Strona główna > Projekty > Projekty > Objazdowy Festiwal Filmowy WATCH DOCS. Prawa Człowieka w Filmie > 10. Objazdowy Festiwal Filmowy WATCH DOCS. Prawa Człowieka w Filmie

Bookmark and Share

Opisy filmów A-Z

HF (2012-03-25)

365 bez 377
Włochy, Indie, 2011, 53′
reżyserka: Adele Tulli

W 1860 roku brytyjskie władze kolonialne w Indiach narzuciły karalność aktów homoseksualnych, wprowadzając do indyjskiego kodeksu karnego sekcję 377. Dobrowolne akty seksualne między dorosłymi osobami „niezgodne z porządkiem natury” miały odtąd podlegać karze grzywny i więzienia z dożywociem włącznie. Choć wyroki na podstawie tego przepisu stanowiły niezwykłą rzadkość, a ostatnio przez długie lata nie zdarzały się w ogóle, był on używany do szykanowania działaczy LGBT, w szczególności tych zajmujących się prewencją AIDS. Po długiej batalii prawnej przeciw temu uregulowaniu aktywiści w 2009 roku mogli świętować zwycięstwo – Sąd Najwyższy w Deli precedensowym wyrokiem z 9 lipca uchylił sekcję 377.
Debiutancki film Adele Tulli przedstawia sylwetki trzech przedstawicieli społeczności LGBT w Mumbaju w czasie przygotowań do obchodów pierwszej rocznicy historycznego wyroku. „365 bez 377” to slogan, jaki skandować będą podczas kolorowej parady, ale choć w całym filmie nie brakuje koloru i niezwykłej energii emanującej z silnych postaci ekranowych bohaterów, Tulli filmuje też przeciwników zmian w prawie, a droga do wolności, jaką przeszli Beena, Pallav i Abheena nie była bynajmniej kolorowa.


Argentyńska lekcja
Polska, 2011, 56′
reżyseria: Wojciech Staroń

Najnowszy film Wojciecha Staronia to w pewnym sensie kontynuacja znakomitej – i także nagradzanej w kraju i za granicą – „Syberyjskiej lekcji” sprzed trzynastu lat. Podobnie jak wtedy, rodzina Staroniów wyrusza w dalekie strony. Tamten film został opowiedziany z perspektywy żony reżysera – prowadzącej w dalekich krajach lekcje polskiego dla potomków polskich emigrantów. Tym razem Staroń pokazuje nam świat widziany oczami swojego ośmioletniego syna, Jasia. Początek pobytu na argentyńskiej prowincji nie należy do najłatwiejszych. Chłopcu przyzwyczajonemu do warszawskich rozrywek trudno przystosować się do prostego, wiejskiego życia. Tym bardziej, że wszyscy jego koledzy i koleżanki mają po kilkoro rodzeństwa i nieszczególnie kwapią się do zabawy z małym Polakiem. Sytuacja zmienia się diametralnie, kiedy Jasio poznaje starszą o dwa lata Marcię, która polskiego uczy się od jego mamy, choć nosi swojskie nazwisko Majcher. Dziewczynka pochodzi z rozbitego domu. Rodzice nie radzą sobie z zaistniałą sytuacją i to ona musi przejąć odpowiedzialność za funkcjonowanie rodziny. Ale siła tego filmu nie tkwi w opowiadanej historii. Staroń jest mistrzem nastroju: buduje swój film z niezwykle sugestywnych obrazów, które nabierają autonomicznych znaczeń. Dzięki wspaniałym, zasługującym na najważniejsze światowe nagrody zdjęciom do „Argentyńskiej lekcji” jesteśmy w stanie poczuć smak przeszłości, cofnąć się do czasów dzieciństwa – kiedy o odbiorze świata decydowały zmysłowe wrażenia.


Białoruski sen
Rosja, 2011, 55’
reżyserka: Ekatarina Kibalchich

Niewątpliwie trudno jest opowiadać o Białorusi po raz kolejny zawiedzionych nadziei. Ekaterinie Kibalczicz udało się uniknąć martyrologicznego tonu, a nawet przekonująco pokazać Białoruś, z której nadzieja bynajmniej się nie ulotniła. Było to możliwe dzięki przyjętej narracyjnej perspektywie – o doświadczeniach ostatniego roku w „Białoruskim marzeniu” opowiada młody człowiek „taki jak my”. Łatwo wczuwamy się w jego mentalność, tak podobną do naszej i tak różną od mentalności białoruskiego reżimu – zarówno prawdziwej, jak i tej oficjalnej, propagandowej. I rzeczywiście wierzymy, że skoro takich jak on jest wielu i skoro trudno sobie wyobrazić, by mogli oni przystosować się do kuriozalnej białoruskiej rzeczywistości, raczej prędzej niż później coś musi się w końcu zmienić. Centralnym punktem tej opowieści są oczywiście wybory prezydenckie 19 grudnia 2010 r. i następujące po nich represje. Przypomnijmy – były to wybory, w których 7 na 9 opozycyjnych kandydatów zostało zatrzymanych, a wielu z nich także dotkliwie pobitych. Biciem i zatrzymaniami siły porządkowe odpowiedziały też na pokojową manifestację w Mińsku (pobitych zostało ponad 700 uczestników), 48 osób zaś znalazło się za kratkami z zarzutami wywoływania masowych społecznych niepokojów, zagrożonymi karami do 15 lat więzienia. „Białoruskie marzenie” oddaje hołd żonom kontrkandydatów Łukaszenki, które nie tylko wspierały swoich mężów, ale i często ponoszą poważne konsekwencje ich politycznych wyborów. Rejestruje także „milczące protesty” na mińskich ulicach już w 2011 r. Organizowane na zasadzie „błyskawicznego tłumu” (flash mob) przy pomocy Internetu i SMSów bardzo niepokoją władze. Nic dziwnego, nasuwają przecież skojarzenia z wydarzeniami w innej części świata, gdzie także nowe media odegrały trudną do przecenienia rolę.


