Strona główna > Warto poczytać > Archiwum Opornika > Numer 36 (9/2008)

Bookmark and Share

NAJDŁUŻSZY DZIEŃ

Anna Dąbrowska (2008-10-15)

Strona 6
Więcej fotek w galerii
Szlomo Wolkowicz

Nigdy nie opowiadałem o moich przeżyciach w języku polskim. Opowiadam w domu po hebrajsku, jestem często zapraszany do Niemiec, opowiadam w języku niemieckim. Czy odważę się po polsku?

WOJNA
Pochodzę ze Wschodu, z okolic Lwowa. Tam przeżyłem wojnę. Chcę wspomnieć kilkoma słowami tą Polskę: 32 miliony mieszkańców, z tego trzy miliony Żydów i trzy miliony Ukraińców*. Żydzi mieszkali prawie we wszystkich miastach, Ukraińcy tylko na wschodzie. W tych dniach antysemityzm był bardzo, bardzo dostrzegalny. Nie znałem jego przyczyn. Ostatnio Watykan przyznał, że kościół katolicki buntował przeciw Żydom. Długie lata. Nam nie było wygodnie wtedy. Ale myśmy nie mieli innego miejsca.
W 1939 roku Hitler daje rozkaz swojej armii napad na Polskę. Polska armia nie była przygotowana, żeby przeciwstawić się czołgom niemieckim i po dwóch tygodniach Niemcy zdobyli 2/3 Polski. W tym samym czasie [17 września 1939 roku - red.] Armia Czerwona wkroczyła do Polski ze wschodu. Amia Czerwona i Wermacht spotkali się na linii, która dzieliła Polskę na dwa. Historycznie nastąpił czwarty rozbiór Polski.
Byłem wtedy uczniem we Lwowie. Zostałem z Rosjanami. Dla nas dyktatura stalinowska była nie do przyjęcia. Musieliśmy się szybko do tego przyzwyczaić. Nie było przyjemnie. Po dwóch latach Niemcy postanowili odnowić wojnę i szybkim napadem na jednostki Armii Czerwonej stacjonujące na terenie Polski zaczęli tzw. “blitzkrieg” [wojna błyskawiczna - red.]. Lwów był od pierwszych godzin bombardowany przez lotnictwo niemieckie. Na drugi dzień spotkałem trzech kolegów szkolnych. Łączyło nas to, że nasi rodzice mieszkali 250 km w kierunku granicy rumuńskiej. Byliśmy w ciężkiej sytuacji, nie wiedzieliśmy, co robić. Siedzieć i czekać, aż Niemcy przyjdą? Postanowiliśmy, że nie czekamy na Niemców. Marszem idziemy w kierunku wschód-południe, żeby dostać się do domu. 
Na drugi dzień każdy z plecakiem spotkaliśmy się na skrzyżowaniu. Już po pierwszych kilometrach było jasne, że wybraliśmy drogę najgorszą. Napotkaliśmy na jednostki wojsk rosyjskich, setki czołgów, ciężarówki, artyleria. Ale gorsze od tego było lotnictwo niemieckie. Naloty były jeden za drugim. Rzucali steki bomb. Myśmy nie mogli kontynuować marszu, chowaliśmy się w polach. Maszerowaliśmy w nocy. Trzy dni po opuszczeniu Lwowa mieliśmy za sobą 70 km. Weszliśmy do miasta, które się nazywało Złoczów.

