali. Ale wątpię w to, po co miał w taki sposób zarabiać na czyimś życiu.
Ania: Ale wiadomo, czy ci ludzie dostali jakiś medal po wojnie?
Pani: Tutaj u nas nie słychać. Na wsi to tak mniej, przeważnie w mieście to się ktoś tam dopomina, do jakiejś organizacji należy, na wsi to raczej nie.
Ania: A ci Żydzi przeżyli wojnę?
Pani: Chyba raczej przeżyli. Trudno stwierdzić, ludzie, którzy przechowywali na pewno byli starsi ode mnie, bo ja jestem z 1945 roku.

Pani: Gdyby ktoś mi coś takiego powiedział, że moja koleżanka jest Żydówką, to ja przypuszczam, że na chwilę obecną nie zwróciłabym na to uwagi i nie zmieniłabym stosunku do niej. No nie. Teraz w chwili obecnej na pewno nie.

Ola: Czy cokolwiek wie pan na temat tego budynku?
Pan: Nie. Bardzo mi przykro. Ale tutaj kolega...
Ola: A pracuje pan tu, prawda?
Pan: Jeżdżę.
Ola: Ma pan jakiś pomysł, co to może być?
Pan: To tyle wiem, że tu była pompa jakaś wodna. Studnia wodna.
Ola: Tak, to była studnia. Studnia stała na rogu Szerokiej i Ruskiej. Szerokiej, której nie ma i Ruskiej, która kiedyś była przed cerkwią, a nie za cerkwią. Z tych wszystkich ulic: Szerokiej, Krawieckiej, Jatecznej, Ruskiej nie została ani jedna kamienica, została ta jedna studzienka i staramy się o niej opowiadać. A wie pan cokolwiek o historii Żydów w Lublinie.
Pan: Przykro mi, ale...
Ola: A jest pan z Lublina?
Pan
: Nie. Mieszkam w Lublinie od jakiegoś czasu.
Ola: A pana rodzice urodzili się jeszcze przed wojną?
Pan: Nie.
Ola: A dziadkowie? Na pewno...
Pan: Dziadkowie tak, ale już nie żyją.
Ola: No moi też nie żyją, ja nie zdążyłam swoich zapytać.

Ola: Czy wie pani, co to za ceglany budynek stoi na końcu tej wiaty? Ten mały ceglany z zielonym dachem. To przed wojną była studzienka żydowska. Przed wojną i w czasie wojny. Jest pani z Lublina?
Pani: Nie wiem. A teraz co się mieści?
Ola: Nic. Stoi zamknięta. Tak się składa, że to jest jedyny ślad po dzielnicy żydowskiej w Lublinie. Wszystko jedno zostało zniszczone.
Pani: Zaraz. Gdzie? O tu zaraz?
Ola: Tak. O tutaj zaraz, na końcu tych stanowisk. Codziennie w czasie wojny, przed wojną ludzie stąd brali wodę, stali po wodę w kolejce. Dwa wiadra wody kosztowały 5 groszy.
Pani: Dwa wiadra wody 5 groszy? To jeszcze przed wojną? Jeszcze jest ta studzienka?
Ola: No jest. Jest.
Pani: Tak?
Ola: Tylko niestety jest zamknięta i nikt prawie nie wie, że to jest studzienka.

Opracowała Alicja Kawka


Komentarze
Aby dodać komentarz pod własnym nazwiskiem musisz się zalogować, lub napisać pod tymczasowym nickiem (wymaga aktywacji)

Nick:Komentarz:
Brak komentarzy