Cudze Listy
Polska, 2011, 55’
reżyseria: Maciej Drygas

Kolejny montażowy majstersztyk w dorobku Macieja Drygasa (laureata nagrody im. Marka Nowickiego w 2005 r.) to według słów samego twórcy – jego pożegnanie z tematyką PRL. Jej artystyczna eksploracja przyniosła m. in. klasyczny już dokument „Usłyszcie mój krzyk” (1991) i późniejszy o czternaście lat  „Jeden dzień w PRL”. „Cudze listy”, podobnie jak ten ostatni obraz, to film z gatunku found footage i podobnie jak w „Jednym dniu…” jego siła wynika z połączenia dobrego pomysłu z perfekcyjnym wykonaniem. O ile tam za pomocą archiwalnych materiałów filmowych i tekstowych Drygas portretował jeden peerelowski dzień, tu oglądamy codzienność Polski Ludowej w chronologicznym przekroju. Za to z komentarzem z jednego tylko rodzajowo źródła – prywatnych listów, jakie regularnie kontrolowały służby bezpieczeństwa PRL.
Rocznie kilkadziesiąt milionów listów przechodziło przez ręce służb, które analizę ich treści wykorzystywały do sporządzania raportów o stanie społecznych nastrojów. To bezcenne źródło teraz opracowano raz jeszcze. Niezwykły artystyczny raport Drygasa o polskiej rzeczywistości między rokiem 1945 a 1989 przez samą czystość intencji przywraca  tej podglądanej niegdyś korespondencji całą jej prywatną niewinność. Przede wszystkim jednak przywraca nam pamięć o tym, czym naprawdę była PRL w ludzkim doświadczeniu. Warto obejrzeć ten film, aby uświadomić sobie, jak bardzo pamięć ta jest już obecnie konstruowana pod wpływem rozczarowań „budową” kapitalizmu oraz nostalgii starszych za czasami młodości i mody młodszych na oldschoolowe gadżety.


Czarna Córka
Polska 2011, 25’
reżyseria: Anna Skorupa

W tym miejscu obozował kiedyś cygański tabor. Mazurskie jezioro i las przywołują wspomnienia złotych czasów dzieciństwa. I zupełnie innego życia… Bohaterka filmu Anny Skorupy opowiada o nim z prawdziwą miłością i szczerze wierzymy jej, że malunki na wozach były naprawdę przepiękne i że nikt już dziś tak nie śpiewa. Nie ma w jej opowieści ani goryczy, ani autocenzury. Jest tylko pasja życia i duma z bycia Cyganką, która pół wieku temu prowadziła prawdziwe cygańskie życie.


Czeczenia – Kto zabił Nataszę?
Francja, 2011, 65’
reżyserka: Mylene Sauloy

Od śmierci Natalii Estemirowej (dla przyjaciół – Nataszy) upłynęły ponad dwa lata. 15 lipca 2009 roku jej ciało z ranami postrzałowymi głowy i klatki piersiowej znaleziono przy drodze w Inguszetii. Rankiem tego samego dnia sąsiedzi byli świadkami porwania Estemirowej sprzed własnego domu w Groznym przez czterech nieznanych mężczyzn. Czy rzeczywiście tak trudno jest znaleźć winnych tego brutalnego mordu? Twórcy filmu udowadniają, że nie i to nie tylko jeśli chodzi o mocodawców, ale i wykonawców zbrodni. Wiele uwagi poświęcają też przyjaciółce Nataszy – Annie Politkowskiej, czyniąc ze swego filmowego dochodzenia dramatyczne studium uciszania współczesnych dysydentów w Rosji. Politkowską i Estemirową łączy bardzo wiele – obie należały do grona najwybitniejszych dziennikarzy i obrońców praw człowieka w Rosji, obie otwarcie krytykowały władze i nazywały po imieniu zbrodnie popełniane przez nie w Czeczenii. Obu nienawidził pierwszy macho Czeczenii – prezydent z rosyjskiego nadania – Ramzan Kadyrow, próbujący umocnić swą władzę przez flirt z twardym islamem. Estemirowa nie zamierzała akceptować miejsca, jakie prezydent przeznacza kobietom w swojej republice. I – jak w filmie Mylene Sauloy mówi jej koleżanka z Memoriału – doskonale zdawała sobie sprawę, co oznacza urażona męska duma prezydenta. Nie chciała ginąć, kochała życie, zamierzała więc wyjechać daleko od wszechwładnego watażki. Niestety – nie zdążyła.


Hebron jest nasz!
Włochy, 2011, 72’
reżyser: Giulia Amati, Stephen Natanson

Podczas gdy za granicą tytułowe miasto, położone trzydzieści kilometrów od Jerozolimy, wciąż jeszcze kojarzy się głównie z bogatą starożytną historią, na Zachodnim Brzegu Jordanu jest dziś ono osławionym symbolem okupacji. Niecałe pięćdziesiąt lat temu pojawili się tu pierwsi żydowscy osadnicy. Dziś w mieście zamieszkiwanym przez sto sześćdziesiąt tysięcy Palestyńczyków jest ich sześciuset. Ochronę zapewnia im ponad dwutysięczny garnizon izraelskiego wojska, którego zadaniem ma być oddzielenie od siebie obu wrogich społeczności. W praktyce wojsko zajmuje się wysiedlaniem Palestyńczyków z tzw. stref buforowych oraz ochroną osadników. Twórcy filmu znaleźli się w Hebronie przypadkiem, w związku z innym projektem. Ale sytuacja, którą tam zastali, zmusiła ich do działania. Bo rzeczywiście trwający w Hebronie od lat karnawał nienawiści budzi odrazę i złość. Palestyńczykom, od pokoleń mieszkającym w mieście, towarzyszy nieustanna, słowna i czynna agresja ze strony osadników, w tym także kobiet i dzieci. Dzieci osadników, którym zazwyczaj towarzyszą uzbrojeni żołnierze lub policjanci, bezkarnie opluwają, przeklinają i obrzucają kamieniami każdego napotkanego Araba. Także w Izraelu słychać głosy oburzenia przeciwko sytuacji w Hebronie. Niektóre zdjęcia, które włączono do filmu, powstały zresztą dzięki akcji rozdawania kamer Palestyńczykom, prowadzonej przez izraelską organizację obrony praw człowieka B’Tselem. Tymczasem jedyne, co można zrobić dla Palestyńczyków z Hebronu – to pokazać ich los światu.