WSZYSCY ŻYDZI
Już po pierwszym kontakcie z mieszkańcami powiedziano nam, że nie ma więcej wyjść w kierunku wschodnim - ostatniej nocy Niemcy okrążyli miasto. W Złoczowie stacjonowały jednostki czołgów [Armii Czerwonej]. Postanowiliśmy, każdy z nas będzie szukał jakiegoś tymczasowego pobytu. Miałem wujka w Złoczowie.
Byłem tam pierwszy raz, ale szybko ich znalazłem. Byłem zadowolony, że jestem z rodziną.
W tym pierwszym dniu [w Złoczowie] poznałem kilku chłopaków w moim wieku i dziewczynkę, nazywała się Dora. Myśmy siedzieli na podwórzu i każdy z nas przewidywał co będzie, co się stanie jutro, pojutrze. Trzy dni po moim przyjściu do Złoczowa, Niemcy zdobyli miasto.
Na drugi dzień pogłoska, która krążyła z domu do domu, mówiła, że za jednostkami walczącymi Wermachtu przyszła do miasta jednostka SS. Powiedziano, że jednostka ta nazywa się Einsatzgruppen C [grupy operacyjne]. Myśmy w ogóle nie rozumieli, co to jest SS, myśmy w ogóle nie wiedzieli, co to jest Einsatzgruppen. Mówiono, że oni przyszli do Złoczowa, żeby dbać o Żydów.
W tym dniu, kiedy całe miasto mówiło o tej jednostce, Ukraińcy, setki Ukraińców zgłosiło się do nich i proponowało pomoc w ewentualnej akcji przeciwko Żydom. Niemcy wtedy nie umieli odróżniać Żydów i Polaków. Nie wiedzieli, gdzie mieszkali Żydzi w mieście. Nazajutrz okazało się, że przyłączyli do siebie dużo Ukraińców i za ich pomocą przeprowadzono akcję. Jeszcze przedtem od godzin południowych grupy Ukraińców biegały po wszystkich ulicach miasta i lepiły ogłoszenia dla nas, Żydów. Ogłoszenia te mówiły: “Wszyscy Żydzi mają się jutro o godzinie 8 spotkać na placu magistrackim do pracy“. I jeszcze jedno zdanie: “Kto się nie zgłosi, zostanie rozstrzelony”. Myśmy stali przed tymi ogłoszeniami, nie chcieliśmy wierzyć. Zaraz zaczęły się debaty “iść tam jutro rano?” Byli tacy, którzy mówili, że to pułapka. Ale na drugi dzień bardzo dużo Żydów z miasta stawiło się dokładnie o 8 na placu. My postanowiliśmy, że nie idziemy. Byłem tym, który przekonywał, żeby tam nie iść. Dla mnie pierwsze dwa słowa w ogłoszeniu nie były jasne. “Wszysycy Żydzi” - co wszyscy? Kobiety, dzieci... “Wszyscy Żydzi do pracy”? Przecież nie ma w tym logiki.
Zostaliśmy w domu. W napięciu. Pierwszy raz w tej wojnie czułem strach bezgraniczny. Baliśmy się tak dalece, że nikt z nas nie odważył się podejść do okna, żeby wyglądnąć, co się dzieje na ulicy.
O godzinie w pół do dziesiątej pukanie do drzwi. Siedzimy. Patrzymy się na siebie, ale nikt nie wstaje, żeby otworzyć. Siłą otworzyli drzwi. Wpada do pokoju żołnierz SS, za nim dwóch Ukraińców i krzyczy do nas po niemiecku: “Wy jesteście Żydzi, prawda?!”
Momentalnie wstaliśmy, wyszliśmy z nimi. Jesteśmy prowadzeni w jakimś niewiadomym kierunku. Po drodze przyłączają jeszcze innych Żydów. Po pół godzinie moja ciotka mówi do mnie: “ja myślę, że prowadzą nas do więzienia. Jest tu więzienie dla więźniów politycznych”. Zacząłem wypytywać: “To więzienie jest z czasów polskich?” “Nie, to jest twierdza historyczna, polska." Rosjanie podczas dwóch lat zamienili ten zamek na więzienie dla politycznych więźniów. A takich za czasów Stalina nie było brak.  

