Strona główna > Warto poczytać > Archiwum Opornika > Numer 33/34 (6/7/2008)

Bookmark and Share

NIKT NIE ODGADNIE

Ola Gulińska (2008-08-01)

Strona 27
Więcej fotek w galerii
Pamiętam jak pierwszy raz oglądałam Konwickiego, raczej było to Jak daleko stąd, jak blisko niż Dolina Issy. Teraz pamiętam tylko przerażoną twarz Ewy Lemańskiej, jej ucieczkę z cerkwii, szaleńczy bieg Szlomy w stronę zarośli... i odkrycie ciała ojca. I jeszcze pogrzeb: dziwnie nieruchomą twarz z potłuczonymi skorupami na oczach. Ta niuruchomość była przerażająca. Kamera podjeżdża zbyt blisko. Nienawidziłam wtedy Konwickiego.
Nie obchodziły mnie jego doświadczenia, obsesje, uporczywe powracanie do czasów partyzantki, cienie przemykających zaroślami ludzi, brzozowe krzyże na grobach "tych z lasu". Jestem 60 lat młodsza od Konwickiego i jego lęki, obsesje, przeżycia pokoleniowe nie są moimi. A jednak się bałam. Od pierwszych minut filmu chciałam się wycofać, nie uczestniczyć, nie pozwolić żeby film mnie osaczył, żeby wspomnienia Konwickiego zaczęły niepokoić także i mnie. Skojarzenie z męczącym koszmarem, z którego nie można się wybudzić jest chyba trafne choć banalne.

Kilka dni temu byłam w Krasnogrudzie na Dolinie Issy Teatru Sejneńskiego. Wędrowałam razem z innymi widzami ciemnym parkiem za majaczącą postacią Tomasza. W zupełnych ciemnościach co jakis czas którymś miejscu zapalało się światło... i kolejny bohater opowiadał swoją historię. Słowami Doliny Issy, wierszy Miłosza, wspomnień okolicznych mieszkańców o dworze, którzy pracowali w nim w latach 30. Słowami wypowiadanymi mocno, intensywnie, na granicy szaleństwa. Powieść Miłosza nie jest powieścią o utraconym dzieciństwie, jakiejś Arkadii. A na pewno nie tylko o tym. Doświadczeniem Tomaszka jest uczenie się niejednoznaczności świata, pozbawianie się złudzeń. A to zawsze jest bolesne. Domcio i w pewnym sensie Baltazar odważają się rzucić wyzwanie Bogu, Magadalena pójdzie za uczuciem do mężczyzny. Wszyscy zapłacą za to wysoka cenę. Także napięcia społeczne na tym terenie, między Polakami i Litwinami i między chłopami a dworem, żadnej ze stron nie wyjdą na dobre.
Na rozwieszonym ekranie widzimy spacerującego po krasnogrudzkim parku Miłosza. "Tutaj były takie dęby, chyba je wycięli” - mówi. Jest po raz pierwszy w tym miejscu po kilkudziesięciu latach.
Dolina Issy jest wspomnieniem, snem Miłosza o dzieciństwie spędzonym w przedwojennym dworze. Wspomnieniem jakim najczęściej są wspomnienia z dzieciństwa - ze smakami, zapachami i całym wachlarzem emocji. Ale też trochę takim, w którym wraca bolesny moment, kiedy zrozumiało się, że świat nie jest tak prosty jak mogłoby się wydawać.
W trakcie spektaklu po raz kolejny pojawiło się znane mi poczucie strachu, dziwnego, niejasnego, niedajacego się opisać. I nie dało się podejść do tego spektaklu analitycznie, odnieść do poprzednich realizacji tekstu, ducha epoki, doświadczeń twórców. Nie bardzo mnie zresztą obchodziły. Chciałam już wyjść stamtąd, uciec z tego ciemnego parku, nie widzieć majaczącego w ciemnościach ośmioramiennego krzyża, nie słyszeć Baltazara pogrążającego się w szaleństwie. Aktorom Teatru Sejneńskiego, nie-profesjonalistom przecież, udało się oddać oniryczny charakter powieści opartej w całości "na wysnutych z pamięci, delikatnych jak nitki babiego lata, starych, rodzinnych fotografiach z niezapomnianego albumu".
W ostatniej scenie odchodzącego w świat, w dorosłość Tomasza, żegnają słowa "Nikt nie odgadnie, co zrobi z ciebie świat, ku któremu zmierzasz. Zapomnisz ty nas, zapomnisz!". Tomasz jest młody, pełny nadziei na przyszłość. Chyba nie miałby żalu zapominając drewniany dwór położony daleko od głównym dróg, daleko od dziejącej się Historii. Jeszcze nie wie, że za kilkadziesiąt lat w snach wróci do niego Magdalena, udręczony ksiądz i Baltazar.


Komentarze
Aby dodać komentarz pod własnym nazwiskiem musisz się zalogować, lub napisać pod tymczasowym nickiem (wymaga aktywacji)

Nick:Komentarz:
Brak komentarzy