Idź do diabła
Niemcy, 2010, 82’
reżyser: Julie  Krauzer, Mareille Klein

W miasteczku Heinsberg zamieszkał pedofil. Karl D. przesiedział kilkanaście lat w więzieniu skazany za gwałty na małoletnich dziewczynach, w tym jeden wyjątkowo brutalny. Mieszkańcy się burzą. Wywieszają plakaty z napisem: „Uwaga krzywdziciel dzieci!”, demonstrują pod jego domem, żądają, by zboczeniec poszedł sobie do diabła. Ale przecież Karl odbył już karę (przyznał się zresztą tylko do pierwszego gwałtu) i chce teraz zacząć nowe życie. Co gorsza, de facto to nie on cierpi z powodu zbiorowej nienawiści, lecz jego brat, który przygarnął go pod swój dach. Policja posuwa się nawet do tego, że próbuje odebrać Helmutowi nastoletniego syna, gdyż przebywanie w towarzystwie Karla rzekomo zagraża bezpieczeństwu dziecka. Gdy kilka kobiet, dotąd wytrwale biorących udział w demonstracjach, postanawia poznać rację drugiej strony i odwiedza dom Helmuta, by porozmawiać z potworem, natychmiast i ku nim kieruje się gniew autochtonów. Czy mieszkańcy rzeczywiście boją się o bezpieczeństwo swoje i swego potomstwa, czy raczej biorą udział w polowaniu na czarownice?  Dmuchają na zimne czy próbują rozpalić stos? I kto tu komu zagraża naprawdę? Jak głosi angielski tytuł filmu nie ma „ani wejścia, ani wyjścia” z tej sytuacji. Za dużo emocji, zbyt wiele sensacji. Pedofil stał się w dzisiejszych czasach uosobieniem szatana, a więc łatwo też zrobić z niego kozła ofiarnego. Ale czy społeczeństwo nie ma prawa bronić się przed tymi, którzy złamali jego zasady i wyrządzili innym zło? A po czyjej stronie w tym konflikcie stanie widz? „No entry no exit” stawia trudne pytania i bynajmniej nie daje łatwych odpowiedzi.


Jestem dziewczynką!
Holandia, 2010, 15′
reżyseria: Susan Koenen

Joppe urodziła się chłopcem, ale od kiedy pamięta, chciała być dziewczynką. Teraz ma trzynaście lat i poprosiła dzieci ze swojej klasy, by odtąd traktowały ją jak dziewczynkę. Udało się, ale nie wszystko jest takie proste, zwłaszcza gdy na horyzoncie pojawia się miłość. Czy będzie odwzajemniona?
Nawet jeśli nie i nawet jeśli Joppe ma świadomość, że nie będzie mogła urodzić dzieci, kończymy oglądanie filmu z wrażeniem, że ma ona ogromne szanse wieść naprawdę szczęśliwe życie. Bohaterka filmu Susan Koenen jest bowiem uderzająco silną osobą. A „Jestem dziewczynką!” to nie tylko zgrabnie nakręcona krótkometrażówka z transseksualną bohaterką, której historia opowiedziana jest szczerze i bez lukru, ale nie w poetyce „filmów o problemie”. I choć obraz ten jest rzeczywiście lekki w odbiorze – nie bez powodu wszystko jest tu ładne i wiosenne – chodzi o coś więcej. Jak mówi sama Susan Koenen, intrygują ją zwykli (w znaczeniu nie – sławni) ludzie, którzy mogą stać się dla innych wzorem radzenia sobie w niełatwych sytuacjach.


Lot specjalny
Szwajcaria, 2011, 100’
reżyser: Fernand Melgar

W 2008 roku Melgar nakręcił „Fortecę”, film, którego akcja rozgrywała się w Szwajcarskich Alpach, w ośrodku, w którym dwieście osób czekało na decyzję o przyznaniu im azylu w kraju mającym najsurowsze prawo azylowe w Europie. Podobnie, jak w przypadku „Fortecy”, głównym bohaterem „Vol Special” także jest prawo i jego funkcjonariusze, decydujący o losach pojedynczych ludzi i całych rodzin. Tym razem Fernand Melgar obserwuje życie mieszkańców i pracowników ośrodka dla nielegalnych imigrantów we Frambois w pobliżu Genewy. Zgodnie z przepisami, osoby, które nie posiadają ważnych dokumentów zezwalających na pobyt w państwie, które przybyszom z ubogich części świata wydaje się ziemskim rajem, mogą zostać zatrzymane na 24 miesiące. A później odesłane do kraju pochodzenia lotem rejsowym lub specjalnym czarterem. Niektórzy – niewielki procent – mogą zostać w Szwajcarii. Metoda Melgara przypomina nieco styl pracy Raymonda Depardona – to rodzaj uważnej obserwacji, próba opisu sytuacji, w której ludzie stają się przypadkami. Pozbawieni godności i podmiotowości mieszkańcy ośrodka miesiącami trwają w stanie zawieszenia, czekając na decyzję, która w większości wypadków okaże się wyrokiem. Melgar przygląda się działaniu systemu, nie oskarżając, nie oceniając, nie prowokując na siłę emocji. Za tym chłodem kryje się jednak opowieść o bezduszności prawa. Względnie spokojny tok narracji przerywa zresztą tragiczny wypadek, ujawniający ciemną stronę „lotów specjalnych”.