ZAMEK
Przeprowadzono nas na miejsce, w którym stała grupa Żydów. Pchają nas do przodu. Powiedzieli: “My jesteśmy ci, którzy przyszli na plac magistracki na godzinę 8. Wszyscy są już wewnątrz. My jesteśmy ostatni.”
Żeby wejść na podwórze więzienia, trzeba było wejść na kilka schodków. Myśmy stali przed tymi schodkami. Byłem dość daleko od wejścia. Nie wiedziałem, czemu tak długo stoimy. Przed schodkami stało dwóch SS-manów i każdy Żyd, który podchodzi do schodów był bity. Kobietom dali przejść. Jestem już prawie przed nimi. Widzę, że ci, którzy podchodzą do SS-manów zaczynają się schylać, chować głowę. Nie wiedziałem, czemu oni to robią. W tych ostatnich chwilach postanowiłem - dostaję kilka pałek teraz, ale mogę to wytrzymać. Podszedłem. Stanąłem zupełnie wyprostowany, zamknąłem oczy. Drżałem ze strachu i czekałem na pałki. Minęło kilka sekund. Nic się nie dzieje. Otwieram oczy. Oni się patrzą na mnie. Jeden podnosi rękę i krzyczy: “biegaj na przód!” Wyskoczyłem przez schody do góry bez jednego uderzenia. Nie wiem, czemu.
Jestem już na górze. Obraz przede mną jest taki - duża przestrzeń, budynki naokoło, prawie całe podwórze oprócz krańców zamienione zostało na jamę. Pełną trupów. Szeregi trupów, jeden szereg za drugim. A na tych trupach depczą Żydzi. Już było dużo Żydów tam. Ciągną te trupy do góry, przenoszą je do krańca, a z krańca jamy inni noszą te trupy w kierunku ulicy. Na całej długości ulicy stały furmanki konne. Ładują trupy do wozów. Stałem kilka sekund. Było jasne, że mam skoczyć do jamy. Wszyscy są przecież wewnątrz. Skoczyłem. Zrobiłem kilka kroków. Nachyliłem się. I zacząłem ciągnąć trupa. Tak się zaczął najdłuższy dzień w moim życiu.

TRUPY
Do późnego wieczora nosiłem trupy. Przypadkowo razem z jednym starym Żydem podniosłem trupa. Zapytałem wtedy: “Kto to są, ci?” On mi powiedział, że Rosjanie. NKWD przed ucieczką nie miało najprawdopodobniej czasu zabrać więźniów politycznych ze sobą, a zwolnić ich nie chcieli. Przygotowali jamę i zabili wszystkich.
Kobiet nie zmuszono do wejścia do grobu i noszenia trupów. Postawiono je pod ścianą prawego budynku i tam stały, i patrzyły.
Krótki czas po moim przyjściu grupa SS-manów wyszła schodami, w kącie obok schodów, zrobili sobie miejsce i stamtąd nas kontrolowali. Może im było przykro tak stać, może się nudzili, bo co 15-20 minut jeden z nich spacerował po krańcu jamy. Patrzył na nas, szukał oczyma kogoś, może ktoś jemu się spodoba. Przy każdym takim spacerze ktoś się spodobał. Pokazali palcem: “Du, raus” [ty, wychodź - red.], kazali klęczeć przed nimi. Zostali brutalnie zabici. Nie mam zamiaru opowiadać, co oni robili z tymi ludźmi. Najbliższych tysiąc dni jeszcze widziałem różne okrucieństwa, ale takiej brutalności nie spotkałem w żadnym miejscu więcej do końca wojny.
Dla mnie było jasne - my stamtąd nie wychodzimy. Starsi, z którymi nosiłem trupy ciągle mówili: “Chłopaku, nie bój się, my idziemy do domu, my mamy tylko opróżnić jamę.”.Nie wierzyłem ani przez sekundę. Planowałem uciec. Zauważyłem, że jama w jednym miejscu kończy się przepaścią. Mój plan był taki - jak zobaczę, że Niemcy są czymś zajęci, albo zejdą na chwilę, podnoszę się na kraniec i rzucam w tą przepaść. I tak stałem dziesiątki razy, już pół w powietrzu i za każym razem, jak się chciałem podnieść, i patrzyłem na Niemców miałem wrażenie, że ktoś mnie obserwuje, ktoś z nich dokładnie patrzy się na mnie. Nie tylko, myślałem, że on na pewno wie, co planuję. Nie skoczyłem. Zostałem w grobie. 