Miasto bez granic
Turcja, Niemcy 2011 93′
Reżyseria: Imre Azem

Według ocen ekspertów, za dwadzieścia lat liczba mieszkańców Stambułu, obecnie piętnastomilionowego, zwiększy się dwukrotnie. Miasto nad Bosforem już teraz należy do największych światowych metropolii i jest finansowym centrum regionu. Twórcy filmu z uwagą przyglądają się kosztom jego błyskawicznego rozrostu. Znakomicie zmontowany, okraszony animacjami i prowadzony w imponującym tempie film Imre Azema oszałamia zapierającą dech w piersiach panoramą miasta, które zdaje się rosnąć w oczach. Także gentryfikacja przebiega tu w przyspieszonym tempie. Stare dzielnice są bezpardonowo wyburzane, by zrobić miejsce pod nowe inwestycje. „Ecumenopolis” przybliża nam losy kilku rodzin, które wysiedlono z rozpadających się ruder do odległych o kilkadziesiąt kilometrów przedmieść. Wkrótce okazało się, że nowych lokatorów nie stać na zastępcze luksusy i większość z nich wróciła do centrum – tym razem w roli bezdomnych. Protesty oszukanych biedaków nie mogą jednak zatrzymać tempa przemian tureckiego super-miasta, starającego się o organizację Olimpiady w 2020 roku. Za sprawą chciwości deweloperów i wszechobecnej korupcji, niekontrolowany rozrost metropolii wkrótce może skończyć się katastrofą. Już teraz w wielu rejonach miasta brakuje wody, którą trzeba sprowadzać rurociągami z innych części kraju. Planowana budowa trzeciego mostu przez Bosfor teoretycznie odciąży duszący się w gigantycznych korkach Stambuł, ale jednocześnie spowoduje nieuchronną ekologiczną katastrofę.


Nasza szkoła
USA, Switzerland, Romania, 2011, 94′
reżyseria: Mona Nicoara, Miruna Coca-Cozma

„Nasza szkoła” zdecydowanie wyróżnia się na tle powstałych dotąd dokumentów o Romach. Tylko połączenie wiedzy i doświadczenia w dziedzinie praw człowieka, rzeczywistej chęci rozpoznania społecznych problemów i znakomitego filmowego rzemiosła mogło przynieść tak odkrywcze efekty. To nie koloryt lokalny ani ubóstwo – choć ani jednego ani drugiego tu nie brakuje – wypełnia kadry „Naszej szkoły”. Reżyserkom udało się sfilmować rasizm, a więc coś niepomiernie trudniej uchwytnego. Chodzi o rasizm systemowy, zinstytucjonalizowany i nieubłaganie wykluczający, choć przecież trudny do zarzucenia konkretnym jednostkom i wolny od gwałtownych emocji.
Pół wieku po głośnej sprawie Brown v Board of Education, która zapoczątkowała  desegregację białych i czarnych dzieci w amerykańskich szkołach, spokojne rumuńskie miasteczko szykuje się do podobnego eksperymentu. Przy wsparciu Unii Europejskiej dzieci z romskiego przedmieścia, dotąd w ofercie edukacyjnej mające jednoizbową ruderę z żałosnym poziomem nauczania, mają chodzić do szkoły w miasteczku, razem z innymi dziećmi. Jakie szanse będzie miał początkowy entuzjazm Beniego, Aliny i szesnastoletniej już Dany w zetknięciu z nową rzeczywistością? Kilkuletnia filmowa obserwacja pozwala nie tylko odpowiedzieć na to pytanie, ale i niemal dosłownie „zobaczyć” mechanizmy, o których z reguły możemy tylko czytać w socjologicznych studiach. Co więcej, śledząc losy integracyjnego projektu z perspektywy dzieci, inaczej przeżywamy jego klęskę. Nie zdradzając losów samych bohaterów, zdradźmy jeszcze tylko, że za europejskie pieniądze na integrację wybudowana została nowa szkoła… dla Romów.


Nie chcecie prawdy: 4 dni w Guantanamo
Kanada, 2010, 100’
reżyserzy: Luc Côté, Patricio Henriquez

Impulsem do powstania tego filmu stał się zapis czterodniowego przesłuchania, odtajniony wyrokiem kanadyjskiego Sądu Najwyższego. To jedyne nagrania z Guantanamo udostępnione szerokiej publiczności. W Nie chcecie prawdy jesteśmy konfrontowani z tym szokującym zapisem psychicznego znęcania się nad nastolatkiem. Postać w pomarańczowym kombinezonie, otoczona przez śledczych, to Omar Khadr: najmłodszy więzień Guantanamo, schwytany w wieku piętnastu lat, obywatel Kanady. Normalnie w tym wieku zostałby uznany za dziecko-żołnierza i wzięty pod opiekę ONZ, ale „wojna z terrorem” z założenia „usprawiedliwia” odstępstwa od normalności. Omar, syn konstruktora bomb Al Kaidy, oskarżony o zabójstwo amerykańskiego komandosa, do tej pory spędził w amerykańskich więzieniach osiem lat, a ma spędzić drugie tyle. Nie ma dostępu do edukacji i nie był prawidłowo leczony po ciężkich obrażeniach, jakich doznał w wyniku bombardowania (obrażenia te, jak dowodzą adwokaci, wykluczają możliwość udziału Omara w zarzucanym mu zabójstwie żołnierza Delta Force). Omar jest jedynym „zachodnim” więźniem pozostającym w Gitmo, jedynym, którego kraj nie wystąpił o ekstradycję, mimo że wszystkie instancje łącznie z Sądem Najwyższym Kanady uznały, że jego konstytucyjne prawa zostały pogwałcone. Przesłuchanie, które oglądamy w filmie, prowadzą kanadyjscy śledczy. Podzielony ekran, odpowiadający widokowi z różnych kamer, wytwarza wrażenie dystansu, ale czy długo uda się go utrzymać…?


Oblężenie
Kolumbia, RPA, USA, 2011, 88’
reżyser: Angus Gibson, Miguel Salazar

Jest rok 1985. Rewolucyjna bojówka M19 barykaduje się z zakładnikami w Pałacu Sprawiedliwości w Bogocie, siedzibie kolumbijskiego Sądu Najwyższego. Dzień później, po brutalnym szturmie z użyciem czołgów pałac zostaje zdobyty przez wojsko. Podczas oblężenia oprócz wszystkich porywaczy zginęło kilkudziesięciu zakładników. Wielu ciał nie udało się odnaleźć – część ofiar uznano za zaginionych. Tydzień później, w wyniku erupcji wulkanu Nevado del Ruiz zginęło dwadzieścia tysięcy Kolumbijczyków. Tragedia w Pałacu Sprawiedliwości schodzi na dalszy plan. W dwudziestą piątą rocznicę tych wydarzeń Angus Gibson i Miguel Salazar próbują dociec prawdy o szturmie z siódmego listopada, śledząc jednocześnie proces pułkownika Alfonso Vegi – dowodzącego tamtym atakiem, teraz oskarżonego o zamordowanie zaginionych. Film w znacznej mierze składa się ze znakomicie zmontowanych unikalnych materiałów archiwalnych – zarówno wojskowych, jak i nagranych przez dziennikarzy, dokumentujących 27 godzin oblężenia i szturmu. Drobiazgowa analiza archiwaliów nie pozostawia żadnych wątpliwości: osoby, po których później zaginął słuch, wyszły całe i zdrowe z odbitego gmachu. Archiwalia opatrzone są rzetelnym komentarzem i pełnymi emocji wypowiedziami nie tylko świadków i rodzin zaginionych, ale też uczestników szturmu – w tym cynicznego pułkownika Vegi. „Oblężenie” jest głosem w dyskusji na temat zmowy milczenia otaczającej zbrodnie autorytarnych reżimów Ameryki Południowej, ale także refleksją nad siłą filmu jako historycznego dowodu.


Poddam się jutro
USA, Wielka Brytania 2011 95’
reżyser: Michael Collins
Bohater dokumentu Michaela Collinsa spędził do tej pory czternaście lat w więzieniu. Mimo że zbrodnia, o którą jest oskarżony, zdarzyła się kilkaset kilometrów od miejsca, gdzie feralnej nocy widziało go kilkadziesiąt osób. Ale historia Paco Larrañagi jest dużo bardziej złożona niż większość opowieści o pomyłkach wymiaru sprawiedliwości. Rzecz dzieje się bowiem na Filipinach, gdzie od reguł praworządności ważniejsze są powiązania rasowe i klanowe, dodatkowo skomplikowane wszechobecną korupcją. Faktem jest, że popełniono zbrodnię; jej ofiarami padły dwie dwudziestolatki, należące do chińskiej mniejszości, tradycyjnie uznawanej na Filipinach za „gorszą”. Z kolei Paco należy do ustosunkowanego klanu z politycznymi koneksjami. Duży i pewny siebie chłopak idealnie pasuje do roli rozzuchwalonego bezkarnością „bandyty z dobrego domu” – jak chce to widzieć brukowa prasa. Podczas procesu, sąd – który trudno uznać za bezstronny, zważywszy na klanowe powiązanie sędziego z rodziną ofiar – orzeka najwyższy wymiar kary. Po kilkunastu miesiącach w celi śmierci, kara śmierci zostaje zmieniona na dożywocie (nowa pani prezydent decyduje o zniesieniu najwyższego wymiaru kary). Tymczasem podczas wyborów, sędzia który wydał feralny wyrok popełnia samobójstwo w podejrzanych okolicznościach. Paco co prawda nie musi już obawiać się zabójczego zastrzyku, ale jego sytuacja wciąż przypomina los bohatera najsłynniejszego utworu Franza Kafki… Wszystkich, którzy chcieliby dowiedzieć się więcej o sprawie Paco, lub podpisać petycję o jego uwolnienie, zapraszamy na stronę www.freepaconow.com



Portret rodzinny w czerni i bieli
Kanada, 2011, 99′
reżyseria: Julia Ivanova

Film Julii Ivanovej to nietypowy filmowy portret nietypowej rodziny. Mimo że składa się na nią aż siedemnaście osób, żadne z nich nie są naprawdę spokrewnione. Łączy je „inny” kolor skóry i przybrana matka: Olga Nenija, która przygarnęła szesnaścioro niemal wyłącznie czarnoskórych sierot. Życie na ukraińskiej prowincji nie należy do najłatwiejszych – szczególnie jeśli ktoś wyróżnia się w tak ostentacyjny sposób. Tymczasem na Ukrainie wzmagają się rasistowskie nastroje: wzorem Rosji coraz więcej „prawdziwych patriotów” wychodzi na ulice, by rozprawić się z obcymi. Reżyserka z wdziękiem puentuje wątek rasizmu na Ukrainie. Trudno powstrzymać się od śmiechu, słysząc jak jeden w czarnoskórych bohaterów narzeka na arabskich studentów, którzy „przyjeżdżają tu bałamucić nasze dziewczyny”.
Wzruszający film Ivanowej to z jednej strony trzeźwa refleksja nad kwestiami rasizmu i tolerancji, z drugiej – rodzinny dramat, w którym nie zabraknie suspensu. Olga nie jest Matką Teresą, jej metody wychowawcze niekiedy przywodzą na myśl musztrującego rekrutów sierżanta. Szesnastoletni Kirył, który odważył się sprzeciwić matce, nazywa ją „Stalinem w spódnicy”. I choć to krzywdzące porównanie, mentalność Olgi jest niewątpliwie produktem totalitarnego systemu, który posłuszeństwo stawiał wyżej niż indywidualność.