SZMA ISRAEL
Wieczór. Jeden z Niemców woła w kierunku schodów. Imię. I po kilku sekundach biegiem przychodzi dwóch SS-manów, karabiny maszynowe w rękach. Stają na przeciwko siebie, stawiają karabiny na nóżkach, lufy w naszym kierunku. Teraz wszystko jasne. Nawet ci, którzy cały dzień mówili, że idziemy do domu też czują koniec. Nie trzeba było czekać, nagle krzyk “feuer!” [ogień - red.]. Zaczęli siać kule na nas. Straszna szybkość strzelaniny. Nagle wybucha krzyk tych setek Żydów. Ziemia drgała. W tej chwili próbowałem się złożyć zupełnie, dotknąć głową ziemi, trupów pode mną. To trwało... trudno mi dokładnie określić, pięć minut, może więcej. Słyszę krzyki i modlitwy, modlitwy z każdej strony “Szma Israel”, “Słuchaj Izraelu”.
Czuje gorąc z boku, krew cieknie. Ktoś kto stoi koło mnie, pada na mnie i mnie pcha na lewo.
Po jakimś czasie wróciły mi myśli. Dla mnie było jasne, że ten straszny mord zaraz się skończy i może zasypią jamę, a ja zostanę tu pół żywy, pod trupami. Muszę się wyprostować, jakoś się podnieść. Nadwyrężałem się, ile tylko mogłem. Straciłem przytomność.
Obudziłem się. Nie wiem, po jakim czasie. Jeszcze słyszę krzyki i modlitwy. Znów postanawiam, muszę się podnieść. Ale nie podniosłem. Znowu straciłem przytomność. Obudziłem się drugi raz. Błyskawice. Po kilku sekundach zaczyna padać deszcz. Ulewa. Noc. Ciemność. Leżę w basenie krwi. Gorąco. Nie mogę oddychać. Moja prawa ręka była wolna. Leżałem na lewej stronie. Prawą ręką zacząłem sobie tworzyć otwór między trupami. Wierciłem, aż ręka była prawie na górze. Poczułem deszcz. Pomału wciągnąłem rękę z powrotem. Lizałem krople. Otworem po mojej ręce zaczęły kapać krople. Łapałem je. To mnie ratowało. Tak myślałem. Postanowiłem, że poleżę teraz kilka godzin bez ruchu, bo może niektórzy [Niemcy] zostali, żeby zbadać czy są żywi. Jak będę się ruszał, będzie to widać.
Po kilku godzinach zacząłem całym ciałem kręcić się na wszystkie strony, żeby sobie zrobić trochę miejsca. W końcu głowa byłą na wierzchu. Pierwsze co zobaczyłem to księżyc, pełny, stał prosto nade mną, jakby ktoś go specjalnie powiesił. Oświetlał ten straszny obraz, który widziałem przed sobą. Zwolniłem nogi. Na czworakach zacząłem pełznąć w kierunku przepaści. Zbliżyłem się do krańca i ześlizgnąłem na mokrej trawie aż na dół. Chciałem wstać, nie mogłem wyprostować nóg, były jakby sparaliżowane, bo godziny leżałem bez ruchu. Na czworaka naprzód. Po dwóch minutach czułem znowu nogi. Wstałem, zacząłem biec wzdłuż ogrodzenia, znalazłem przejście i pobiegłem do domu wujków.

*Według najnowszych danych w Polsce żyło 5,2 miliona Ukraińców (16 procent mieszkańców) i 3 miliony Żydów (9,4 procenta) - red.


Komentarze
Aby dodać komentarz pod własnym nazwiskiem musisz się zalogować, lub napisać pod tymczasowym nickiem (wymaga aktywacji)

Nick:Komentarz:
Brak komentarzy