Pułapka Guantanamo
Niemcy, Kanada, Szwajcaria, 2011, 92’
reżyser: Thomas Selim Wallner

Choć mogłoby się wydawać, że „Pułapka Guantanamo” to kolejny spośród wielu filmów na temat amerykańskiego więzienia na Kubie, dokument Thomasa Wallnera  jest rzeczywiście wyjątkowy –  zarówno dzięki znakomicie dobranym bohaterom, jak i logicznej, przemyślanej konstrukcji. Wallner przedstawia nam historie czterech osób. Niektóre z nich nigdy się nie spotkały, ale losy każdej wpłynęły na pozostałe. Ich życie zmieniło się za sprawą Guantanamo. Oto oni. Murat Kurnaz – autor przetłumaczonej na polski książki „Guantanamo. Pięć lat z mojego życia” został wypuszczony z tytułowej pułapki bez postawienia zarzutów. Matthew Diaz: adwokat i whistleblower, który zapłacił słoną cenę za ujawnienie światu tajnej listy przetrzymywanych w Guantanamo (osoba, której wysłał listę, dostarczyła ją policji, uznając sprawę za żart). Diane Beaver – prawniczka wojskowa, z której w pewnym stopniu uczyniono kozła ofiarnego, autorka osławionego memo opisującego „ekstremalne” techniki, które można stosować przy przesłuchaniach podejrzanych o terroryzm więźniów. Czwarty bohater filmu Wallnera to hiszpański prokurator, Gonzalo Boye, który chce dokonać rzeczy niemożliwej – pociągnąć winnych do odpowiedzialności za nadużycia w Guantanamo, mimo że są to wysoko postawieni obywatele USA. Czy Boye trafi na pierwsze strony gazet dzięki „sprawie Guantanamo”?


Ratunku! Mamy geja w klasie
Holandia, 2010, 49′
reżyseria: Doesjka van Hoogdalem

Holandia uchodzi za oazę tolerancji i prawdziwy raj dla mniejszości seksualnych. Film Doejski van Hoogdalen może nieco ten mit nadszarpnąć. Jesteśmy tutaj świadkami lekcji na temat homoseksualizmu, jakie przeprowadza w szkołach grupa wolontariuszy. Nie polegają one jednak na pouczaniu młodych ludzi, co mają mniemać, lecz głównie na wysłuchaniu ich opinii i przemyśleń. Jak się okazuje, siła uprzedzeń i stereotypów, mających swoje źródło przede wszystkim w religijnych zakazach, jest wciąż straszliwa. Uczniowie pochodzą w dużej mierze z rodzin imigranckich (arabskich, hinduskich), większość z nich wyznaje islam, który surowo odnosi się do seksualnych odmienności. Ale w lekcjach uczestniczą też biali katolicy i oni również wykazują się brakiem zrozumienia. Padają wyzwiska, groźby, słowa obrzydzenia oraz pogardy. Głosy sympatii i empatii są zdecydowanie w mniejszości. Jeden z nastolatków twierdzi, że wygnałby z domu swoje dziecko, gdyby było „homo”, inny aż rwie się, żeby bić „pedałów”, jakaś dziewczyna przyznaje, że boi się przyjaciółki od momentu, gdy ta dokonała „coming outu”. Wiele w tym wypowiedziach jest chęci popisania się przed kolegami i kamerą, jasno jednak z filmu wynika, że otwarty gej czy lesbijka nie mieliby w danej szkole „życia”. Film van Hoogdalen (nota bene, bliskiej współpracowniczki zamordowanego przez islamskiego fundamentalistę reżysera Theo van Gogha) pokazuje, że edukacja w zakresie praw człowieka jest bardzo ważna także w krajach, które – wydawać by się mogło –  wszystkie lekcje z tego przedmiotu już przerobiły.


Sprawiedliwość dla Siergieja
Holandia 2010 62’
reżyserzy: Martin Maat, Hans Hermans

Bohater tego wstrząsającego dokumentu zmarł dwa lata temu w moskiewskim areszcie śledczym na Butyrkach – najprawdopodobniej w wyniku celowego nieudzielenia pomocy medycznej. Siergiej Magnicki był błyskotliwym prawnikiem i zwyczajnym, dobrym człowiekiem. Pracował w dużej zachodniej kancelarii prawnej w Moskwie. Na swoje nieszczęście, prowadząc jedną ze spraw, wpadł na trop największej rosyjskiej afery podatkowej ostatnich lat. Mimo wielokrotnie powtarzanych gróźb usiłował dokończyć prowadzoną sprawę. Wierzył, że dopóki sam nie zrobił nic złego, chroni go państwo. W końcu usiłował przecież zdemaskować przestępców okradających kraj. Okazało się jednak, że przestępcy noszą mundury Federalnej Służby Bezpieczeństwa. Ci, których chciał postawić przed sądem, wtrącili go do więzienia. Przez rok trzymano go w areszcie bez procesu, usiłując groźbami  doprowadzić do wycofania zeznań. Ale Siergiej nie dał się zastraszyć. Wciąż wierzył, że Rosja jest państwem prawa.  Więzienne warunki sprawiły jednak, że zaczął podupadać na zdrowiu. Mimo wielokrotnie ponawianych próśb, konsekwentnie odmawiano mu opieki lekarskiej. Zmarł 19 listopada 2009 roku. Władze nie zgodziły się na przeprowadzenie autopsji. „Sprawiedliwość dla Siergieja” to spóźniony hołd dla człowieka, który w pojedynkę stanął do nierównej walki ze skorumpowanym systemem.


Sprzedana
Szwecja 2010 72’
reżyser: Nima Sarvestani

Ten film ogląda się jak thriller. Nie bez przyczyny: w końcu stawką, o jaką tu chodzi, jest ludzkie życie. Niestety, historia opowiedziana przez Nimę Sarvestaniego wydarzyła się naprawdę. Ten dokument mógłby być świetnym argumentem na rzecz uniwersalizmu praw człowieka w sporze z kulturowym relatywizmem. Bohaterka filmu, Sabere, z pewnością nie zgodziłaby się z tezą, że jakakolwiek kultura uzasadnia łamanie jej podstawowych praw. Gdy miała 10 lat, sprzedano ją starszemu o 40 lat Talibowi. Ich „związek” oznaczał dla Sabere uwięzienie, bicie i kilkakrotne poronienia. Dziś szesnastoletnia, znalazła pomoc i schronienie dzięki organizacji pozarządowej pomagającej kobietom. Ponieważ ze strony męża grozi jej śmierć, decyzja o powrocie do matki i ojczyma będzie trudna. Nikt nie może znać miejsca pobytu Sabere, więc rodzina będzie musiała zmieniać miejsce zamieszkania. Przyrodnia siostra Sabere, Farzaneh ma 12 lat. Także ona została sprzedana, za tytułowe 50 owiec. Wprawdzie ojciec, który wobec przygniatającego ubóstwa nie widział innej drogi, chce poczekać z wydaniem córki do czasu, gdy będzie miała 15 lat, ale rodzina kupującego żąda Farzaneh już teraz. Czy Sabere zdoła ujść zemsty męża? Czy Farzaneh powtórzy jej los? Pełen napięcia i zwrotów akcji film Nimy Sarvestaniego dokumentuje opresję afgańskich kobiet bez uogólnień i ideologizowania, śledząc historię, która mogłaby się wydawać przesadnie sensacyjna, gdyby nie była prawdziwa.


Syria: kronika represji
Francja, 2011, 52′
reżyseria: Sofia Amara

„Kronika represji” to jeden z niewielu filmowych materiałów zrealizowanych w zamkniętej dla zachodnich dziennikarzy Syrii. Sofia Amara spędziła trzy tygodnie w Damaszku, Homs, Rastanie i Hamie, kręcąc po kryjomu małą kamerą HD. Jej pełen emocji reportaż – dziennik z niebezpiecznej podróży – dokumentuje tragedię walczących o wolność Syryjczyków i okrucieństwa rodziny Assadów, rządzącej krajem od ponad czterdziestu lat. Reżyserka spotyka organizatorów demonstracji umawiających się przez zamknięte grupy na Facebooku, byłych więźniów reżimu opowiadających o tym, co przeszli i pokazujących ślady po torturach oraz oficerów, którzy opuścili syryjską armię, żeby bronić swojego ludu i swoim autorytetem poprzeć działania opozycji. Nie mogło tu zabraknąć historii Hamza al-Khatiba. To symbol syryjskiej rewolucji – jego zmaltretowane ciało zostało wydane rodzinie po miesiącu tortur. Wszystkie spotkania odbywają się w tajemnicy, niewiele osób występuje z odkrytą twarzą. Ci, którzy się na to decydują, robią to świadomie narażając życie. Film Sofii Amary to nie tylko sensacyjny reportaż z kraju szczelnie zamkniętego przed światem, ale przede wszystkim wołanie o pomoc, wyrażone zresztą dosłownie przez jednego z mężczyzn obecnych na cmentarzu podczas pochówku kolejnej ofiary reżimu.

Szyb nr 8
Estonia, Ukraina, 2010, 94’
reżyser: Marianna Kaat

W Polsce nazywamy je biedaszybami: wyrobiska górnicze, z których – po zamknięciu nierentownych kopalń i masowych zwolnieniach – wydobywa się węgiel „na czarno”. We wschodniej Ukrainie są one nierzadko podstawą utrzymania bezrobotnych mieszkańców. Film Marianny Kaat rozgrywa się w miejscowości Sniżne w okręgu donieckim. Zostawieni na pastwę losu ludzie wykopali tu wiele takich dziur węglowych. Niektórzy we własnym ogródku, a nawet pod własnym domem. Także 15-letni Jura Sikanow – wnuk dyrektora z czasów sowieckich – pracuje „na kopalni”. Z zarobionych w ten sposób pieniędzy utrzymuje swoją rodzinę. Jego ojciec umarł, matka z ojczymem piją, zaś zbuntowana starsza siostra chciałaby wreszcie zacząć żyć własnym życiem. Reżyserkę mniej interesuje problem społeczny i ekonomiczny, jakim są owe biedaszyby, skupia uwagę na losach rodziny Sikanowów, której towarzyszy z kamerą przez cały rok. Próbuje też pomóc rodzeństwu wyrzucanemu z mieszkań i szkół, ledwo wiążącemu koniec z końcem. Kryzys światowy nie pozostaje bez wpływu na, i tak kiepską, sytuację nielegalnych górników. Prawie nikt nie kupuje od nich węgla. To jest moment, w którym i Jura musi zastanowić się nad swoją przyszłością. Nie chce przecież całe życie klepać biedy i mieszkać w zrujnowanym Sniżne. Kaat portretuje już nie „ofiary transformacji”, ale ich dzieci. Wygląda na to, że i one nie mają na Ukrainie zbyt wielu perspektyw.


Tahrir: Plac Wolności
Francja, 2011, 91’
reżyser: Stefano Savona

Film Stefano Savony to zapis dwóch najbardziej ekscytujących tygodni we współczesnej historii Egiptu. Dzień po dniu i noc po bezsennej nocy reżyser towarzyszy czwórce protagonistów, którzy wraz z tysiącami Kairczyków demonstrują nieposłuszeństwo wobec reżimu Mubaraka. Ruchliwa kamera włoskiego reżysera podąża za bohaterami, rejestrując chwile euforii, ale i zwątpienia, gorące dyskusje i gwałtowne konfrontacje. Dynamikę wydarzeń, które możemy obserwować niejako od środka, podkreśla znakomity montaż. Kamera przeciska się przez tłum szczelnie wypełniający plac Tahrir. Prześlizguje się po twarzach, wychwytuje szczegóły, które nabierają wagi symbolu (jak wzniesiony nad głową but, którym wymachuje jeden z demonstrantów). Powietrze wypełniają skandowane slogany, których hipnotyczna moc udziela się także widzom. Twórca świadomie rezygnuje z podpisywania swoich bohaterów, dzięki czemu film zyskuje na ekspresji; poza tym wielokrotnie z ekranu pada stwierdzenie, że ta rewolucja obywa się bez przywódców. Ale nadzieja na zmianę chwilami przeradza się w strach: czołgi na ulicach nie zwiastują happy endu, a reżim na wszelkie sposobu usiłuje zdyskredytować ruch, który połączył jego wszystkich przeciwników. Ale ani napastliwa propaganda, ani brutalne ataki wynajętych przez policję kryminalistów nie są w stanie zatrzymać lawiny, która w końcu zmiecie dyktatora. Ustąpienie Mubaraka zwiastuje finał filmu –  zbliżenie na tablicę z napisem THE END, którą triumfalnie macha jeden z demonstrantów.


Zamek
Włochy, 2011, 90’
reżyserzy: Massimo D’Anolfi, Martina Parenti

Przez rok Massimo d’Anolfi i Martina Pareti dokumentowali życie międzykontynentalnego lotniska Malpensa pod Mediolanem, zaglądając przede wszystkim tam, gdzie wzrok zwykłych podróżnych z reguły nie sięga. W ich filmie rozmaite służby i policje – imigracyjne, celne, bezpieczeństwa, porządkowe i finansowe oglądamy przy pracy i w czasie treningu. Jesteśmy świadkami intensywnego kontrolowania, przeszukiwania i prześwietlania ludzi, zwierząt i rzeczy. Obserwujemy m. in. funkcjonariusza czytającego sms-y podróżnego, a na rentgenowskim obrazie widzimy kapsułki z kokainą, które we własnym ciele przewozi inny podróżny, słyszymy też, jak opowiada on policji swoją historię przed i po prześwietleniu. Trudno nie zgodzić się ze zdaniem twórców filmu, iż nigdzie nie da się lepiej uchwycić obsesji bezpieczeństwa i kontroli przenikającej nasz świat niż właśnie na międzynarodowym lotnisku. Swój znakomity obserwacyjny film d’Anolfi i Pareti konstruują bardzo rozważnie, wydobywając z rzeczywistości siłę metafory.   Paradoksalnie, skojarzenia z Kafkowskim arcydziełem, jakie nasuwa tytuł filmu, najsilniej chyba narzucają się nie wtedy, gdy obserwujemy rozmaitych strażników „twierdzy Europa”, ale wtedy, gdy oglądamy długie sekwencje z bohaterką, dla której dworzec lotniczy jest już nie metaforą domu, ale po prostu domem. Kiedy patrzymy, jak w lotniskowej toalecie myje włosy i gotuje obiad, uświadamiamy sobie, że uczuciem panującym wewnątrz pilnie chronionego „zamku” jest dojmująca samotność.


Żarówkowy spisek
Hiszpania, Francja 2010 75′
Reżyser: Cosima Dannoritzer

Dawno, dawno temu… wytwarzano trwałe przedmioty. Historia pewnej żarówki, od ponad stu lat oświetlającej bazę straży pożarnej gdzieś na amerykańskiej prowincji, staje się w dokumencie Cosimy Danorritzera punktem wyjścia do refleksji na temat współczesnego modelu produkcji i konsumpcji. Według twórców filmu, stare dobre czasy skończyły się już w 1924 roku, kiedy kartel Phoebus zawiązany przez amerykańskie firmy elektryczne ograniczył do 1000 godzin tzw. spodziewaną żywotność żarówek. Od tego momentu wszystko zaczęło się psuć: firmy w pogoni za zyskiem poprzestają na wytwarzaniu rzeczy gorszej jakości, tak aby konsumenci musieli je jak najczęściej wymieniać na nowe. Co więcej, obecnie do niektórych produktów – ten wątek filmu rozwinięty jest na przykładzie drukarek – wbudowuje się mechanizm uniemożliwiający ich funkcjonowanie po wykonaniu określonej liczby zadań. Inny interesujący przykład dotyczy jednego z pierwszych modeli iPoda, wyposażonego w baterię o krótkiej żywotności, której nie można było wymienić. Konsekwencją ekonomicznego modelu, w którym rynek nieustannie zalewany jest nowymi, lepszymi wersjami tych samych przedmiotów, są rosnące góry śmieci. Z problemem śmieci konsumpcyjne społeczeństwa Zachodu radzą sobie przy pomocy… krajów Globalnego Południa, które za niewielką opłatą (najczęściej wędrującą prosto do kieszeni skorumpowanych urzędników) przyjmują tony toksycznych odpadów. Przyszłe pokolenia wystawią nam słony rachunek za ten niekończący się karnawał zakupów na kredyt. Tylko czy w obliczu kryzysu można nawoływać do ograniczenia konsumpcji?